7 - Chamomile and Peach
Taehyung ciekawie zaglądał przez okno żółtej taksówki, kiedy Jungkook z lekką krępacją prowadził rozmowę z gadatliwym kierowcą. Okazało się, że mężczyzna w podeszłym wieku jest wielkim miłośnikiem ogólnikowej motoryzacji, toteż nie mógł nie poznać takiej osobistości, jaką był Jeon Jungkook. Na całe szczęście rozmowność szła u niego w parze z naprawdę sprawną jazdą, toteż po niedługim czasie mężczyźni znaleźli się w podanym przez starszego miejscu.
Santa Monica State Beach.
Kim powoli wysiadł z pojazdu, podczas gdy biznesmen zapłacił uradowanemu taksówkarzowi, nie szczędząc mu przy tym solidnego napiwku. Po schowaniu skórzanego portfela do kieszeni, dołączył do stojącego na chodniku nastolatka, zaglądającego na znajdujący się kawałek dalej ogrom wody, poprzedzającego przez żółte fale piasku.
Taehyung naprawdę niewiele wiedział o świecie. Nie znał się na zwyczajach, tradycjach, a pewnie nawet przy wymienianiu pozornie banalnych stolic mogłoby się zdarzyć, że w jego szkolną wiedzę wkradłaby się niejedna pomyłka. Ale Taehyung mimo to potrafił docenić piękno obcych kultur.
– Cudowne... – szepnął, bardziej sam do siebie, aniżeli do mężczyzny stojącego obok, jednak ten wyłapał to skierowane w bezkresną przestrzeń słówko.
– Prawda? – uśmiechnął się ciepło.
A jego uśmiech był cieplejszy nawet od piekącego, kalifornijskiego słońca.
°
Jungkook nie potrafił pojąć tego, jak szybko płynął czas w towarzystwie jasnowłosego. Dzieciak ciągle się śmiał, bryzgał w lazurowej wodzie i biegał po prażącym stopy piasku, garściami chwytając wszystko, co tylko było do wzięcia.
Aż w końcu zrobiło się późno.
Taehyung wolniutko spacerował, przy okazji delektując się ogromną porcją lodów truskawkowych, których młody milioner zwyczajnie nie potrafił mu odmówić.
Obydwoje wkroczyli na przepiękne molo. Zostawili za sobą potężny diabelski młyn, który powoli toczył następne koło. Leciutka bryza powoli wzmagała na sile, kiedy słońce chowało się za bezkresem wody.
– Niesamowite, prawda? – szepnął Taehyung, nie potrafiąc oderwać wzroku od całej tej amerykańskiej cudowności.
– W rzeczy samej – odparł krótko Jeon, opierając się o jedną z barierek. – Wyjazd... Podoba ci się?
– A istnieje w ogóle opcja, aby było inaczej? – zaśmiał się młodszy. – Nigdy nawet nie śniłem, że przyjdzie mi doświadczyć takich cudowności. I wiesz... – zatrzymał się na chwilę, spuszczając głowę. – Nienawidziłem mojej pracy, kiedy musiałem sprzątać po twoich wielkich przyjęciach. Robiłem to bez słowa skargi, bo bałem się wypowiedzenia, a naprawdę potrzebowałem jakiegokolwiek źródła utrzymania. Przez długi czas czułem do ciebie ogromną niechęć i –
– Pamiętaj, że mogę zwolnić cię nawet teraz – rzucił beztrosko, na co Taehyung omal nie udławił się kawałkiem chrupiącego wafelka. – Żartuję oczywiście. Nie jestem szczególnie zaskoczony twoją odrazą co do mojej osoby. Mało kto mnie lubi, a jeszcze mniej lubią mnie moi pracownicy, którzy muszą uprzątnąć bałagan zostawiony przez tych pierwszych.
– To po co ty w ogóle organizujesz te wszystkie zabawy?
– Rodzaj wewnętrznego kryzysu. Chyba staram się sobie wmówić, że mogę imprezować tak, jak każdy inny facet w moim wieku. Haczyk jest tylko taki, że mimo zaledwie dwudziestu czterech lat, ja mam o wiele więcej do stracenia niż przeciętny student, nawet na najlepszym uniwerku.
Słońce wędrowało coraz niżej, dotykając błękitu oceanu. Taehyung powoli kończył kupioną dla niego słodycz. Jungkook dostrzegł, że truskawkowy deser ukradkiem spływał po kącikach jego ust.
– Czekaj, ubrudziłeś się... – powiedział starszy, niedelikatnie wycierając kciukiem okolice warg blondyna, który odrobinkę się zarumienił.
Miał szczerą nadzieję, że Jeon tego nie dostrzegł.
Nie można jednak było nie zauważyć tętniących czerwienią policzków, kiedy Taehyung niemalże wstrzymał oddech, widząc, jak ciemnowłosy bez absolutnie żadnej krępacji oblizał koniuszek swojego paluszka.
– Och, wybacz – rzucił krótko, podczas gdy na jego usta wstąpił złośliwy uśmieszek. – Ktoś tu chyba jest wrażliwy na dotyk.
Taehyung oparł swoje chudziutkie ręce o barierkę, zaś dłonie usadowił na zawstydzonej buzi. Biznesmen jedynie patrzył z politowaniem na jego posturę, nawet nie chcąc go uświadamiać, że właśnie przegapił przepiękny zachód słońca. Ogromna, żółta kula schowała się za ogromem wody, zaś niebo oblało się purpurą. Wiatr wzmógł na sile, rozburzając włosy i wplątując się w ubrania.
Wtedy Jungkook po raz pierwszy to poczuł.
Uzależniający zapach brzoskwini i rumianku.
°
Pnące się ku niebu luksusowe apartamentowce zachwycały swoją bielą, elegancją i wyrafinowaniem. Ich dwójka weszła do windy, Jeon wybrał najwyższe piętro. Wznieśli się ku górze, a Taehyung w środku umierał z całej tej paniki, która ogarnęła jego ciało.
Znaleźli się na upragnionym piętrze, Jungkook przepuścił młodszego przodem.
Nadal to czuł.
I to doprowadzało go do szaleństwa.
– Które drzwi? – zapytał niepewnie Taehyung, choć wybór nie był zbyt duży, bowiem piętro dzieliło się tylko na dwa apartamenty.
– Te po lewej – odparł szybko starszy, przejeżdżając ręką po swoich ciemnych włosach, by jakkolwiek je ułożyć po całym tym dniu.
Melodyjny dzwonek był słyszalny nawet na korytarzu. Nie musieli czekać długo, aby drzwi otworzyły się, a w nich stanął jasnowłosy przyjaciel Jeona.
– Jungkook – rzucił beztrosko miły, lecz stanowczy głos, wyciągając rękę ku brunetowi.
– Yoongi – odparł młodszy, przeradzając uścisk dłoni w przyjacielskie objęcie.
Stojący z boku Taehyung mógł bez problemu wyczuć tę dziwną siłę, która biła od tej dwójki. Tę specyficzną aurę niewymuszonej pewności siebie. Dwójka biznesmenów obdarzyła się ciepłymi uśmiechami, odsuwając się od siebie. Wtedy właśnie wzrok Mina skierował się na najmłodszego.
Kolejna osobistość, której wstyd byłoby nie znać. Min Yoongi – najbardziej popularny koreański projektant oraz założyciel domu mody Agust D. Zapewne koreańskie media wychwalałyby go ponad niebiosa tak samo jak Jeona, gdyby nie fakt, że otwarcie przyznał się do biseksualizmu.
– A tutaj mam przyjemność z... – zaczął Yoongi, wznosząc rękę ku blondynowi.
– Kim Taehyung – przedstawił się, przy okazji nerwowo się uśmiechając i niepewnie ściskając szczupłą dłoń.
– Min Yoongi, miło mi – odpowiedział starszy, kontynuując festiwal uniesionych do góry kącików. – Wejdźcie, rozgośćcie się.
Jungkook bez większej krępacji zdjął buty i usadowił swoje cztery litery w centrum salonu, na skórzanej kanapie. Niestety, dziewiętnastolatek nie miał w sobie na tyle luzu, by tak po prostu zignorować otaczający go przepych. Od razu było widać, że w tym miejscu mieszka ktoś z ogromną pasją do mody. Standardowy, skandynawski wystrój przeplatał się z kolorową fikuśnością. Ściany pełne były obrazów i zdjęć, zaś wszędzie dało się zauważyć wielobarwne bukiety, dodatkowo ożywiające wnętrze.
Na pewno było to mieszkanie, które na długo zapadnie mu w pamięć, choć wątpił, że sam chciałby w takowym mieszkać.
Przysiadł nieśmiało obok ciemnowłosego, który wesoło założył nogę na nogę. Młodszy siedział jednak jak na szpilkach, zaś jedynym gestem, który pozwolił sobie wykonać, było pogładzenie zapewne drogiej kanapy.
Wiedział już, co zaraz się zacznie – dwójka bogaczy zacznie dyskutować o swoich sprawach, a on jedynie miał nadzieję, że zostanie mu podana chociaż jakaś kawa, w której mógłby zanurzać swoje usta, by nie musieć ich zbędnie otwierać.
Pamiętał, że chodziło tutaj o reklamę. Domyślał się więc, że w produkowanych przez Jeona samochodach mają zasiąść piękni modele i modelki, by właśnie takową formą zwrócić na siebie uwagę konsumentów. Spodziewał się też kusych kostiumów.
– Mniej więcej wiesz już, o co mi chodzi – rozpoczął konwersację młodszy z dwójki mężczyzn. – Potrzebuję kilka ładnych buziek do reklamy. Nie chcę jednak, by było w niej cokolwiek wyuzdanego. Samochód jest elegancki, więc taka też ma być reklama. Dodatkowo...
– Yoongi? – w salonie nagle pojawiła się kolejna postać. – Ojejku, zapomniałem, że dzisiaj mieliśmy mieć gości... – zakłopotał się, spoglądając na swój przydługi sweter i znajdujący się pod nim szary dres.
– Tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić – uśmiechnął się do niego Min, a uwadze Taehyunga absolutnie nie umknęło to, jak bardzo ten uśmiech różnił się od tego, który prezentował jemu i Jeonowi.
– Może podać wam kawy, herbaty? Jejku, Yoongi, nawet nie wyciągnąłeś ciastek... – pokręcił głową, podchodząc ciut bliżej. – Ty i Jungkook pewnie chcecie tę swoją czarną jak smoła kawę. A dla ciebie? – zapytał, spoglądając na Taehyunga.
– Uhm, też kawę, ale niekoniecznie czarną jak smoła...
– Chcesz może mi pomóc? – zaoferował.
– O, bardzo chętnie – poderwał się blondyn, otrzepując z siebie niewidzialny pyłek.
Podążył za różowowłosym chłopakiem do kuchni, ciesząc się, że nie będzie musiał być obecny przy całej wymianie zdań tych, którzy zostali w salonie. Dotarli do schludnego pomieszczenia oblanego kolorem kości słoniowej. Mimo, iż była to kuchnia, w której Kim normalnie czułby się jak w wodzie, tym razem znowu dopadły go nerwy.
– Jestem Park Jimin – przywitał się chłopak, wyciągając z jednej z półek eleganckie filiżanki.
– Taehyung – rzucił krótko i otarł o spodnie spocone ze stresu ręce.
– Nie musisz dziękować, też nie lubię tych biznesowych spotkań. Musiałeś czuć się bardzo niezręcznie, kiedy zaczynali tę swoją pogawędkę – zaczął przyjaźnie. – Ile masz lat?
– Dziewiętnaście.
– Och, jak miło! – odwrócił się, a na jego twarzy malowało się ogromne podekscytowanie. – To tak jak ja! Wygląda na to, że jesteśmy rówieśnikami! Odkąd zamieszkałem z Yoongim, nie spędzam czasu z nikim w moim wieku...
– Wybacz, że tak bezpośrednio, ale kim ty w ogóle jesteś, że tutaj mieszkasz? – zapytał Kim, mając świadomość tego, jak niezręczną atmosferę wprowadzi to pytanie.
– Jego chłopakiem – uśmiechnął się słodko Park, a Taehyung wytrzeszczył swoje ciemne oczy. – W Korei to pewnie żadna tajemnica, że Yoongi jest bi. Swego czasu był to jeden z gorętszych tematów. Jeśli cię to ciekawi, to ujawnił się dla mnie. Nadal pozostajesz przy kawie?
– Co? – zapytał, zdziwiony nagłą zmianą tematu. – Och, mówisz o piciu... Wiesz, może jednak herbata...
– Zielona może być? A może jakaś owocowa?
– Zielona będzie w sam raz – odpowiedział ciut zmieszany.
– Troszkę ci współczuję – kontynuował Jimin. – Jungkook jest czasami niemożliwy. Te wszystkie jego kobiety... Szkoda gadać. Raz jedną przyprowadził, a później Yoongi cały tydzień klął, bo podwędziła nam z łazienki perfumy. Smutna sprawa, to był prezent dla jego matki. Legendarne Chanel N°5. Że nie wspominając o tym, że widać było, że leci tylko na jego portfel. Ty z kolei wydajesz się być przesympatyczny, więc cieszę się, że Jungkook w końcu ma kogoś normalnego...
– Czekaj, co?
Taehyung miał wrażenie, że właśnie zachłysnął się powietrzem. Chłopak o różowych włosach jak gdyby nigdy nic odwrócił się ku niemu, nadal nie tracąc swojej słodko – entuzjastycznej aury.
– Cukru?
– Tak, ale czekaj... Nie wiem, czy się dobrze zrozumieliśmy... Uhm, chodzi o to, że ja i Jungkook nie jesteśmy razem. Jestem tutaj tylko po to, aby dotrzymać mu towarzystwa, na co skusiłem się głównie dlatego, że obiecał mi podróże po restauracjach. Jestem po technikum gastronomicznym i uwielbiam gotować, także...
– Och, to wy nie... – Jimin zbliżył swoje niewielkie ręce ku twarzy, zakrywając sobie usta. – Jejku, przepraszam cię. Nawet nie wiesz, jak mi teraz głupio – paplał przepraszającym tonem.
– Nie szkodzi...
Zaoferował pomoc w przeniesieniu gorących napoi, a Park szybciutko wyciągnął z lodówki ciasto. Jego policzki były równie różowe co włosy, a twarz kierowała się ku podłodze. Wrócili do salonu, zastając pozostawioną tu dwójkę w niebywałym skupieniu. Stoliczek między nimi pokrył się różnymi papierami, a Yoongi właśnie rozrysowywał coś swojemu przyjacielowi na oddzielnej kartce.
Pochłonięci dyskusją, nawet nie zauważyli tego, z jaką apatią Taehyung traktował kawałek truskawkowego torciku, ani też zawstydzonej twarzy Jimina, który bezustannie mieszał łyżeczką w swojej filiżance.
Rozmowa ciągnęła się bez końca, apartament oblał się ciemnością nocy. Energia nie opuszczała konwersujących, a sterta papierów na stoliku ciągle rosła.
– No i ja uważam, że najlepiej byłoby zrobić to tak...
– Wasze twierdzenia są fascynujące, ale może chodźmy już spać, co? – zaproponował zmęczony Jimin, przejeżdżając ręką po twarzy. – Pragnę zauważyć, że Taehyung od dobrych dwudziestu minut ucina sobie drzemkę na kanapie.
Jak oparzeni, Min i Jeon spojrzeli na najmłodszego. Ten spał sobie słodko na skórzanej kanapie z otwartą buzią, czego tamci, pochłonięci rozmową, nawet nie zauważyli.
– Och... W takim razie muszę go obudzić, jakoś musimy dostać się do hotelu.
– Daj spokój – przerwał mu Yoongi. – Jest już po północy, zanim złapiecie taksówkę i dojedziecie, będzie już dawno po pierwszej. Mamy pokój dla gości, możecie się tam przespać, a jutro dokończymy nasze sprawy. Skarbie, zaprowadź ich, a ja przyniosę im jakieś rzeczy.
Jasnowłosy mimo późnej godziny uraczył ich dość energicznym krokiem, kiedy zniknął w innym pokoju. Jeon nieporadnie spojrzał na śpiącego Kima, nie do końca wiedząc, co ma z nim począć.
– Koniec końców i tak muszę go obudzić...
– Żartujesz sobie? Dlaczego? Jungkook, przecież tyle pakujesz na siłowni, a też ile on może ważyć? Weź go na ręce, te kilka kroków nie są warte tego, by go budzić.
Nie mając więc za dużego wyboru, ani nie chcąc się kłócić, kiedy jemu również zmęczenie dało się we znaki, po prostu delikatnie podniósł śpiącego blondyna, kierując się z nim na rękach do wskazanego przez Parka pokoju.
°
Taehyung delikatnie obrócił się na drugi bok, kiedy Jeon ostatecznie zrezygnował ze spania w przyniesionym przez Mina ubraniu. Jego przyjaciel był dużo chudszy od niego, toteż ubrania Mina wyglądały na brunecie po prostu idiotycznie. Kleiły się do mięśni, materiał nieprzyjemnie dokuczał przy każdym ruchu. Ostatecznie w samych bokserkach wrócił do ogromnego łóżka, które przyszło mu dzielić ze swoją pokojówką.
Ostrożnie uniósł białą pierzynę, nie chcąc obudzić młodszego, który oczywiście spał w swoich ubraniach. Leciutki oddech wydobywał się z półotwartych warg, kiedy Jeon postanowił nieznacznie spojrzeć na młodzieńczą twarz, która obrócona była ku jego stronie.
Kim Taehyung był piękny.
Jungkook próbował zasnąć, podziwiając urodę swojego młodszego towarzysza. W pokoju unosił się silny zapach brzoskwini i rumianku.
°
Tak, bardzo dawno nie było rozdziału i nawet nie macie pojęcia, jak się namęczyłam podczas pisania tego, bo cały ostatni miesiąc tylko kasowałam i pisałam wszystko na nowo
Czuję ogromną różnicę w swoim pisaniu i wiem, że zanim przestałam pisać, robiłam to o wiele lepiej, a ten regres po prostu tak mnie boli, że pojęcia nie macie, ale już chyba nie dam rady znowu wszystkiego kasować, bo i tak nie ubiorę tej fabuły w lepsze słowa (a jeszcze to miał być taki kluczowy rozdział, cri)
W każdym razie, mam nadzieję, że mimo wszystko nie było najgorzej i zostaniecie ze mną w następnych rozdziałach ❤
PS kocham was za te ponad 900 subskrybentów, czym ja sobie na was zasłużyłam, naprawdę
Dziękuję wam z całego serduszka i do zobaczenia w następnym ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top