#5. Apprehension
Wbrew pozorom Lilian była zmęczona. Wiecznym ukrywaniem się i udawaniem, że wcale nie była tak zepsuta, jak w rzeczywistości. Te nieliczne momenty, w których odsłania się odrobinę za bardzo w towarzystwie Pottera potrafiły dręczyć ją kolejnymi tygodniami, wprawiając w niepewność, czy aby na pewno nic nie wiedział.
Czasem miała również wrażenie, że Harry tylko udawał nieświadomego.
Kłamała w rozmowie z Maddoxem, ponieważ szczerość dałaby mu nad nią przewagę, a do tego nie mogła dopuścić, nie na tym etapie eksperymentów. Cox może i nie był głupcem, lecz jego obsesja na punkcie Granger okazała się czymś, z czym Lilian nie chciała się mierzyć. Nie sądziła, ze kobietą, o której względy zabiegał była Hermiona, podobnie jak nie rozumiała, dlaczego tamtej nocy był gotów napoić przyszłą minister Amortencją.
Czy tak wyglądała czysta forma miłości zakrawająca na chęć całkowitego zniewolenia drugiego człowieka? Czy to też mogłaby jakoś wykorzystać?
Zerknęła na stojącego przy biurku Pottera i jej wzrok prześliznął się po jego sylwetce. Był odwrócony do niej tyłem, a jedyną część garderoby, jaką miał jeszcze na sobie były ciemne spodnie z szerokim paskiem. Mogła bezwstydnie przyjrzeć się całkiem wyraźnie zarysowanym mięśniom pleców i Salazarze, podobało jej się co widziała. W ostatniej chwili powstrzymała chęć dotknięcia odsłoniętej skóry i wyrwania narzeczonego z dziwnego letargu, w którym się znajdował.
Zamiast tego zostawiła go samego w ich sypialni i skierowała kroki do kuchni, pragnąć jedynie sięgnąć ku zimnemu piwu prosto z lodówki.
Poczuła gwałtowne szarpnięcie za ramię nim przekroczyła próg pomieszczenia, przez co straciła równowagę. Uderzyła plecami o tors Harry'ego, który nachylił się do jej ucha, a ręce splótł wokół talii kobiety. Zadrżała, gdy kosmyki jego włosów połaskotały jej szyję i niechętnie zwróciła twarz w stronę Pottera.
— Coś się stało? — spytała nad wyraz łagodnie, tak niepodobnie do samej siebie. Sięgnęła dłonią ku jego twarzy i pogładziła delikatnie po policzku, a on w odpowiedzi wzmocnił uścisk, przyciągając ją bliżej siebie.
— Nie rób nic głupiego, proszę cię — dobiegł do jej uszu szept mężczyzny. Znieruchomiała, bojąc się, iż jakikolwiek, najmniejszy choćby gest mógłby ją zdradzić, zaraz jednak opanowała rozdygotane nerwy i położyła dłoń na karku Wybrańca.
— Nie robię — zapewniła, uśmiechając się przy tym lekko.
Technicznie rzecz biorąc nie kłamała.
*
Ginny Malfoy przeciągnęła się, chcąc odgonić zmęczenie, po czym spojrzała na czytającego w fotelu męża. Zatrzymała na nim wzrok nieco dłużej niż zazwyczaj, z przyjemnością chłonąc widok, jaki prezentował się tuż pod jej nosem.
Wiele przeszła, by zdobyć ten, idylliczny niemal, raj na ziemi. Przeżyła niezliczone kłótnie z rodzicami, czy raczej matką, gdy do wszystkich dotarło, że traktowała związek z Draco poważnie i nie rozpadł się on nawet po ukończeniu Hogwartu. Przeżyła rozłąkę z Ronem; prawdopodobnie już na stałe, nie zanosiło się bowiem na to, by brat kiedykolwiek był w stanie zaakceptować to, jakie życie wybrała czy raczej z kim. Zresztą, jego zerwanie z Hermioną z powodu innego Ślizgona nastawiło go do nich jeszcze bardziej negatywnie, o ile w ogóle było to możliwe.
— Myślisz, że Harry wie? O Ricie — spytała w końcu, zwracając tym uwagę Draco, który odłożył gazetę, poświęcając jej całe swoje skupienie. Lubiła w nim to, tym razem jednak nie miała nastroju, by delektować się słusznością swoich życiowych wyborów.
— Myślę, że woli udawać, że nie wie. Jakkolwiek Ross jest chora na umyśle, wszyscy ją cenimy, a jeśli my nie drążymy tematu jako jej przyjaciele, to co dopiero zakochany w niej Potter — odparł Malfoy, pochylając się do przodu i opierając przedramiona na nogach. — Nie ma dowodów na to, że to była Lilian. Czy nie dzięki temu wciąż się z nią zadajesz? Nie wierzę bowiem, że zignorowałabyś morderstwo — dodał i Ginevra nie mogła zaprzeczyć.
Uwielbiała Ross, doceniała jej przyjaźń oraz zbawienny wpływ na Harry'ego, ale nie mogła nie zauważyć tych specyficznych momentów, kiedy Ślizgonka przesadzała. Nawet za czasów szkolnych bywała nieobliczalna, a ciągotki do czarnej magii stanowiły kwintesencję jej osoby. Nigdy też się z nimi nie kryła. Może jedynie dzięki temu nikt nie traktował ich w pełni poważnie.
— Nie zamierzasz... no wiesz?
— Drążyć tematu? Nie. Jestem zadowolony z obecnej sytuacji i nie zamierzam jej psuć. Zresztą, to sprawa Pottera — odparł Draco, marszcząc przy tym brwi. Myślę, że finalnie to nie o niego i Ross powinniśmy się martwić — dodał, uznając, że temat wymaga dalszego rozjaśnienia.
Nie mieli z Ginny tajemnic między sobą, a przynajmniej starali się, by tak było. Mężczyzna zdawał sobie jednak sprawę, że gdy w grę wchodziła Granger, jego żona bywała... nadwrażliwa. Przyjaźń między kobietami rozluźniła się nieco, lecz wciąż łączyła je więź nierozerwalna, z której nie był do końca szczęśliwy, aczkolwiek starał się owy fakt przynajmniej tolerować. Wystarczyło jedno jego nerwowe spojrzenie i Gryfonka westchnęła.
— Tak coś czułam, że to dziwne, że Lilian zna chłopaka Hermiony. Wyglądali na zbyt bliskich, a nie pamiętam go z Hogwartu — powiedziała, przeczesując przy tym krótkie do brody włosy, po czym pokręciła głową. — Nie, nie chcę wiedzieć. Niech się dzieje co chce tym razem — zadecydowała, ku zdziwieniu męża.
— No dobrze. — Malfoy uśmiechnął się, przyjmując jej postanowienie z ulgą. Tłumaczenie wszystkiego zajęłoby sporo czasu, a większość i tak stanowiła jego domysły. No i wieczór ten z pewnością nie należałby już do przyjemnych.
Wiedział, że Ginny martwiła się zarówno o Pottera, jak i o Lilian. On sam chwilami się wahał — czy powinien powstrzymać Ross? Zaraz jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy by mu się to nie udało. W końcu nie zrezygnowała z czarnej magii nawet mając swego boku Wybrańca. Nie rozumiał tej chorej fascynacji tym, co zakazane, choć może nawet nie chciał. Czarna magia otaczała go od najmłodszych lat i jedyne, czego pragnął, to by zniknęła bezpowrotnie. Nie myślał nad tym, jak mógłby ją wykorzystać. Lilian była inna. Nie kojarzyła jej z Czarnym Panem, lecz uważała za zwykły typ magii, taki, którego ludzie bali się używać. Sądziła, że ta niesie ze sobą niezmierzone pokłady mocy, czekające, by je wykorzystać. W połączeniu z całkowitym brakiem etyki kobiety, była to mieszanka wcale nie lepsza niż w przypadku Riddle'a. Tylko, że tym razem, oni stali po jej stronie dobrowolnie, przymykając oczy na to, czego nie chcieli zaakceptować.
Nigdy nie wypowiedział swoich obaw na głos, ale przeczuwał, iż jedynie kwestią czasu było nadejście momentu, w którym Ross przedobrzy. I choć naprawdę jej tego nie życzył, odnosił wrażenie, że życie dokładnie taki scenariusz zaplanowało.
Łudził się jeszcze, ale nadziei wielkich nie miał.
— Myślisz, że...
— Tak, Ginny, myślę, że to się źle skończy.
Kiedy następnego dnia Ginevra dotarła na umówione z Lilian spotkanie, wciąż miała wątpliwości, czy nie powinna poruszyć dręczących ją kwestii. Widok wyraźnego przemęczenia na twarzy blondynki utwierdził ją w przekonaniu, że coś było na rzeczy.
— Hej, Gin. — Ross machnęła dłonią w stronę krzesła przy stoliku, który wcześniej zajęła i wymusiła lekki uśmiech.
— Wyglądasz okropnie, co się dzieje? — spytała od razu Malfoy, przewieszając kurtkę przez oparcie.
— Ach, od razu z grubej rury, zero w tobie delikatności. Powiedzmy, że nie wszystko układa się tak, jak powinno.
Ginny skrzywiła się porzucając chwilowo temat na rzecz składanego zamówienia.
— Nie pijesz? — zdziwiła się Lilian słysząc, że wybrała koktajl truskawkowy, którego kiedyś nawet nie lubiła.
— Ostatnio mam straszny rozstrój żołądka.
— Może ciąża — rzuciła pół żartem Ślizgonka, na co Ginny pokręciła głową. — Rozumiem, sprawdzałaś.
— Tydzień temu. Mniejsza z moją chęcią pokrycia się haftem. Mów, co się dzieje. Dawno nie byłaś aż tak wyprana z energii, to do ciebie niepodobne.
Ciche westchnienie opuściło usta Ross, a ona sama zastukała nerwowo palcami o blat stolika. Malfoy czekała cierpliwie, nie chcąc zniechęcić przyjaciółki, jednak słowa, które finalnie padły, wprawiły ją w stan absolutnego osłupienia.
— Myślisz, że to, co jest między mną a Potterem to naprawdę miłość? Czy coś bardziej przyziemnego?
— Co? — Może źle usłyszała? Może był to wytwór jej chorej wyobraźni albo problemy z żołądkiem przerzuciły się na mózg? Ginny nie była pewna, czy chciała znać odpowiedź. — Lilian, co ty bredzisz? Zwaliłaś Harry'ego z nóg i sprawiłaś się bardzo szybko się w tobie zakochał, wiem to przecież, więc skąd...
— A co ze mną? — przerwała jej blondynka z pełną powagą. — Co jeśli był po prostu moją zachcianką i wcale go nie kocham?
— I dlatego tak cię irytowało, że odwlekał zaręczyny? — wypaliła Ginny z rosnącą irytacją. Nie wiedziała, jaki był cel takich rozważań, ale powoli traciła cierpliwość.
— Może nie chciałam być gorsza od ciebie Pans?
— Skończ ironizować i użyj mózgu! — wybuchła Gryfonka, mrużąc oczy z wściekłości. — Nie wiem, skąd te wątpliwości. Owszem, nie da się ukryć, że wasze uczucia mają podłoże pociągu fizycznym, ale to nie oznacza, że na tym się kończy. W życiu nie widziałam lepiej dobranej pary, wydobywacie z siebie to, co najlepsze — najlepsze..
— A co jeśli finalnie wydobywam z niego to, co najgorsze? Co jeśli przeze mnie Złoty Chłopiec przestaje być dobry? Znasz mnie, wszyscy mnie znacie...
Lilian upiła łyk piwa, a jej oczy błysnęły dziwnym blaskiem, co jednak Ginny szybko zrzuciła na karb gry światła. Prawdopodobnie dopiero w tamtej chwili do Malfoy dotarło, że Ross mówiła to, jednocześnie brzmiąc, jakby chciała ich o czymś uprzedzić lub coś zapowiedzieć. Jednak Ginny bała się pytać.
Nie rozumiała do końca, do czego zmierzała Ross. Jak na kogoś, kto zawsze szedł w zaparte niezależnie od opinii innych, z pewnością nie były one naturalne. Co więc sprawiło, że nawet Lilian Ross utraciła pewność słuszności własnych wyborów?
— Możesz zatem z całą pewnością stwierdzić, że go nie kochasz? — spytała twardo Malfoy, na co Ślizgonka poderwała głowę i otworzyła usta, by odpowiedzieć. Równie szybko je zamknęła, a następnie zacisnęła wargi. — Widzisz?
— Widzę. Widzę wyraźnie — mruknęła Ross, wyraźnie niezadowolona.
Jeśli wcześniej Ginny miała wątpliwości co do zachowania przyjaciółki, to teraz zaczęło ją ono o wiele poważniej martwić.
Lilian odgarnęła do tyłu włosy i Malfoy drgnęła, dostrzegając ciemną plamę wokół jej prawego oka.
— Coś ci się stało... Co to jest? — spytała, wskazując na twarz blondynki.
— A, to? Wypadek przy pracy. Przesadziłam z wywarem, znasz mnie, pospieszyłam się — roześmiała się Ross i Gryfonka odetchnęła.
— Ty to zawsze coś nabroisz.
— Ohoho, nabroisz. Jak mamusiowato.
Ginny spłonęła rumieńcem, po czym zmięła serwetkę w kulkę i rzuciła nią w blondynkę, która zaniosła się śmiechem.
*****
No i wpada kolejny rozdział! Tym razem dłuższy, co aż do mnie niepodobne, ale przynajmniej nie będziecie krzyczeć XD Akcja powoli rusza nam do przodu, od teraz zrobi się nieco poważniej ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top