#6. Condemnation
Ginny Weasley dostała wyjca. Po raz pierwszy w życiu ktoś, mianowicie Ronald, ośmielił się wysłać jej drącą się w niebogłosy, czerwoną kopertę. Siedziała przy stole Slytherinu podczas obiadu, na szczęście w towarzystwie Fenny, która zdecydowała się na okazanie solidarności, by Gryfonka nie została zlinczowana przez niektórych uczniów, którzy już ogłosili ją mianem Zdradzieckiej Ślizgońskiej Żmii. Jakkolwiek idiotycznie brzmiało to w uszach większości uczniów, żaden z nich nie chciał przyznać młodej Weasley racji, z obawy przed potępieniem ze strony co bardziej zagorzałych członków partii antyślizgońskiej, która nagle pojawiła się w murach Hogwartu.
Teraz gdy po skończonym posiłku przed Ginny w zbyt szybkim tempie otwierał się wyjec, Fenna jedynie przekonywała się o absurdzie całej sytuacji.
GINNY WEALSEY! JAK ŚMIESZ ZADAWAĆ SIĘ Z BANDĄ ŚMIERCIOŻERCÓW?! CZY TY WIESZ, JAK ZAREAGOWAŁA MAMA?! JAK MOGŁAŚ OKAZAĆ SIĘ TAKĄ ZDRAJCZYNIĄ?! TO, CO ROBISZ, JEST OBRZYDLIWE I MASZ NATYCHMIAST ZAKOŃCZYĆ TĘ CHORĄ ZNAJOMOŚĆ Z TĄ GNIDĄ! INACZEJ NIE POKAZUJ SIĘ W DOMU!
Ginny schowała drżące dłonie pod stołem, przełykając głośno ślinę. Była gotowa na konfrontację, a przynajmniej tak jej się wydawało, ale publiczny słowny lincz, podczas gdy już i tak była na językach tak wielu uczniów, było czymś zgoła odmiennym. Upokorzenie uderzyło ją z siłą, której się nie spodziewała, a śmiech niektórych uczniów tylko dolał oliwy do ognia. Własna rodzina nie stanęła po jej stronie, co więcej, zdecydowała się potępić jej decyzję w tak okropny sposób. Nie pomogło pocieszające spojrzenie Fenny i wściekle wyrzucane na głos wyzwiska Pansy, skierowane w stronę Rona. Zabini natomiast dłubał widelcem w talerzu, a na jego twarzy widniało jedynie poczucie winy.
– Idziemy – usłyszała głos Malfoya i poczuła jego palce, zaciskające się na jej ramieniu.
Ginny spojrzała zdziwiona w górę i zobaczyła go stojącego za nią, a po chwili pozwoliła mu ściągnąć się z ławki i bez słowa protestu podążyła za chłopakiem w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, starając się ignorować nagły wybuch podnieconych szeptów. Nie obchodziło ją już nic, poza tym, aby móc wydostać się z pomieszczenia przepełnionego tą ciężką atmosferą i krytyką wobec niej.
– Uprzedzałem cię, Wiewiórko – powiedział, po czym spojrzał na nią przez ramię. Zatrzymał się dopiero na błoniach i wskazał Gryfonce jedną z ławek, na której usiadła, a on kucnął przed nią. – Na początek przestań się trząść – powiedział, biorąc dłonie dziewczyny w swoje i ściskając je lekko, a Ginny ze zdumieniem zauważyła, że jego spostrzeżenie było trafne. Naprawdę wciąż drżała.
Dłonie Malfoya były chłodne, w pewien sposób przynosiły więc dziwne ukojenie. Mimowolnie zerknęła na nie, zdając sobie sprawę z tego, jak blade były, co przy jego długich, chudych palcach wyglądało niemal niezdrowo. Odwzajemniła uścisk Ślizgona niemal bezwiednie, na co westchnął ciężko.
– Teraz już tego nie odkręcimy, ale wciąż uważam, że powinnaś się od nas zdystansować, Weasley – powiedział, a ona prychnęła rozjuszona.
– Nie mam takiego zamiaru – oświadczyła uparcie, przez co Draco przewrócił oczami.
Jej zdecydowanie wcale nie wyglądało wiarygodnie przy tej nienaturalnie bladej twarzy i trzęsących się rękach dziewczyny, nie mógł jednak nie docenić tego, jak bardzo stała za nimi murem, nawet kiedy reszta szkoły zachowywała się w inny sposób. Nie widział jednak powodu, dla którego Weasley miałaby dostawać rykoszetem za błędy ich rodzin.
Poniekąd Draco właśnie tak wyobrażał sobie kiedyś przedstawicieli Domu Godryka. Mieli być prawi, odważni i wspierający, a także pewni swych ideałów. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna, ponieważ zdecydowana większość Gryfonów była równie odważna, co po prostu bezczelna i pyszna, przekonana o tym, że są lepsi od innych właśnie z powodu przynależności do Gryffindoru. Ginny Weasley była inna.
Malfoy wstał, po czym oparł ręce o oparcie ławki, po obydwu stronach ramion dziewczyny, która zamarła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, niepewna tego, co zamierzał. Cóż, on sam w tamtym momencie nie był tego do końca pewien.
– Chodź, zabiorę cię gdzieś, gdzie będziesz z dala od tego wszystkiego – powiedział, starając się skupić na oczach dziewczyny, choć jego spojrzenie zdawało się chcieć zabłądzić nieco niżej i zatrzymać na pomalowanych błyszczykiem ustach. Zauważył masę piegów, których z reguły nie znosił u dziewczyn, a które tym razem wydały mu się niemal urocze, co doszczętnie go zniesmaczyło. Dopiero gdy dotarło do niego, jak blisko niej się znalazł i zobaczył rumieniec, pokrywający policzki Gryfonki, gwałtownie odsunął się od niej i wyprostował, a następnie potarł nerwowo kark, patrząc wszędzie, byle nie na nią.
Serce Ginny biło zdecydowanie zbyt szybkim tempem, o co nigdy by się nie posądziła, a przynajmniej nie w towarzystwie Malfoya, który dotychczas nie wydawał jej się nawet specjalnie atrakcyjny. Owszem, był przystojny, temu nie można było zaprzeczyć, jednak Weasley miała co do chłopaków nieco inny gust. Tym razem jednak nie potrafiła odegnać od siebie dziwnego uczucia zainteresowania i zawstydzenia, które ogarnęły jej umysł i ciało.
Peszyło ją jego spojrzenie szarych oczu, które zdawało się przeszywać ją na wskroś, odgadując wszystkie wątpliwości i obawy. Peszyło ją coś, co w tym spojrzeniu dostrzegła, a co wbrew pozorom znała.
Zainteresowanie.
Wstała, na co ruszył w stronę jeziora, a ona w ciszy szła kilka kroków za nim, starając się zrozumieć swoje położenie i jego zachowanie.
Chciała wiedzieć, co się zmieniło.
*
Lilian zerknęła w stronę stoły Gryffindoru, jakby oczekując, że napotka wzrok tak znienawidzonego przez siebie Wybrańca, którego już jednak nie było w Hogwarcie. Gdyby Potter zdecydował się na powrót, możliwe, że Ginny Weasley nie byłaby w tak tragicznej sytuacji. Nawet gdyby jej znajomość z nimi mu nie pasowała, Ross była pewna, że stanąłby po stronie dziewczyny choćby po to, aby inni nie mogli jej gnębić.
Zamiast Pottera, jej spojrzenie skrzyżowało się z Granger i kierowana impulsem wstała, po czym podeszła do bohaterki wojennej, po czym stanęła tuż przy niej, splatając dłonie na piersi i patrząc na nią z nieukrywaną odrazą.
Przy stole Domu Godryka zapadła cisza, a oczy wszystkich jego uczniów zwróciły się ku słynącej z fascynacji czarną magią Ślizgonce.
– Hej, przyjaciółko od siedmiu boleści. Podaj mi adres Pottera – powiedziała Ross, na co Hermiona zmrużyła oczy, po czym wstała i spojrzała blondynce w oczy.
– Niby dlaczego miałabym to zrobić, Ross? – prychnęła z irytacją, wyraźnie jednak zmęczona całym zamieszaniem.
– Niech pseudo Wybraniec do czegoś się przyda. To jego osoba podzieliła tę szkołę, a teraz przez to obrywa się jego ex. A skoro ty okazałaś się gównianym wsparciem dla swojej psiapsi, niech chociaż on nie podwija ogona i nie pozwoli tej miernocie Weasleyowi dręczyć własnej siostry – warknęła Lilian, na tyle cicho, by poza Granger słyszało ją jak najmniej osób. Zauważyła zdziwiony wzrok Longbottoma, który po chwili spojrzał na swoje dłonie i nerwowo zaczął bawić się krawatem.
Przynajmniej wiedziała już, kto był konfidentem, choć zdając sobie sprawę z braku komórek mózgowych u chłopaka, podejrzewała, że nawet o tym nie wiedział, póki nie rozpętało się zamieszanie.
Hermiona zawahała się tylko przez chwilę. Sama nie potrafiła stanąć po stronie Ginny, choćby bardzo tego chciała. Nie była jeszcze w stanie wyciągnąć ani przyjąć ręki na zgodę, ale chciała choć trochę pomóc młodej pannie Weasley. A ta bezczelna Ślizgonka właśnie dawała jej ku temu sposobność.
Wyjęła z torby kawałek pergaminu i zapisała aktualny adres Harry'ego, który przebywał w Dolinie Godryka, starając się doprowadzić dom swoich rodziców do stanu sprzed ataku Voldemorta.
– Mogłabyś posłać mu sowę – powiedziała, podając go Ross, która tylko przewróciła oczami ze zniecierpliwieniem.
– Nie, nie mogłabym – odparła zirytowana, po czym niemal wyrwała Hermionie pergamin, po czym odwróciła się na pięcie i opuściła Wielką Salę.
Granger usiadła z powrotem i uśmiechnęła się lekko, wywołując tym samym zdziwienie u Neville'a.
– Wszystko w porządku? – spytał chłopak, szturchając ją ramieniem.
– Tak, Neville. Myślę, że powoli będzie coraz lepiej – odparła, nakładając sobie kolejną porcję ciasta bezowego.
*****
Minimalnie krócej niż rozdział temu, ale musiałam, mam tu sporo planów nawet co do postaci pobocznych, które powoli będą wychodzić z cienia <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top