Rozdział XXVIII

11 DNI PÓŹNIEJ

JACK'S POV

Nie żałuję porady u wróżki.Jednak zrobił się mały problem.

Jeszcze jak chodziłem na studia nie wydawałem dużo pieniędzy,ponieważ nie zarabiałem.Starczało mi na jedzenie i drobne przyjemności.Dzięki moim kochanym rodzicom,utrzymywałem się.Co miesiąc przelewali mi trochę oszczędności na moje konto.Chciałem gdzieś dorabiać,ale mama uparła się,że mam się uczyć.

Wróćmy do mojego problemu.Wróżka trochę wzięła za 15 minut rozmowy i...okazało mi się,że na koncie bankowym nie mam już nic.Mark jakoś uregulował rachunek,ale był bardzo zły na mnie.Ja też jestem na niego wściekły,ponieważ przerwał mi kontakt wzrokowy z kobietą i nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie.

Amy dalej się nie obudziła.Chodzę do niej codziennie.Straciłem nadzieję.Jutro mija termin mojego samobójstwa,który sobie wyznaczyłem.Będzie mi szkoda opuścić ten świat ale wiem,że spotkam się u Boga z Amy.Zanim jednak skoczę z tego okna,warto by było spisać testament.(Ciekawe co mogę zapisać,jak ja kasy nie mam:). Może do jutra mamusia coś przyniesie.)No,dobra.Zaczynamy.

Ja, niżej podpisany Jack Morgan po swojej śmierci,pozostawię w spadku następujące rzeczy:

1.Moje mieszkanie przepisuje na Amy Taylor.(Kochanie wiem,że kiedyś się na pewno obudzisz.Chcę,żebyś o mnie pamiętała i zamieszkała w tym domu.Zawsze cię kochałem.Pamiętaj o tym.)

2.Połowę moich oszczędności przepisuje na Jane Stevenson.(Chcę,abyś zrobiła z nich dobry użytek.Życzę ci,żebyś znalazła swojego księcia z bajki.Przeznacz tę pieniądze na siebie i ludzi,od których mam szklankę.Wiesz o co chodzi:).)

3.Drugą połowę pieniędzy i mój motor przeznaczam na Mark'a Rooney.(Byłeś dla mnie jak brat.Z Adamem możesz się też podzielić:). Ale jak go zarysujesz,to Pan Bóg cię z góry ukaże.)

Taka jest moja wola.Na moim pogrzebie,życzę sobie,aby wszyscy byli ubrani na zielono.Jest to kolor nadziei,ponieważ umarłem mając nadzieję,że się kiedyś wszyscy się TAM spotkamy.Nawet jeśli będzie Wam taniej mnie spalić,poproszę o tradycyjny pochówek:).

Nie wiem,czy tak się spisuje testament,ale mam nadzieję,że jest dobry.Liczę,że wstawiłem dostatecznie dużo buziek.Nagle do sali weszła moja mama.Schowałem papier pod kołdrę.

-Cześć kochanie.Jak się czujesz?

-Witaj mamo.Dobrze.-odpowiedziałem uradowany.

-Przyniosłam trochę oszczędności.Moich i taty.-powiedziała kobieta i podała i kopertę z pieniędzmi.Schowałem ją od razu do szuflady.

-Nie wiem,co bym bez Was zrobił.Dziękuje.-powiedziałem.Mama przytuliła mnie.Brakowało mi tego ciepła.Tego poczucia bezpieczeństwa.Tej matczynej miłości.Kobieta pogadała ze mną jeszcze pół godziny i poszła do domu.Wyciągnąłem jeszcze raz papier.Podpisałem się.Za chwilę do pokoju wszedł Mark.

-Hej,a co ty tam robisz?-spytał kumpel i spojrzał na kartkę.

-Spisujesz testament?Po co?

-No wiesz.Nie wiadomo kiedy się umrze.Śmierć może nadejść nawet jutro.-powiedziałem tajemniczo.

-Bredzisz jak ta twoja wróżka.-stwierdził bez namysłu Mark.

-Mam do ciebie pytanie?Dlaczego tak długo tu jestem?Przecież to był zwykły upadek ze schodów.Wyniki mam w normie tylko ten gips mi przeszkadza.

-Ymm...no jakby ci to powiedzieć...-zaczął chłopak.

-Wal śmiało.-zachęciłem go.Mark głośno westchnął.

-Jesteś tu ze względu na twój stan psychiczny.-wypalił.Wkurzyłem się.

-Nie mogłeś mi tego powiedzieć od razu?!Jestem chory psychicznie tak?Świetnie.Po prostu świetnie!Wiesz co Mark,nie chce być niegrzeczny,ale chce mi się spać.Może już sobie pójdziesz co?-zapytałem wnerwiony.

-Przepraszam cię stary.Właśnie miałem wychodzić.Do jutra Jack.-powiedział smutno kumpel i wyszedł z pokoju.

Zostałem sam.Jutro jest ten dzień.Jutro jest ostatnie spotkanie z Amy.Jutro jest ostatni dzień mojego życia na ziemi.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: