#8. Cravings
Wystarczyło kilka godzin, by sześć egzemplarzy odrzuciło magię. Ich ciała zareagowały gwałtownie, niczym w reakcji łańcuchowej, pozostawiając Lilian i Maddoxa co najmniej zdegustowanych własnymi osiągnięciami.
— Możesz wracać. Zostanę z resztą i postaram się znaleźć jakiś sposób na zwiększenie wytrzymałości ich organizmu. Nie rozumiem, dlaczego reagują tak... mocno — odezwała się w końcu Ross, wyciągając z torebki notatnik i siadając przy biurku, by zapisać wszystko, czego byli świadkami. Nie chciała przetrzymywać informacji w umyśle, na wypadek gdyby padł na nią choćby cień podejrzeń, dlatego po każdej eskapadzie wymazywała z pamięci część wiedzy, pozostawiając w zamian ukryty zaklęciem notes. Posiadała słowo klucz, odblokowujące informacje na temat umiejscowienia eksperymentu i jego postępu, działające jedynie wypowiedziane przez Coxa. Mogła dzięki temu grzebać we własnym umyśle do woli i w razie zagrożenia szybko reagować, bez obaw, że ktoś zaserwuje jej kiedyś Veritaserum. A z pewnością dzień taki miał w końcu nadejść, co do tego nie miała wątpliwości. Czy to z powodu Harry'ego, kiedy zdejmie już klapki z oczu i zobaczy ją dokładnie taką, jaką była, czy to Granger, gotowej wywrócić Ministerstwo Magii do góry nogami, byle tylko odnaleźć zagubionych czarodziejów.
Zerknęła na jedną z martwych dziewcząt. Kojarzyła ją z Hogwartu i jakie było jej zdumienie, gdy ponownie spotkała ją jako ochotniczkę na królika.
Padma Patil nigdy nie wydawała jej się kimś, kto postępował pochopnie lub pod wpływem emocji, lecz plotki powiedziały Lilian, iż kobieta cierpiała po rozstaniu z narzeczonym, który w pół roku później poślubił jej siostrę bliźniaczkę. A przecież Ross nie była na tyle bezduszna, aby odmówić pomocy, gdy czerpała z niej korzyści.
Maddox westchnął ciężko, pocierając nerwowo kark.
— Słuchaj, jeszcze jednak kwestia... Hermionie nieco... — zaczął, niepewny, jak zwerbalizować problem, na co Ślizgonka uniosła brwi.
— Odpierdala? Tak, wiem, wywraca ministerstwo i zaczyna mieć obsesję. Podejrzewam, że to z powodu tej, co tam leży na reszcie trupów i tego, co jeszcze dycha i ma potencjał — odparła.
— To już nawet nie kwestia Patil czy Thomasa. Uznała wydarzenia we Francji za osobistą porażkę i nie zamierza, jak to ujęła, przegrać z jakimś popaprańcem. Zaczęła też uważnie obserwować mój grafik.
— A więc nie ufa ci, Maddie. Zjebałeś — podsumowała Ross, przyglądając mu się ze skrzywioną miną. — Jesteś beznadziejny w te klocki.
— Przykro mi cię oświecać, ale tak samo ma się sytuacja z Potterem. Zaczęli współpracować. I zarówno ty, jak i ja, znajdujemy się na liście podejrzanych. Musimy znaleźć kogoś, kto będzie mógł dopilnować tego syfu przez jakiś czas zamiast nas. Masz kogoś? — odparł Maddox, marząc już jedynie o tym, by znaleźć się jak najdalej tego ponurego, przesiąkniętego śmiercią i czarną magią miejsca.
— Pomyślę nad rozwiązaniem. Jesteśmy za blisko, żeby teraz wszystko przepadło. Jeśli zaklęcie w końcu okaże się skuteczne i bezpieczne będzie można w końcu wprowadzić...
— Dobrowolny system niewolniczy? — wtrącił się Cox z przekąsem, a ona wzruszyła jedynie ramionami.
— Nazywaj to jak chcesz, panie obsesyjny — wytknęła mu, natychmiast go tym uciszając.
Nie myliła się bowiem, w żadnym stopniu. Wiedział, że to, co chciał zrobić, nie było ani normalne, ani etyczne, ani choćby akceptowalne (wbrew temu, co twierdziła kobieta siedząca przed nim). Niestety nie wierzył w uczucia Hermiony na tyle, by w pełni jej zaufać lub by przestać się obawiać, że pewnego dnia odwróci się, jak to zrobiła przy swoim ex, zostawiając go z niczym poza rozszarpaną gamą szalejących uczuć. Nie był do końca pewien, w którym momencie zakochanie zmieniło się nie w czystą miłość a potrzebę podporządkowania i pełnego omamienia przyszłej Pani Minister. Wiedział jedynie, że po tym wszystkim nie było już odwrotu i Lilian pozostawała jego jedyną nadzieją na to, by zaznać choćby chwili spokoju.
— Dlaczego im nie zaufaliśmy? — wyrwało mu się i Ross na kilka sekund znieruchomiała, nim odłożyła długopis, a następnie oparła na krześle i splotła ręce na piersi. Dostrzegł pełną powagę w jej spojrzeniu, kiedy krzyżowała je z jego własnym i z trudem powstrzymał chęć wzdrygnięcia się.
Powiększająca się, ciemna blizna przebarwiająca i zniekształcająca skórę kobiety wokół lewego oka z dnia na dzień robiła się coraz to wyraźniejsza. Nawet zaklęcie maskujące bywało momentami zbyt niewystarczające i postronna osoba dostrzegała niewielką zmianę. Ale kiedy byli sami, Lilian pozbywała się uroku, pozwalając mu zobaczyć skutki nadużywania nie do końca opanowanej czarnej magii w pełnej krasie.
Widok ten nie był nawet znośny, do tego Maddox odnosił dziwne wrażenie, że nie była to kwestia jedynie estetyczna, a zwyczajnej martwicy tkanki. Powstrzymywał się jednak przed zwracaniem kobiecie uwagi częściej, niż było to absolutnie konieczne, by nie przesadziła, ponieważ szybko zauważył, jak drażliwa się wtedy stawała.
— To nie kwestia braku zaufania, ale świadomości tego, kim jesteśmy my, a kim są oni. I zdecydowanie zróżnicowanych poglądów odnośnie tego, co człowiek może a czego nie. Nic nie poradzimy na to, że zostaliśmy postawieni pod ścianą — powiedziała w końcu Ross, drapiąc się w tył głowy. Wzięła kosmyk dłuższych już włosów w palce i nawinęła go na nie kilka razy.
— Z czego nie jesteś zadowolona? — spytał Maddox, zdając sobie sprawę, że chyba pierwszy raz odpowiedziała mu jak normalny człowiek i nadarzyła się okazja do w pełni cywilizowanej rozmowy, co w jej przypadku bywało rzadkością.
— Po Hogwarcie praktycznie się z nim nie widywałam, bo nakurwiał ten swój trening na przydupasa ministerstwa. Zatrudniłam się więc jako Niewymowna, żeby móc choć trochę czasu na spotkania. Choćby w czasie przerw śniadaniowych. Podziałało, jakoś się to kulało. W końcu zamieszkaliśmy razem, lecz okazało się, że dom częściej stoi pusty niż pełny i przebywanie w tamtym miejscu szybko przypomniało mi o samotności tak dobrze mi znanej z posiadłości rodziców. Nie uśmiechała mi się powtórka z rozrywki. Wszystko miało się uspokoić, kiedy zostanie Szefem Biura Aurorów. Nie został, bo Granger odjebało i wciąż chciała mieszać, kiedy wstrzymano jej własny awans na Minister Magii. Nawet nie dotarł na wesele Pans na czas. Z Ginny nie widział się od roku, choć wielokrotnie była ku temu okazja. Olał wszystko sikiem prostym, byle tylko znowu ratować świat, co oczywiście wydaje mu się, że robi — w głos kobiety wkradła się niepohamowana drwina — jakkolwiek to śmieszne. Jeśli to ma zadziałać, to potrzebuję czegoś, co przytrzyma go przy mnie choćby na pierdolony weekend, bo nie zamierzam siedzieć do końca życia sama. Albo kolejne lata aż on nie spełni swoich mokrych snów. Poza tym — uśmiechnęła się delikatnie, podpierając brodę na dłoni — czy to nie zabawne obserwować, jak się męczy, by odnaleźć sprawcę mając go pod samym nosem?
Maddox zmarszczył brwi, widząc przed sobą już nie tyle zadziorną Lilian Ross, ile kobietę żądającą uwagi. W wyjątkowo niehumanitarny sposób.
— Chcesz być po prostu w końcu przez niego zauważona i zaakceptowana? — pozwolił sobie wyrazić myśli na głos, niepewny jednak, jak Ślizgonka na nie zareaguje.
Ta wzruszyła jedynie ramionami, zerkając przelotnie na ciała leżące na pryczach.
— W pewnym stopniu owszem. Ale chcę też zajmować się tym, co mnie ciekawi i daje moc. A w ministerstwie jeszcze nie powstał Dział Badań i Rozwoju Czarnej Magii — zażartowała i Cox pomyślał, że kto jak kto, ale ona potrafiłaby stworzenie takiego działu przeforsować i jeszcze całkiem dobrze poprowadzić. — Wiem, co ci przyszło na myśl. Granger i reszta prędzej połknęliby garść igieł, niż przystali na taką propozycję. Są jak banda ograniczonych własnymi przekonaniami dzieci. Stary Dumbel zrobił im świetne pranie mózgu i jasno określił, co mają uważać za złe. Właśnie dlatego Gryfoni to idioci — wyrzuciła z frustracją, po czym przeczesała nerwowo włosy.
— Nie mogę zaprzeczyć, choćbym chciał. Upór to ich cecha — mruknął Maddox. — Co będzie, kiedy się dowiedzą?
— Jeśli się dowiedzą, Maddie. I jeśli zapamiętają — poprawiła go Lilian chłodnym tonem, kończąc tym samym dyskusję. — A teraz zmykaj, ja też muszę się tu szybko uwinąć, jestem umówiona z Fenną na jutro.
— Tą od Zabiniego?
— Nie sądzę, by można ją już tak nazywać — mruknęła Ślizgonka. — Do zobaczenia później, Maddie.
— Trzymaj się, Ross.
Uniosła ponownie brwi, nie odpowiadając już i czekając, aż mężczyzna wyjdzie. Na wpół świadomie dotknęła skory wokół oka, na które już mało co widziała. Czas uciekał.
*****
Dzień dobry wszystkim w ten paskudny poranek! Na umilenie czasu i oderwanie wzroku od pogody za oknem, przyszłam z nowym rozdziałem Liluś : ) A plany tu się pojawiły co do serii LOVELY serio grube XD Dajcie znać, co sądzicie i jak Wam się podoba, feedback będzie dla mnie bardzo pomocny : )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top