Rozdział IV. "Kolacja i pan Smith"

***


Przez cały tydzień Beatrice chodziła z głową w chmurach. Historia z poniedziałkowej nocy wciąż krążyła po jej głowie, lecz z każdą kolejną minutą ta chwila się zmieniała. Jak to bywa, kiedy widzi się coś zdumiewającego - zaczęła przeinaczać to w głowie. To musiała być jakaś bezdomna, która była po prostu łudząco podobna do Eleny. Resztę musiała sobie dopowiedzieć zamroczona alkoholem głowa. Innego wyjścia nie było.

Jednak w każdej wersji tej sceny, kobieta wspominała o Stefanie Salvatore. Biła od niej ta sama, mroczna siła...

— Panno Forbes, musi mieć pani szeroką wiedzę o równaniach różniczkowych, skoro jest pani taka znudzona. Zechce się z nią jaśnie panna podzielić?

Z rozmyślań wybudził ją głos matematyczki. Otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na nią zdezorientowana.

— Nie, z chęcią pani wysłucham — odparła, gdy zaczęła już kontaktować.

— Mam nadzieję — odrzekła dobitnie i wróciła do tłumaczenia.

Matematyka to jednak czarna magia. Nie w takim stopniu jak historia, bo jest logiczna, ale jednak.

Na jej szczęście kilka minut później w klasie rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Przerwa obiadowa.

Uczniowie tłumnie poczęli wychodzić z sali. W końcu jeszcze tylko dwie lekcje i weekend.

— Jak matematyka? Panna Woolock daje popalić? — złapała ją na korytarzu Delilah.

— Ta... Ciesz się, że ty masz matmę ze starym Vernerem, on chyba już w ogóle nie kontaktuje — parsknęła blondynka.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Lecę na trening chłopaków, pieprzony Brenson znowu mnie wkręcił w noszenie mu wody.

— Dajesz się mu?

— Krył mnie przed matką, niestety jestem mu to winna — wyjaśniła z gorzkim uśmiechem i popędziła na szkolny dziedziniec.

Beatrice zdążyła się zaprzyjaźnić z bliźniaczką Tylera Lockwooda, jak się okazuje. Dziewczyna ma lekkie podejście do życia i wiele określeń na osoby z IQ niższym od ego danej osoby. To właśnie w niej lubiła. Czuła się w jej towarzystwie swobodnie i nie przeszkadzało jej szczególne ciche popalanie dziewczyny za szkołą. Może Turner i Brenson, z którymi również się kumplowała byli wkurzający, ale kto jest idealny?

— Trice! Zjemy razem lunch? — złapała ją Elena.

Miała nieodzowne wrażenie, że przyjaciółka Caroline nieustannie próbuje z nią rozmawiać. Przymilała się do niej przy każdym spotkaniu czy zetknięciu na przerwie, czego Forbes miała już dosyć. Jak można być wiecznie tak miłym i optymistycznym? Oprócz tej "cukierkowości" Elena nie wydawała jej się być taka zła - w dodatku miała całkiem fajnego brata.

Jeremy jej się nie podobał, ale mieli dość podobne podejście do życia, więc gdy mieli okazje - rozmawiali ze sobą na przerwie. 

— Jasne — odpowiedziała jej, powstrzymując się od przewrócenia oczami. 

Udały się razem na plac za szkołą, skąd miały doskonały widok na boisko, gdzie chłopcy z drużyny mieli aktualnie trening.

— Masz jakieś plany na weekend?

— Nieszczególnie, pewnie zaszyję się w pokoju z dodatkową pracą domową z historii — jęknęła, wyciągając ze swojej torby kanapkę.

— Alaric zadał ci dodatkową pracę domową? Aż dziwne — zdziwiła się Elena, która miała u niego taryfę ulgową z powodu Jenny. 

— Moja ciotka się z nim nie umawia — zauważyła trafnie Beatrice, powodując zakłopotanie u sobowtóra — A ty? Robisz coś w weekend?

— Wybieram się ze Stefanem do domku nad jeziorem. Przyjechał mój wujek-ojciec, Caroline ci chyba mówiła. Chcę spędzać w domu jak najmniej czasu...

— Mm... Sama nad jeziorem ze swoim chłopakiem? Cioteczka pozwala? — uśmiechnęła się dwuznacznie Forbes.

Elena przewróciła oczami. Dosłownie chwilę potem dołączył do nich Stefan. Przywitał się z panną Gilbert szybkim całusem.

— Hej, dziewczyny... Mogę porwać Elenę na chwilę? — zwrócił się wampir do blondynki.

— Proszę...

Brunetka uśmiechnęła się przepraszająco i poszła kawałek dalej ze swoim chłopakiem. Niestety Beatrice nie miała super-słuchu, więc pozostawało jej czytanie z ruchu warg.

Damian... wyprosił... pierwszej... na obiad?

Tyle to miało sensu, co gaszenie pożaru pistolecikiem na wodę.

Może - "Damon zaprosił pierwszego na obiad"? "Pierwszego" albo "O pierwszej", tego nie udało jej się rozszyfrować. 

Nie miała pojęcia, co miało to oznaczać, jednak Damon, jeżeli dobrze pamiętała, był bratem Stefana. Wszyscy o nazwisku Salvatore w tym miasteczku automatycznie stawali się dla niej podejrzani.

Poznała go w środę, kiedy z jakiegoś powodu odbierał Elenę ze szkoły. Mieli tak samo cięty język.

— Słuchaj, będę dziś nocowała u Bonnie, przeżyjesz sama z mamą? — wystraszyła ją Caroline.

Ich relacja była słodko-kwaśna. Nie dokuczały sobie na każdym kroku, ale nie omieszkały dodać słowa od siebie, kiedy sytuacja dawał im pole do popisu. Na swój sposób się "polubiły", a przynajmniej zaczęły tolerować swoją obecność.

— Co? A, tak... Dzisiaj, czyli nie wracasz do domu po szkole?

— Nie, idę prosto do Bonnie. W domu będę jutro koło południa, mama wie — powtórzyła wolno wampirzyca. Beatrice tego dnia nie przyswajała informacji zbyt prędko.

— Przeżyję. Co z Mattem, tancereczko? 

"Tancereczka" stała się stałym pseudonimem Caroline dla jej kuzynki. Dziewczyna w końcu od czwartego roku życia chodziła na jakieś dodatkowe zajęcia taneczne, więc było to do niej adekwatne. Beatrice nie traktowała tego jako coś obraźliwego, kojarzyła to po prostu z osobą Caroline, a i jej powoli przestało przeszkadzać to sformułowanie.

— Nie odzywa się do mnie. Tak jakby go okłamałam, więc nie do końca się mu dziwię... Jeżeli spotkasz Jeremy'iego, to powiedz mu, żeby pogadał z Bonnie - szuka go chyba cały dzień.

— Tak jest, wodzu! — zasalutowała jej prześmiewczo, na co przewróciła oczami. 

Na następnej przerwie dorwała młodego Gilberta na korytarzu. Rozmawiał z Turnerem, a to trochę ją zaniepokoiło.

— Forbes! Nie widziałem cię od poniedziałku, co się z tobą działo przez cały tydzień? — wyskoczył z pytaniem, gdy tylko zobaczył, jak do nich podchodzi.

— Nic, po prostu cię unikałam — odparła ze sztucznym uśmiechem — Jeremy, podobno masz znaleźć Bonnie, bo cię szuka — zwróciła się do brata Eleny.

— O, tak, wiem. Już ją spotkałem — poinformował — Coś jeszcze?

— Nie, to wszystko... — odpowiedziała i poszła w swoją stronę.

Wciąż ją zastanawiało, czemu gadał z Turnerem. Anthony należał raczej do tych przebojowych nastolatków, przed którymi pół szkoły czuje respekt, a Jeremy... Wydał jej się być bardziej typem introwertyka.

Chyba, że znajdował się przy Bonnie. Wtedy robił z siebie pajaca, byle tylko jej się przypodobać i mógł zrobić dosłownie wszystko.

Kiedy już prawie opuściła teren szkoły, złapał ją Stefan.

— Hej, Beatrice! — zawołał jej imię, kiedy do niej podbiegał.

— Tak? 

— Przeczytałaś już może ten dziennik, którą pożyczyłem ci w środę? 

— Ach, należący do twojego przodka, Giuseppe Salvatore, tak? Jestem gdzieś na roku 1863, ale jeśli chcesz mogę ci ją oddać — oświadczyła.

W środę jej najulubieńszy nauczyciel - pan Saltzman, zadał jej napisanie wypracowania o dziejach miasteczka w czasach wojny secesyjnej. Stefan powiedział, że może pożyczyć jej dziennik jego przodka. Od razu jednak wyjaśnił jej, że otrzymali imiona po jego synach, by nie dziwiła się ich występowaniu. Co dziwne, autor opisał tam dokładnie charakter Stefana i Damona, i mogłaby rzec, że współcześni Stefan i Damon są ich kopiami.

Gdyby nie fakt, że nie wierzyła w nieśmiertelność, powiedziałaby, że to faktycznie oni. Stefana znała, Damona nie aż tak dobrze, ale Caroline dość barwnie zdążyła jej go przedstawić.

— Tylko do niedzieli, wuj Eleny przyjechał na... krótko i obiecałem — przy wypowiadaniu ostatniego słowa niemal się nie zakrztusił — mu go pożyczyć. Oddałbym ci go w poniedziałek.

— W porządku — zaśmiała się — Mam go w domu, możesz po niego przyjść albo...

— Wyjeżdżam dzisiaj z Eleną, mogłabyś przynieść go do mojego domu? Brat go od ciebie weźmie — poprosił.

— Em, okej? Wyślij mi tylko adres SMS-em.

— Dziękuję. Do zobaczenia w poniedziałek! — zawołał na odchodne.

— Ta, do poniedziałku...

Cała ta sytuacja była dziwna, ale ten dziennik jakby nie patrzeć był jego. Poza tym nie miała już planów na wieczór - miała nocować u Delilah, ale przyjechali do nich jacyś ważni goście z Richmond. Gdyby nakaz pozostania w domu dany jej przez matkę, to ona nocowałaby u Beatrice, ale... Cóż, bywa i tak.

Beatrice była ambiwertykiem - lubiła towarzystwo i imprezy, ale nie potrzebowała tego do szczęścia. Zwykłe poczytanie książki w piątek nie stanowiło dla niej problemu.

Wróci do domu, weźmie dziennik, odda go bratu Stefana i będzie miała wolny wieczór.


***


— Trixie? Jesteś w domu? 

Blondynka usłyszała głos swojej ciotki podczas pakowania tego całego pamiętnika do torby. Liz upodobała sobie nazywanie dziewczyny właśnie w ten sposób, co niezwykle ją irytowało, ale zbyt wielkiego pola do popisu w tej kwestii nie miała. Pomimo że nie chciała mieszkać u cioci, jednak była jej wdzięczna. Dała jej dach nad głową, choć nie musiała.

— Tak, ciociu! Ale zaraz wychodzę! — wykrzyczała ze swojego pokoju.

Wyszła na korytarz z torbą przewieszoną przez ramię. Miała w niej jednak tylko dziennik i telefon.

— Och, a dokąd? Mówiłaś, że zostajesz jednak w domu — zdziwiła się szeryf.

Nie była jeszcze po pracy, ale musiała wrócić po dokumenty dotyczące pewnej sprawy.

— Bo zostaję — uśmiechnęła się lekko — Idę tylko na chwilę do Salvatore'ów, żeby oddać dziennik, który od nich pożyczyłam.

— Stefan nie miał czasami wyjechać dzisiaj z Eleną? — spojrzała na nią przenikliwie.

— Miał, ale mnie o to prosił. Jego brat ma go ode mnie odebrać.

— Damon? Świetnie się składa. Mogłabyś mu coś przekazać?

— Co dokładnie? — wolała wpierw zapytać.

— Dokumenty dotyczące jednej sprawy, czasami mi pomaga. Damon dobrze zna się na... zwierzętach. Ostatnio doszło tu do wielu ataków zwierząt i... — wybrnęła jakoś z sytuacji kobieta.

Prawie wygadałaby się nic nieświadomej Beatrice.

— Dobrze, nie ma problemu —  odparła, zabierając od ciotki papiery.

— Dziękuję, ja muszę lecieć. Potrzebna interwencja — odparła z lekkim uśmiechem. 

Wkrótce po niej i Beatrice opuściła dom. Nie miała dobrej orientacji w terenie, dlatego podczas poszukiwania domu Stefana pytała o drogę trzy osoby. W końcu jednak znalazła ich pensjonat i zadzwoniła do drzwi.

Przez dłuższy czas nikt jej nie otwierał, lecz po jakiejś minucie zza drzwi wyłoniła się kobieta. Znała skądś jej twarz.

— Zastałam może Damona?

— Bierze prysznic, coś mu przekazać? — spytała dość nienaturalnie.

— Właściwie to tak, ale wolałabym przekazać mu to do rąk własnych, jeśli wiesz o co mi chodzi.

— Och, oczywiście! Wejdź proszę. — zaprosiła ją do środka.

Uśmiechnęła się do niej lekko i przekroczyła próg sporawej posiadłości. Jej wnętrze znacznie odbiegało od innych, wszystko było w dębie, a samo to miejsce kojarzyło jej się z nawiedzonym domem, chociaż nie było tu kurzu.

Poszła za kobietą do salonu, gdzie zauważyła przyszykowany do kolacji stół.

— Nie przeszkadzam? Chyba macie mieć gości — chciała się upewnić.

— Nie, rozgość się proszę. Zawołam Damona. Jestem Andie, nawiasem mówiąc — oznajmiła, po czym zostawiła ją samą w tym wielkim salonie.

Rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Przywodziło jej na myśl dom babci, który urządzony był w podobnym stylu. Pozwoliła sobie usiąść na sofie i tam na niego zaczekać.

Usłyszała, jak otwierają się drzwi wejściowe. Czyżby Stefan jednak nie wyjechał? A może to ci goście?

Odpowiedź otrzymała już po chwili. Do salonu wszedł właśnie jej nauczyciel historii i - o ile jej z nikim nie pomyliła - ciotka Eleny.

— Pan Saltzman? — otworzyła szeroko usta, gdy go zobaczyła.

Jej najskrytszym marzeniem nie było widywanie go również poza szkołą.

— Beatrice Forbes? — zdumiał się równie mocno co ona.

— Beatrice, kuzynka Caroline? Jak ty wyrosłaś! — przywitała się z nią Jenna, obejmując ją — Ostatni raz widziałam cię, kiedy miałaś siedem lat! Zajmowałam się tobą!

Teraz coś zaczęło jej świtać. Babcia najmowała ją jako opiekunkę dla niej na weekendy, kiedy wyjeżdżała na turnieje brydża wśród seniorów do Richmond. Pamiętała, że zawsze robiły zapasy słodkości w supermarkecie i objadały się nimi, oglądając bajki do późna.

— Już pamiętam!  — przywitała się równie serdecznie.

W jednej kwestii miała dar. Potrafiła zdobyć serca wielu dorosłych i nie chodziło jej wcale o jakichś pięćdziesięciolatków uganiających się za młodszymi. Na każdej imprezie rodzinnej świetnie dogadywała się z każdą ciotką, wujkiem, kuzynem czy krewniakiem. Zresztą nie tylko, bo na przyjęciach babci (na które przychodziła cała miejska "śmietanka towarzyska") również.

Zapamiętała Jennę Sommers jako jej najlepszą niańkę, więc teraz przychodziło jej to z nienaturalną wręcz łatwością.

— Byłaś moją ulubioną podopieczną — uśmiechnęła się do niej radośnie — Tylko co tutaj robisz?

— Stefan poprosił mnie o oddanie dziennika, a ciocia o dostarczenie tych papierów jego bratu — odrzekła, zerkając niepewnie w stronę swojego nauczyciela.

— Liz?

Niemal nie krzyknęła, kiedy obok nich niespodziewanie pojawił się najwyraźniej brat Stefana. Na całe szczęście był ubrany, bo słyszała, że brał prysznic.

— Hej — przywitała się krótko — Stefan prosił, by to oddać. Dla wuja Eleny czy jakoś tak. A to od mojej mamy — wręczyła mu dziennik i dokumenty.

— Nie w humorze, złotko? — parsknął, rzucając okiem na sprawę, którą podesłała mu pani szeryf.

— Jestem po prostu głodna i zmęczona. A muszę jeszcze zabrać się za wypracowanie na historię... — dokończyła wyraźniej, by wyrazić swoje niezadowolenie przy profesorze Saltzmanie. 

Nauczyciel uśmiechnął się sztucznie, za co dostał kuksańca w ramię od swojej towarzyszki.

— Zadałeś jej wypracowanie w pierwszym tygodniu nauki? — zerknęła na niego z wyrzutem — Może zjesz z nami, Trice?

Alaric i Damon otworzyli szeroko oczy, usłyszawszy propozycję Jenny. Nie przeszkadzała im sama obecność Beatrice, a jej nieuświadomienie. Tak się składało, że mieli zamiar zabić jednego pierwszego na tej "kolacyjce".

— Dlaczego by nie? Co ty na to, Damon? — spytała go retorycznie Andie Star, bo wiadomym już przecież było, że Beatrice zostanie na kolacji.

Jenna miała bransoletkę z werbeną, której dobrowolnie nie zdejmie. Poza tym Elena nie chciałaby, by używać perswazji na jej cioci. Beatrice pewnie również ma coś z werbeną. Jest przecież siostrzenicą Liz, która doskonale przecież wie o wampirach. I to od małego. Oznaczałoby to, że powiedzieli jej o tym rodzice, a gdzie Beatrice mieszkała przez siedemnaście lat?

Wampir zerknął porozumiewawczo na Alarica, jednak ten posłał mu bezradne spojrzenie. Nie mógł się więcej narażać Jennie, która zaczęła być podejrzliwa.

— Beatrice pewnie woli zjeść w domu, bez towarzystwa dorosłych i własnego nauczyciela — wystawił się na gniew kobiet Damon.

Mógł z łatwością ponownie użyć perswazji na Andie, ale nie przy Jennie. 

Właściwie to panna Forbes chciała już zgodzić się ze swoim przedmówcą, lecz głos ponownie zabrała ciotka Eleny.

— Masz jakieś plany, Trice? — zapytała ją.

— W zasadzie to nie, al...

— Świetnie. Nikt nie powinien jeść sam w piątkowy wieczór — zakończyła tą krótką wymianę zdań.

— Wspaniale. Mamy mnóstwo jedzenia. Jenna, pomogłabyś mi w kuchni? — poprosiła ją prezenterka.

— Oczywiście, Andie.

— Ja też wam pomogę — zadeklarowała blondynka, nie chcąc być sam na sam ze swoim nauczycielem i prawie nieznanym jej mężczyzną.

Salvatore otworzył szeroko usta, już szykując się do wyrzucenia swojej frustracji na wierzch, ale prędko przypomniał sobie, że jego krzyk byłoby słychać w kuchni. 

— Nie mogłeś czegoś powiedzieć swojej dziewczynie?! — wykrzyczał do Alarica szeptem.

— John już i tak zaszczepił w niej wątpliwości, nie mam zamiaru kończyć swojego związku! Poza tym to twój dom i twoja dziewczyna Andie także była za pomysłem zostania panny Forbes na kolacji!

— Gdyby nie Jenna, prędko przekonałbym ją do zmiany zdania! Tyle że ona najwidoczniej uwielbia twoją uczennicę! Wiesz, że lada chwila może się tutaj zjawić...

Jego wypowiedź przerwał mu dzwonek do drzwi. Zmierzył groźnym wzrokiem swojego przyjaciela i poszedł otworzyć drzwi.

— Elijah!  — wykrzyknął energicznie, gdy zobaczył mężczyznę przed drzwiami.

— Damon. Mam nadzieję, że nie masz jakichś... niecnych zamiarów. Za to jeżeli masz, przemyśl je — uśmiechnął się sztucznie, bo dobrze wiedział, że zaproszenie z jego strony nie zwiastowało miłej pogadanki o dzieciństwie.

— Niecne? Chcę tylko bliżej cię poznać — wyszczerzył się diabelsko Salvatore.

— Na to liczę. Być może zawarłem układ z Eleną, ale jeśli coś wyczuję... Zabiję ciebie i wszystkich obecnych. Jenna! — zawołał, gdy tylko zobaczył kobietę na korytarzu.

Nie czekając na zaproszenie, które przecież już otrzymał, wszedł do pensjonatu Salvatore'ów. Uśmiechnął się zuchwale do znacznie młodszego od niego wampira. Był prawie pewien, że Damon coś kombinował. Nie bał się jednak przyjść - by poważnie go skrzywdzić potrzebny by był sztylet albo Klaus. Zdobycie ostrza jest praktycznie niemożliwe - jego brat strzegł wszystkich pięciu jak oka w głowie, a zaproszenie Klausa do Mystic Falls byłoby na Damona zbyt idiotyczne. To ich brat, a nie on był ich prawdziwym wrogiem.

— Elijah Smith! Miło znowu cię widzieć. Byłeś już w miejskich archiwach? — zaczęła z nim rozmawiać Jenna, która miała już okazję z nim dłużej pogadać.

— Niestety nie znalazłem na to chwili. Mnie również miło cię widzieć — powitał ją wampir, całując w rękę.

Sama Sommers nie widziała w tym nic złego - zdążyła zauważyć, że pan Smith był staroświecki, chciał być dżentelmenem. Oczywiście widziała, jak drażni to Alarica, jednak w ostatnim czasie on sam nie był idealnym chłopakiem.

— To musi być panna Star — powiedział, patrząc na nową dziewczynę Damona — A ciebie nie znam. 

— Beatrice Forbes — przedstawiła się wyjątkowo swoim pierwszym imieniem.

Biła od niego aura tajemniczości i powagi. Nie wiedzieć czemu czuła, że powinna mówić przy nim prawdę. Wzbudzał w niej respekt, choć dopiero co poznała jego i jego imię. 

— Możemy zasiąść do stołu? — spytał, patrząc na Damona.

— Czekamy jeszcze na Johna Gilberta — odparł z fałszywym uśmiechem.

Kolacja z wujem Johnem i Elijah była ostatnim, czego pragnął w piątkowy wieczór, lecz czasami trzeba się poświęcić. Póki Elijah żył, Elena nie była bezpieczna.

— Już nie musicie — odparł uśmiechnięty mężczyzna w okolicach czterdziestki, wchodząc do domu jak do siebie — Czy czuję pieczonego kurczaka? Wspaniale dziś wyglądasz, Jenno — skomplementował ją, co niezbyt ją ucieszyło czy też przejęło.

Panna Forbes pomogła Andie wyjąć kurczaka z piekarnika, który faktycznie pachniał znakomicie. Wszyscy zasiedli przy stole.

Podczas gdy Elijah wyrażał swoje zdanie na temat początków Mystic Falls, Beatrice grzebała w prawie zimnym już mięsie. Było bardzo dobre, lecz mimo wszystko czuła się dość niezręcznie wśród osób, których prawie nie znała. Wolała więc siedzieć cicho i w spokoju zjeść kolację.

— Beatrice zamieszkała z ciotką około tydzień temu, dosyć dobrze zaaklimatyzowała się w mieście.

Usłyszawszy jak Jenna mówi coś o niej, wyprostowała się i wzięła spory łyk soku wiśniowego. Uśmiechnęła się niezręcznie.

— Zapewne tak nagła zmiana otoczenia nie była dla ciebie łatwa. Wolno mi spytać co było powodem tej nagłej przeprowadzki? — zainteresował się pierwotny. 

Nie do końca wierzył, że była ona ich tajną bronią - potężną wiedźmą czy osobą posiadającą biały dąb, lecz przyjaciół trzyma się blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Znał "paczkę" Eleny - Salvatorowie, Caroline Forbes, wiedźma Bonnie Bennett i Matt Donovan. O niej jeszcze nic nie wiedział.

— Wcześniej mieszkałam z babcią. Niedawno okazało się, że jest ciężko chora i... wolała bym zamieszkała z ciocią Liz. A czemu pan tak nagle przybył do Mystic Falls? — odwróciła kota ogonem.

Pierwszy uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział nastolatce.

— Można by rzec, że od wieków mam do czynienia z historią, a historia tego miasteczka jest... niezwykle ciekawa — odrzekł, wymieniając spojrzenia z Alariciem.

Kątem oka zauważyła, jak Damon szepcze coś Andie do ucha. Dosłownie chwilę potem dziennikarka zabrała głos.

— Dziewczyny, może przyniesiemy już deser, hm? Beatrice, mogłabyś wziąć puste talerze?

Wpierw Jenna, a w ślad za nią Forbes zgodziły się na propozycję Andie. Mniej więcej w tym samym momencie ktoś zadzwonił do Alarica, który wyszedł na korytarz. Dziewczyny poszły do kuchni, gdzie miały przygotować lody.

— Gdzie tu jest toaleta? — zapytała blondynka, kiedy poczuła nagłą potrzebę. Chyba wypiła za dużo soku wiśniowego.

— Możesz iść do tej na piętrze, drugie drzwi na lewo — poinformowała ją uśmiechnięta Star.

Odwzajemniła uśmiech i poszła na górę, gdzie zaczęła szukać łazienki. Jednak drzwi było tu naprawdę sporo i przez przypadek zamiast w drugie, weszła w trzecie drzwi po lewej stronie. Najwyraźniej znalazła się w pokoju Stefana - na półce dostrzegła zdjęcie jego i Eleny. Wiedziała, że nie powinna, lecz weszła do środka. Popchnęły ją do tego wątpliwości i omamy z poniedziałkowej nocy.

Podeszła powoli do zdjęcia, nie chcąc dać się przyłapać. Zauważyła, że obok jest inne zdjęcie, znacznie starsze. Kobieta ze zdjęcia wyglądała dokładnie tak jak Elena.

Katherine, 1864

Natychmiast odłożyła je na miejsce i potrząsnęła głową. Zbyt dziwnie. 

Wyszła pospiesznie z jego pokoju i zbiegła wręcz na dół, gdyż potrzeba pójścia do łazienki natychmiastowo jej przeszła. W drodze do kuchni, na nieszczęście wszystkich w tym domu, zajrzała do salonu.

Traf chciał, by spojrzała tam akurat w momencie, gdy jej nauczyciel historii przebijał serce Elijah Smitha sztyletem. Przed upadkiem, z jego zębów wysunęły się nagle kły, a oczy stały się ciemne i przekrwione. Jego skóra stała się po chwili całkowicie szara.

Otworzyła szeroko usta. Nie mogła oderwać wzroku od leżącego na ziemi trupa. Nigdy nie widziała jeszcze na żywo osoby martwej, ale... Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Szkoda tylko, że zobaczyła chwilę jej śmierci.

Saltzman i Salvatore dostrzegli, że dziewczyna widziała całą, a przynajmniej końcówkę tej... sytuacji. 

Ciemnowłosy wziął ciało pierwszego i wampirzym tempem zaniósł je do piwnicy, po czym prędko wrócił. Beatrice nadal miała pusty, przerażony wzrok, lecz tym razem wbiła go w Damona.

— Ric, weź Jennę i wyproś Johna i Andie — polecił mu, utrzymując kontakt wzrokowy z kuzynką Caroline.

Nie krzyczała, nie płakała. Była tak przerażona tą sytuacją, że nie mogła nawet wykrztusić słowa.

— Wymażesz to z jej pamięci? — zapytał, odchodząc Alaric.

— Przecież nie mogę zostawić jej w takim stanie, Caroline by mnie zabiła! — zwrócił mu uwagę.

Pociągnął blondynkę za rękę i usadził ją na kanapie. Popatrzył jej prosto w oczy i zaczął zadawać pytania.

— Czy wiesz, co się tu właśnie stało?

— Mój nauczyciel zabił człowieka — wydusiła cicho, patrząc w martwy punkt na ścianie naprzeciw.

Zapomnij o wszystkim co zobaczyłaś, wchodząc do salonu — chciał użyć na niej perswazji.

Ona jednak jedynie dziwnie się na niego spojrzała i bąknęła:

— Co?

No jasne, przecież była kuzynką szeryf Forbes, mieszkała z nią w jednym domu. Musiała mieć na sobie coś z werbeną.

— Zdejmij całą biżuterię — rozkazał jej, lecz ta tylko tępo patrzyła się w jego oczy — Zdejmij! — powtórzył, tym razem głośniej.

Przestraszona zaczęła zdejmować swoją bransoletkę, kolczyki, a nawet wisiorek od babci, z którym praktycznie nie rozstawała się od siódmego roku życia.

— Zapomnij o wszystkim co zobaczyłaś, wchodząc do salonu — powtórzył się, licząc, że tym razem to się uda. 

Wciąż była jedynie zdumiona i przerażona działaniami Damona. On natomiast dziwił się tej sytuacji - czemu perswazja nie działała?

Podjął się ostatniej próby wymazania z jej pamięci końca tego wieczoru. Jeżeli teraz również to nie zadziała, będzie musiał zadzwonić do Caroline albo Bonnie, żeby coś temu zaradziły. Mogła też wypić coś z werbeną - wtedy musiałby czekać z usunięciem jej pamięci kilka dni, aż werbena wywietrzeje.

Zapomnisz o wszystkim, co zobaczyłaś przed chwilą w tym salonie — powtórzył po raz ostatni.

Mimo że była całkowicie przerażona i nie mogła nawet się ruszyć, wolała nie stawiać oporu. Coś podpowiadało jej, by odpowiedzieć mu właśnie w ten sposób.

— Zapomnę... — wyszeptała, licząc, że w ten sposób spełniła pragnienie Damona.

Przed chwilą przecież zaniósł ciało do piwnicy. Jak gdyby nigdy nic. Chciała ujść z życiem.

— Świetnie... Teraz pójdziesz do domu i zaśniesz, pamiętając ten wieczór jako najzwyklejszą kolację.

— Chyba muszę iść do domu — odrzekła prędko i wstała z sofy, lekko się przy tym chybocząc.

Salvatore uśmiechnął się, zadowolony, że udało mu się opanować sytuację. Teraz nie będzie musiał o tym wspominać ani Stefanowi, ani Caroline. Ani Elenie. 

Tymczasem Beatrice wyszła z posiadłości, starając się przy tym równomiernie oddychać. Doskonale pamiętała, co zobaczyła, wchodząc do salonu. Widziała Alarica przebijającego serce Elijah sztyletem. Tyle jej wystarczyło, by serce nieomal wypadło jej z piersi. 

Salvatorowie nie byli normalni, pan Saltzman również, a ona zamierzała się natychmiast dowiedzieć dlaczego.


***


Fabuła książki będzie szła zgodnie z akcją serialu do końca jego drugiego sezonu i kilku pierwszych odcinków sezonu trzeciego. Nie wszystko będzie z nim zgodne, ale jeżeli ktoś chciałby wiedzieć, to ten rozdział dział się mniej-więcej w odcinku 15 sezonu 2 :)

Wesołego dnia teściowej! xoxo


P.S Dziękuję za 1000 wyświetleń :D












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top