Rozdział 4: Tragedia

Była godzina 7 nad ranem i obudził mnie dzwonek telefonu.
Nieznany numer.

Zawahałam się, bo nie wiedziałam kto to może być.
Lecz zorientowałam się, że był to on.
Musiałam oddzwaniać.
Umówiliśmy się na 15...

-po randce-

-Do zobaczenia...-powiedziałam.

-Do zobaczenia!-odpowiedział blondyn.

-Kiedy się spotkamy?

-Może jutro?

-OK! Jeszcze uzgodnimy to mobilnie...-powiedziałam i przytuliłam go.

~POV. William~

Spacerowałem po lokalu i wpadłem na wyśmienity pomysł!

Ten chłopak ma ogromną schizę...
Zrobię mu psikusa! Tak strasznie się boi tych animatronów, tak?

Pobiegłem do piwnicy.
-Czas troszkę tu pokombinować, he he!-powiedziałem.
Zacząłem zmniejszać ilość energii na noc.
"Gdzieś tak o połowę" pomyślałem i tak zrobiłem.

A teraz... czekać na efekty! Nigdy już nie będę musiał go oglądać, bo ucieknie aż się będzie kurzyło!

-Po pizzy-
~POV. Phone Guy~

Pożegnałem się z Kate i ruszyłem do domu.
Czeka mnie kilka godzin nudów, więc postanowiłem się przespać.

-23:50-

Obudziłem się i spojrzałem na zegar.
"O kurde!!!"pomyślałem i pognałem do pizzerii.
Wziąłem latarkę i tablet, a następnie ruszyłem do biura.

Po godzinie światło zaczęło słabnąć.
"Co jest? Przecież jedyne co mi baterię zżera to ten wentylator!" Wskazałem na czarny wiatrak.
Okazało się, że mam tylko 1%.
-O nie! Czyli taki jest mój koniec?-spytałem.
Po chwili nastała ciemność.

Zaczęła grać muzyka, a w prawych drzwiach świeciły jakieś oczy.
-Freddy...-szepnąłem ze strachem.
Po chwili wyskoczył. Byłem sparaliżowany strachem.

Wziął mnie do jakiegoś pomieszczenia.
Potem był tylko ból...

~~~~~~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top