Część 12
[Perspektywa Niny.]
Jestem już bezpieczna. Jestem w domu razem z moimi bliskimi. Ten koszmar już się skończył. Nareszcie. Słyszę wszystko co dookoła mnie się dzieję, ale nie mam siły powiedzieć czegokolwiek ani nawet kiwnąć palcem. Czuję ból w każdym odcinku mojego ciała. Obawiam się, że nie dam rady z tego wyjść. Ważne jest to że jeśli się nie uda to odejdę w obecności najbliższych a nie w obecności Camille. Tej pijawce należała się śmierć. Jestem wdzięczna Alec'owi że ją zabił. Nie będzie już nikomu zagrażać.
Wsłuchiwałam się w głosy mojej rodziny. Tylko to mogłam robić. Czułam, że leżę na czymś miękkim. Znam ten materac. To łóżko na którym spałam przez prawie 18 lat. Jestem w swoim pokoju w którym wychowałam się. Dawno tu nie byłam.
-Tess powiedz coś. Co z nią będzie? -usłyszałam głos Alec'a.
Mój chłopak dalej przy mnie jest. Mimo tego że jest wykończony.Zapadła cisza. Przerwała ją Tessa.
-To nie jest takie proste. Ona ma zmiażdżone większość kości. Nie ma prawie krwi w organizmie. To cud, że jeszcze żyje. -powiedziała chyba płacząc.
Nie mogłam znieść, że ona płacze przeze mnie.
- Nie płacz mamusiu. -powiedziałam jak najgłośniej mogłam. Mimo to mój głos był cichy, ale słyszalny.Usłyszałam, że ktoś wciąga mocno powietrze. Chyba Tess.
- Nigdy tak do mnie nie powiedziałaś. -powiedziała wzruszona.
- A powinnam. -odpowiedziałam.
- Ucałowałabym Cię, ale sprawiłabym Ci tym ból.
- Całuj ile wlezie.
Tess nachyliła się nade mną i ucałowała mnie w czoło. Trochę to zabolało, ale jest tego warte.
- I widzisz, dałyśmy radę. -powiedziałam starając się uśmiechnąć.
- Koniec tych czułości. Trzeba zająć się leczeniem Ciebie. -zarządził Magnus.
- Masz rację. Przepraszam. Może powiem wam jaki mam plan? -zapytała Tess.
- Jasne. Mów.-zgodził się Jace.Chyba wszyscy tu są.
- Razem z Magnusem, na zmianę będziemy leczyć Nin magią. Zaklęcia leczące są bardzo wyczerpujące, dlatego jest nam potrzebna wasza pomoc. -wyjaśniła czarownica.
- Jestem pewna że każdy z nas zgodzi się ze mną, że zrobimy wszystko aby pomóc. -odpowiedziała Clary.
- To zrobimy tak, że jedno z was zostaje z nami i użycza swojej energii mi lub Magnusowi. W zależności które aktualnie leczy Nin. Reszta która nie pomaga idzie spać, aby regenerować się. W ten sposób będziemy mogli skuteczniej pomóc Ninię. Wszyscy się zgadzają na taki układ? -ponownie zapytała Theresa.
- Oczywiście że tak. -potwierdził Jace.
-To kto pierwszy mi użyczy swojej energii? - zapytał Magnus.
- Ja, bo chyba jestem najmniej zmęczony walką. -zgłosił się Simon.
- Zgoda. Reszta marsz spać. Zmieniamy się co godzinę. - zdecydował czarownik.
Pozostali chyba wyszli, bo słyszałam dźwięk zamykania się drzwi. Został tylko Magnus i Simon.
- To co zaczynamy? - zapytał chłopak.
- Zaczynamy. A Nin zapomniałem wspomnieć. Leczenie takich obrażeń nie należy do najprzyjemniejszych. Musisz być silna. -powiedział Magnus.
- Dam radę. Zaczynajmy.
- Siadaj i daj mi rękę.- polecił czarownik Simonowi.
- Tylko nie próbuj mnie podrywać, bo Izzy Cię zabije.- skomentował Simon.
- Gdybym miał kogoś podrywać, to byłaby to Isabelle, a nie Ty.
- Nie róbcie sobie nadziei. Izz jest tylko moja.- skomentowałam ich.
- Widzę, że już lepiej się czujesz.- powiedział Magnus.
Po chwili poczułam jeszcze większy ból, niż przedtem. Starałam się zachować spokój, ale momentami nie dawałam rady i krzyczałam resztkami sił. Gdy tylko zrobiłam, Simon złapał mnie lekko za rękę i uspokajał. To mi pomagało. Obecność osób, którym ufam. Ból jednak był momentami nie do zniesienia, dlatego straciłam przytomność.
Kiedy się ocknęłam, uznałam, że coś się zmieniło. Czułam się lepiej. Nie do końca normalnie, ale lepiej niż przedtem. Otworzyłam oczy i momentalnie się uśmiechnęłam. Obok mnie siedziała Tess i Izzy. Tess'a mnie leczyła, a Izz jej w tym pomagała.
Spojrzałam na nie i zrozumiałam, że są bardzo zmęczone. Nie mogę w to uwierzyć, że ludzie, których znam kilka dni tak się dla mnie poświęcają.
Aby pokazać dziewczynom, że odzyskałam przytomność, chwyciłam Izzy za rękę. Nie spodziewała się tego, ale mimo to była zachwycona.
- Obudziłaś się!- powiedziała zadowolona.
- Nie mogłam odpuścić sobie okazji, aby z Tobą pogadać.- odpowiedziałam.
- Jak się czujesz, kochanie?- zapytała Tess.
- Już lepiej, dziękuję. Ile już tu jestem?- zapytałam.
- Będzie jakieś 21 godzin.- odpowiedziała ziewając Isabelle.
- I cały czas tutaj ze mną jesteście i mnie leczycie?
- Na zmianę, ale tak.- potwierdziła Theresa.
- Jesteście kochani, ale teraz czas na przerwę. Musicie się wszyscy położyć i odpocząć.- zadecydowałam.
- Powinnyśmy kontynuować.- zaprotestowała Tess'a.
- A coś mi się stanie, jeśli przerwiecie?
- No niby nie.- odpowiedziała czarownica.
- Tak więc spać, kochani.
Dziewczyny popatrzyły na siebie i twierdząco kiwnęły głowami.
- Zgoda, ale gdy tylko wstaniemy, kontynuujemy.- zarządziła Tess.
- Okay.- potwierdziłam.
Obie zaczęły kierować się do wyjścia, ale ja zwróciłam się do Isabelle.
- Izz, mogłabyś ze mną zostać? W końcu mamy umowę, że śpimy razem.- powiedziałam proszącym wzrokiem.
Spojrzała na mnie wzruszona.
- Już się bałam, że o to nie zapytasz.- powiedziała moja przyjaciółka.
- To jak tak, to dobranoc dziewczynki.- powiedziała Tess i wyszła.
Brunetka podeszła i usiadła na fotelu, który stał przy moim łóżku. Złapała mnie za rękę, jak najdelikatniej potrafi i popatrzyła na mnie, jak na zachód słońca.
- Słuchaj, nie wyglądam zbyt olśniewająco, a nawet w ogóle, więc dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytałam.
Moje pytanie wyrwało ją z zadumy.
- Nie obchodzi mnie to jak wyglądasz, tylko o to , że w ogóle Cię widzę. Żywą i bezpieczną.- powiedziała wzruszona.
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale Izz kontynuowała swoją wypowiedź.
- Jak dowiedziałam się, że poszłaś na spotkanie, to myślałam tylko o jednym : " Nie daj się jej uprowadzić". Gdy dowiedzieliśmy się, że Camille jednak Cię dopadła, myślałam, że mój świat się zawalił. Myślałam, że to już koniec. Że już nie żyjesz. To była potworna myśl. Niby znam Cię kilka dni, ale jesteś dla mnie strasznie ważna. Dlatego uznałam, że nie mogę się poddać i popędziłam ze wszystkimi na ratunek tobie. Musieliśmy walczyć z armią Camille. Normalnie nie dalibyśmy rady, ale wszyscy byli zdeterminowani, ze względu na Ciebie. Udało się, trafiliśmy do pokoju, gdzie byłaś przetrzymywana. Wtedy nastąpił jeden z najgorszych momentów tego dnia. Zobaczyliśmy Cię skatowaną. I to między innymi z mojego powodu. Bo to ja doprowadziłam do tego, że CLave poszukiwało Camille i to ja Cię przed nią nie uchroniłam. Przepraszam, że do tego doprowadziłam.- z każdym słowem bardziej płakała. To był straszny widok. Zmęczonej i załamanej Isabelle. Złapałam ją za rękę i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Izz, nie przepraszaj mnie. To ja powinnam was wszystkich błagać o wybaczenie i dziękować wam za to, co zrobiliście. Bez was już dawno bym nie żyła. Gdyby nie moja głupota, to nie narażałabym was na niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.- teraz obie płakałyśmy i patrzyłyśmy sobie w oczy. Ciszę przerwała Izz.
- Nie mam Ci czego wybaczać. Zrobiłaś to, aby ratować Chris'a. Każdy z nas też jest uparty i też zrobiłby to samo na Twoim miejscu.
- Kocham was za to.- powiedziałam przestając płakać.
- Ale mnie najbardziej, prawda?- zapytała z jej charakterystycznym błyskiem w oku.
- Niech pomyślę... NO OCZYWIŚCIE, ŻE TAK.- powiedziałam wciągając ją do łóżka, przytulając z całej siły i całując w policzek. Izzy zaczęła się śmiać i wiercić. Przez przypadek uderzyła mnie łokciem w brzuch. Mimo, że leczyli mnie ponad 20 godzin, to dalej czułam skutki przebywania z Camille. Momentalnie przestałam ją ruszać i zwinęłam się z bólu. Izz od razu zareagowała.
- O Aniele, przepraszam! Ja naprawdę nie chciałam!- powiedziała zatroskana.
- Nie ma sprawy.- odpowiedziałam zaciskając zęby z bólu.
- Jak Ci mogę pomóc?- zapytała.
- Przytul mnie i chodźmy spać.
dziewczyna uśmiechnęła się i zrobiła to, o co ją prosiłam. Przed zaśnięciem, pocałowała mnie w policzek i powiedziała:
- Śpij dobrze, siostro.
-Ty też, kochana siostrzyczko.- powiedziałam wtulając się w nią.
Obudziły mnie promienie Słońca. Otworzyłam zaspane oczy i zauważyłam pewną znaczącą zmianę. Obok mnie nie spała już Isabelle, tylko jej brat. Alec trzymał mnie jednocześnie mocno, ale i delikatnie w swoich ramionach. Nie mogłam się napatrzeć na niego. Kiedy śpi, jest taki bezbronny i uroczy. W sumie, jak nie śpi to też jest uroczy, ale pod innym względem. Nie chciałam go budzić, ale potrzebowałam iść do łazienki. Z jednocześnie niechęcią, ale i z wielkim zadowoleniem pocałowałam go, aby go obudzić. Chłopak za chwilę odpowiedział na pocałunek. Obudził się, ale nie otwierał oczu i kontynuował pocałunek. Całowaliśmy się pierw delikatnie, a następnie bardziej namiętnie i zachłannie. Nie chciałam kończyć tej chwili, ale przypomniałam sobie o wizycie w łazience.
Oderwaliśmy się od siebie i Alec otworzył oczy. Tak bardzo tęskniłam za jego niebieskimi oczami i wspaniałym uśmiecham.
- Jak się czujesz Ninuś?- zapytał zaspany.
- Zawsze gdy jesteś przy mnie, to czuję się wyśmienicie.
- Bardzo się z tego cieszę.- powiedział całując mnie w czubek głowy.
- Alec, muszę Cię o coś poprosić...- zaczęłam temat.
- O co tylko chcesz, królewno moja.- odpowiedział, nadal mnie przytulając.
- Możesz mi pomóc, dojść do łazienki? Bo wiesz, dawno nie korzystałam z ubikacji, a sama nie dam rady tam dojść...- patrzyłam na niego zakłopotana. Trochę dziwnie mi go o to prosić. On to zauważył.
- Nie ma sprawy, kochanie.- powiedział wstając z łóżka. Następnie ostrożnie wziął mnie na ręce.
- Nic Cię nie boli, przy podnoszeniu?- zapytał.
- Robisz to tak, że nie ma prawa mnie cokolwiek boleć.- odpowiedziałam wtulając się w niego.
Chłopak zaniósł mnie do przylegającej do pokoju łazienki i postawił mnie na nogi przy sedesie.
- Ym, czy w czymś jeszcze ci pomóc?- zapytał zmieszany.
- Dalej dam radę. Jak skończę, to Cię zawołam.- odpowiedziałam, a następnie on wyszedł. Przecież nie będę go prosić, aby ściągnął mi spodnie. Przynajmniej na razie...
Kiedy załatwiłam w łazience wszystko, co było na tą chwilę konieczne, zawołałam Alec'a. Chłopak od razu pojawił się przy mnie.
- To co, do łóżka pani sobie życzy?- zapytał jak służący.
- Jeszcze się pytasz Alexandrze. Migiem!-odpowiedziałam jak jakaś hrabina, powstrzymując śmiech.
Alec już pewniej, ale dalej ostrożnie przerzucił mnie sobie przez ramię i pognał w kierunku łóżka. Gdy do niego dotarliśmy, położył mnie na nim, a sam usiadł w fotelu obok. Spojrzałam na niego zrezygnowana.
- Coś nie tak?- zapytał.
- To, że jesteś tam, a nie tu.- powiedziałam wskazując na miejsce w łóżku, obok mnie, z obrażoną miną.
- Z chęcią, ale powinienem iść po Tess i Magnusa, aby kontynuowali leczenie.- powiedział lekko zrezygnowany, ale poważny.
- Nie umrę, jeśli poleżysz ze mną przez 15 minut, a potem po nich pójdziesz.- powiedziałam dalej udając obrażoną.
- No dobra, ale nie rób takiej miny i posuń swój tyłek.- powiedział kładąc się obok mnie.
- Masz coś do mojego tyłka?- zapytałam niby oburzona.
- A mam. Uważam, że jest seksowny tak samo, jak cała reszta Ciebie.- odpowiedział, udając tak jak ja.
Od razu się uśmiechnęłam i przytuliłam do niego.
- Jesteś cudowny.- powiedziałam.
- A może powiesz mi coś, czego nie wiem?- odpowiedział śmiejąc się.
- To może to, że Cię przepraszam i dziękuję Ci.- powiedziałam zmieniając temat.
Chłopak spojrzał mi zatroskany w oczy.
- Za co?- zapytał.
- Dziękuję, za to co wczoraj z resztą dla mnie zrobiliście, a przepraszam, za to, że spowodowałam taką sytuację.- powiedziałam smutna i spuściłam głowę.
Chłopak podniósł mój podbródek, tak, abym patrzyła mu w oczy. Uśmiechnął się i musnął moje wargi swoimi.
- Za nic nad nie dziękuj, ani za nic nie przepraszaj. Najważniejsze, że wszyscy żyją.- powiedział.
- A mogło to się inaczej skończyć.- zaprzeczyłam.
- Ale nie skończyło. Nie obwiniaj się.- poprawił mnie.
- Ale co by się stało, gdybym zginęła mimo waszych wysiłków? A co najgorsze, jeśli zginąłbyś Ty, Izzy, Clary, Jace, Simon, Magnus lub Tess'a? Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, tak samo jak reszta.- powiedziałam przez łzy. A mówiłam sobie, że nie będę w kółko płakać.
Alec pokręcił głową i otarł moje łzy.
- Nie myśl o tym, co by było gdyby. Gdyby każdy tak myślał, to nie byłoby na świecie szczęścia i uśmiechu. Myśl o tym, jakich wspaniałych masz przyjaciół i oczywiście, jakiego masz cudownego chłopka.- powiedział uśmiechając się dumnie.
Po tych słowach znowu się do niego przytuliłam.
- Mam najlepszą rodzinę i chłopaka na świecie.- powiedziałam.
- Dobrze, że o tym wiesz, bo czas ich zawołać.
- Odpowiedz mi na pytanie, gdzie jest Izzy?
- Gdy około 5 przyszedłem tutaj, ona się obudziła i kazała mi się obok Ciebie położyć, a sama poszła do Simona. Tylko nie myśl, że ona go bardziej kocha.- uspokoił mnie Alec.
- Idę po resztę.- powiedział kierując się do drzwi.
- Tylko szybko wracaj!- krzyknęłam za nim.
Za chwilę w moim pokoju po kolei zawili się: Izzy, Clary, Jace, Alec, Tess'a, Simon, Magnus i moi "rodzice". Tak się cieszyłam na ich widok. Wszyscy usiedli dookoła mnie i zalewali mnie pytaniami. Starałam się na nie wszystkie odpowiedzieć, co nie było łatwe. Cały rozgardiasz przerwała Tess'a.
- Dobra, przerwa. Nin musimy kontynuować leczenie, jeśli chcesz dzisiaj stąd wyjść.
- To jest szansa, abym mogła już dzisiaj być w pełni sił?- zapytałam z niedowierzeniem.
- Pełni sił to za dużo powiedziane. Na to będziesz musiała poczekać z tydzień, ale dzisiaj możemy zakończyć część w której jesteśmy Ci z Magnusem niezbędni.- odpowiedziała z uśmiechem.
- To cudownie!- krzyknęłam, ale pewna myśl przyszła mi do głowy.
- Gdzie jest Chris?- zapytałam niepewnie.
- Wszystko z nim dobrze, ale musi odpoczywać. Teraz śpi w pokoju gościnnym.- odpowiedziała mi moja "mama".
- Mogę do niego iść?
- Teraz zajmijmy się leczeniem. Później do niego pójdziesz, ok?- zapytał Magnus.
- Zgoda.
Leczenie się zaczęło. Na zmianę siedzieli ze mną Tess'a i Magnus, a im na zmianę towarzyszyli moi przyjaciele.
Leczenie było już dużo przyjemniejsze. Teraz przyjaciele zajmowali mnie rozmową. Strasznie ich kocham.
Nie mogłam się doczekać kiedy pójdę zobaczyć Chris'a...
_____________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top