Rozdział 5

Pierwszego grudnia spadł pierwszy śnieg. Leon wyglądał jakby jego największe marzenie właśnie się spełniło. Skakał z radości po całym domu i śpiewał kolędy.

- Musimy jechać na zakupy. - zauważyła Ruby siadając na kanapie obok mnie skąd obserwowałem chłopca. - Leon nie ma, butów i kurtki. Ja też muszę kupić jakieś kozaczki. - skrzywiła się, jakby sama myśl o przymierzaniu tych wszystkich rzeczy budziła w niej przerażenie.

- Dzisiaj? - jęknąłem. W to niedzielne popołudnie chciałem jedynie obijać się na kanapie z moją rodziną, a nie łazić po sklepach jak tragarz. Ruby może i teraz była zdenerwowana tym, że musi jechać do sklepu, ale jak tylko przekroczy próg galerii obudzi się w niej potwór. Będzie latać od sklepu do sklepu i przymierzać niemal każdą rzecz.

- Tak, bo naprawdę potrzebne nam są buty zimowe.

Miałem co do tego inne zdanie, ale nauczyłem się, że z kobietą nie wygram. 

- Okej, więc chodźmy i miejmy to już za sobą. - westchnąłem, podnosząc się z kanapy. Ruby zaklaskała w dłonie, uradowana tym, że udało jej się mnie namówić

- Ubieramy się Leon!

Chłopiec wcale nie był chętny do wyjścia, zwłaszcza kiedy usłyszał, ze jedziemy na zakupy. Zapierał się rękami i nogami i tłumaczył, że w zupełności wystarczą mu buty z zeszłego roku, nawet jeśli chodzenie w nich oznacza podkulanie palców. Doskonale go rozumie, zakupy z Ruby naprawdę są męczące, a zwłaszcza porą zimową, kiedy trzeba tachać ze sobą nakrycia wierzchnie, a w galerii panują tak wysokie temperatury, że człowiek ma wrażenie, że się topi. Oczywiście dla niej to nie jest problem, bo to zawsze ja muszę nosić wszystkie jej rzeczy, pod czas kiedy ona lata po sklepach jak opętana. W każdym razie, Leon zgodził się współpracować tylko dlatego, że zagroziła mu rózgą pod choinkę. To ten czas kiedy dzieci ma całym świecie robią wszystko co się im każe, ze strachu przed beznadziejnym prezentem, a ich rodzice bez skrupułów to wykorzystują. 
Kiedy udało mi się zawiązać przyciasne buty chłopca, poczułem się prawie jak Alpinista po zdobyciu szczytu. Leon stał teraz w przedpokoju w kombinezonie, małych butach, czapce spadającej na oczy i rękawiczkach z jednym oddzielonym palcem i teraz spokojnie czekał aż obwiąże go szalikiem. Pot lał się ze mnie strumieniami, ponieważ również byłem już w pełni ubrany. Czekaliśmy teraz, aż Ruby skończy się malować. Trwało to znacznie dłużej, niż obiecała że będzie. 

- Jest mi gorąco. - poskarżył się Leon, kiedy poprawiałem jego kaptur. Stał z rączkami wyprostowanymi na boki, zgaduje, że nie mógł ich zgiąć.

- Mnie też. - Wyprostowałem się, wycierając rękawem pot lejący się z czoła. - Ruby! Pośpiesz się!

- Już, już, tylko jeszcze sekundka! 

- Ona to już mówi dziesiąty raz. - Zauważył Leon, kiwając się na piętach. - Cisną mnie te buty.

- Mówiłeś, że dasz radę w nich chodzić jeszcze rok. - Przypomniałem mu, poprawiając ześlizgującą się na jego oczy czapkę.

- Zmieniłem zdanie. - Fuknął, opierając się o ścianę. - Chyba zaraz zemdleje. Jedźmy bez niej. - Zaproponował z nadzieją w głosie. Ten pomysł wcale nie był taki zły, zwłaszcza że zakupy we dwójkę byłyby znacznie szybsze. Jednak dziewczyna też potrzebowała kupić kilka rzeczy, a jeśli teraz bym ją zostawił, musiałbym jechać z nią na osobne zakupy. Dla Leona nie byłby to problem, bo pewnie zostałby wtedy z Liamem, ale jeśli ja mam cierpieć, to on też. Dlatego pokręciłem jedynie głową, pozbywając go wszelkich nadziei. - Ta czapka mnie gryzie.

- To nie czapka, to wszy. - Mrugnąłem do niego, ale zaraz później oberwałem po głowie od Ruby, która nie wiadomo kiedy znalazła się zaraz za mną.

- Nie mów mu tak! 

- Cały czas narzeka. Jak byłem w jego wieku, to mama ubierała mnie w cisnące i szorstkie rajstopy i tak nie narzekałem! A w butach chodziłem po Gemmie! Wszystko miałem po Gemmie! - warknąłem, trzęsąc się na samo wspomnienie drapania przez rajstopy. To był koszmar i nie wiem jak dziewczyny mogą godzić się na noszenie ich bez przymusu.

- Szkoda, że mózgu po niej nie dostałeś. 

- Co?

- Nic, jedźmy już.

Kiedy udało nam się już upchać do samochodu i pozapinać Leona w pasy, wycofałem powoli z podjazdu. Oczywiście w połowie drogi, przed nami pojawił się pług śnieżny, jadący z prędkością ślimaka. Nerwowo stukałem o kierownicę, przeklinając samego siebie że zgodziłem się na te zakupy. Kiedy po naprawdę długim czasie, udało na się nareszcie dotrzeć na parking galerii, pojawił się kolejny problem. Brak miejsca parkingowego. Czy ludzie naprawdę nie mają ciekawszych rzeczy do roboty, niż zakupy w niedzielę? Po naprawdę wielu minutach poszukiwania, znalazłem jedno wolne miejsce i to dość blisko wejścia do sklepu. Ruby wyszła z auta i od razu przeszła do odpinania Leona. Chciałem wyrzucić starą butelkę z lodem, który wczoraj był jeszcze wodą mineralną. Truchtem ruszyłem w stronę kosza na śmieci.

- Ostrożnie Harry! Jest ślisko! - Ruby krzyknęła, sunąc stopami po chodniku i kurczowo trzymając dłoń Leona. Przez jej nadopiekuńczość chłopiec miał odsłonięte jedynie oczy i miałem wątpliwości czy w ogóle może oddychać.

- Milcz kobieto. - Mruknąłem, w dalszym ciągu biegnąc. Kiedy byłem już prawie obok kosza na śmieci, moja stopa poślizgnęła się, a moje pośladki zaliczyły bliskie spotkanie z zimnym i twardym jak diabli lodem.

- Mówiłam! Nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona, ale ja mogłem dostrzec jej delikatny uśmiech. Cieszyła się, że po raz kolejny wyszło na jej. - Widzisz, dlatego nie wolno biegać zimą. - Zwróciła się do chłopca, który przez krępujące go szalik i kapuzę, nie mógł nawet pokiwać głową. Niech te zakupy się już skończą.

Z każdym kolejnym sklepem jaki odwiedzaliśmy, traciłem nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze stąd wyjdziemy. Dziewczyna zapowiedziała mi również, że za dwa tygodnie jedziemy na zakupy przedświąteczne, a ja naprawdę miałem ochotę utopić się w jednej z fontann na środku galerii. Wszędzie było pełno ludzi, którzy się o mnie obijali, a ja co chwila potykałem się o własne stopy. Przez górę kurtek i reklamówek, które musiałem nosić nie widziałem nawet gdzie idę. Ruby wydawała się świetnie bawić i dopiero kilka minut temu pozwoliła, żebym ja i Leon nie wchodzili z nią do sklepu. Byłem głodny i naprawdę chciałem iść coś przekąsić, a zapach jadzenia wydobywający się z kolejno mijanych restauracji, wcale nie pomagał.

Kiedy Ruby ekscytowała się kolejnym sklepem ja i Leon siedzieliśmy na ławce w otoczeniu kilku innych mężczyzn, którzy najwyraźniej również zostali dzisiaj wrobieni w zimowe zakupy. Pod między moimi nogami leżały torby  zakupami, oczywiście prócz butów i kurtki dla Leona, kupiliśmy mu czapkę, szalik, rękawiczki, spodnie zimowe, a nawet majtki termoaktywne. Ruby nie znalazła dla siebie żadnych ciekawych butów, za to pocieszyła się pięcioma sukienkami i lakierem do paznokci. W całej galerii rozbrzmiewały już kolędy, a na każdej niemal wystawie widniały malowane płatki śniegu i informacja o świątecznych promocjach. Byłem prawie pewny, że jeszcze wczoraj tego nie było. Kiedy tak rozglądałem się wkoło, zauważyłem sklep jubilerski. Biżuteria byłaby dobrym prezentem dla Ruby i może też dla mojej mamy. Kobiety lubią błyskotki i inne drogie rzeczy. Leon grał na telefonie w tetris, a Ruby dalej oglądała jakieś sukienki. Z braku jakichkolwiek zajęć podszedłem bliżej do wystawy, która szczególnie zwróciła moją uwagę. Pierścionki zaręczynowe.

Okey! Więc po pierwsze chciałam wyjaśnić sprawę z gwiazdkami. Nie chce, żebyście mnie wzięli za jakąś niewdzięczną i zachłanną babę. Nie uważam żeby gwiazdek było mało, wręcz przeciwnie ciągle zaskakuje mnie tak wielka ich liczba. Ale jeśli pod jednym z rozdziałów dajmy na to jest (liczby przypadkowe) 50 gwiazdek a pod następnym jest ich 20 to biorę to jako znak, że coś jest nie tak. I to nie z wami, tylko z tym co pisze. Nie będę dawał jakiegoś dziwnego limitu gwiazkowego (jakkolwiek to brzmi) ani tym bardziej nie zawieszę opowiadania, bo są osoby które czytają go od początku i nie mogłabym zrobić czegoś takiego (tak, ja was wszystkich widzę i ja wiem że tu jesteście XD). Czasami po prostu mam wątpliwości czy się nie wypaliłam.

Dzisiaj jest również wyjątkowy dzień, ponieważ @xfancy ma swoje 17 urodziny! Sto lat, sto lat! I dlatego właśnie ten rozdział dedykuje jej (znaj moją dobroć!) :D

PLUS! Zrobiłam w końcu te końcówki, jeśli ktoś chce zobaczyć jak wyszło, to zapraszam na mojego ig: carmellkowelove

ask//snapchat : carmellkowelove

Twitter @noellkid

Do nastęonego! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top