#1. Broken Hearts

Ginny z trudem powstrzymała chęć głośnego westchnięcia, gdy Molly Weasley po raz kolejny z rzędu sprawdzała, czy żadna z dziewcząt niczego nie zapomniała. I choć Hermiona pakowała się tuż obok niej, pilnując, by zabrały ze sobą wszystko, co potrzebne, jej matka nie zamierzała przestać.

– To wasz ostatni rok, kochane. Decydujący o waszej przyszłości, pamiętajcie, aby dać z siebie wszystko. Naprawdę żałuję, że chłopcy postanowili odpuścić, to takie nierozsądne. Przysięgam, że poszli w ślady bliźniaków, no jak można być tak nieodpowiedzialnym... – trajkotała w najlepsze, lecz Ginny w pewnym momencie przestała słuchać.

Była zadowolona, że Harry nie zamierzał wracać do Hogwartu. Z pewnością byliby na jednym roku, a oglądanie go w ich aktualnej sytuacji z pewnością nie należałoby do doświadczeń przyjemnych.

Wraz z końcem wojny przyszedł czas na przemyślenia i decyzje, a te skutecznie i w bardzo szybkim tempie doprowadziły do rozpadu ich, już i tak niestabilnego i burzliwego, związku. I choć Ronald zarzekał się, że powinni być razem, Ginny wiedziała, że gdzieś w głębi odetchnął z ulgą, że jego najmłodsza siostra nie spotyka się już z najlepszym przyjacielem. A ona sama, choć początkowo zdruzgotana i niebędąca w stanie pogodzić się z ich wspólną decyzją, powoli również zaczynała oswajać się z tym, że znów była sama.

Różnice charakteru, można by rzec. Wbrew pozorom najmłodsza latorośl Weasleyów wcale nie pragnęła iść w ślady matki, założyć dużej rodziny i poświęcić się dzieciom. Ginny chciała latać. Jej kariera mogła się rozwinąć, ponieważ była w Quidditcha dobra. Ale bycie w reprezentacji kraju wiązało się z życiem w ciągłej podróży, a tego z kolei Harry nie potrafił zaakceptować. Dziewczyna rozumiała jego pragnienie odpoczynku i stworzenia rodziny w jednym miejscu, nijak jednak nie miało się to do jego planów zostania Aurorem, który już z założenia mógł momentami w domu przebywać naprawdę rzadko.

– GINEVRO WEASLEY! – Usłyszała wrzask matki, który wyrwał ją z otępienia. – Dziecko, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Idziemy! Pociąg odjedzie! – Molly przewróciła oczami, chwytając klatkę z nową sową córki, a drugą dłoń zacisnęła na ramieniu czarownicy i pociągnęła ją za sobą. Genowefa zaskrzeczała przeraźliwie, machając czarnymi skrzydłami, po czym załatwiła swoją potrzebę pod siebie, najwyraźniej dając upust niezadowoleniu, że ktoś inny niż właścicielka ośmielił się dotknąć jej klatki.

Ginny nie znosiła podróżowania Siecią Fiu. Już pomijając, że w jej płucach zalegała tona popiołu, bardziej przeszkadzał jej stan szaty i umorusanej na czarno twarzy, które przyciągały prześmiewcze spojrzenia innych czarowników i czarownic. A jej rodzice jakoś nigdy nie wpadli na to, aby usunąć z siebie i dzieci brud jednym, prostym zaklęciem, co doprowadzało ją do białej gorączki praktycznie co roku, przy każdej podróży na Pokątną. Tym razem jednak była pełnoletnią czarownicą, a Namiar został ściągnięty, mogła więc spokojnie doprowadzić się do stanu używalności.

Kiedy kilkanaście minut później ona, jej matka i Hermiona dotarły na dworzec kolejowy, Ginny pozbyła się popiołu, wciąż zachodząc w głowę, dlaczego nie mogły się po prostu teleportować. Molly jednak uznała, że nie zamierza przyjąć do wiadomości faktu dorosłości dzieci, a tradycji ma stać się za dość, nawet jeśli nikt nie był nią w tym momencie zachwycony. Granger co chwilę kaszlała, niby niepostrzeżenie, w rękaw przydużego swetra, który ukrywał jej wychudzone wojną ciało i zerkała niepewnie w stronę przyjaciółki.

Hermiona była zaniepokojona ciszą, jaka otaczała Weasley od czasu jej zerwania z Harrym. Zawsze pełna energii dziewczyna nagle wyraźnie się wycofała, a między nią i innymi pojawiła się niewidzialna ściana, która stanowiła o jej dystansie z ludźmi, nawet tymi najbliższymi. Granger widziała też irytację, od czasu do czasu pojawiającą się na twarzy czarownicy, gdy ktoś próbował porozumieć się z nią za bardzo. Dotychczas bała się poruszać ten temat, w obawie, że wyraźnie przewrażliwiona na punkcie Ginny, Molly mimochodem usłyszy ich rozmowę.

Jednak kiedy tylko pożegnały się z kobietą i znalazły wolny przedział, a Hermionie do spotkania Prefektów Naczelnych pozostała godzina, postanowiła wykorzystać chwilę, w której w końcu były na osobności.

– Gin, może chcesz pogadać? Od początku wakacji jesteś nieobecna – zaczęła ostrożnie, na co dziewczyna westchnęła ciężko.

– Szczerze mówiąc, brakuje mi chwili wytchnienia. Najpierw żałoba po Fredzie, w międzyczasie zerwanie z Harrym. Odnoszę wrażenie, że mama uczepiła się tego tematu, by właśnie o tej żałobie nie pamiętać. Próbuje zająć myśli, rozumiem to. Ale naprawdę nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać, jak to powinnam przemyśleć swoją decyzję, bo Harry to taki dobry kochaneczek – odparła zniechęconym tonem i Granger przygryzła wargę, odgryzając kawałek wyschniętej skórki.

Nie mogła nie zgodzić się z Ginevrą, pani Weasley momentami przechodziła samą siebie i dawało się to we znaki wszystkim domownikom, nawet tym, którzy akurat znajdowali się poza Norą. Nie chodziło nawet o tematy, jakie poruszała i jakimi próbowała namówić córkę do zejścia się z Potterem, a o jej ciągłą obecności i swego rodzaju sprawdzanie Ginny. Molly zdawała się nie spuszczać jej z oczu, zaniepokojona każdym dłuższym wyjście dziewczyny i nawet Hermionie wydało się to mocno przesadzone. W końcu przecież wojna dobiegła końca, byli bezpieczni. 

– Nie rozmawiała o tym z Harrym? – spytała, a Ginny nagle roześmiała się gorzko.

– Och, Harry doskonale wiedział, co robi, kiedy przyspieszał rozpoczęcie treningu na Aurora. Ulotnił się, gdy mama zaczęła być zbyt uparta i wpada tylko na niedzielne obiadki, aby nie miała okazji go gnębić – rzuciła, sięgając przy tym do torby i wyjmując z niej butelkę soku. – Cieszę się, że już wracamy. Nie wytrzymałabym w tej zagęszczonej atmosferze ani dnia dłużej – dodała.

I choć Hermiona rozumiała ją w pełni, to nie mogła wyzbyć się wrażenia, że decyzja jej przyjaciół o rozstaniu była dziwnie nagła.

– Dlaczego tak zdecydowaliście? – Postanowiła w końcu wsadzić kij w mrowisko i niemal natychmiast tego pożałowała, bo rudowłosa spojrzała na nią obojętnym, niemal chłodnym wzrokiem.

– Nie jestem materiałem na kurę domową, Hermiono. Podejrzewam, że ty również nie – powiedziała wprost i Granger w mig pojęła aluzję do jej związku z Ronem.

Owszem, Hermiona wiedziała, że jej chłopak również miał podobne w tym temacie poglądy do Harry'ego. Liczyła jednak na to, że wykaże zrozumienie i zaakceptuje jej decyzję o rozpoczęciu kariery w Ministerstwie Magii. Miała na to nadzieję, nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż będzie zupełnie odwrotnie.

– Ginny...

– Powodzenia – przerwała jej młoda Weasley i czarownica mogłaby przysiąc, że usłyszała w jej głosie nutę rozbawienia. Zrozumiała, że temat został definitywnie zakończony i dziewczyna nie zamierzała go kontynuować, odwróciła więc głowę w stronę okna, nie przejmując się nieco krępującą ciszą, jaka między nimi zapadła.

Ginevra uważała Hermionę za dobrą przyjaciółkę, ale nie była naiwna ani głupia. Wielka Trójca nie miała dla niej miejsca i dla Granger liczyła się przede wszystkim dwójka chłopaków, a nie młodsza siostra jednego z nich, która jakimś cudem zawsze przypałętała się gdzieś pod nogi.


Drzwi przedziału otworzyły się gwałtownie i w progu stanął ciemnoskóry chłopak w szacie Slytherinu, zza którego ramienia wystawały głowy Draco Malfoya i Pansy Parkinson.

– Sorry, nie ma już nigdzie wolnych miejsc, musimy się przysiąść. Zadziwiająco dużo ludzi jedzie w tym roku, by dokończyć edukację – powiedział, po czym wrzucił torbę na półkę i zajął miejsce naprzeciwko siedzącej pod oknem Hermiony, która wyglądała, jakby doświadczała stanu przedzawałowego.

Wyczuwając jej nadchodzący opór, a także wahanie pozostałej dwójki Ślizgonów, Ginny szybko otworzyła usta, by załagodzić sytuację.

– To chyba dobrze, nie będziecie jedynymi staruszkami – powiedziała wesołym tonem, patrząc w stronę Malfoya i Parkinson i wskazując im miejsca do zajęcia.

– Ginny! – zwróciła jej natychmiast uwagę Hermiona, ale Gryfonka wzruszyła jedynie ramionami, a Ślizgoni z oporem usiedli z nimi, gromiąc przy okazji Blaise'a wzrokiem.

– A co z wami? Gdzie macie Wieprzleja i Bliznowatego? – spytała Pansy, zaraz jednak przeklęła pod nosem. – Miałam na myśli resztę Trójcy – wymamrotała.

Malfoy odwrócił wzrok w stronę wyjścia z przedziału, Granger prychnęła, po czym spojrzała w okno, Blaise pokręcił głową, a Ginny postanowiła zignorować niefortunny dobór słów Ślizgonki. W końcu wynikały one bardziej z nawyku, aniżeli aktualnej niechęci do nich.

– Woleli iść od razu na kurs na Aurorów. Nie dokończą nauki, stwierdzili, że nie jest im to potrzebne – powiedziała Weasley.

– No tak. W końcu co bohater to bohater – odparł kpiąco Draco, nawet na nich nie zerkając i Zabini westchnął, zrezygnowany, posyłając Gryfonkom przepraszające spojrzenie, które jednak nie zadziałało na Hermionę.

– Przynajmniej nie poplecznik Voldemorta jak co poniektórzy w tym przedziale – warknęła rozjuszona i Ginny już wiedziała, że będzie to wyjątkowo długa podróż.

******

No, w końcu udało mi się znaleźć chwilkę i naskrobać pierwszy rozdział :D Mam nadzieję, że Wam się podobał, bo odejdę nieco od tej Ginny-CiepłejKluchy, jaką zaserwowali nam w filmie xD

Cieszę się na tę historię, choć znalezienie inspiracji momentami łatwe nie jest, więc jak znacie jakieś historie GinnyDraco, mogą być po angielsku, to krzyczcie :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top