#12. Distrust
Harry uniósł brwi, widząc w progu domu w Dolinie Godryka Hermionę z napuchniętymi oczami i poczerwieniałym od płaczu nosem, spod którego schodziła już lekko skórka od, prawdopodobnie, ciągłego pocierania. Kobieta znajdowała się w — dosłownie — opłakanym stanie, a on przeczuwając nadchodzącą burzę, nie miał serca jej odprawić. Przepuścił ją więc, by weszła do środka, obiecując sobie całą papierkową robotę dla ministerstwa skończyć kolejnego dnia wczesnym rankiem; z braku innej perspektywy.
— Jaką masz pewność, że Ross cię nie zdradza? — spytała nagle, ściągając płaszcz i Potter zamarł, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami, całkowicie zbity z pantałyku.
Przyglądał się, jak przyjaciółka zdejmuje buty, a następnie rusza w stronę kuchni — nie czekając na jego odpowiedź — w której od razu sięgnęła do lodówki i wyjęła puszkę piwa.
— Hermiono...
— Gdybyś ich razem zobaczył, Harry! — żachnęła się Granger, siadając przy stole i otwierając alkohol. — Spotkałam ich dzisiaj. Rozmawialiśmy z Ronem przed ministerstwem, a oni wychodzili razem po pracy. Nie wiem nawet, dlaczego Mad tak zareagował, ale...
Potter przymknął oczy, doskonale wiedząc, dlaczego Cox wdał się w kłótnię z Ronem. Będąc z Lilian tyle lat, nauczył się, iż Ślizgonów cechowała dość silna... mania posiadania i poza przedmiotami dotykała ona również ludzi.
I jedynie głupiec nie dostrzegłby obsesji Coxa na punkcie Hermiony, przez co tym bardziej dziwił się jej panice.
Powinna przecież wiedzieć, jak jej własny mężczyzna ją kochał.
— Hermi, daj spokój, Ron na pewno swoje powiedział, zresztą, też nie chciałabyś widzieć Maddoxa z jakąś zazdrosną o niego eks — przerwał przyjaciółce lament, ale ona tylko pokręciła głową, spuszczając ją i chowając twarz za burzą długich loków.
— Nigdy nie słyszałam, żeby tak się do niej zwrócił, po imieniu i z jakąś taką... czułością. Czasem o niej rozmawiał w domu, ale nigdy nie w takim tonie. I od razu ją posłuchał, gdy powstrzymała go od zaatakowania Rona — odparła cicho, na co Harry zmarszczył brwi.
— A dlaczego ona musiała go powstrzymywać zamiast ciebie? — spytał, podchodząc do lodówki po drugie piwo, nie chcąc patrzeć na czarwnicę, by jeszcze bardziej jej nie przytłoczyć. Kątem oka przyuważył, jak drgnęła, słysząc jego słowa i minęło kilka chwil, nim ponownie się odezwała.
— Nie potrafiłam się... zebrać w sobie. Wiesz, jak Ronowi było ciężko po wszystkim, dopiero od niedawna normalnie rozmawiamy. Wiem, że on czasem przesadza, ale nie chciałam po raz kolejny go ranić. – Ścisnęła lekko puszkę i materiał ugiął się pod naciskiem, przez co część napoju pociekła po ściankach i wylała się na drewniany stół.
— Więc zraniłaś Maddoxa? — wtrącił Potter, czując, jak całe dotychczasowe współczucie do przyjaciółki gdzieś wyparowuje.
Może była to kwestia zmęczenia jej postępowaniem, a może niezrozumieniem zachowania, ale dla Harry'ego to czasem było zbyt wiele. Nie pojmował, dlaczego w siódmej klasie porzuciła Ginny ani dlaczego tak długo akceptowała postępowania jedynej przyjaciółki, jaką miała. W takich momentach doceniał jawnie okazywane zazdrość i niezadowolenie Lilian, kiedykolwiek była z nim rozczarowana.
— Nie sądziłam, że coś takiego go zrani, przecież wie, że go kocham! — zaoponowała Hermiona gwałtownie, zrywając się na równe nogi, nie dowierzając temu, jak chłodnym spojrzeniem mierzył ją Potter, tak niesamowicie wręcz przypominając przy tym swoją narzeczoną.
— Kochasz? — powtórzył pytaniem i kobieta zamarła na kilka sekund, nim z wściekłością odepchnęła do tyłu krzesło, na którym wcześniej siedziała.
— Może zamiast szukać dowodów na ich związek z morderstwami lepiej, abyśmy zajęli się tym, co wyprawiają, kiedy nie patrzymy! Nie zamierzam tak tego zostawić, widzę, kiedy ktoś mnie zdradza! — wykrzyczała, choć Harry nie wziął żadnego z jej słów na poważnie.
Wiedział, że targały nią emocje i mówiła wszystko, co akurat przyszło jej na myśl, nie zamierzał też dać sobie wmówić czegoś, co nie miało miejsca. Przez Granger przemawiała zazdrość, której nie tylko się po niej nie spodziewał, ale i nie rozumiał.
Niczemu nie ufał bardziej niż uczuciu Ross do niego. Nawet jeśli nie wszystko o niej wiedział, to co do tego, że darzyła go miłością, nie miał żadnych wątpliwości.
Hermiona również nie powinna.
Nie mógł jednak pozostawić wypowiedzi Gryfonki bez tej nieco ironicznej uwagi, wyrywającej się spomiędzy jego rozchylonych warg, które sekundę wcześniej zwilżył językiem z nerwów.
— Mówisz tak, bo sama zdradziłaś Rona, nawet jeśli nie dopuszczasz tego do swojej świadomości, ale nie mierz wszystkich swoją miarą. Są ludzie moralnie lepsi od najzdolniejszej wiedźmy jednego pokolenia — powiedział, a następnie z ociąganiem podniósł się z krzesła. — Nie pomogę ci, Hermiono. Nie w tym absurdzie.
Minutę później został w domu sam, po tym, jak Granger pożegnała go trzaśnięciem drzwiami, nie żałował jednak wypowiedzianych zdań.
Nie mylił się, a i nie zamierzał słuchać oskarżeń pod adresem ukochanej osoby.
*
Następnego dnia przyglądał się nakazowi Ministerstwa Magii, traktującemu o przeszukaniu domu w Dolinie Godryka. Zaraz jednak zmiął go w kulkę i schował do kieszeni. Spodziewał się go, wiedział również, że aurorzy niczego nie znajdą — sam dawno przeszukał każde pomieszczenie, gdy tylko podejrzenie władz padło na Lilian. Nie robił tego, by znaleźć dowód jej winy, a bodziec do działania, by jakoś przekonać ją do ewentualnego wycofania się. Nie darzył bowiem Ślizgonki bezgranicznym zaufaniem, gdy w grę wchodziła Czarna Magia; za dobrze ją na to znał, by wierzyć w jej nieskazitelność.
— Dziękujemy za współpracę, Harry — odezwał się jeden z aurorów, na co Potter zmarszczył brwi.
— Nie ma sprawy — odparł mimo wszystko, opierając się o ścianę przedpokoju,
Wizyta ta wydała mu się co najmniej idiotyczna i bezpodstawna. Ministerstwo nie miały żadnych dowodów, a mimo to drążyło i dążyło do tego, by obarczyć winą upatrzoną jednostkę, co jemu osobiście bynajmniej nie pasowało, zwłaszcza że chodziło o jego narzeczoną.
— Słyszałeś o ostatnich podejrzeniach Granger? Brzmi to wszystko dziwnie, ale w sumie na pewno lepiej niż morderstwa.
Harry skrzywił się, słysząc słowa czarodzieja i nie do końca dowierzając w to, że Hermiona jednak zdecydowała się oficjalnie poddać w wątpliwość wierność Maddoxa i Lilian. Przeczucie natomiast podpowiadało mu, iż nie miało z tego wyniknąć nic dobrego.
— Tak, rozmawialiśmy o tym. Pozostawię to jednak bez komentarza — powiedział w końcu, nie mając najmniejszej ochoty, by kontynuować temat.
Szczegóły życia osobistego nie były czymś, czym pragnąłby się dzielić z obcymi mu ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy czasem bardzo działali mu na nerwy.
— Spoko, też mi się to coś grubymi nićmi szyte wydaje. Może Granger tak próbuje odciągnąć podejrzenia od swojego faceta...
— Ernie. — W głos Harry'ego wkradła się ostrzegawcza nuta i Puchon natychmiast zamilkł.
— Spokojnie. Po prostu mówię tylko, że kobiety robią czasem różne głupie rzeczy.
Potter przymknął oczy, prosząc Merlina o jakiekolwiek resztki cierpliwości, łapiąc się na tym, że naszła go ochota, by zwyczajnie skręcić komuś kark.
— Czy wyglądam na kogoś, kto ma ochotę wysłuchiwać twoich wywodów, Macmillan? — spytał rzeczowym tonem, momentalnie przywracając nim mężczyznę do porządku.
— Nie, szefie. Wybacz, to było nie miejscu z mojej strony — poprawił się Puchon, choć w jego słowach Harry nie wyczuł nawet cienia szczerości, nie przejął się tym jednak, licząc jedynie, że ten już więcej nie odezwie się niepytany.
— Czysto. — Jedna z przeszukujących dom czarownic podeszła do nich i skłoniła lekko głowę w jego stronę. — Wybacz to najście, Harry, musieliśmy sprawdzić każdą możliwość — dodała, drapiąc się nerwowo w kark.
— Nie przejmuj się tym, Jenn. Polecenie to polecenie.
Prawdę mówiąc, miał ochotę wystosować oficjalne pismo do ministra, domagając się oficjalnych przeprosin i rekompensaty; wiedział doskonale, jak będą wyglądały nagłówki Proroka Codziennego, gdy tylko dziennikarze dowiedzą się, iż dom samego Harry'ego Pottera został przeszukany. Nawet jeśli nic by mu to nie dało, a później oskarżono by go o wykorzystywanie swojej uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwie, korciło go. W końcu po coś poświęcił siedem lat życia na walkę z Voldemortem — miał pełne prawo, by wykorzystywać ten fakt na swoją korzyść.
A przynajmniej takie było zdanie Lilian, całkowicie zniesmaczonej faktem, że dorośli czarodzieje wysługiwali się we własnej wojnie naiwnym nastolatkiem, a on po tych kilku latach niemal podzielał tę opinię.
*****
Hej, hej! Dziś rozdział lekko przejściowy, krótszy, ale konieczny :) Bardzo podoba mi się podejście Harry'ego, ale jego to ja stannuję od pierwszej części XD Mam nadzieję, że Wy również!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top