#21. Harmony
Nie było wyjścia. George i Angelina przekroczyli jej najśmielsze oczekiwania i ślub miał się odbyć w przeciągu dwóch tygodni, w czasie których jedyne, co czuła Ginevra, to nasilające się mdłości. Gorzej od niej miał się chyba tylko Draco, który na samą wzmiankę o nadchodzącej wizycie w jej domu, wzdrygał się i wykrzywiał twarz w wyrazie czystego obrzydzenia. Gdyby Ginevra była wrażliwsza, prawdopodobnie już by się na niego obraziła. Nagle czas jakby przyspieszył i obydwoje niczym w transie pewnego ranka zorientowali się, że nadszedł dzień wyjazdu.
– Może nie będzie tak źle – zasugerowała Fenna, siedząc w dormitorium Ginny i przyglądając się, jak Gryfonka nerwowo chwyta szczoteczkę do zębów i unosi ją do głowy. – To szczotka do zębów, nie włosów, Gin – wtrąciła szybko, wyrywając jej przedmiot i chowając do kosmetyczki.
Leżąca na łóżku obok, notabene Hermiony, Lilian, roześmiała się.
– No weź, nie może być tak źle. Masz za sobą George'a i ojca, na pewno któryś z nich zdoła powstrzymać twoją matkę i Wieprzleja od zabicia Draco – powiedziała, za co oberwała od Fenny poduszką.
– Nie pomagasz, Ross.
– Mówię, jak jest, przecież nikt go tam nie zamorduje, bądźmy poważni, mogą go najwyżej wypieprzyć, ale wtedy Gin też wyrzucą, więc w sumie żadna różnica. – Ginny skrzywiła się, wiedząc, że był to scenariusz więcej niż prawdopodobny. Oczywiście, że nikt nie zrobiłby Draco faktycznej krzywdy, zresztą, Weasley wątpiła, by na to pozwolił, ale perspektywa bycia pokłóconą z rodziną do końca życia, czy też przez znaczną jego część, nie napawała jej entuzjazmem.
– Swoją drogą, czytaliście o Skeeter? – odezwała się nagle van Dijk i Gryfonka otworzyła szeroko oczy, rzucając niespokojne spojrzenie w stronę Lilian. Ta jednak nie wydawała się w żadnym stopniu poruszona.
– Nom. Ubolewam z całego serca – zakpiła, podpierając się na łokciach i wskazując brodą stronę drzwi. – Siema, Granger.
Hermiona zawahała się, nim przekroczyła próg dormitorium i zajęła – ku zdziwieniu wszystkich trzech dziewcząt – miejsce obok Lily, która odsunęła się nieznacznie. Odchrząknęła, po czym machnęła dłonią stronę walizki na łóżku Ginny.
– Kiedy jedziecie? – spytała, ignorując natarczywe i równie zaskoczone spojrzenia Fenny i Ross, które patrzyły na nią jak na kosmitkę.
Tymczasem młoda Weasley jedyne, co poczuła, to ogarniającą umysł i ciało ulgę. Może trwało to długo, ale wyglądało, że w końcu nawet Hermiona zdecydowała się odpuścić, co stanowiło nie lada sukces. Ginny nie miała złudzeń, że Granger miała okazać się nieocenionym atutem jeśli chodziło o przekonywanie rodziny do Draco. Zwłaszcza Ronalda.
– Za dwie godziny, o ile żadne z nas nie wyląduje ze stresu u pani Pomfrey. Czuję, jakbym za chwile miała zwymiotować – odparła Weasley i na twarzy Hermiony pojawił się delikatny uśmiech.
– Rozmawiałam z Harrym, odbierze was z Pokątnej razem z Georgem, żebyście nie musieli wchodzić do Nory sami. Molly wciąż nie wie, kto będzie tym twoim tajemniczym partnerem i wciąż uważa, że to Harry i po prostu chcecie zrobić jej niespodziankę. No wiesz, myśli, że do siebie wróciliście. Wspominała nawet coś o kolejnym ślubie w rodzinie. – Słowa Hermiony ukoronowała nieprzyjemna cisza, podczas której Ginny zastanawiała się, jak zareagować na tak absurdalną teorię, o części ze ślubem już nawet nie wspominając. Fenna odwróciła wzrok, nie chcąc się mieszać, jakby zdegustowana, natomiast Lilian finalnie wybuchła niepohamowanym śmiechem.
– O Salazarze, to było dobre – wykrztusiła pomiędzy kolejnymi napadami rozbawienia i otarła oczy, rozmazując lekko kredkę, która spłynęła razem z łzami. – No to się pani Weasley zdziwi na weselu podwójnie.
– Idziesz z Harrym? – Ginny ogarnęła kolejny raz ulga, natomiast Hermionę strach.
Wiedziała już, jak nieobliczalna i bezpośrednia potrafiła być Ross, zwłaszcza kiedy w grę wchodzili jej przyjaciele, a Malfoy zaliczał się do nich bez wątpienia. Wystarczyła lekka burda, by wesele zmieniło się w pole bitwy, a tego Granger bynajmniej nie chciała doświadczyć. Fakt, że Harry zdecydował się na ten krok, również pozostawał dla Hermiony niezrozumiały. Musiał zdawać sobie sprawę z charakteru Lilian, a jeśli był to jego sposób na poparcie związku Ginny i Draco, to zabierał się za to zbyt radykalnie, przynajmniej zdaniem panny Granger.
– Spokojnie, Granger, będę grzeczna – odezwała się Ross, z politowaniem przyglądając się zesztywniałej Granger, która w końcu odetchnęła głęboko.
– To po prostu... trochę tego sporo do ogarnięcia – powiedziała cicho.
– Dla ciebie z pewnością.
– Lilian! – Blondynka przewróciła oczami, wyraźnie zniecierpliwiona.
– No dajcie spokój, nie dość macie tego cyrku? Zachowujecie się jak pięciolatki, obrażające się o cukierka. Jesteśmy niemal dorośli, są poważniejsze sprawy niż szkolne fochy o pochodzenie – odparowała, mając już szczerze dosyć ich krążenia wokół siebie. – Dajcie sobie w pysk, jak ma to coś dać i przejdźmy nad wszystkim do porządku dziennego.
– Wyjątkowo muszę zgodzić się z Lilian. To już zakrawa na absurd – wtrąciła Fenna, wprawiając w zdumienie całą trójkę.
– Dziękuję.
– Nie przyzwyczajaj się. – Ross wzruszyła ramionami, ponownie skupiając wzrok na Hermionie, która poruszyła się niespokojnie.
– Może i macie rację, jednak przestawienie się z myślenia, które towarzyszyło mi przez całą szkołę i zapomnienie o wojnie, nie jest proste – powiedziała stanowczo i z przekonaniem.
– Rany, Granger, nikt ci nie każe zapominać, po prostu wszyscy chcemy, żebyś w końcu wyjęła kija z dupy – odparła Lilian. Na to Gryfonka nie miała odpowiedzi.
Zamiast tego odezwała się Ginny, przy okazji zapinając walizkę.
– No dobra, to mam wszystko. Myślicie, że powinnam wziąć coś jeszcze? – spytała, rozglądając się po dormitorium w poszukiwaniu olśnienia.
– No, książkę od Narcyzy, w razie rodzinnego obiadu – zaśmiała się Fenna i Lilian zagwizdała.
– No w końcu ktoś coś sensownego powiedział.
*
Draco był blady. Bledszy niż zwykle w każdym razie. Jego żołądek skręcał się nieprzyjemnie i nawet widok przyjaznych twarzy Pottera i jednego z braci Weasley nie pomógł mu się rozluźnić.
– Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zejść z tego świata – skomentował George, nie wiedząc, czy się śmiać, czy jednak zmartwić stanem chłopaka, zwłaszcza że Ginny była w równie parszywym. Po raz pierwszy widział ją tak zdenerwowaną, co nie wróżyło wcale dobrze.
– Czuję się, jakbym już z niego zszedł – odparł Draco, luzując krawat i zastanawiając się, dlaczego Ginny kazała mu się ubrać w to mugolskie cholerstwo. To nie przystawało dziedzicowi Malfoyów.
– Spokojnie, nie damy cię zamordować. Po prostu nie reaguj na zaczepki i skup się na rozmowie z ojcem, a do mamy zwracaj się po prostu grzecznie, olewając dzikie prychnięcia. Atmosferą my się zajmiemy – odparł Weasley, co chyba w zamierzeniu miało pomóc, lecz sprawiło tylko, że Draco bardziej się zestresował.
– Jesteś chłopakiem Ginny, choćbyś był gremlinem, w końcu by cię zaakceptowali – roześmiał się Harry, na co dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
– Stawiasz mojego chłopaka na równi z gremlinem? – zagrzmiała, wywołując u wszystkich chwilowe rozluźnienie.
– Jasne, że tego nie robi, taka ładna buzia na gremka nie pasuje – powiedział George, wystawiając przed siebie rękę. – Aportujemy się i będziemy mieli pierwsze koty za płoty, młodzieży.
Draco jeszcze nigdy nie pragnął zniknąć z powierzchni ziemi tak bardzo, jak w chwili, gdy poczuł szarpnięcie, a chwilę później znalazł się przed drzwiami starego, niemal rozpadającego się, drewnianego domu. To naprawdę nie był jego świat.
Tym bardziej że w kolejnej minucie, gdy George wepchnął go przez drzwi wejściowe, zobaczył szok na twarzy rudowłosej kobiety, który bardzo szybko zamienił się w gniew.
*****
Miał rozdział wpaść już wczoraj, ale utknęłam i dopiero dziś skończyłam. Czas na konfrontację z Weasleyami, czuję, że się będę dobrze bawić przy kolejnym rozdziale XD
Swoją drogą, z racji, że dobiegamy do końca, przygotowuję dla Was nową część - Lily x Harry. Zapowiedź pojawi się możliwe, że nawet dzisiaj na profilu. LOVELY DECEIT ruszy pełną parą, gdy tylko zakończymy tę część :D Ktoś tu się cieszy jak ja? XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top