rozdział 10

Notka pod rozdziałem 

Wyrwana ze snu przez dzwonek do drzwi, przetarłam leniwie oczy. Mój policzek był przyklejony do nagiej klatki piersiowej, a ręce Harry'ego ciasno oplatały moją talię. Kiedy upewniłam się, że dzwonek nie był tylko wytworem mojej wyobraźni, powoli wyplątałam się z objęć mojego narzeczonego. Obciągnęłam koszulkę, która przez noc podwinęła mi się prawie do samej szyi, ubrałam leginsy leżące na krześle i poprawiłam rozczochrane włosy. Po drodze zajrzałam do pokoju Leona, aby upewnić się, że hałas go nie obudził. Na szczęście miał niesamowicie mocny sen. Zbiegła po schodach w duchu sobie obiecując, że jeśli to jeden z dzieci sprzedających ciastka, to osobiście powyrywa mu wszystkie włosy. Zaczerpnęłam głęboki oddech i przekręciłam klucz w drzwiach. Zanim moja ręka wylądowała na klamce, drzwi otworzyły się a do środka, prócz zimnego powietrza weszła Anne, a zaraz za nią obładowany torbami Robin, Który stopą zamkną drzwi.

- Dzień dobry kochanie. - Przytuliła mnie mocno, cmokając w policzek. - Chłopcy jeszcze śpią?

- Tak, jest jeszcze.... - Przerwał mi głośny tupot stóp, a już chwile później na szczycie schodów pojawił się zaspany Harry bez koszulki.

- Kto przyszedł? - wymamrotał, poprawiając gumkę od spodni dresowych.

- Syneczku! 

Harry został otoczony ramionami swojej rodzicielki, które zacisnęły się na nim jak imadło. Nie wiedział co zrobić, więc jedynie uśmiechnął się do swojego ojczyma i ucałował czoło kobiety.

- Cześć mamo, co robicie tak wcześniej? 

- Obiecałam Ruby, że przyjadę i jej pomogę. - Wyjaśniła, puszczając w końcu swoje dziecko. - A gdzie jest mój wnuk?

- Jeszcze śpi. Jak każdy normalny człowiek. - Burknął Harry, obrywając za to w żebra ode mnie. Wywrócił oczami i odebrał od Robina torby i reklamówki.

- Ty się nie wymądrzaj, tylko lepiej zrób coś ze swoim pojazdem. - Zauważyła Anne, grożąc synowi palcem. Robin pomógł jej ściągnąć płaszcz i odwiesił go na wieszak. 

- A co jest nie tak z naszym podjazdem? 

- Twoja mama na nim ujechała. - Wyjaśnił Robin, ściągając swoje buty.

- No w takich butach, wcale mnie to nie dziwi. 

Oczy wszystkich spoczęły na kozaczkach kobiety. Wysoka platforma i ogromny obcas faktycznie nie wyglądały na bezpieczne i stabilne. Anne jednak prychnęła, dając nam do zrozumienia, że kompletnie się na tym nie znamy. 

- Po prostu posyp to jakimś piaskiem.

- Nie uważasz, że w twoim wieku, nie powinnaś już chodzić w takich butach?

- Co jest nie tak z moim wiekiem? 

- Nic, po prostu masz już prawie... 

Zanim zdążył dokończyć, dłoń Anne nakryła jego usta. 

- Nie wspominaj o moim wieku. - Ostrzegła. - Jestem wiecznie młoda.

Demonstracyjnie poprawiła swoje włosy upięte w koka.

- Babcia! - Wesoły pisk Leona rozniósł się po domu, a zaraz za nim nastąpił głośny tupot stóp. Chwile później Leon był już uwieszony na szyi Anne i wesoło majdał nogami w powietrzu. Dłuższą chwile później, wszyscy usiedliśmy przy stole, popijając herbatę i jedząc kanapki, które zrobiłam razem z Harrym. Leon siedział na kolanach swojego dziadka i pokazywał mu rysunki, które wykonał na kółku plastycznym, na które po wielu namowach Harry zdecydował się go zapisać. Właśnie sięgałam po kolejną kanapkę, kiedy przerwał mi zaskoczony głos

- Co to jest? 

Wszyscy podążyli za pytającym spojrzeniem Robina, wprost na mój pierścionek zaręczynowy. Głośny pisk wyrwał się z ust Anne, kiedy zrozumiała jak wyjątkowa jest ta biżuteria. Zasłoniła usta ręką i gwałtownie wstała, uwieszając się na szyi Harry'ego.

- Mój mały chłopczyk ma narzeczoną. - Ucałowała soczyście jego policzek.

- Mamo, proszę cię. - Styles jęknął, ocierając to miejsce rękawem. - Wiesz, że tego nie lubię.

- Jako dziecko też nie lubił jak go całowałam przy znajomych. Za to w domu był straszną przytulanką. Raz nawet...

- Stop! - krzyknął, przerywając kolejną opowieść swojej mamy. - Myślałem, że wyczerpaliśmy już pokład żenujących historii z mojego dzieciństwa.

- Przecież to twoja narzeczona. - Wyjaśniła, z dumą podkreślając ostatnie słowo.

- Ale może się jeszcze wycofać, a tak się stanie jeśli opowiesz jej jeszcze jedną anegdotkę z mojego życia.

- Tak właściwie, to uwielbiam słuchać o twoim dzieciństwie. - Sprostowałam, mrugając do kobiety. - Byłeś takim uroczym i niezdarnym dzieckiem.

- Milcz kobieto.

Kiedy wszyscy zjedliśmy śniadanie, każdy przystąpił do przydzielonego mu zadania. Pod czas gdy ja i Anne zajmowałyśmy się przygotowaniem wszystkich potraw w kuchni, Robin z Leonem i Harrym odśnieżali i posypywali podjazd. Nie mieli na to ochoty, ale w żaden z nich nie miał odwagi przeciwstawić się rozkazowi kobiety. Mama Harry'ego była niesamowicie ciepłą osobą, ale mimo to potrafiła być stanowcza i władcza. Na tyle aby zmusić troję mężczyzn do bezwzględnego posłuszeństwa. Musiałam się tego nauczyć, jeśli chciałam dać sobie radę z dwójką moich urwisów.

Co jakiś czas jej wzrok padał na mój palec serdeczny, a wtedy na jej twarzy gościł ogromny uśmiech. W pewnym momencie jej ramiona objęły mnie mocno.

- Cieszę się, że pojawiłaś się w życiu mojego syna. - Przyznała, ocierając łzę. - Mam nadzieję, że w nim zostaniesz.

- Zasnął. - Harry z westchnieniem ulgi opadł na łóżko. Leon uparł się, żeby przeczytać mu bajkę i dzisiaj, metodą kamień, papier, nożyce, doszliśmy do wniosku, że to właśnie Harry będzie tym szczęściarzem, który mu tą bajkę przeczyta. Oboje byliśmy dzisiaj niesamowicie zmęczeni. - Namówił mnie na przeczytanie aż dwóch, koniecznie muszę poćwiczyć asertywność.

Wcierając krem w dłonie, usiadłam na łóżku obok Harry'ego. W domu nareszcie zapanowała cisza, a my mogliśmy odpocząć po wyczerpującym dniu spędzonym w rodzinnym gronie. Uwielbiałam Anne i dopiero dzisiaj, piekąc z nią ciasto, poczułam jak bardzo brakowało mi matczynej miłości. To też przypomniało mi o pewnej rzeczy, o której myślę od pewnego czasu. Mokre usta chłopaka całowały moje ramię, przypominając mi o swojej obecności. Uśmiechnęłam się i wciągnęłam powietrze, zbierając w sobie całą odwagę i pewność siebie. Musiałam to zrobić teraz. Bałam się jaka będzie jego reakcja i dlatego zbierałam się w sobie. Odwróciłam się w jego kierunku, niezdarnie gramoląc się na jego kolana. Uśmiechnął się i zaczął zsuwać jedno z ramiączek od mojej jedwabnej koszulki do spania. Chwyciłam jego twarz w obie dłonie i skierowałam ją tak aby móc mu patrzeć w oczy.

- Chce z tobą o czymś porozmawiać. - Oznajmiłam, przygryzając wargę.

- Brzmi dość poważnie, co się stało? 

- Myślałam ostatnio o pewnych sprawach. - Zaczęłam, a w jego oczach pojawił się błysk zmartwienia. Przeniosłam dłonie na gumkę od jego spodni dresowych i zaczęłam bawić się sznureczkami. - Za niedługo będziemy małżeństwem i...

- Rozmyśliłaś się? - zapytał przerażony, a jego oczy się rozszerzyły.

- Nie, oczywiście, że nie. - Wiedziałam, że muszę przejść do sedna sprawy, zanim Harry wpadnie na kolejny głupi pomysł. - Chce adoptować Leona.

Trochę mi się w głowie przewraca z powodu perspektywy powrotu do szkoły, ale wpadłam na pomysł zorganizowania twitcama, na którym mogłabym odpowiedzieć na Wasze pytania dotyczące mnie i moich opowiadań, tylko zastanawiam się czy ktoś z Was byłby na niego chętny, bo jakby nikt miał nie wejść to nie miałoby to sensu. Będzie mi miło jak napiszcie co o tym myślicie w komentarzu.

Do końca tej części zostało jeszcze jakieś 6-7 (tak myślę) rozdziałów i dlatego mam pytanie - jest sens pisanie kolejnej, czy poprzestać na tej? 

ask//snapchat : carmellkowelove 

Twitter @noellkid

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top