18. what the hell?

Wracaliśmy z imprezy o trzeciej nad ranem. Leżałem ze skulonymi nogami na jednej z kanap w limuzynie, z głową na kolanach Zayna, a Harry siedział naprzeciwko nas. Brązowooki trzymał dłoń w moim włosach bawiąc się nimi, przez co zrobiłem się śpiący. Byłem taki również przez ilość wypitego szampana.

- To co? Noworoczny numerek? - zaśmiał się cicho Zayn zawijając kosmyk moich włosów na palec. Prychnąłem cicho bardziej wtulając się w jego kolanach, co oznaczało, że nie ma mowy. Byłem zbyt zmęczony.

Droga nie trwała długo, chwile przed czwartą rozbieraliśmy się by w końcu wgramolić się w trójkę do dużego łóżka. Odetchnąłem cicho leżąc do nich plecami, owinięty jedną z dwóch kołder.

- Kocham cię - usłyszałem jak Zayn szepcze do Harry'ego, przytulając go. Uśmiechnąłem się delikatnie i zasnąłem dość szybko.

• Zayn •

Drugiego stycznia, wsiadłem w samolot do Irlandii. powoli naszykowałem się na spotkanie z jednym z moich klientów.

Nie była to sprawa, którą chciałem przyjąć, ale klient zaproponował wynagrodzenie, którego moja kancelaria nie mogła odrzucić. Dlatego właśnie teraz wysiadłem z wynajętego samochodu, by stanąć przed bramą więzienia. 

Nie wiem czy oni uważają mnie za cudotwórcę czy Adwokata Diabła, ale myśle, że nawet on nie byłby w stanie wywalczyć wcześniejszego zwolnienia dla człowieka, który zabił swoją własną żonę na oczach dziecka.

Zabrałem swoją teczkę z siedzenia pasażera i ruszyłem do wejścia. Przeszedłem przez bramkę i pokazałem mój identyfikator. Pokierowano mnie do pokoju wizyt, gdzie usiadłem przy stoliku czekając na mojego klienta. Wyjąłem dokumenty jego sprawy przeglądając je raz jeszcze, gdy mężczyzna został wprowadzony do pomieszczenia.

- Cześć Zayn - odezwał się z szerokim uśmiechem starszy mężczyzna, a ja zacisnąłem wargi.

- Nie jesteśmy na ty - mruknąłem nie ukrywając pogardy do tego człowieka. Miał do swoich osiemdziesiątych urodzin siedzieć w więzieniu, a ja miałem pomóc mu wyjść trzydzieści lat wcześniej.

- Znalazłeś już jakiś sposób, bym w końcu wyszedł? Jedzenie jest tu paskudne - skrzywił a kładąc zakute w kajdanki na blacie.

- Nie i wątpię bym znalazł - odparłem spoglądając na niego niechętnie.

- Co z dzieciakiem? - spytał, na co powstrzymałem się od westchnienia. Z tego co pamiętam, jego syn wyprowadził się już parę lat temu z Irlandii - Podobno jesteś najlepszym adwokatem Malik, nie brałem człowieka z Anglii, by wciąż gnić w tym więzieniu - warknął pochylając się do mnie. Zacisnąłem wargi i otworzyłem jego papiery, by znaleźć cokolwiek o synu Bobby'ego. Otworzyłem szerzej oczy, kiedy dotarłem do imienia chłopca i jego zdjęcia sprzed paru lat.

- Cholera - wysapałem wpatrując się w fotografie Nialla w wieku zaledwie piętnastu lat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top