#14. Bullying
Przenieśli się z męskiego dormitorium do pokoju Zabini'ego.
Zarówno Blaise, jak i Draco wpatrywali się w siedzącą na łóżku Ślizgonkę z wyczekiwaniem, nie do końca wiedząc, co zrobić lub powiedzieć. Rzadko zdarzało im się znaleźć w tak niekomfortowej sytuacji z przyjaciółką, nie byli więc pewni, czy jakiekolwiek słowa pocieszenia coś dadzą. I czy Pansy w ogóle chciała takowe usłyszeć.
Patrząc, jak pochłania kolejną szklankę ognistej, co chwilę zerkali na siebie nawzajem, jakby próbując dać drugiemu do zrozumienia, aby zaczął. Żaden nie chciał, a Parkinson, zdając sobie z tego sprawę i w końcu nabierając odwagi, wyręczyła ich.
Wstała i nieco chwiejnym krokiem podeszła do szkolnej torby, którą położyła przy kanapie, a następnie wyciągnęła z niej książkę i plik pergaminów. Już z daleka widzieli, że są one w dużej części poplamione atramentem, a gdy je im podała, na moment zamarli.
Blaise przewertował kartki grubego tomu OPCM-u i natychmiast się skrzywił. Powyrywane i poplamione, z wyzwiskami wypisanymi czerwonym, zaczarowanym atramentem, którego nie dało się pozbyć. W podobnym stanie były jej wypracowania, których nie zdążyła jeszcze oddać nauczycielom.
– Pansy, co to, do cholery, jest? – przerwał ciszę Malfoy.
Parkinson w jego oczach była ostatnią osobą, która mogłaby paść ofiarą dręczenia. Nie rozumiał też, dlaczego się nią stała.
– Ciągnie się drugi tydzień. Nawet po tym, jak zostawiałam na przerwach rzeczy w dormitorium, zastawałam je potem zrujnowane. Dzięki temu przynajmniej wykluczyłam osoby z innych domów, co w sumie... jest jeszcze gorsze – wyjaśniła Ślizgonka, na co obydwoje unieśli brwi zaskoczeni.
– Kto ze Ślizgonów chciałby robić coś takiego? Jakby komentarze ze strony reszty były niewystarczające – warknął Blaise, odrzucając ze wstrętem książkę na podłogę.
– Wiesz, patrząc po tych zdradzieckich szmatach, na co drugiej stronie, myślę, że to raczej osobiste wąty. Próbowałam zaczarować moje rzeczy, ale nic to nie dało. Nie znam też innych zaklęć, które mogłyby mi pomóc odnaleźć spra...
– To na pewno dziewczyna – przerwał jej Draco, biorąc spory łyk ognistej.
– Skąd ten wniosek, Smoku?
– Daj spokój, żaden facet nie napisałby zdradziecka. Połowa nie umie tego nawet przeliterować – zakpił Malfoy, a oni nie mieli wyjścia, jak tylko się z nim zgodzić. Tym bardziej że tylko dziewczęta mogły wejść do damskiego dormitorium.
– No dobra, więc musimy znaleźć jakąś zawziętą nastkę, która chowa urazę. I jeszcze dowiedzieć się, dlaczego? – podsumował Blaise niepewnym tonem. – Przychodzi ci ktoś na myśl, Pans?
– Jakbym miała zliczyć wszystkie laski, które nie darzą mnie sympatią, nawet Ślizgonki, zabrakłoby mi życia. W całym Hogwarcie mniej lubiana jest chyba tylko Ross – roześmiała się Parkinson, lecz w śmiechu tym nie było ani cienia rozbawienia. – Książki i wypracowania to nie wszystko... – zaczęła po chwili z wahaniem. – Dwa dni temu zjarała mi szaty wyjściowe.
Ponownie zapadła między nimi cisza. O ile początkowo sprawa nie wydawała się aż tak poważna, o tyle teraz wyglądało na to, iż jest wręcz odwrotnie.
– Pogadajmy ze Ślimakiem – zaproponował Blaise.
– Napuśćmy Ross, żeby spuściła jej wpierdol – mruknął Malfoy, po raz pierwszy przeklinając w towarzystwie przyjaciół, jeśli nie w życiu.
– Lilian to nie pies, żeby ją na kogoś napuszczać. Poza tym nie chcemy, żeby przeze mnie wyleciała – odparła Pansy, lekko rozbawiona sugestią Draco.
– Hej, moment. Mamy dwie opcje, w sumie to... trzy. – Spojrzeli na Zabini'ego, który uśmiechał się szeroko i już wiedzieli, że żadna z tych opcji nie będzie należeć do przyjemnych. – Możemy iść do Granger, by użyczyła nam swoich umiejętności i kilku zaklęć, które pomogłyby nam odkryć kto to. Wszystko całkowicie legalne i nienaginające regulaminu.
– Odmawiam. Nie zamierzam prosić o pomoc tej uprzedzonej mądralińskiej – obruszyła się natychmiast Parkinson, patrząc na przyjaciela spod byka. Nie rozumiała, jak mógł w ogóle zasugerować coś tak durnego.
– Przejdźmy do bardziej realnych opcji, panie genialny – mruknął Malfoy, któremu również opcja ta bynajmniej nie była w smak.
– Możemy iść do Ross. Ona na pewno zna kilka... sztuczek i mogłaby nam pomóc, tylko musielibyśmy jej pilnować.
– Odpada. Już i tak ogarnęła sprawę z Ginny i Bliznowatym, a sama też ma ostatnio ciężko z dziewczynami. To tylko kwestia czasu, aż się z którąś weźmie za kudły, bo oskarżają ją o zdeprawowanie bohatera wojennego. Nie chcę jej dokładać kolejnych zajęć i zmartwień. Wiecie, jaka jest, gdy w grę wchodzą jej przyjaciele.
– A więc...
– Blaise, przejdź do rzeczy, bo każda kolejna propozycja jest bardziej debilna od poprzedniej – powiedziała Pans, dolewając sobie ognistej.
– Pamiętacie, co Ross powiedziała o tym Krukonie? Że gdyby naprawdę mu się chciało, byłby lepszy od Granger. – Malfoy uniósł wzrok znad alkoholu, tym razem zainteresowany słowami czarnoskórego chłopaka. – A skoro nie chcemy mieszać w to Lilian to... możemy zaangażować we wszystko Fennę. W końcu ona zna tego chłopaka i to wygląda na to, że całkiem dobrze – dodał, a Pansy i Draco wymienili znaczące spojrzenia.
Mogliby przysiąc, że w ton głosu Zabini'ego wkradła się nuta niezadowolenia, która wywołała u nich jedynie rozbawienie. Wiedzieli, że zainteresował się panną van Dijk, nawet jeśli prędzej dotknąłby Sklątki, aniżeli przyznał, że jego uczucia były poważne. Rozumieli, dlaczego nie był na nie gotowe – w końcu pojawiły się nieoczekiwanie, a on ich do końca nie rozumiał. Zresztą, oni sami nie radzili sobie najlepiej z własnymi, nie mogli więc zbytnio służyć jakąkolwiek sensowną radą.
Myśli Parkinson zaprzątała jeszcze jedna myśl. Nie miała najmniejszej ochoty na ponowne spotkanie z chłopakiem, który niemal prześmiewczo nazwał ją piękną, a co dopiera na proszenie go o pomoc. To było zdecydowanie poniżej jej godności.
Jednocześnie zrozumiała, że nie miała wyjścia. Żadne z ich trójki nie znało tylu zaklęć co Granger, nie parało się czarną magią jak Ross. I nie mieli czasu na przesiedzenie kolejnych dni w bibliotece w poszukiwaniu sposobu na odkrycie sprawcy. Potrzebowali pomocy natychmiast, zanim spłonęłoby coś więcej niż tylko szaty.
– Dobra. To w sumie nasza jedyna opcja. Blaise, porozmawiaj z Fenną na kolejnym patrolu, może jej uda się przekonać tego dupka do pomocy – westchnęła w końcu z rezygnacją.
Butelka ognistej stała już pusta, na co zwróciła spojrzenie w stronę Draco.
– Tak, tak, już wyciągam.
*
Fenna przeciągnęła się, ziewając głośno i idąc pod Wielką Salę na umówione spotkanie z Zabinim. Stało się już ich codziennym rytuałem, że właśnie tam rozpoczynali wspólny patrol i gdyby nie późna pora, a także towarzyszące jej przez cały dzień złe przeczucia, nawet by się na niego cieszyła.
Gdy w końcu dostrzegła w oddali sylwetkę chłopaka, a następnie niemrawy wyraz jego twarzy, wiedziała już, że coś było na rzeczy.
– Blaise, coś się stało? – spytała od razu, nie chcąc owijać w bawełnę. Nie lubiła tego, a Ślizgon niestety miał to w zwyczaju.
– Fennuś, hej. Mamy... Pansy ma... mały problem.
Słuchała jego wyjaśnień z rosnącym przerażeniem. To nie były żarty ani coś, co mogli potraktować lekko i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie poinformowali o wszystkim opiekuna domu. Oczywiście, kolejny argument za tępieniem Slytherinu i podanie go na tacy reszcie szkoły z pewnością nie był czymś, czego chcieli, ale jednak...
Wiedziała, że Stian nie będzie chciał się w to mieszać.
Ale nie zamierzała też dać mu wyboru. Nie, jeśli chciał wciąż spisywać jej wypracowania.
*****
No i mamy kolejny rozdział <3
Dziękuję wszystkim, którzy zostawiają komentarze i hajsgwiazdki, to taki znak, że Wam się podoba <3 Daje mi też dodatkową motywację do pisania, dlatego dzięki <3
Mam nadzieję, że ten rozdział również przypadł Wam do gustu, chwilowo wróciliśmy do Pansy. Lubię dodawać też co nieco o pozostałych bohaterach, a teraz, kiedy mam ich już wszystkich zebranych i zaznajomionych ze sobą, mogę sobie na więcej pozwolić <3
No i tyle xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top