#8. Boundaries
– Gdzie Ross? – Blaise szturchnął Pansy, która uśmiechnęła się kpiąco, dodając do kociołka kolejną porcję szczurzych ogonów.
– Robi nalot na Pottera. Dosłownie – wyszeptała, a Zabini otworzył szerzej oczy.
– CO?!
– Panie Zabini! Proszę zachować ciszę! – Slughorn odwrócił się w stronę chłopaka i zamachał ostrzegawczo różdżką.
– Spokojnie, wróci na twoją popijawę.
*
Harry Potter omal nie dostał zawału, kiedy wracając po południu z treningu Aurorów, zatrzymał się pod swoim domem i otwierając drzwi wejściowe, poczuł przenikający jego ciało chłód, a chwilę później, nim zdążył choćby sięgnąć po różdżkę, z kłębu czarnego dymu, tak charakterystycznego dla Śmierciożerców, wyłoniła się pewna stosunkowo dobrze znana mu Ślizgonka, która bezceremonialnie zatrzasnęła drzwi za nim jedną ręką, opierając ją o nie tuż obok jego twarzy, po czym pochyliła się niebezpiecznie blisko.
– Mamy do pogadania, Potter – powiedziała nieznoszącym sprzeciwu tonem i Harry uniósł brwi. Zaraz jednak dotarła do niego powaga sytuacji i chwycił dziewczynę za przedramię, rozglądając się nerwowo, po czym pociągnął do domu, szybko zamykając za nimi drzwi.
– Odbiło ci? Nie używaj tego, żeby się przenosić, nie wiesz, że dalej polują na Śmierciożerców?! – Spojrzał na nią ze złością, po chwili puszczając jej rękę, gdy starała się ją wyszarpnąć z jego uścisku.
– Do ukończenia szkoły na dzieciach Śmierciożerców ciąży nowego rodzaju Namiar. Nie mogłam się po prostu teleportować – odparła beznamiętnie, pocierając miejsce, w którym ją trzymał.
– Zacznijmy od tego, że w ogóle nie powinno cię tu być...
– Szczegół. Zrób mi kawę i porozmawiajmy, Potter. – Machnęła lekceważąco ręką, poprawiając luźno włożoną w ciemne, obcisłe spodnie, koszulę, po czym ruszyła w głąb domu, szukając kuchni. Gdy w końcu wypatrzyła pomieszczenie, nie zwracając uwagi na idącego za nią – i wyraźnie zdezorientowanego – Harry'ego, usiadła na blacie pod oknem i założyła nogę na nogę.
– Jesteś bezczelna do granic możliwości – skomentował Potter, ale zdecydował się szybko pozbyć dziewczyny, wobec czego przystąpił do parzenia kawy. – Czego chcesz, Ross? I skończ końcu używać podejrzanych zaklęć! Nie wystarczyło ci, że twoi rodzice musieli zawierać układy ze Snapem i zbierać dowody na twój brak udziału w wojnie, żebyś mogła spokojnie wrócić do Hogwartu? – dodał, tracąc cierpliwość.
– Magia to magia, Potter, nieważne jaka, byle działała. A czarna jest akurat wyjątkowo potężna i przydatna, a przy tym stosunkowo prosta do nauczenia – odbiła pałeczkę, machając przy tym nogami, zwisającymi z blatu.
– Jesteś nie do zniesienia. – Wzruszyła ramionami, a jej twarz przybrała poważny wyraz.
– Chodzi o Weasley – powiedziała i Harry zamarł, skupiając na niej całą swą uwagę. – W sumie to nie tylko o nią, ale też przy okazji o całokształt. Słuchaj, wiem, że nie lubisz ani Ślizgonów, ani Malfoya. Ale ci, którzy teraz są w szkole, naprawdę nie robili niczego złego, albo robili to z przymusu, zdajesz sobie z tego sprawę doskonale. Ginevra również, tylko że ona zdecydowała się wyrazić swe niezadowolenie wobec ślizgońskiego linczu głośno. Kujonica na pewno już ci o tym doniosła, ale aktualnie sprawy mają się gorzej. Wiedziałeś, że twoje ziomki z Domu nazwały ją Zdradziecką Ślizgońską Żmiją? – Potter drgnął, na co Lilian roześmiała się głośno. Miała odpowiedź.
– Nie sądziłem, że będzie aż tak źle – mruknął, przecierając oczy dłonią. Był zmęczony i wyczerpany wiecznymi treningami, a dodatkowe zmartwienia bynajmniej nie były mu na rękę, nie miał jednak zamiaru tak tego zostawić. Skoro ktoś taki, jak Lilian Ross zdecydował się złamać regulamin, aby komuś pomóc, świadczyło to jedynie o powadze sytuacji.
– W to nie wątpię. I tak, jest tragicznie, zwłaszcza że twoja psiapsi Granger mocno się wypięła. A jak z pewnością wiesz, ma nieco więcej autorytetu niż Weasley. Dała ciche przyzwolenie na to, co się teraz dzieje z Ginny. I czaję, ok.? Nienawidzi nas i szczerze mówiąc, w dupie to mam. Ale nawet Ślizgoni nie wypinają się na swoich – powiedziała blondynka, czując rosnącą irytację. Im więcej pretensji wypowiadała na głos, tym bardziej wszystko ją rozsierdzało.
– Czego ode mnie oczekujesz? Dla Hermiony to ciężki okres, dla nas również, a mama Ginny wpadła w histerię, gdy usłyszała, że ta siedzi z wami. Ron zachowuje się, jakby chciał kogoś zamordować, a Ginny nie odpowiedziała na mój list – odparł Potter, na co dziewczyna zmrużyła oczy niczym żmija.
– A co jej napisałeś? Żeby była rozsądna i nas zostawiła? To tak nie działa, Wybrańcu z przypadku. I czy ci się to podoba, czy nie, lepiej odwiedź stare mury szkoły i ogarnij bandę tych bezmózgich małpiszonów, zanim do reszty zdurnieją, choć nie wiem, czy jest dla nich jakikolwiek ratunek – warknęła, a Harry odłożył pusty kubek obok czajnika z już ugotowaną wodą z głośnym stuknięciem, po czym ruszył w jej stronę.
Oparł dłonie po obu stronach ud dziewczyny i stanął tuż przed nią.
– Słuchaj, Ross. To właśnie przez to wasze chamskie zachowanie ludzie was nie znoszą. Nie dziw się, że się wkurzyli, skoro jedyne, co potraficie, to patrzeć na nich z góry – wycedził, a Lilian zaczerwieniła się lekko, lecz bynajmniej nie zamierzała ustąpić.
Przyglądała się, to jego zielonym oczom, to ustom, które zdawały się mówić bzdury – przynajmniej w jej mniemaniu – i niechętnie przypominała sobie czasy, w których nawet jej się podobał. Inna rzecz, że później go znienawidziła, za to całe dobre podejście. Wiedziona więc dziwnym instynktem chwyciła Pottera za kołnierzyk białej koszuli i przyciągnęła do siebie, ignorując przerażenie i niezrozumienie malujące się na jego twarzy.
– Posłuchaj mnie uważnie, kretynie. Twoja była dziewczyna i przyjaciółka jest w głębokim, mugolskim szambie, podczas gdy wy umywacie rączki i przejmujecie się tylko sobą, a nie tym, jak ona się czuje. I może zabrzmi to komicznie z ust kogoś takiego, jak ja, ale, do ciężkiej cholery, pokaż jaja, Potter, użyj swojego autorytetu ku większemu dobru i zakończ tę farsę, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli i te bałwany zaczną przeprowadzać antyślizgońskie krucjaty – powiedziała cichym, acz stanowczym tonem, a Gryfon zamrugał, zaskoczony, ale i w pewnym stopniu zadowolony z rozwoju wydarzeń.
– Czytałaś nawet o mugolskich krucjatach? – wymknęło mu się, nim zdołał się powstrzymać, na co dziewczyna prychnęła.
– Nie jestem idiotką, Potter, lubię dużo wiedzieć – obruszyła się, nie chcąc przyznać, że Mugole fascynowali ją w wyjątkowo dużej mierze, głównie za sprawą jej prababki, będącej Mugolaczką, a o której rodzina wolała nigdy nie wspominać.
– Dobrze. Rozumiem sytuację i napiszę do Profesor McGonagall o pozwolenie na przybycie na jeden z weekendów. A teraz złaź z mojego blatu i wypij kawę, a potem wracaj do szkoły, zanim ktoś zorientuje się, że cię nie ma, Ross – powiedział w końcu Harry, wciąż przetrawiając wszystkie przekazane mu przez dziewczynę informacje.
– Wypiję tutaj, lubię patrzeć na ciebie z góry, Potter – odparła z uśmiechem, nawiązując do jego wcześniejszych przytyków, czym tylko go zirytowała.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robi, chwycił dziewczynę w talii i ściągnął z blatu, ignorując jej przeraźliwy pisk, który rozległ się tuż przy jego uchu. Rozpaczliwie wczepiła się w jego ramiona i zamknęła oczy, modląc się, by jej nie upuścił. Nie zauważyła, kiedy postawił ją na ziemi, ale nie umknęło jej uwadze, że jego ręce nie opuściły jej bioder.
– Wracaj do zamku, Lilian – powiedział cicho, przywracając dziewczynie zdolność trzeźwego myślenia i w odpowiedzi natychmiast odskoczyła od niego jak oparzona, a jej twarz przybrała odcień dojrzałego pomidora.
Harry zamrugał kilkakrotnie, zdziwiony stanem Ślizgonki, ale nie mógł nie przyznać, że fakt, iż ją zawstydził, bardzo mu schlebiał. W końcu był tylko dziewiętnastolatkiem i wciąż lubił uczucie, kiedy wywierał na dziewczynach wrażenie, a tym bardziej na tych, po których się tego nie spodziewał. Poza tym, czy chciał przyznać to głośno, czy też nie, Ross należała do tej wyjątkowo ładnej części Hogwartu, nawet jeśli momentami charakterem przypominała mu Malfoya z dawnych lat.
– Dawaj tę kawę w końcu, Potter – wymamrotała, zajmując miejsce przy małym stole i wpatrując się w obrus leżący na nim z udawanym zaciekawieniem.
Harry roześmiał się, a po chwili podał jej napój i usiadł naprzeciwko Ślizgonki.
*****
I tak powolutku prę do przodu <3 Dzisiaj pisanie poszło sprawnie i mam nadzieję, że rozdział się podobał :* Dajcie znać, co sądzicie, nie gryzę xD
Przy okazji, na profilu normal_psycho znajduję się FF pt. Moja aspazja, w której również znajdziecie występujące tutaj OC - w tym moją kochaną Liluś XD Zapraszam do zajrzenia do niej!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top