24.

- Dzień dobry kochanie - powiedziała Blondynka podchodząc od tyłu do Bruneta i zakrywając mu oczy rękami.

- Cześć ślicznotko - Benicio odwrócił się w jej stronę i musnął jej usta.

Byli razem już od kilku lat. Gdy rozpoczęli studia zdecydowali się zamieszkać razem, dlatego właśnie mogli spędzać poranki tak jak dziś. On gotował w kuchni śniadanie, a ona w samej koszuli nocnej witała go z uśmiechem. Idealna sielanka.

- Wiesz jaki dziś dzień ? - spytała Ambar.

- Hm, niech pomyślę... - odparł z uśmiechem Brunet.

- Nasza rocznica - powiedziała Smith - I dlatego mam coś dla Ciebie.

Mówiąc to Dziewczyna podała mu małą paczuszkę. Nie było to nic wyszukanego, ani drogiego. Postanowiła na własnoręcznie zrobiony prezent. A raczej napisany. Listy, takie same, jak te, które on kiedyś napisał do niej, te od których wszystko się zaczęło.

- A co to takiego ? - spytał.

- Przekonasz się gdy otworzysz - uśmiechnęła.

- W porządku, ale najpierw muszę coś zrobić - odrzekł Benicio.

- Co takiego ?

- To - odrzekł i pocałował ją namiętnie.

Blondynka od razu odwzajemniła pocałunek, obejmując go rękami za szyję, a on uniósł ją do góry i posadził na blacie w kuchni, ani na chwilę nie odrywając się od jej ust.

Idealny poranek w taki dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top