Love sweet Love
Święta... Boże Narodzenie... Wigilia... Narodzenie Pańskie... Gwiazdka... niezależnie jakiej nazwy użylibyśmy, by określić ten jeden, jedyny, wyjątkowy dzień w roku, każda osoba na świecie doskonale zdaje sobie sprawę, o co w tym wszystkim chodzi. Kto nie zna tego okresu, gdy stacje radiowe rozpoczynają wręcz nieustannie grać Last Christmas, wystawy sklepowe przemieniają się, przyciągając wzrok zabieganych przechodniów, dzieci długo się zastanawiają i piszą listy do świętego Mikołaja, a zimowa aura wprowadza nas stopniowo w nastrój pełen ciepłych uczuć i szczęścia. Jednak czy o to tak naprawdę chodzi w czasie świąt? Czy to po raz kolejny usłyszane Last Christmas sprawia, że święta będą wyjątkowe? Czy stos prezentów pod choinką uszczęśliwia nas tak naprawdę? Co jeżeli nagle zabraknie prądu i nie usłyszysz tej piosenki? Co stanie się, gdy pod choinką nie znajdziesz tych prezentów, o których marzyłeś? A jeżeli w grudniu nie spadnie śnieg i aura nie będzie przypominała tej bajkowej? Czy wtedy świąt nie będzie? Utrata czego zaboli Cię najmocniej? Co sprawi, że tak naprawdę święta stracą swoją moc i urok? Rozejrzyj się i zastanów, odpowiedź jest tuż obok Ciebie.
***
Tydzień do świąt
Niall opadł zmęczony na fotel w swoim gabinecie i westchnął głośno, przecierając oczy dłonią. Był na nogach wystarczająco długo i teraz cały organizm odmawiał mu posłuszeństwa. Musiał zrobić sobie naprawdę mocną kawę i postawić się na nogi, by funkcjonować normalnie przez jeszcze dobre kilka godzin. Miał dość, ale świadomość, że ordynator jest dziś w szpitalu i kręci się gdzieś w pobliżu, wprawiała go w nerwowy stan. Dodatkowo nie pomagał fakt, że jego syn zaczynał właśnie przerwę świąteczną i naprawdę nie miał pojęcia, z kim zostawi swojego sześciolatka w domu podczas tych wolnych dni. Zerknął na zegarek i zdenerwowany zauważył, że zbliża się godzina obchodu. Musiał wstać i wyjść czym prędzej, żeby nie narazić się Calder.
Szedł szybko, gdy zatrzymał go znienawidzony głos, który zwracał się zdecydowanie do niego. Nie mógł nawet udawać, że jej nie słyszy.
– Doktorze Horan – usłyszał i przywołał na twarz fałszywy uśmiech. Obrócił się powoli w stronę brunetki, zmierzającej energicznie w jego stronę.
– Doktor Calder – przywitał się skinieniem głowy i chciał uciec od niej jak najszybciej. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego akurat ona z tylu lekarzy tego świata musiała zostać mianowana ordynatorem właśnie tutaj, w szpitalu, w którym pracował. – Przykro mi, ale muszę już iść, pacjenci czekają – chciał ruszyć się z miejsca, lecz poczuł, jak kobieta chwyta jego ramię i powoli idzie obok niego.
– Spokojnie doktorze, przejdę się razem z panem – odpowiedziała spokojnym i pozornie miłym głosem, a on chciał stąd uciec czym prędzej i być jak najdalej od Eleanor Calder, kobiety która męczyła go od lat i stała się jego utrapieniem.
– Nie jest pani czasem czymś zajęta? – chciał ją spławić w jakiś grzeczny sposób, ale jak na złość nie miał na to najmniejszych szans. Miał pecha, gigantycznego, niebotycznych rozmiarów pecha.
– Wyjątkowo nie i z przyjemnością przejdę się na obchód z moim najlepszym chirurgiem dziecięcym.
– Taaa – westchnął, w duchu przewracając oczami, płacząc i użalając się nad sobą. Co takiego zrobił, że musiał się z nią teraz męczyć? To miał być szybki obchód, znał swoich pacjentów wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, jak kto się czuje i czego potrzebuje.
Szli w milczeniu, które przerywane było rozmowami Nialla z małymi pacjentami tego oddziału i głośnym śmiechem Irlandczyka, gdy maluchy wygłupiały się przy nim, jak przy dobrym znajomym. Widział kątem oka, jak Eleanor marszy nos i przewraca oczami, uważając zapewne, że jest nieprofesjonalny, ale w tym wypadku nie obchodziło go jej zdanie. Zbliżały się święta i niektóre z tych dzieci spędzą je tutaj przykute do szpitalnych łóżek. Jeżeli mógł je trochę rozśmieszyć i sprawić, że uśmiechną się radośnie, to miał zamiar to zrobić.
– Mógłbyś zachowywać się jak dorosły? – zwróciła mu uwagę chłodnym głosem, gdy tylko opuścili ostatnią salę i mogli zakończyć obchód. – Jesteś lekarzem, a nie klaunem.
– Daj spokój Eleanor, to tylko dzieci, dajmy im trochę radości i nie bądźmy takimi mrukami.
– Mam dla ciebie wiadomość – zaczęła powoli, a mężczyzna zwolnił trochę i zerknął na nią z ukosa. – W związku z twoją prośbą – dodała, wyjaśniając, mu o co chodzi.
– Och – westchnął tylko, bojąc się usłyszeć, co postanowiła tym razem.
– Masz szczęście Niall, masz wolne w wigilię, ale pierwszy dzień świąt spędzasz w pracy i nie zmienię zdania – powiedziała, a po chwili szatyn uścisnął ją mocno, piszcząc z radości niczym małe dziecko.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję, Boże, nareszcie spędzę święta z synem. Dziękuję Eleanor, jesteś absolutnie najlepsza – cmoknął ją w policzek i w podskokach pobiegł przez szpitalny hol, pozdrawiając po drodze wszystkie znajome, jak i obce twarze.
– Boże, Niall co się stało, że tak się cieszysz? – zapytał jego znajomy Zayn, który akurat wychodził z apteki, mieszczącej się w szpitalu.
– Spędzę święta z synem, rozumiesz? Nareszcie mam wolne w wigilię. To najlepsze, co mogło mnie spotkać! – wykrzyknął podekscytowany i wyminął go szybko.
– Cruella de mon odnalazła w sobie serce? – zaśmiał się brunet, niedowierzając w to, że Niall nareszcie będzie miał wolne w ten wyjątkowy dzień. Znali się od kilku lat i przez ten czas mężczyzna zawsze bez wyjątku spędzał wigilię na oddziale.
– Nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to, mam nadzieję, że jej się nie odmieni.
– Pamiętaj tylko, że Cruella miała taki moment, że polubiła dalmatyńczyki, a później sam wiesz, co się stało – ostrzegł go, ale Niall miał nadzieję, że nic już nie zmieni jego świątecznych planów.
Nie mógł się doczekać, gdy powie Rickowi, że nareszcie będą mogli spędzić normalne święta, tak jak każda rodzina w tym kraju. Nie mieli tego wspólnego czasu od tak dawna. Eleanor skutecznie niszczyła im każde święta, zmuszając Nialla do pojawienia się na nocnym dyżurze w samą wigilię. Wiedział, że kobieta mści się na nim za dawne lata, gdy jeszcze jako stażysta w szpitalu odrzucił jej względy oraz starania i odmówił wyjścia na wspólną randkę. Dał jej przysłowiowego kosza, a ona nie zapomniała mu tego. Naprawdę dziwiło go, że nie zrozumiała wtedy jego sytuacji. Nie mogła pojąc tego, że był młodym wdowcem, samotnym ojcem i nie chciał umawiać się na żadne randki ze starszą od siebie lekarką. Jednak teraz go to nie obchodziło, skończył właśnie dyżur i jak burza wypadł ze szpitala, obdarowując wszystkich promiennym uśmiechem. Teraz nareszcie poczuł, że święta nadchodzą wielkimi krokami i czas zacząć przygotowania.
***
Louis zrzucił swój fartuch i zaczął żegnać się ze współpracownikami. Nareszcie skończyli ten pełen emocji i ciężkiej pracy wieczór. Kto by pomyślał, że restauracja będzie miała wizytację niecały tydzień przed świętami. Wszyscy łącznie z nim byli zaskoczeni, ale podołali wyzwaniu i dali sobie radę. Lou ja zwykle mógł być dumny ze swojej ekipy, która pracowała z nim w kuchni. Pamiętał te dni, gdy dopiero się docierali, a on bał się, że tylko zachowując się jak wredny, chamski szef kuchni, zdoła zaskarbić sobie szacunek ludzi. Całe szczęście w porę odkrył, że będąc sobą, czyli spokojnym facetem z głową na karku, sprawi, że jego pracownicy będą czuli przed nim respekt. Nigdy nie chciał być postrachem, wolał być ich kumplem i dzięki temu w restauracji panowała przyjazna aura, a podawane jedzenie przygotowywane było w atmosferze przyjaźni i spokoju. Narzucił na ramiona ciepły płaszcz i zaczął owijać szyję szalem, gdy usłyszał głos swojego przyjaciela i zarazem męża właściciela tej drogiej restauracji. Ruszył szybko w tamtą stronę i dostrzegł wysoką sylwetkę mężczyzny, który stał i rozmawiał z Joshem, który był tutaj kelnerem.
– Hej – przywitał się głośno, a brunet obrócił się w jego stronę z szerokim uśmiechem.
– Czy moje oczy widzą Louisa Tomlinsona? Najlepszego kucharza w Nottingham?! – wykrzyknął radośnie.
– Tak głoszą plotki – zaśmiał się szatyn i uścisnął przyjaciela. – Nie sądziłem, że cię tutaj spotkam, myślałem, że wyjechaliście już na świąteczne wakacje.
– Nie, jeszcze nie. Wiesz, jaki jest ten mój pracuś, zawsze ma coś jeszcze do załatwienia, w związku z czym wylatujemy dzień przed wigilią, kiedy restauracja będzie już zamknięta – wyjaśnił, a jego oczy zabłyszczały, gdy mówił o swoim mężu.
– On jest pracoholikiem, nie macie co robić razem w domu, że tak często tu przesiaduje? Ogarnij swojego mężulka Nick – zadrwił z przyjaciela, za co otrzymał lekkie szturchnięcie w bok.
– A co tam u ciebie Louis? Gdzie w tym roku spędzasz święta? Tak jak zwykle w rodzinnym domu? – dopytywał przyjaźnie starszy mężczyzna, ale Lou nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.
Sam nie miał pojęcia, co zrobić w te święta, automatycznie zaczął bawić się obrączką na swoim palcu i odpłynął myślami do ukochanego. Jedyne co chciał, to spokojnych świąt ze swoim mężczyzną, ale wiedział, że jeżeli nie postawi sprawy jasno, po raz kolejny w pewien sposób zostanie wystawiony i wykorzystany.
– Jeszcze nie wiem – wyjąkał cicho, widząc twarz Nicka, który wpatrywał się w niego wyczekująco. – Może pojedziemy do jego rodziców, albo spędzimy te święta tylko we dwoje. Jest dużo opcji, sami jeszcze nie zdecydowaliśmy – starał się wymigać od odpowiedzi, ale czuł podejrzliwy wzrok przyjaciela.
– Dobra Lou, nie będę wyciągał z ciebie niczego siłą, mam nadzieję, że dobrze spędzisz te święta i pozdrów go ode mnie jasne?
– Jasne, dzięki Nick.
– Nie ma za co, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Wiesz o tym prawda?
– Wiem, naprawdę wiem. Wesołych świąt i udanego urlopu, nie opalajcie się za mocno na tej waszej wyspie – zażartował błękitnooki i zatopił się w mocnym uścisku przyjaciela.
– Tobie również wesołych świąt Lou. I powodzenia – szepnął Nick i wyszedł z restauracji, zostawiając chłopaka samego pośród czterech ścian, z głową pełną myśli o nadchodzących świętach. Co roku od czterech lat działo się to samo i nic nie zapowiadało nadchodzącej zmiany.
***
Liam wbiegł po schodach, radośnie nucąc pod nosem przed chwilą usłyszaną w radiu melodię. Zamaszystym ruchem otworzył drzwi i wszedł do budynku, uśmiechając się radośnie do mijanych osób. Od dawna nie czuł się tak szczęśliwy i młody, nawet praca sprawiała mu przyjemność. Zauważył swojego kuzyna, który przyglądał mu się z zaciekawieniem i podszedł do niego, chcąc zagonić go do pracy.
– Nie powinieneś pracować? – zapytał, ale mimo najszczerszych chęci jego głos nie zabrzmiał profesjonalnie, a nuta rozbawienia była mocno słyszalna.
– A jak tam na twoim zebraniu? Wydajesz się dość rozemocjonowany jak na kogoś, kto wraca ze służbowego lunchu – prychnął młodszy chłopak i wbił swój wzrok w czerwony ślad na szyi Liama. – Chyba sobie żartujesz, jesteście takimi zboczeńcami. Nie wiem, jak to możliwe, że jesteśmy rodziną! Następnym razem powiedz swojemu mężulkowi, że takie rzeczy robi się w domu, a nie w czasie pracy – pouczył go udając oburzenie. – Tacy starzy, a ciągle mają głupoty w głowie – mamrotał do siebie, a Liam wpatrywał się w niego zaskoczony i z lekkim strachem. Nagle rozległ się dźwięk telefonu szatyna, który odebrał szybko, przedtem zerkając na wyświetlacz.
– Cześć kochanie – przywitał się chłodnym głosem i dostrzegł, jak kuzyn marszczy czoło, myśląc o czymś mocno. – Mogę przyjść dziś trochę później, mam dużo pracy, nie czekaj na mnie z kolacją – rozłączył się i wcisnął telefon do kieszeni. – Co? – zapytał, widząc minę chłopaka stojącego naprzeciwko.
– Nic, nic, ale po co do ciebie dzwonił, jeżeli widzieliście się chwilę temu? – zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, ponieważ telefon rozdzwonił się po raz kolejny i twarz mężczyzny cała się rozpromieniła. Harry obserwował go w milczeniu i zamarł, gdy dotarło do niego, co najprawdopodobniej działo się tuż pod jego nosem. Liam miał na skórze ślady szminki, a o ile się nie mylił, to Zayn raczej się nie malował.
– Hej skarbie, tak, tak już dotarłem, mhm... jasne, spotkamy się wieczorem, w tym samym miejscu co dziś – zaśmiał się, ale zamilkł, gdy spotkał wzrok kuzyna. Odszedł od niego szybkim krokiem i zatrzasnął się w swoim gabinecie, chcąc się ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami. Był szczęśliwy i nie pozwoli na to, by teraz ktokolwiek to zmienił.
***
Droga redakcjo.
Czuję się głupio, pisząc tutaj o swoim życiu prywatnym i naprawdę nie powinnam tego robić, ale mam problem. Czuję, że mój związek zbliża się do totalnej katastrofy i nie mam pojęcia, co z tym zrobić. Mój facet chyba mnie zdradza. Co mam robić? Proszę o pomoc!!!
Zdesperowana
Droga zdesperowana.
Po pierwsze nie mam pojęcia, dlaczego nazywasz samą siebie tak dziwnie, już bardziej pasowałoby: zdradzona, porzucona, osamotniona, czy cokolwiek innego, ale na pewno nie zdesperowana. Idąc dalej, Twój problem pewnie jest już nie do rozwiązania, no bo spójrzmy prawdzie w oczy, jeżeli sama twierdzisz, że Twój partner Cię zdradza, to istnieją dwie opcje: faktycznie facet zabawia się dobrze za Twoimi plecami, albo masz jakąś paranoję i powinnaś udać się do psychiatry. Czytając list od Ciebie, stwierdzam, że prędzej czy później i tak będziesz musiała udać się do jakiegoś specjalisty, ale na ten moment mogę zaproponować Ci następujące rozwiązanie Twojego problemu. Olej tego kolesia, ale proszę Cię, odpuść sobie wyrzucanie jego rzeczy przez okno. Świat nie potrzebuję kolejnej Bridget Jones. Zacznij żyć swoim życiem. Nie bądź zdesperowana, może dzięki temu bogatemu doświadczeniu bycia zdradzoną, odnajdziesz w sobie jakiś nowy talent, a jeżeli nie, to zawsze możesz napisać piosenkę o swoim byłym. Z tego co wiem, to zawsze się sprawdza, ale nie jestem specjalistą. W tej kwestii proponuję napisać do Taylor S. Nikt lepiej od niej nie wie, jak boli złamane serce.
Pozdrawia jak zawsze szczery aż do bólu i lepszy na problemy niż czekolada
Wasz Harold.
Przeciągnął się wygodnie na krześle i przeczytał jeszcze raz list, który napisał. Nie rozumiał, dlaczego marnuje się w takiej robocie, przecież mógłby pisać coś znacznie lepszego niż kącik porad, ale nie miał zamiaru narzekać. Dobrze się przy tym bawił i lubił pośmiać się z niektórych problemów czytelników. Nie, nie był okrutny, szczerość to podstawa i tego miał zamiar się trzymać. Fakt, w niektórych sprawach nie był może osobą, która mówiła zawsze prawdę, ale jego życie osobiste to jego sprawa, nikogo innego.
Zbliżały się święta i od kilku dni jego głowę zaprzątał jeden problem, co tym razem ma powiedzieć mamie. Od kilku lat musiał wymyślać jakieś historyjki dla swojej rodzicielki, byleby tylko mieć spokój w czasie tych świątecznych dni. Kochał swoją mamę i całą rodzinę, ale wiedział, że nie może powiedzieć im prawdy. Wolał utrzymywać ich w nieświadomości i błędnym myśleniu, przecież nikogo nie krzywdzi tym, że utrzymuje przez cały czas, że jest hetero i spotyka się z jakimiś dziewczynami. Może czasami chciałby móc powiedzieć prawdę, pokazać im swojego partnera i spędzić razem święta, ale od razu docierało do niego, że nic dobrego by z tego nie wyszło, rozpętało by się piekło. Nikt nie zrozumiałby tego, że jest gejem i ma faceta zamiast uroczej blondynki u boku.
Wystarczył mu jeden raz, gdy miał szesnaście lat i przypadkowo usłyszał rozmowę swojej mamy z jedną z ciotek. Stał akurat pod drzwiami, gdy padło jedno zdanie: homoseksualizm jest zły. Nie słuchał dalej, nie miał zamiaru, to mu wystarczyło, wolał żyć w kłamstwie, ale mieć rodzinę, niż powiedzieć prawdę i zostać odrzuconym przez najbliższych.
Cztery lata temu spędzał wigilię w rodzinnym domu i powiedział wszystkim, że jego dziewczyna pojechała do swojego domu na święta. Pamiętał szczęśliwy wyraz twarzy swojej mamy, gdy ta usłyszała słowo dziewczyna. Harry wziął długopis i kartkę. Rozpisał sobie dokładnie cztery lata świąt Bożego Narodzenia. Nie mógł się pomylić i użyć tego samego kłamstwa.
– Dobra, to co było trzy lata temu? – zamyślił się i starał sobie przypomnieć wigilię sprzed trzech lat. – Mam! – wykrzyknął radośnie i zaczął notować.
Trzy lata temu spędzał wigilię razem z Louisem w ich wspólnym mieszkaniu, a mama usłyszała, że jedzie ze swoją dziewczyną za granicę, żeby tam spędzić święta w jakimś ciepłym kraju. Nie przyjęła tego dobrze, ale udobruchał ją i pojawił się na kilka dni w przerwie świątecznej.
– Dwa lata temu? Hmm... no tak! – przypomniał sobie cudowne święta, które spędził u rodziny Louisa. Oni byli tacy kochani, jego mama akceptowała ich związek i wspierała ich tak mocno. Siostry chłopaka pokochały loczka, zresztą z wzajemnością. Te święta Harry wspominał najlepiej, nareszcie czuł się swobodnie i naturalnie, mógł być sobą, nie musiał udawać, że gdzieś tam jest jego dziewczyna. Jego mama usłyszała wyjaśnienie, że spędza wigilię w domu rodzinnym swojej dziewczyny i pozna jej rodziców. Widział, jak rodzicielka zaczynała w myślach planować wesele, ale nie miał zamiaru mówić jej prawdy, przecież drobne kłamstwa nikogo nie zabolą. A teraz nadeszły kolejne święta i Harry po raz kolejny chciał je spędzić w domu Lou, tam gdzie było im najlepiej, ale musiał zaplanować, co tym razem powie swojej mamie, która już do niego dzwoniła i wypytywała o plany. Wiedział, że musi wymyślić coś dobrego, ponieważ Gemma, jego siostra również nie chciała pojawić się na święta w domu. Dziewczyna miała dość wysłuchiwania pytań o to, kiedy przyprowadzi do domu jakiegoś faceta i stwierdziła, że w tym roku zdezerteruje i się nie pojawi. Oznaczało to, że jego mama będzie załamana, bo jej dzieci chcą olać wigilię i spędzić ją poza domem.
– Trudno – westchnął i zalogował się na pocztę, chcąc odebrać kolejny list od czytelniczki o pseudonimie Zmartwiona. – Coś wymyślę, mam przecież w tym wprawę.
***
Zayn siedział przy stole w jadalni, a na blacie przed nim rozłożony był stos dokumentów, które wymagały sprawdzenia. Zdjął okulary i odłożył je na bok, przecierając zmęczone oczy. Od kilku minut w domu panowała cisza, dość niepokojąca cisza, jeżeli miał być szczery. Odsunął krzesło i wstał, gdy usłyszał szept swojego syna.
– Tiff... tatuś idzie... Tiff, możesz się pospieszyć? – mówił przejętym głosem dziesięciolatek i rozglądał się nerwowo, bojąc się, że zostaną nakryci.
– Jeszcze chwilkę Tobi – dziewczynka pojawiła się na szczycie schodów, a po chwili jej brązowa czupryna zniknęła w sypialni rodziców.
Zayn przysłuchiwał się tej wymianie zdań z uśmiechem, ale postanowił przerwać im cokolwiek teraz robili, ponieważ był pewien, że to jest coś zakazanego. Celowo zaczął głośno stawiać swoje kroki i czuł podenerwowanie Tobiasa, który kręcił się nerwowo w miejscu, nie wiedząc, jak ostrzec siostrę.
– A co ty tutaj robisz? – zapytał nagle i wyszedł na korytarz, gdzie ukrywał się jego syn, który podskoczył teraz ze strachu.
– Nic takiego tatusiu, tak sobie stoję tylko – odparł lekko chłopiec, ale unikał spojrzenia bruneta.
– Mhm, a gdzie jest Tiffany? – zapytał, robiąc krok w stronę schodów, które zaraz zagrodził mu Tobi.
– Ona bawi się u siebie w pokoju i... i mówiła, żeby jej nie przeszkadzać. Wiesz, robi jakiś tam pokaz mody lalek czy coś – powiedział szybko, ale nie ruszył się z miejsca.
– Jasne, ale może jednak zerkniemy do niej na chwilkę? – zaproponował i gdy zobaczył, jak twarz jego syna blednie, chciał wybuchnąć śmiechem, ponieważ te dwa maluchy knuły coś razem i kryły się nawzajem.
– Nie, ale może pooglądamy coś razem?
– Mhm, tylko chodźmy po Tiffany.
– Nie tatku, ona jest zajęta.
– Dobra Tobias, powiem to od razu. Wiem, że coś przede mną ukrywacie i już nie musisz kryć siostry, ale teraz przepuść mnie dobrze? – pogłaskał chłopca po włosach, a ten westchnął głośno i odsunął się niechętnie.
– Dobra, ale powiedz jej, że długo jej broniłem ok.? – poprosił, idąc obok Zayna. – I nie bądź zły.
– Wiadoma sprawa – zaśmiał się, widząc minę dziesięciolatka, który szedł pokonany. – Czy ja kiedykolwiek byłem zły?
– No w sumie nie – stwierdził chłopiec i uśmiechnął się lekko. – Nawet nie wiesz, co ona wymyśliła, postanowiła odnaleźć prezenty, które kupiliście nam z tatą na święta. Totalnie jej odbiło, mówię ci, ja miałem stać na czatach, ale chyba mi nie wyszło – gawędził podekscytowany do momentu, gdy stanęli przed sypialnią, a za ścianą słychać było radosne nucenie ośmiolatki. – Wejdźmy do środka – zaproponował, a Zayn nacisnął klamkę i otwrzył drzwi.
– Tobias, mówiłam Ci, żebyś czekał na dole, jeszcze nic tu nie znalazłam – mówiła dziewczynka, a gdy obróciła się i dostrzegła Zayna, jej buzia zarumieniła się z wrażenia. – Tatuś? Co ty tutaj robisz? – zapytała i zamknęła szybko szafę.
– To chyba ja powinienem o to zapytać Tiff – Zayn starał się brzmieć groźnie, ale nie potrafił. Siłą powstrzymywał śmiech, który cisnął mu się na usta, gdy patrzył na swoją córkę zasłaniającą dużą szafę swoim małym ciałem.
– Ja chciałam pooglądać sobie ubrania tatusia i taty – wyjąkała mało przekonująco.
– Mhm – zbliżył się do niej powoli.
– T–tak naprawdę było tatusiu.
– Moja panno, czy ty czasem nie szukałaś prezentów? – zbliżał się do dziewczynki, która wyglądała na przerażoną.
– N–nie, jakich prezentów? – słyszał chichot Tobiasa za swoimi plecami, ale Tiffany nie było do śmiechu.
– Chyba kogoś trzeba ukarać, Tobi przypomnij mi, jaka jest najlepsza kara dla tej małej dziewczynki?
– Łaskotki! – wykrzyknął Tobias, a Tiff pisnęła i chciała uciec bokiem, ale Zayn złapał ją i zaczął łaskotać, po chwili kładąc ośmiolatkę na wielkim łóżku.
– Łaskotkowa kara – śmiali się, a dziewczynka chichotała i szamotała się na łóżku, chcąc uciec, do momentu, aż całą trójką, leżeli wykończeni na łóżku, głośno oddychając.
– I co Tiff? Co tak naprawdę robiłaś? – zapytał, gdy odpoczęli i ich oddechy uspokoiły się.
– Och no dobrze, szukałam prezentów, ale to wszystko wina Tobiasa, on miał Cię pilnować tatusiu i wszystko zniszczył, jak zwykle – marudziła dziewczynka niezadowolonym głosem.
– Tiffany przecież święta są za kilka dni, wytrzymasz.
– Wiem, ale po prostu byłam ciekawa i tatusiu. Czy tata będzie mógł zapleść mi dziś włosy w warkocza do snu?
– Tata wróci dziś późno kochanie, ale myślę, że ja też mogę to zrobić prawda? – zerknął na swoją córkę, która leżała i zastanawiała się nad tym, co powiedział, po czym skinęła głową i przytuliła się do niego mocno.
– Tata ostatnio ciągle wraca późno z pracy – dodał z wyrzutem Tobias.
– Wasz tata ma teraz dużo rzeczy do zrobienia, ale obiecuję, że w czasie świąt spędzi czas tylko z wami, zgoda?
– Mhm – przytaknęli zgodnie.
– A teraz co powiecie na to, żeby pooglądać razem jakiś film? – zaproponował i usłyszał głośny pisk radości swojej małej dziewczynki, która skakała po łóżku zadowolona.
– Tak tatusiu! Możemy pooglądać Ekspres Polarny? Proszę, proszę, proszę. I możemy być tutaj, wasze łóżko jest takie wygodne. Położymy się tutaj i będziemy oglądać dobrze? I zjemy te ciasteczka, które zrobiliśmy wczoraj, gdy wróciłeś wcześniej z pracy?
– Jezu, Tiffany zamknij się w końcu – Tobias stracił cierpliwość i uderzył siostrę poduszką. – Jak długo można tak gadać?
– To ty się zamknij, przez ciebie nie wiemy, co dostaniemy pod choinkę ty... ty ofiaro – odszczekała się dumnie dziewczynka.
– Hej, spokojnie dzieciaki. Jeszcze jakieś życzenia? – zaśmiał się, gdy zobaczył, że jego córka ponownie otwiera usta. – Tak Tiff?
– A możesz zrobić nam malinową herbatkę tatusiu?
– Dobrze. Zaraz wracam, a wy znajdźcie bajkę.
***
Obudził go dźwięk cichych kroków na schodach. Poczuł ciężar na swojej piersi, zerknął w dół i spostrzegł Tiffany i Tobiasa wtulających się mocno w jego ciało, śpiących spokojnym, mocny snem. Obrócił głowę i spojrzał na zegarek stojący na stoliku nocnym, dochodziła czwarta nad ranem. Nie było go przez całą noc i to powinno zaboleć bardzo mocno, więc dlaczego nie czuł zupełnie nic?
***
Gemma stała przy drzwiach i przyglądała się efektom swojej pracy, które naprawdę ją zadowalały. Przedstawienie dla dzieci, musiało mieć świetne kostiumy oraz charakteryzację i z dumą stwierdziła, że udało się jej. Teraz śmiała się razem z całą salą dzieciaków, które przyszły oglądać to świąteczne przedstawienie teatralne i bawiła się naprawdę dobrze do momentu, gdy usłyszała rozmowę kilku maluchów.
– Ej zobaczcie tę babę – mały rudzielec wskazał na nią palcem, ale ona udała, że tego nie widzi i nadal stała, promiennie się uśmiechając. – Czy ona jest jakaś psychiczna?
– Niby czemu? – wtrącił się drugi chłopiec.
– Nie widzisz? Cały czas się uśmiecha jak jakaś wariatka. Kto dorosły dobrze się bawi na takich przedstawieniach? Nawet mnie to nudzi.
– Racja – przytaknęli pozostali. – Jest jakaś dziwna, dorośli nie powinni tacy być.
Po raz kolejny obgadywały ją jakieś dzieciaki. Powoli się do tego przyzwyczajała, nie miała pojęcia, dlaczego maluchy jej nie lubią, przecież ona uwielbiała dzieci. Teraz śmiali się niej, ponieważ się uśmiechała. Dlaczego niby to było złe? Chyba nie rozumiała tego wszystkiego. Dzięki Bogu była sama i nie musiała zamartwiać się kwestią dzieci, wychowania i tego typu spraw, bo chyba by ją to przerosło. Przez nich chciała teraz tylko iść do domu i pooglądać jakiś głupi film w telewizji, no i może zjeść coś dobrego. Szkoda tylko, że nie potrafiła gotować, więc niestety pozostanie jej tylko kupienie czegoś gotowego po drodze.
Życie było okropne. Było tak miło, a teraz miała znów ten swój beznadziejny nastrój, kiedy chciała uciec przed całym światem. To wszystko przypomniało jej o tym, że zbliżają się święta i naprawdę ostatnie na co miała ochotę, to pojawienie się na wigilii w domu rodzinnym, gdzie wszyscy będą tylko pytać, dlaczego kogoś ze sobą nie przyprowadziła i mówić, że przecież powinna mieć już dziecko, męża i wszystkie tego typu brednie. Ona nie potrzebowała do szczęścia takich rzeczy, teraz czuła się dobrze... no może nie zupełnie dobrze i gdy myślała o tym, że jej młodszy brat znów będzie opowiadał o swoich podbojach i kolejnej dziewczynie, to gotowała się ze złości. Postanowiła, że odpuszcza sobie święta, spędzi je w domu sama, objadając się pizzą, pijąc wino i oglądając swoje ulubione filmy. Tak, może to nie jest zbyt oryginalne, ale nie wińcie jej za to, czasami człowiek nie ma ochoty na wyszukane pomysły.
– Hej Gemms, zbierasz się już?! – jej przyjaciółka Lou, która zajmowała się scenografią zawołała do niej, gdy miała już zamiar opuścić teatr.
– Tak, jadę na zakupy i wracam do mieszkania, a co?
– Nic, chciałam Ci tylko życzyć wesołych świąt – kobieta podeszła i uściskała przyjaciółkę, która odsunęła się szybko.
– Dzięki, ale w tym roku nie obchodzę świąt.
– Słucham? Jak to nie obchodzisz świąt? Nie jedziesz do domu?
– Normalnie, nie obchodzę. To jest nudne i przereklamowane i... i nie mam na to ochoty, ale ty baw się dobrze i pozdrów cała swoją rodzinkę. Ja już uciekam, do zobaczenia po nowym roku – wyszła szybko i wsiadła do swojego samochodu, zatrzaskując głośno drzwi. Odpaliła silnik i z radia zaczęła płynąć spokojna, świąteczna melodia. – Tylko nie to – jęknęła i przełączyła na inną stację, ale niestety tam również rozpoczęła się świąteczna audycja. – Dlaczego wszyscy celebrują tak te święta? – zapytała sama siebie i doskonale znała odpowiedź na to pytanie, ponieważ w duchu kochała ten magiczny czas, ale świadomość tego, że mija kolejny rok, a ona nadal tkwi w tym samym miejscu, dobijała ją i odbierała całą radość świąt. – Wolę już nie słuchać niczego – westchnęła i wyłączyła radio, jadąc w ciszy do swojego mieszkania.
Pięć dni do świąt
– Zdecydowanie nie – zaśmiał się Niall, gdy zobaczył, syna trzymającego w dłoniach opakowanie z kawiorem i poruszającego zabawnie brwiami.
– Ależ tato to jest... – zerknął na napisy i starał się dowiedzieć, co właśnie trzyma. – Kawior! – wykrzyknął głośno, strasząc kobietę przechodzącą obok. – To musi być pyszne.
– A twierdzisz tak, ponieważ?
– Jest bardzo drogi, więc pewnie jest smaczny. Drogie rzeczy zazwyczaj są dobre. Mam rację? – sześciolatek popatrzył na niego pewnym wzrokiem, a Niall zaczął się zastanawiać, kiedy wychował takiego cwaniaka.
– Einsteinie, nie myśl już tyle. Twój stary ojciec zapewnia Cię, że kawior nie będzie nam smakował – powiedział i odłożył opakowanie na miejsce.
– No dobra, a co powiesz na to? – wziął kolejną rzecz, a szatyn przewrócił oczami, podniósł chłopca do góry i trzymając go w ramionach, ruszył do przodu. – No tato, co złego jest w truflach?
– Cena? – zapytał rozbawiony Horan i rozglądał się za najpotrzebniejszymi rzeczami, które musieli kupić.
– To akurat fakt. Ile słodyczy moglibyśmy za to kupić, no nie?
– No nie? – przedrzeźniał go i postawił na podłodze, zatrzymując się przed kasą.
– Dzień dobry Pani – przywitał się miłym głosem Rick i zaczął zagadywał sprzedawczynię, gdy kobieta kasowała ich zakupy. – To wesołych świąt – pokiwał jej na pożegnanie i w podskokach wyszedł ze sklepu, nie czekając na Nialla. – No dalej staruszku, pospiesz się, musimy jeszcze ubrać choinkę.
– Rick, nie możesz tak dyskutować z obcymi ludźmi w sklepie – upomniał go, ale wiedział, że i tak nie zmieni postępowania swojego syna. Trafił mu się wyjątkowo uparty egzemplarz.
– Niby czemu nie tato? Przecież jestem grzeczny i tej pani zdecydowanie się nudziło. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie chcą rozmawiać w sklepie z obcymi? Przecież wszyscy i tak stoją i czekają w długich kolejkach. Nie lepiej wtedy sobie poplotkować? Dorośli są tacy dziwni – stwierdził chłopiec, kręcąc głową z politowaniem.
– Dobra, dobra łobuzie, nie miej już z tym takich problemów, a teraz łap klucz i otwieraj drzwi.
– Tak jest – chłopiec wszedł do domu, zrzucił buty i ciepłą kurtkę, po czym zabrał się za rozpakowywanie zakupów. – Tato...
– Tak? – mruknął, wchodząc za synem do kuchni.
– Nie pojedziemy do babci na święta prawda? – zapytał sześciolatek, patrząc uważnie na Nialla.
– Nie kupiliśmy biletów na samolot Rick, ale spędzimy święta razem. To też dobra opcja prawda? Obiecuję, że na Wielkanoc pojedziemy do Irlandii dobrze? Babcia się już strasznie za Tobą stęskniła, zresztą dziadek też, więc na pewno się ucieszą.
– Spoko tatku, wszystko rozumiem. Jestem przecież prawie dorosły no nie?
– Dobrze, że dodałeś to prawie, a teraz do roboty, jeżeli chcesz zdążyć ubrać choinkę przed moim wyjściem do pracy – praca w szpitalu i samodzielne wychowywanie syna nie było najłatwiejszym zadaniem, ale jakoś sobie radził i wydawało mu się, że jak na razie nie zawalił i miał przy swoim boku naprawdę świetne dziecko.
– O której wrócisz? – dopytywał chłopiec, idąc do salonu, gdzie czekała na nich mała choinka, którą Niall kupił dzień wcześniej.
– W nocy, więc mam nadzieję, że będziesz już spał od kilku godzin, a nie tak jak ostatnio oglądał te durne powtórki seriali, które nie są dla PRAWIE dorosłych – podkreślił mocno ostatnie słowa, a sześciolatek zachichotał rozbawiony reakcją taty.
– Tato, ja to wszystko rozumiem, nie raz oglądałem takie rzeczy, przecież nie jestem dzieckiem – zauważył chłopiec, a Niall nie odezwał się ani słowem, tylko zgromił malucha spojrzeniem, które miało być ostre, ale wyszło raczej zabawne, ponieważ Rick wybuchł głośnym śmiechem. Nie miał pojęcia, jak mógł tak rozpuścić swojego syna, ale stało się i teraz raczej nie uda mu się wprowadzić w domu dyscypliny.
***
Zayn stał w progu i obserwował Liama, który siedział na sofie z dziećmi i oglądał z nimi jakiś film. Tiffany wtulała się w jego ciało, a jej powieki powoli opadały, gdy dziewczynka robiła się coraz bardziej śpiąca. Zerknął na zegarek i zauważył, jak późno już było, dzieci powinny być już dawno w łóżkach, szczególnie Tiff. Spojrzał na nich ponownie i dostrzegł, że Tobias siedział oddalony od Liama i tworzył między nimi wyraźny dystans, ale Li zdawał się tego nie zauważać. Brunet widział, jak spięty siedział ich syn, więc postanowił interweniować.
– Dobra dzieciaki, chyba czas spać – wszedł do salonu i przyciągnął uwagę całej trójki. Tiffany, która już przysypiała, jęknęła cicho i przytuliła się mocniej do Liama, a Tobias bez słowa minął Zayna i mrucząc ciche dobranoc, wbiegł po schodach na piętro. Brunet odprowadził go wzrokiem i był naprawdę zaniepokojony zachowaniem syna. Chłopiec zazwyczaj był duszą towarzystwa, miał tyle energii, że ciężko było go poskromić, ale od jakiegoś czasu stał się milczący i markotny, gdy tylko w domu pojawiał się Liam.
– Położę Tiff – powiedział cicho szatyn i z dziewczynką w ramionach wyszedł z pokoju, mijając Zayna bez słowa.
Brunet cofnął się i zaczął przygotowywać herbatę. Miał jeszcze trochę pracy do zrobienia, ostatnio pofolgował sobie i teraz musiał nadrobić zaległości, przecież apteka musiała dobrze funkcjonować. Usłyszał ciche kroki na schodach, a po chwili poczuł, jak Liam obejmuje go delikatnie i pochyla się, by go pocałować. Odwrócił twarz tak, że usta szatyna otarły się o jego policzek, a dłonie mężczyzny zacisnęły się odrobinę mocniej na jego biodrach. Wyswobodził się z jego objęć i odepchnął go lekko od swojego ciała, po czym wyminął Liama i wyszedł z kuchni, zostawiając na blacie kubek z gorącą herbatą.
– O co Ci chodzi Zayn?! – krzyknął za nim Liam, ale nie ruszył się z miejsca, tylko stał i wpatrywał się w oddalające plecy swojego męża. – I co? Teraz się do mnie nie odezwiesz? Oczywiście! Tak jak zawsze będziesz zachowywał się jak obrażone dziecko. Tylko to potrafisz Malik!
Zayn wszedł na piętro i dostrzegł Tobiasa stojącego na korytarzu, przysłuchującego się uważnie słowom ojca. Podszedł do syna i chwytając go za rękę, poszedł z nim do sypialni chłopca.
– Co ty na to, żebym został dziś u ciebie na noc? – zapytał i zauważył, jak ten szybko zgadza się i kładzie do łóżka, robiąc dla niego miejsce po jedne stronie.
– Tatusiu – w cichym, ogarniętym ciemnością pokoju, rozległ się drżący głos chłopca.
– Tak?
– Co się dzieje z tatą? – zapytał i przytulił się szybko do Zayna, który przymknął powieki i odetchnął cicho, zmęczony tym wszystkim, co działo się w jego życiu.
– Nic kochanie, tata jest po prostu zmęczony i ma zły humor, to wszystko. Nie musisz się martwić – starał się uspokoić Tobiasa, ale czuł, że jego syn rozumie więcej, niż powinien.
– Kochasz jeszcze tatę?
– Oczywiście, że tak Tobi. Kocham twojego tatę bardzo, bardzo mocno – wyszeptał i wiedział, że to była prawda. Cokolwiek by się działo, kochał Liama od dwudziestu lat, nieprzerwanie, każdego dnia.
***
Harry czytał listy od czytelników, leżąc w łóżku z głową na ramieniu Louisa, który oglądał jakiś program kulinarny. Był znudzony, więc zaczął się wiercić, szturchając szatyna i chcąc, by ten zwrócił na niego uwagę.
– Louuu – wyjęczał mu do ucha, a ten zerknął na niego pytająco. – Po co oglądasz ten nudny program? I tak jesteś lepszy niż ten cały, jak mu tam... Jamie Oliver.
– Nie jestem skarbie – zaśmiał się Tomlinson i wrócił do wpatrywania się w ekran.
– Jesteś, jesteś, wydałeś już dwie książki i gotujesz takie pyszności, nie musisz tego oglądać – powiedział Harry, cmokając mężczyznę w policzek.
– Zawsze można się czegoś nauczyć – zaśmiał się, gdy poczuł, jak loczek wtula się w niego mocno.
– Ty nie musisz się już uczyć.
– Za to ty byś mógł – zauważył rozbawiony, a Harry odsunął się od niego z zadowoloną miną.
– Ja nie muszę, bo mam ciebie. Zapomniałeś? – pocałował go krótko w usta i odsunął się z uśmiechem.
– Taa, ale miło byłoby dla odmiany zjeść coś zrobionego przez ciebie. Pooglądaj ze mną, a nie czytasz jakieś tam listy o... – zerknął na ekran laptopa. – O matko Hazz, przestać czytać te głupie listy, proszę cię – zamknął laptop chłopaka i odłożył go na bok, przyciągając Stylesa do swojego ciała.
– To moja praca – wymruczał młodszy z uśmiechem.
– Wiem kochanie, a teraz cisza, muszę się dowiedzieć, co on dodaje do tego sosu – brunet przewrócił oczami, ale zamilkł posłusznie i wpatrywał się w skupioną twarz ukochanego mężczyzny.
– Louu ciekawe co Twoja mama ugotuje dobrego na święta – zaczął zastanawiać się na głos i poczuł, jak ciało szatyna napina się, a ten patrzy na niego zaskoczony. – Co się stało? – zapytał, nie mając pojęcia, o co chodzi.
– Dlaczego zastanawiasz się, co ugotuje moja mama? – zadał to pytanie ostrożnie, ale wiedział już, w czym rzecz.
– Zawsze przygotowuje takie pyszności, już nie mogę się doczekać i...
– Harry rozmawialiśmy już o tym prawda? W tym roku mieliśmy iść na święta do Twojej rodziny, a nie do mojej – powiedział spokojnym głosem, ale wewnątrz cały się gotował z ukrywanych emocji.
– Louis – wyjęczał Harry i przysunął się, chcąc ukryć twarz w swetrze starszego, ale ten odsunął się szybko.
– Nie Harry, ustaliliśmy to i powiedziałeś, że w tym roku w końcu poznam Twoją rodzinę. Obiecałeś mi to.
– Louis zrozum moją sytuację, jest mi ciężko, oni nie są tacy jak Twoja rodzina. Co jeżeli nas znienawidzą? Nie chcę ich stracić – tłumaczył się młodszy, ale wzrok szatyna był zimny i pozbawiony jakichkolwiek ciepłych uczuć.
– Wiesz co Harry? Mam tego dość! Jesteśmy razem od czterech lat rozumiesz?! Od czterech pieprzonych lat. Znasz moją rodzinę, wszyscy cię uwielbiają, ale ja nie mogę nawet odwiedzić Cię w pracy, ponieważ nikt z Twoich znajomych nie wie o moim istnieniu.
– Louis – loczek wyciągnął dłoń w stronę starszego, ale ten odepchnął jego rękę i wstał szybko z łóżka.
– Nie Harry, zamknij się, mam tego dosyć.
– Niczego nie rozumiesz, moja mama nie toleruję homoseksualistów, znienawidzą nas, to będą najgorsze święta – lamentował z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
– I co? Chcesz całe życie się ukrywać? Jak sobie to wyobrażasz? Harry zacznij zachowywać się jak dorosły, proszę Cię.
– Lou... ja nie mogę, przepraszam, ale naprawdę nie mogę.
– Świetnie, gdy mi się oświadczyłeś, zgodziłem się, pod warunkiem, że w końcu przedstawisz mnie swojej rodzinie – powiedział opanowanym głosem szatyn. – Posłuchaj mnie teraz uważnie Harry, spędzimy te święta z Twoją rodziną i przestaniemy w końcu żyć w kłamstwie, albo to koniec – powiedział i w pośpiechu zaczął ubierać na siebie kurtkę.
– G–gdzie idziesz? – zapytał zielonooki z przerażeniem w głosie.
– Wychodzę, nie mam ochoty tu siedzieć i zastanawiać się, czy mój narzeczony się mnie wstydzi, czy może jest jeszcze takim niedojrzałym dzieciakiem, że nie potrafi wyznać swoim najbliższym podstawowej prawdy o sobie.
– L–Louis proszę Cię, nie idź, nie możesz mnie zostawić – to nie mogło się tak skończyć, nie mógł na to pozwolić.
– Decyzja należy do Ciebie Harry. Ja wiem, kim jestem i z kim chcę spędzić resztę swojego życia, pytanie tylko, czy ty to wiesz.
***
Gemma zauważyła ze zdziwieniem, że jeżeli spędzasz święta w pojedynkę, totalnie nie potrafisz gotować, masz gdzieś przystrajanie domu świątecznymi ozdobami, a za oknem nie ma śniegu, który trzeba byłoby odgarnąć, w zasadzie nie masz co robić. Leżała znudzona na swoim dużym łóżku i wpatrywała się w okno, które ozdobiła święcącymi lampkami. Przeraził ją fakt, że nie ma co ze sobą zrobić. Tak długo czekała na jakiś wolny dzień, a teraz perspektywa całego wolnego tygodnia nie napawała jej entuzjazmem. Ustaliła już, że nie jedzie do domu, ale gdy tak leżała od kilku minut i zastanawiała się nad swoim życiem, stwierdziła, że po prostu umrze tutaj z nudów i w dodatku nikt jej nie znajdzie. Zakryła twarz poduszką i jęknęła głośno, użalając się nad sobą i swoim losem.
Kiedyś naprawdę lubiła święta, gdy była dzieckiem, a później starszą dziewczyną uwielbiała spędzać ten czas w domu z całą rodziną. Miała to szczęście i posiadała cudowną rodzinkę. Jasne, kłócili się od czasu do czasu, spierali ze sobą i dyskutowali, ale po wszystkim potrafili usiąść i rozmawiać przez wiele godzin. Chciała pojechać do domu, ale pamiętała poprzednie lata i te wszystkie zakochane małżeństwa kręcące się w pobliżu ze swoimi dziećmi. Umiała przyznać się sama przed sobą, że zazdrościła im wszystkim tego, co posiadali. Chciała udawać, że jest niezależną młodą kobietą, która cieszy się z tego, że jest sama, ale nie potrafiła. Nie lubiła być sama, dlatego spędzała tyle czasu w pracy, gdzie z każdej strony otaczali ją znajomi ludzie. Jej brat nie narzekał na swój los, w każde święta, rok w rok, opowiadał o swojej nowej dziewczynie lub nie pojawiał się wcale, ponieważ spędzał je w domu swojej partnerki. Wkurzało ją to, miała dość wysłuchiwania o podbojach młodszego brata, zresztą mama też traciła cierpliwość, cała rodzina chciała poznać w końcu wybrankę serca młodego Stylesa, a nie tylko wysłuchiwać pieśni pochwalnych na cześć tajemniczej nieznajomej.
Jej przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka, blondynka zaskoczona zbiegła na dół po schodach i otworzyła drzwi, za którymi stała jej sąsiadka.
– Dobry wieczór – przywitała się kobieta, posyłając jej miły uśmiech.
– Dobry wieczór. Stało się coś? Jeżeli był jakiś hałas, to na pewno nie ja, zapewniam Cię – mówiła szybko, ale przerwał jej śmiech brunetki.
– Nie, nie, nic się nie stało, chciałam tylko o coś zapytać, a w zasadzie prosić o przysługę.
– Och...
– Tak, wiem, że dzień przed wigilią będziesz miała pewnie jakieś swoje sprawy, ale może mogłabyś zając się naszym synkiem? Musimy jechać załatwić pewną sprawę poza miastem. Wiesz, jak to jest, człowiek nigdy nie ma na nic czasu, a akurat mąż ma kilka dni wolnego, więc będziemy Ci tak bardzo wdzięczni, jeżeli się zgodzisz. Prosimy – mówiła błagalnym głosem i wpatrywała się z nadzieją w Gemmę, która cieszyła się na samą myśl spędzenia z dzieckiem całego dnia.
– Jasne, nie ma problemu – odparła radośnie, a twarz sąsiadki rozjaśniła się.
– Naprawdę? Ratujesz nam życie Gemma, nie wiem, kogo mielibyśmy poprosić. To nie będzie problem, jeżeli odbierzemy go z samego rana w wigilię? Może zdążymy wcześniej, ale jeżeli nie to...
– Nie ma sprawy, serio i tak jestem cały dzień w domu, więc śmiało jedźcie, załatwcie to, co musicie i niczym się nie martwcie – powiedziała pogodnie i posłała kobiecie lekki uśmiech.
– Jesteś cudowna, dziękujemy Ci tak bardzo, odwdzięczymy się. Dobranoc Gemma, miłego wieczoru – stała i patrzyła na oddalającą się do swojego domu sąsiadkę, po czym zamknęła drzwi na klucz i usiadła na kanapie z zadowoloną miną. Nareszcie miała jakiś plan na chociażby jeden dzień i to napawało ją ogromną radością, jednak nie trwała ona długo, ponieważ rozdzwonił się jej telefon.
– Tak? – odebrała i po drugiej stronie usłyszała głos swojej mamy.
– Cześć kochanie, kiedy miałaś zamiar do mnie zadzwonić? Czekam i czekam na twój telefon.
– Hej mamo, właśnie miałam do Ciebie zadzwonić, ale mnie uprzedziłaś – chciała wymigać się kłamstwem, ale rodzicielka jak zwykle ją przejrzała.
– Tak, oczywiście, że tak. To kiedy przyjeżdżasz do domu? – padło pytanie zadawane co roku i tym razem Gemma nie miała zamiaru dać się wrobić swojej mamie, ponieważ nie była już dzieckiem i mogła sama decydować, co chce robić.
– Mamo w tym roku nie przyjeżdżam – powiedziała szybko, a po drugiej stronie zapanowała cisza. – Mamo jesteś tam?
– Co masz na myśli, mówiąc, że nie przyjeżdżasz?
– Proszę Cię, nie bądź zła, po prostu nie będzie mnie na wigilię, zrozum to.
– Musisz przyjechać, Harry też powiedział, że mu nie pasuje i nawet nie chciał powiedzieć dlaczego. Liam zbył mnie przy ostatniej rozmowie i nie wiem, czy się pojawią. Co to za święta? Wszyscy mieszkamy w Nottingham i nie spotkamy się razem w ten jeden dzień? – mówiła przejęta, a postanowienie Gemmy słabło coraz mocniej. – Ciągle tylko pracujesz, nie widziałam cię od tak dawna. Kochanie musisz być w domu.
– Mamo nie wymuszaj na mnie zmiany decyzji – poprosiła cichym głosem, ale wiedziała, że przegrała tę walkę. Właśnie tak było za każdym razem.
– Masz się pojawić w domu na święta. Harry niech sobie robi, co chce. Jeżeli chce spędzić ten dzień z dziewczyną, to nie mogę mu zabronić, może w końcu będzie jakiś ślub w naszej rodzinie, ale ty jesteś sama, więc nie masz wytłumaczenia.
– Mamo...
– Do zobaczenia w Wigilię – połączenie zostało przerwane i Gemma z niezadowoloną miną odrzuciła telefon na stolik. Jak zwykle Harry wymigał się od spotkania rodzinnego, ale ona musiała się pojawić. Była traktowana jak nastolatka i to wkurzało ją coraz bardziej, ale wiedziała, że dopóki nie będzie miała męża i dzieci, jej rodzina nigdy nie zacznie traktować jej poważnie i chyba właśnie to irytowało ją najmocniej.
Jeden dzień do świąt
Niall zapiął kurtkę, spojrzał na syna siedzącego w salonie i bawiącego się zabawkami. Jak złym ojcem był, zostawiając sześcioletniego chłopca samego w domu? Niestety dzień przed wigilią wszyscy mieli swoje sprawy na głowie. Mary, dziewczyna która zawsze zostawała z Rickiem, gdy tylko musiał iść do pracy, wróciła do domu na święta, więc tak naprawdę nie miał osoby, do której mógłby się zwrócić z prośbą. Nigdy nie myślał, że zostanie samotnym ojcem, ale widocznie nasze życie jest pełne niespodzianek, z którymi musimy się później zmagać każdego dnia. Patrzył na chłopca o jasnych włosach i brązowych oczach tak niepodobnych do jego i po raz kolejny myśl, którą odsuwał od siebie od sześciu lat, pojawiła się w jego głowie. Niepotrzebnie o tym myślał, to niczego nie zmieni.
– Hej maluchu, muszę już iść – podszedł do syna i pochylił się, całując go krótko w czoło. – Będę dzwonił co godzinę, a pani Roberts będzie do ciebie zaglądała od czasu do czasu dobrze?
– Jasne tato, przecież nie jestem już dzieckiem, dam sobie radę – chłopiec posłał mu lekki uśmiech i odepchnął dużą męską dłoń, gdy Niall chciał poczochrać mu włosy.
– Bądź grzeczny i nie rozrabiaj. Jeżeli coś się będzie działo, to dzwoń, jestem pod telefonem tak?
– Mhm, wiem, wiem, a teraz idź już ratować ludzi – powiedział z psotnym uśmiechem i Niall naprawdę coraz bardziej obawiał się zostawić chłopca samego.
– Szpital jest dwie ulice stąd, więc zachowuj się, nie zapraszaj znajomych i nie rób hucznej imprezy, bo Twój staruszek jest blisko – zaśmiał się Horan, a maluch przewrócił oczami na jego słowa.
– Jasne tato, żadnych imprez, alkoholu, narkotyków i dziewczyn przed dwudziestą – powiedział poważnie chłopiec, a Niall uniósł brwi zaskoczony.
– Skąd ty...
– Telewizja tato, a teraz idź, bo się spóźnisz – Rick wstał i popchnął Nialla w stronę drzwi. – Miłego dnia – pokiwał mu ręką na pożegnanie i zamknął drzwi przed nosem. Zdecydowanie nie miał kontroli nad swoim dzieckiem.
***
Był w pracy już od kilku godzin i cieszył się, ponieważ panował spokój, nie miał zbyt dużo do zrobienia oprócz zaglądania do swoich pacjentów. Zauważył na drugim końcu korytarza Eleanor, która zmierzała w jego stronę żwawym krokiem. Obrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej zniknąć jej z oczu, ale oczywiście miał pecha.
– Doktorze Horan, niech Pan chwileczkę poczeka – usłyszał jej głos, więc zatrzymał się w miejscu i obrócił powoli. – Dobrze, że doktora spotkałam, bo mam świeżą nowinę do przekazania przed moim wyjazdem.
– Tak?
– Sprawy się trochę pokomplikowały i musisz wziąć dyżur od godziny dwunastej – powiedziała lekko i minęła go, idąc dalej.
– Słucham? – stał w miejscu i wpatrywał się w jej plecy, podczas gdy ona odchodziła, ignorując go. – Coś ty powiedziała? Jak to mam wziąć dyżur? Miałem mieć wolne, wiem to od tygodnia. Nie możesz powiedzieć mi teraz, że mam przyjść na dyżur i to w dodatku taki, który będzie trwał dwanaście godzin, przez całą wigilię. Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczał, patrząc na jej twarz, która nie wyrażała żadnych emocji.
– Proszę się uspokoić doktorze, pacjenci nie powinni widzieć pana w takim stanie prawda?
– Mam to gdzieś, rozumiesz? Mam sześcioletniego syna, muszę spędzić z nim święta, obiecałem mu to.
– Przykro mi, ale musisz zmienić plany – odparła i przewróciła oczami, widząc, jak się do niej zbliża.
– To ty możesz zmienić plany. Od tylu lat nie mogę być z nim w wigilię, bo zawsze ustawiasz mi dyżur dokładnie w ten dzień. Co jest z Tobą nie tak?! – chwycił ją za ramię, ale odepchnęła go szybko i odsunęła się na krok. – Proszę Cię, daj mi wolne w ten jeden, jedyny dzień – powiedział błagalnie i spojrzał prosto w jej oczy, ale kobieta była nieugięta.
– Będziesz miał wolny pierwszy dzień świąt, ale wigilię spędzisz tutaj Niall – obróciła się na pięcie i lekkim krokiem poszła w stronę swojego gabinetu.
– A co mam powiedzieć dziecku?! Z kim mam go zostawić w wigilię?! – krzyknął za nią i zauważył, że zatrzymała się przed drzwiami i spojrzała na niego krótko.
– Nie mam pojęcia Niall. Może jakaś Twoja adoratorka się nim zajmie? Masz ich przecież tyle – wzruszyła ramionami i zniknęła w gabinecie, nie czekając na jego odpowiedź.
Stał jak zamurowany i patrzył przed siebie, starając się nie wybuchnąć. Jak zawsze musiała mu to zrobić, a wszystkiemu winne było to, że raz nie chciał się z nią umówić. Miał dosyć wszystkich głupich bab chodzących po tym cholernym świecie. Co miał teraz zrobić? Jego cała rodzina była w Irlandii, a znajomi mieli swoje sprawy. Jak miał zostawić swojego synka na święta samego w domu?
– Cholera, cholera, cholera! – krzyknął i kopnął z całej siły stojące nieopodal krzesło. – Może jakaś twoja adoratorka się nim zajmie, masz ich przecież tyle – mówił sam do siebie, przedrzeźniając ordynator. – Och no jasne, zostanę w pracy, a ty sobie leć na pieprzone wakacje i niszcz mi życie coraz mocniej – chodził nerwowo po korytarzu w tą i z powrotem, mrucząc coś do siebie. – Tak, ja jestem tutaj królową, a ty rób, co ci każe nędzny doktorku. Ty głupia, samolubna, wredna, zimna...
– Panie doktorze, pacjent czeka i... i chyba nie chcę pan tego dokończyć – powiedziała cicho pielęgniarka i skinęła głową w stronę, gdzie stała Eleanor i śmiała się głośno z jednym z lekarzy.
– Dziękuję Meg. Gdzie jest pacjent?
– W zabiegowym, to złamanie, chłopiec już na pana czeka.
Jeszcze raz obrzucił wzrokiem postać Eleanor i ruszył do pomieszczenia, chcąc zrobić cokolwiek, byle by nie myśleć o twarzy swojego syna, gdy będzie mówił mu, że nie spędzą razem wigilii. Pierwsze co zauważył wchodząc do zabiegowego, to chodząca w kółko kobieta, mówiąca sama do siebie.
– To totalna katastrofa. Dostałaś jeden raz dziecko pod opiekę, jeden raz i co? No oczywiście od razu wylądowałaś z nim w szpitalu. Świetnie Gemma, po prostu świetnie i dziwisz się, że dzieci Cię nie lubią. No ciekawe dlaczego? One po prostu mają instynkt samozachowawczy. Totalna ofiara to cała ja. Po co się na to zgodziłam? Tak, jasne wielki entuzjazm, chodźmy na łyżwy, pobawimy się, jest zima. I po co mi to było? Jezuuu – usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. – Tylko spokojnie, tylko spokojnie... – zamilkła dosłownie na sekundę. – Jak mam być spokojna? Kiedy jego rodzice się dowiedzą, zabiją mnie, totalnie mnie zabiją, a to są moi sąsiedzi. Będę musiała się wyprowadzić, szukać nowego mieszkania, pewnie zwolnią mnie też z pracy i będę musiała wrócić do domu, a Harry weźmie ślub i będę jego druhną. O Boże, dlaczego moje życie jest taką katastrofą? – jęknęła i ponownie wstała, a jej oczy spotkały wzrok Nialla i usiadła gwałtownie przerażona.
– Może gdyby pani mniej dramatyzowała, życie było by przyjemniejsze – powiedział cicho i przysunął sobie krzesło obok łóżka, na którym leżał chłopiec, sprawiający wrażenie zadowolonego z tego, co się teraz działo. – Cześć, jestem Niall, a ty?
– Max – odparł z uśmiechem, tak jakby jego ręka nie była wcale złamana.
– Świetnie, co ty na to kolego, żebyśmy założyli Ci gips?
– Super, zawsze chciałem mieć coś złamane, wszyscy w klasie mieli już gips, tylko nie ja – odparł entuzjastycznie, a Horan uśmiechnął się pod nosem, bo jego syn zachowywałby się pewnie tak samo.
– Boże, nic mu nie będzie prawda? Powiedz, że nic mu nie będzie. To znaczy niech pan doktor powie, że nic mu nie będzie. A co jeżeli kość nie zrośnie się dobrze? Wtedy trzeba będzie ją łamać jeszcze raz? To jest zabieg chirurgiczny tak? Na pełnym znieczuleniu? Pod narkozą? Będzie go bolało po wszystkim i będą potrzebne leki przeciwko bólowe? Po co poszłam z nim na te łyżwy? Mogliśmy pooglądać bajki, ale tyle mówią o tym, że ruch jest zdrowy. Bo jest prawda? – spojrzała na Nialla, który siedział zszokowany, przysłuchując się jej paplaninie. Nie myślał, że ktoś może tyle gadać, a w zasadzie pleść bez sensu. Zamrugał zaskoczony, gdy dziewczyna zamilkła, czekając na jego odpowiedź, a dzieciak śmiał się cicho.
– Dobrze się pani czuje? – zapytał, widząc, jak jest zdenerwowana.
– Co? Ja? A widzi pan, żebym źle się czuła? No przecież nie ja tu jestem pacjentem? W ogóle kim pan jest co? Nie wyglądasz na lekarza – nagle przeszła na ty i zaatakowała go pytaniami.
– Wydajesz się straszną histeryczką, moim zdaniem oczywiście, ale nie jestem psychologiem – stwierdził obojętnie i zajął się swoją pracą. Na ten dzień miał dość dziwnych kobiet.
– Słucham? Nie potrzebuję psychologa, może trochę panikuję, ale to tylko dlatego, że jestem przerażona, też byś był, gdyby nie Twoje dziecko połamało się pod Twoją opieką – odparła z wyrzutem w głosie i Niall w sumie musiał się z nią zgodzić, ale i tak kobieta była ogromną panikarą i za dużo mówiła.
– Dobra, może poczekasz na zewnątrz co? Jeszcze nam zemdlejesz, a my poradzimy sobie tutaj sami bez problemu – zaproponował, a brunetka przyjęła to z ulgą.
– To dobry pomysł... chyba, poczekam na zewnątrz – wyjąkała i wyszła z sali, a Niall odetchnął z ulgą.
– Dobra, teraz załatwmy to jak mężczyźni – uśmiechnął się do chłopca, który niecierpliwie czekał na gips, myśląc o tym, że ta dziewczyna, która przed chwilką wyszła, jest chyba trochę psychiczna.
***
– Jesteście już gotowi? – zapytał Zayn, patrząc na swoje dzieci, szykujące się do wyjścia na ostatnie przedświąteczne zakupy. Tym razem miał im towarzyszyć Liam, więc Tiffany skakała podekscytowana obok szatyna, który pomagał jej otulić szyję ciepłym szalem.
– Tak, możemy już iść – opowiedział Tobias, czekający przy drzwiach i obserwujący siostrę, która bawiła się z tatą.
– Świetnie, to wychodzimy – zarządził brunet, gdy nagle usłyszał, że rozdzwonił się telefon Liama. Ten oczywiście po chwili odebrał połączenie. Obserwował jego spokojną twarz, na której pojawił się delikatny uśmiech, który zawsze skierowany był tylko w jedną stronę. Wiedział, co się zaraz stanie i miał już dość. Mógł cierpieć, ale tutaj chodziło o dzieci, patrzył od kilku godzin na cieszącą się ze wspólnego wyjścia córkę, która tak bardzo tęskniła za szatynem, nie mógł pozwolić na to, by ten krzywdził także ich.
– Idziemy tatusiu? – zapytała dziewczynka, która stała obok niego i trzymała go za dłoń.
– Za chwilkę Tiff, idź do Tobiasa i poczekajcie na zewnątrz, samochód jest już otwarty – powiedział i popchnął ją lekko, tak by ruszyła w stronę Tobiasa, który obdarzył Zayna długim, czujnym spojrzeniem, po czym chwycił siostrę za rękę i wyciągnął ją na zewnątrz. Liam skończył już rozmawiać i chował teraz telefon do kieszeni ciasnych spodni. Zayn stanął na przeciwko niego i oparł się o ścianę, przypatrując mu się uważnie, aż ten nie podniósł wzroku i nie spojrzał na niego.
– Przykro mi, ale nie mogę z wami iść, w pracy jest jakieś zamieszanie i chcą, żebym przyjechał – wyjaśnił szybko szatyn, a Zayn patrzył na niego bez słowa. – Poradzicie sobie sami prawda? – zapytał i odwrócił wzrok, szukając kluczy.
– Tak jak zawsze prawda? – zapytał ze spokojem, siląc się na obojętność.
– Słucham? – zdezorientowany mężczyzna ponownie spojrzał na swojego męża.
– Zawsze radzimy sobie sami, to trwa już od dawna Liam.
– Co masz na myśli?
– Daj spokój, przestań kłamać i jedź do niej – odepchnął się od ściany i ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymała go dłoń szatyna, zaciskająca się na jego ręce.
– O czym ty mówisz?
– Wiem o wszystkim Liam, nie udawaj. Jedyne co mnie ciekawi, to jak długo to trwa, chociaż wiesz co? Nie, jednak nie chcę tego wiedzieć.
– To nie tak Zayn – zaprzeczył szybko. – Ja... to nie tak.
– Zajmij się swoimi sprawami, a ja zajmę się swoimi. Dzieci czekają, więc mnie puść – spojrzał w oczy męża, które teraz nie były już tak pewne siebie, wprost przeciwnie był w nich lęk i niepewność.
– Zayn porozmawiajmy, proszę Cię.
– Nie mamy o czym, a teraz odpuść już sobie.
– Nie chcę sobie odpuszczać... ja pojadę z wami – powiedział pewnie szatyn i poszedł za Zaynem, który wyrwał swoją rękę z jego uścisku.
– Rób, co chcesz, nie obchodzi mnie to – wyszedł z domu i nie patrząc na Liama, wsiadł do samochodu. – Co tam? Gotowi na zakupy? – uśmiechnął się do nich radośnie, starając się zapomnieć o wymianie zdań z przed chwili.
Cokolwiek by się nie działo, dzieci były najważniejsze, dla nich mógł znieść naprawdę dużo, nawet spojrzenia i obecność Liama.
***
Harry krążył nerwowo po pokoju, trzymając w dłoni telefon i patrząc na niego z lękiem. Musiał to zrobić, obiecał Louisowi, przyrzekł mu, że w tym roku cała rodzina pozna prawdę i nareszcie przestaną się ukrywać, ale nie potrafił przestać czuć się tak przerażonym. Zerknął na szatyna, który siedział spokojnie i przyglądał mu się z lekkim uśmiechem na twarzy. Odetchnął głośno i wybrał numer, czekając na połączenie.
– Harry stało się coś? – głos jego mamy rozległ się niespodziewanie i loczek podskoczył, prawie upuszczając telefon, na co Lou parsknął śmiechem.
– N–nie. Dlaczego sądzisz, że musiało się coś stać? – zapytał, chcąc jak najbardziej opóźnić główny temat rozmowy.
– Cóż, ty i Gemma nie dzwonicie do mnie zbyt często, więc pomyślałam, że pewnie coś się stało.
– Fakt, może masz rację.
– No to co się stało Harry? Nie dzwonisz chyba, żeby sobie poplotkować? – zaśmiała się, ale zamilkła, gdy syn do niej nie dołączył.
– Mamo chciałem porozmawiać o świętach... to znaczy... to znaczy o kolacji świątecznej – plątał się, chcąc być już po tej niezręcznej rozmowie, krępował się jeszcze bardziej przez Louisa, który wpatrywał się w niego czujnie.
– Och Harry, czyżbyś jednak przyjechał? Tak bardzo się cieszę, nareszcie rodzina w komplecie.
– To Gemms też będzie? – wtrącił zaskoczony loczek.
– Tak, troszkę marudziła, ale przekonałam ją – odparła dumnie kobieta. – Harry powiedz mi, czyżbyśmy mieli okazję poznać Twoją wybrankę?
– T–tak.
– Aaaaa tak bardzo się cieszę synku. Mam się jakoś przygotować? Jest wegetarianką albo weganką, czy może jest na coś uczulona?
– P–przyjadę z moją narzeczoną – wydusił z siebie i gdy zrozumiał, co właśnie powiedział, podniósł wzrok na Louisa, który zamarł, po czy podniósł się gwałtownie i ruszył w stronę drzwi. Rozłączył się i odrzucił na bok telefon, idąc szybko za narzeczonym – Lou przepraszam, Boże przepraszam Cię tak bardzo, spanikowałem. Ja... ja nie wiem dlaczego tak bardzo się boję, przepraszam – mówił i z przerażeniem patrzył na mężczyznę, który starał się zsunąć obrączkę z palca. Chwycił jego dłoń, nie mogąc pozwolić na to, by Louis zerwał zaręczyny. – Błagam Cię Lou, daj mi szanse.
– Mam tego dosyć, daj mi nareszcie spokój Harry. Chciałbym móc założyć w końcu rodzinę, mieć swój dom, męża i dziecko, ale nie zrobię tego z facetem, który tak bardzo boi się swojej mamy. Przykro mi, że nie jestem Twoją narzeczoną.
– Przestań, słyszysz? Przestań Louis, zadzwonię do mamy i wszystko wyjaśnię dobrze? – patrzył na szatyna, który walczył sam ze sobą i tak bardzo bał się dać mu jeszcze jedną szansę.
– Dzwoń teraz – zażądał, a zielonooki aż otworzył usta w zdumieniu.
– T–teraz? Mam zadzwonić teraz? Nie później?
– Tak, masz zadzwonić w tym momencie, albo puść mnie i pozwól mi odejść.
– Już dzwonię – wycofał się do sypialni i wrócił z telefonem w dłoni. Czekał chwilę, aż jego mama odbierze.
– Harry? Chyba coś nam przerwało prawda? Czy dobrze zrozumiałam, że przyjeżdżasz z narzeczoną?
– Nie przyjeżdżam z narzeczoną, tylko z dziewczyną – wyjaśnił i chciał się zabić, bo znowu zniszczył wszystko, a zraniony wzrok Lou był najgorszą rzeczą, jaką mógł zobaczyć, łzy zakuły go w oczy i przygryzł wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Nie wiedział, co ma teraz zrobić, jak wyplątać się z tej sytuacji. Patrzył na szatyna, który zaczął się pakować w ich wspólnej sypialni, a w słuchawce mama trajkotała, jak bardzo jest szczęśliwa. Nie mógł pozwolić mu odejść, nie mógł zrezygnować tak łatwo. Usłyszał cichy płacz i jego serce pękło, ponieważ sprawił, że Lou rozpadł się na kawałki przed nim. – Przepraszam mamo, ale muszę powiedzieć ci coś ważnego – zaczął nagle i wiedział, że to ten moment.
– Tak?
– Nie przyjadę z dziewczyną, będę z przyjacielem dobrze?
– Z przyjacielem? – wyobrażał sobie, jak jego mama marszczy czoło i zastanawia się, o co mu tak właściwie chodzi.
– Tak, z najważniejszą osobą w moim życiu. Mamo dowiesz się wszystkiego w czasie świąt zgoda?
– Dobrze Harry, do zobaczenia – powiedziała spokojnym głosem i rozłączyła się szybko.
Wiedział, że właśnie stracił swoją mamę i prawdopodobnie całą rodzinę, ale musiał to zrobić, tu chodziło o Louisa. Wiedział, że to straszne, jednak przeżyłby bez swoich najbliższych, ale nie wyobrażał sobie życia bez Lou. Podszedł do szatyna i położył się na łóżku, obracając się do niego plecami, chcąc ukryć swoje łzy, które powoli spływały mu po policzkach, znikając za kołnierzem błękitnej koszuli. Poczuł, jak materac ugina się i po chwili był w swoim ukochanym miejscu, w ramionach Louisa. Zaszlochał cicho, gdy poczuł delikatne pocałunki na swoim karku.
– P–przepraszam, że nie powiedziałem jej całej prawdy, nie chciałem mówić tego przez telefon, to... to moja m–mama, ona powinna dowiedzieć się tego w inny sposób.
– Tak bardzo Cię kocham – wyszeptał szatyn i obrócił chłopaka w swoją stronę, by spojrzeć na jego twarz, teraz czerwoną i mokrą od płaczu.
– Naprawdę? – zapytał cicho Harry, zerkając z niedowierzaniem na narzeczonego.
– Oczywiście, że tak Hazz.
– Teraz będziesz jedyną osobą, która będzie mnie kochała – ponownie zaczął płakać, wtulając twarz w szyję starszego.
– Nie mów tak, Twoja rodzina nadal będzie Cię kochała, nic się nie zmieni, obiecuję.
– Nie rozumiesz Lou, oni nie są tacy jak twoja mama, nie będą chcieli mnie znać. Po prostu pojedziemy tam, pokażemy się i wyjdziemy, nie chcę, żeby było Ci przykro.
– Będzie dobrze, uwierz mi. Będzie dobrze, ale cokolwiek by się nie stało, mamy siebie tak?
– Mhm – mruknął loczek i odsunął się szybko, siadając i biorąc do ręki telefon.
– Co robisz Harry?
– Dzwonię do... O hej Gemms, będziesz w domu na święta prawda? Nic mnie to nie obchodzi, masz się pojawić. Co mnie obchodzi jakiś tam twój dramat? Nie wiesz nawet, co ja przechodzę, więc zamknij się i posłuchaj mnie uważnie. Jutro masz być w domu. Jak to prawie zabiłaś dziecko? Zwariowałaś? Jezu, jesteś pochrzaniona, ale mam to gdzieś, zobaczymy się jutro – rozłączył się i odłożył telefon na stolik nocny. – Nie zgadniesz, moja siostra prawie zabiła dziecko i teraz siedzi w szpitalu i histeryzuje, a to niby ja dramatyzuję – zaśmiał się głośno, a Lou popatrzył na niego zdziwiony.
– Jeżeli zabiła dziecko, to chyba ma prawo być zdenerwowana – zauważył cicho.
– Prawie, prawie zabiła dziecko – wyjaśnił Harry i położył się ponownie obok mężczyzny, będąc wyraźnie spokojniejszym.
– Nie stresujesz się już? – zapytał szatyn, przeczesując palcami włosy chłopaka.
– Nie, a wiesz dlaczego? Bo ja jestem tylko gejem, a moja siostra prawie zbrodniarzem – powiedział, a Lou wybuchnął śmiechem i przytulił go mocno do swojego ciała.
***
Niall oczywiście zapeszył i jak na złość teraz nie mógł opuścić pokoju zabiegowego, ponieważ chyba wszyscy rodzice wybrali się z dziećmi na łyżwy i ofiarami tej zachcianki musiał zajmować się właśnie on. Gdy nareszcie w szpitalu zapanowała cisza i mógł odetchnąć, wyszedł na korytarz i zamarł.
***
Gemma siedziała w poczekalni i nerwowo wystukiwała butem nieznany rytm. Prawie zabiła dziecko i ta myśl cały czas zaprzątała jej głowę. Dobrze, może to było tylko złamanie, ale jednak. Naraziła życie małego Maxa i już wyobrażała sobie, co się stanie, gdy rodzice chłopca pojawią się w szpitalu.
– Dzień dobry – jej rozmyślanie przerwał dziecięcy głos. Podniosła głowę i zobaczyła, że obok niej siedzi jakiś chłopiec i przygląda się jej zaciekawiony.
– Cześć – odpowiedziała i chciała usiąść gdzieś indziej, bo naprawdę mali chłopcy chyba ją przerażali. Dobra, duzi też, ale to już zupełnie inna kwestia.
– Dlaczego siedzisz tutaj sama i mówisz do siebie? – zapytał, tak jakby znali się od dawna.
– Prawie zabiłam dziś dziecko – wyjaśniła poważnym głosem.
– Och, ale przeżył? – zmartwienie było wymalowane na jego twarzy.
– Tak, w sumie to ma tylko złamaną rękę i chyba jego życie nie było zagrożone, ale...
– Czyli to wcale nie taka straszna sprawa. Jestem Rick, a ty? – wyciągnął w jej stronę małą dłoń, którą uścisnęła krótko.
– Gemma. A co ty tutaj robisz? Gdzie Twoi rodzice? – rozejrzała się, ale nie dostrzegła żadnych dorosłych osób czekających na chłopca.
– Przyszedłem do taty, on tutaj pracuje – wyjaśnił i usiadł wygodniej, machając nogami w powietrzu. – Może będzie miał niedługo przerwę, chociaż pewnie nie, bo jego szefowa chyba za bardzo go nie lubi, tak przynajmniej mówi tata, gdy rozmawia przez telefon z wujkiem i myśli, że nie słyszę.
– Och...
– Tak, więc posiedzę sobie z Tobą Gemma i poczekam na tatę dobrze?
– Jasne.
– Jak spędzasz święta? – zapytał chłopiec i zaczął rozpinać swój plecak, który chwilę wcześniej położył na krześle obok.
– Chyba pojadę do domu. Wiesz, będzie cała rodzina, więc chyba też powinnam przyjechać.
– Och to super, na pewno musisz jechać. Ja spędzę święta z tatą i też będzie fajnie, chociaż tęsknię za babcią, dziadkiem, wujkiem i kuzynami, ale z tatą jest najlepiej wiesz? Ubraliśmy już choinkę i przystroiliśmy cały dom ozdobami świątecznymi... – przerwał na chwilę i przysunął w stronę Gemmy jakieś opakowanie. – Chcesz się poczęstować? Tata zawsze mówi, że ciasteczka są najlepsze na wszystko, a to są pierniczki, które robiliśmy razem. No spróbuj – zachęcił ją z uśmiechem. – Tata naprawdę jest najlepszy w kuchni. Wiesz, lubi czytać te wszystkie książki kucharskie, gdy ma czas, ale nie ma go za dużo. Wiesz jak jest, ciągle tylko praca i jestem jeszcze ja. Tata ma dużo na głowie – mówił i patrzył na nią, gdy próbowała pierniczka. – I co? Smakuje? Na pewno tak, tata jest najlepszy.
– Pyszne naprawdę – powiedziała i przysłuchiwała się dalej słowom chłopca.
– Możemy dać Ci przepis, też je sobie upieczesz i weźmiesz do domu na święta – zaproponował wspaniałomyślnie, a Gemma posłała mu szeroki uśmiech, ponieważ ten chłopiec był uroczy.
– Dziękuję.
– Nie ma za co Gemma, weź sobie jeszcze, my mamy ich dużo w domu, a jest nas tylko dwóch, nie zjemy wszystkich sami – podsunął jej wypieki i sam zajadał się nimi ze smakiem.
– A twoja mama?
– Jestem tylko ja i tata, mama zmarła dawno temu.
– Przykro mi – powiedziała szybko i jęknęła w myślach, ponieważ nie potrafiła przeprowadzić nawet normalnej, miłej rozmowy, od razu musiała palnąć coś takiego.
– Spokojnie, ja i tata radzimy sobie świetnie, świetna z nas drużyna. O zobacz, właśnie tutaj idzie – wskazał głową w prawą stronę, Gemma spojrzała tam i ujrzała doktora, który zajmował się Maxem, zmierzającego w ich stronę ze srogą miną.
– Co ty tutaj robisz młody człowieku? – zapytał ostro Niall, patrząc na swojego syna, siedzącego jak gdyby nigdy nic z obcą kobietą.
– Spokojnie, on tylko stara się wzmocnić swój autorytet taty – powiedział chłopiec do Gemmy, a ta zachichotała, ale zamilkła, gdy dostrzegła wzrok lekarza. – Cześć tato – przywitał się Rick i zsunął z krzesła, podchodząc do szatyna i przytulając się do jego nóg. – Nudziło mi się w domu i postanowiłem Cię odwiedzić, nie bądź zły.
– Nie możesz przychodzić tutaj sam. Mały, a jeżeli coś by się stało?
– Tato zwariowałeś? Przecież nie przyszedłem tutaj sam, poprosiłem panią Roberts, żeby mnie przyprowadziła, głuptas z ciebie – zaśmiał się chłopiec i odsunął od ojca.
– Ja ci zaraz dam głuptas.
– Dobra tato, my tutaj gadu gadu, a pani Roberts powiedziała, że odbierze mnie, gdy będzie wracała z zakupów, więc chyba muszę już iść. Gemma która jest godzina? – zapytał, patrząc na dziewczynę.
– Przed siedemnastą.
– Muszę iść, do zobaczenia później tato. Weź resztę pierniczków Gemma, przydadzą Ci się, jeżeli chcesz tutaj dłużej posiedzieć. Zrób jej herbatę tato – powiedział karcąco i pokręcił głową niezadowolony. – Do zobaczenia Gemms – powiedział i wymaszerował ze szpitala z uśmiechem na ustach.
– Masz uroczego syna – stwierdziła Gemma, zerkając na Nialla, który patrzył się na drzwi, za którymi zniknął jego syn.
– Taa uroczy despota – dodał, ale uśmiechnął się lekko do dziewczyny. – Chodź na tę herbatę – obrócił się i ruszył do swojego gabinetu, nie patrząc na to, czy dziewczyna idzie za nim.
***
– Żartujesz, naprawdę zrobił coś takiego? – wybuchła głośnym śmiechem, słuchając kolejnej historii o wyczynach Ricka. Siedziała w gabinecie doktora Horana od kilku godzin. Czasami była sama, gdy mężczyzna wychodził zajmować się pacjentami, a czasami z szatynem, gdy miał wolną chwilę.
– Tak, on ma tak szalone pomysły, nie mam pojęcia, po kim to ma, przecież ja nigdy... – urwał nagle i zamilkł, a na jego twarzy pojawił się jakiś grymas, który Niall starał się szybko ukryć. Pomyślała, że nie będzie zadawać głupich pytań, widocznie śmierć żony nadal była świeżym i trudnym tematem.
– Boże, rodzice Maxa przyjadą jutro z samego rana. Mam nadzieję, że nie zginę z ich rąk w wigilię. To było by straszne, nie sądzisz? – jak zwykle, gdy nie wiedziała, co powiedzieć, zaczynała trajkotać bez większego sensu.
– Nie przesadzaj co? Przecież to tylko złamana ręka, każde dziecko prędzej czy później to spotka, więc nie ma nad czym lamentować – starał się ją pocieszyć, ale jej mina nie była zbyt radosna. – No weź, rozchmurz się, mały czuje się dobrze i wszystko jest w porządku. Do wesela się zagoi – wzdrygnęła się na samą myśl o ślubie i jutrzejszej wigilii.
– Nawet tak nie żartuj, mój brat ma przyprowadzić jutro do domu swoją wielką miłość, więc z tym weselem to całkiem prawdopodobne.
– Nie znacie jej jeszcze, a już ma być wesele? – zdziwił się takim obrotem sprawy. – Ile on ma lat? Piętnaście? – zażartował.
– Nie, dwadzieścia osiem, ale jakbyś zgadł, mentalność nastolatka. Dzwonił dziś do mnie i strasznie panikował, tak jakby miał powód. Przecież to ja prawie zabiłam dziecko no nie? – mówiła przejętym głosem, a Niall nie mógł przestać się śmiać, słuchając jej monologu.
– Gemma powiem Ci coś, jesteś jeszcze gorsza niż mój syn, a uwierz mi, on uwielbia prowadzić dyskusje z samym sobą.
– Heej, to niemiłe, przecież ja rozmawiam z Tobą, a nie z samą sobą – pochyliła się i szturchnęła go w ramię, a w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się na oścież i stanęła w nich Eleanor.
– Niall, dlaczego jeszcze nie wyszedłeś ze szpitala, twoja zmiana dawno się... – przerwała w pół zdania, gdy jej wzrok padł na Gemmę pochyloną w stronę szatyna. – Och widzę czym tak pilnie się zajmowałeś w ciągu ostatnich godzin, chyba nie będziesz miał w takim razie problemu z opieką jutrzejszego dnia – zadrwiła zimnym głosem i wyszła, trzaskając drzwiami.
– Fakt zasiedziałem się i ty chyba też powinnaś wracać już do domu – wstał i odwiesił kitel na wieszak.
– Tak, jest już późno, przyjdę tutaj jutro z samego rana – wyszli razem ramię w ramię i zatrzymali się przed budynkiem szpitala.
– Z chęcią bym Cię odprowadził, ale... – zaczął nieśmiało Niall, ale brunetka nie pozwoliła mu dokończyć.
– Żartujesz? Idź do syna, nie przejmuj się mną. Jutro się nie zobaczymy, bo Rick mówił, że masz wolne, więc życzę wam wesołych świąt. Teraz zmykaj do domu i przypilnuj swoje dziecko, ja bałabym się zostawić go samego w domu, znając jego możliwości.
– Tak, masz rację, to idę, wesołych świąt – obrócił się na pięcie i skierował w stronę domu, myśląc o tym, że będzie musiał powiedzieć swojemu dziecku, że po raz kolejny spędzą święta oddzielnie. Eleanor była zdecydowanie jak Cruella. Zayn miał rację.
Wigilia
Zbliżali się powoli do domu Anne, gdzie mieli spędzić Wigilię tak jak każdego roku, jednak tym razem w samochodzie nie było słychać radosnego śmiechu dzieci, wywołanego zabawnym śpiewem ich rodziców. Zayn siedział cicho i wpatrywał się w okno, obserwując mijane widoki, a Liam starał się w jakikolwiek sposób zacząć rozmowę, licząc na to, że nagle brunet zacznie zachowywać się tak jak dawniej. Dzieci obserwowały rodziców, zastanawiając się, co stało się tym razem, ponieważ tak jak dostrzegł w ciągu ostatnich dni Tobias, w ich domu działo się coś złego i nie wiedział skąd, ale był pewien, że to wszystko wina taty Liama.
Zaparkowali i gdy tylko szatyn zgasił silnik, Zayn otworzył szybko drzwi i wysiadł z samochodu. Poczekał na dzieci i razem z nimi skierował się w stronę domu, śmiejąc się głośno z czegoś, co mówiła Tiffany. Liam stał i przypatrywał się im uważnie, czuł się wykluczony, zrobił coś, co zniszczyło więź, jaką miał z mężem i dziećmi. Nawet nie miał pojęcia, co teraz zrobić, czuł, że jego małżeństwo zbliża się do końca, a jedynym winnym był on. Myśl o tym, że za chwilę może nie mieć męża i dzieci u swojego boku, przerażała go i niszczyła. Zauważył, że jego rodzina zniknęła już za drzwiami domu i głośno wzdychając, ruszył w tamtą stronę.
– Część Liam – Anne podeszła do niego i uściskała go mocno. – Twoi rodzice niedługo przyjadą, a Ruth i Nicole już są. Tak dawno Cię nie widziałam, musisz odpuścić trochę i pozwolić sobie na odpoczynek. Gdy Zayn przyjeżdżał z dziećmi, zawsze mówił, że jesteś w pracy. Tak nie można kochany, każdy musi od czasu do czasu wyluzować – mówiła, a Liam patrzył na nią zaskoczony. Nie miał pojęcia, że Zayn odwiedzał rodzinę bez niego.
– Tak, przepraszam ciociu, masz rację – powiedział, uśmiechając się lekko.
Słyszał śmiech Tiffany, która już zaczęła bawić się ze swoimi kuzynkami, biegając po domu z piskiem. Wszedł do pokoju, szukając wzrokiem Tobiasa, gdy odnalazł chłopca stojącego obok Zayna, który rozmawiał o czymś z Robinem. Liam zaczął się zastanawiać, w którym momencie stał się tak ślepy i nie dostrzegł tego, że jego bliscy oddalają się od niego na odległość, której nie potrafił teraz zmniejszyć. Podszedł do nich i wtrącił się do rozmowy, ale zauważył, jak Zayn zamilkł i odsunął się od niego o krok. Jednak nic nie zabolało tak mocno, jak ten moment, gdy Tobias również odszedł od niego, stając bliżej bruneta. Czuł na sobie wzrok Anne, która obserwowała całą scenę i czekał tylko na moment, gdy wszyscy dowiedzą się prawdy, którą starał się ukryć od kilku miesięcy. Był dupkiem, który zdradzał swojego męża, przedkładał nic nieznaczącą kobietę nad swoje dzieci. Kiedyś był dla nich kimś ważnym, ale teraz zrozumiał, że potrafili poradzić sobie bez niego i uzmysłowienie sobie tego bolało.
– Liam powiedz Zaynowi, żeby pomógł Robinowi z rozpaleniem w kominku, mój mąż chyba nigdy nie podoła temu zadaniu – zaśmiała się Anne, mijając szatyna stojącego w przedpokoju. – I nie stój tak, zajmij się czymś skarbie, niedługo wszyscy się pojawią i zaczniemy kolację.
– To może ja pomogę Robinowi? – zaproponował, ale jego pomysł został odrzucony.
– Nie, chcę z Tobą o czymś porozmawiać, więc poproś o to Zayna i chodź do kuchni.
– Jasne ciociu – z markotną miną poszedł do pokoju i zastał tam bruneta bawiącego się z dziećmi Ruth. Zatrzymał się szybko i wstrzymał oddech, widok męża opiekującego się dziećmi zawsze wywoływał w nim szybsze bicie serca i to nie zmieniło się mimo osiemnastu lat małżeństwa. Odchrząknął cicho i podszedł do nich, kucając obok bruneta. – Anne prosiła, żebyś pomógł Robinowi. Wiesz, jaki ma problem z rozpaleniem w kominku – wyjaśnił i podniósł rękę, by dotknąć twarzy mężczyzny. Pogłaskał go po policzku, ale Zayn odsunął się szybko, unikając jego wzroku.
– Nie rób tego – powiedział cicho, niemal szeptem i gdyby Liam nie wpatrywał się w jego usta, zapewne nie zrozumiałby ani słowa.
– Czego? – zapytał szybko, ciesząc się, że Zayn w końcu się do niego odezwał.
– Nie udawaj, że Ci zależy, już nie musisz – wyjaśnił i chciał wyjść z pokoju, gdy zatrzymała go dłoń Liama, kiedy szatyn splótł ich palce razem. – Zostaw Liam.
– Nie udaję, nigdy nie udawałem, zawsze mi na Tobie zależało.
– Tak, szczególnie wtedy, gdy z nią spałeś prawda? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pokoju.
– Przepraszam – wyszeptał, ale nie usłyszał go Zayn, ale Anne, która stała z założonymi rękoma i przypatrywała mu się ze srogą miną.
– Mam nadzieję, że wyciągam tylko błędne wnioski z waszej rozmowy – kobieta nawet nie udawała, że słyszała ich wymianę zdań. – I nie zrobiłeś tego, o czym myślę.
– Ciociu...
– Przestań mi tu słodzić Liam i powiedz, że tylko źle zrozumiałam i wcale nie zdradziłeś Zayna z jakąś kobietą.
– To nie tak, ja... ja.... naprawdę nie chciałem tego zrobić – usiadł na sofie i ukrył twarz w dłoniach. – Nie mów mamie dobrze? – poprosił i spojrzał na Anne, która usiadła na przeciwko niego.
– Ty jej powiesz, jeżeli będziesz chciał. To nie jest moja sprawa, ale nie wierzę Liam. Jak mogłeś zrobić to Zaynowi? Jak mogłeś zrobić to swojej rodzinie? Co cię napadło?
– Nie wiem naprawdę, jestem taki głupi, on mi nie wybaczy, dzieci już mnie nie cierpią i....
– Och zamknij się, przestań się nad sobą użalać i pomyśl, jak to wszystko naprawić, jeżeli w ogóle chcesz to zrobić – powiedziała ostrym głosem, sprowadzając go brutalnie na ziemię.
– Oczywiście, że chcę, kocham Zayna, nigdy nie przestałem, ale on nie będzie mnie już chciał, znam go. Zayn nie wybacza od tak, zresztą ja sam sobie nie wybaczę, więc jak mógłbym oczekiwać, że on to zrobi.
– Posłuchaj mnie uważnie Liam. Spieprzyłeś tak bardzo, jak tylko mogłeś. Nie wiem, kim była ta kobieta i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć, ale fakt jest taki, że nic nie przemawia na Twoją korzyść. Nie przyznałeś się Zaynowi do zdrady, on po prostu to odkrył i nawet nie chcę myśleć, jak się teraz czuje. Dzieci kochają Cię, ale domyślam się, że ostatnio nie spędzałeś zbyt dużo czasu w domu, więc Tobias po prostu wie, że nie może na Ciebie liczyć, a Zayn robi dla nich wszystko i to ile daje im miłości... on kocha ich również za Ciebie, bo ty o tym zapomniałeś. Gdybym była na jego miejscu, uwierz mi Liam, nie byłabym taka jak twój mąż. On tłumaczy Cię przed nimi, broni i usprawiedliwia, musisz dać im coś od siebie. Tiff, jest jeszcze mała, bądź przy niej, a zacznie kochać Cię tak mocno, jak dawniej, a Zayn... daj mu po prostu czas, ale nie rezygnuj z niego – doradziła mu ciepłym głosem i poklepała pocieszająco po kolanie. – Jesteś taki głupi Liam, zawsze byłeś, ale teraz zdecydowanie to się uwidoczniło – zaśmiała się, obserwując jego zawstydzoną twarz. – Teraz zmienimy temat, chciałam Cię o coś zapytać. Wiesz może, co dzieje się z moim synem?
– Co ma ciocia na myśli? – szatyn zmarszczył czoło, zaskoczony pytaniem kobiety.
– To właśnie ja się pytam Liam, pracujesz z moim synem, więc może wiesz coś, czego nie wiem ja i przestań go kryć, jeżeli coś wiesz. Dziś i tak wszystko z niego wyciągnę – obserwowała go i wyczekiwała niecierpliwie na jego słowa.
– Nie mam pojęcia co u Harry'ego, byłem dość... zajęty w ostatnim czasie i nie rozmawiałem z nim za dużo – wyjaśnił, czując się idiotycznie – Będzie tu dzisiaj? – zapytał zaskoczony, ponieważ loczek unikał spotkań rodzinnych jak ognia.
– Taaa będzie chociaż jedno moje dziecko, ponieważ Gemma zadzwoniła wczoraj mówiąc coś, że prawie zabiła dziecko i powiedziała, że się nie pojawi.
– Prawie zabiła dziecko?
– Nieważne – kobieta machnęła lekceważąco ręką.
– Ale dalej nie rozumiem, o co chodzi z Harrym.
– O nic takiego, ale zastanawiam się, z kim przyjedzie, ponieważ usłyszałam przez telefon kilka scenariuszy.
– Och.... Cieszę się, że nie tylko ja jestem popieprzony – stwierdził z ulgą Liam, ale Anne szybko wyprowadziła go z błędu.
– Przykro mi kochaneczku, ale ze wszystkich osób należących do naszej rodziny, ty jednak jesteś... jak to powiedziałeś... najbardziej popieprzony – zaśmiała się i wyszła z pokoju, zostawiając go samego.
***
Gemma wbiegła po schodkach i weszła szybko do szpitala, chcąc mieć już z głowy spotkanie z sąsiadami. Miała nadzieję, że zdąży przyjść, zanim się pojawią, ale niestety pech chciał, że się spóźniła. W szpitalnej sali stał już ubrany i gotowy do wyjścia Max, a jego mama pomagała ubrać mu czapkę. Dziewczyna zebrała się na odwagę i powoli weszła do pokoju.
– Dzień dobry – przywitała się cicho, bojąc się ich reakcji.
– O cześć Gemma – kobieta uśmiechnęła się do niej radośnie. – Nie musiałaś przychodzić, poradzimy sobie.
– Boże, tak bardzo was przepraszam. Nie chciałam, żeby coś mu się stało, myślałam, że to będzie po prostu dobra zabawa, ale jak zwykle się pomyliłam. Ja naprawdę go pilnowałam, ale to wydarzyło się tak szybko – mówiła przejętym głosem, tłumacząc się przed sąsiadami, którzy nie wydawali się źli.
– Nic się nie stało, nie musisz się obwiniać, byliście na lodowisku, takie rzeczy się zdarzają – mężczyzna posłał jej lekki uśmiech i poklepał ją po ramieniu. – To jest taki mały rozrabiaka, więc szczerze mówiąc, nawet nie jesteśmy zaskoczeni, że w końcu wylądował w szpitalu.
Patrzyła na nich zaskoczona, ale uśmiech powoli pojawiał się na jej wystraszonej twarzy.
– No już Gemma, rozchmurz się, a ty Max pożegnaj się, musimy już jechać – zarządziła mama chłopca.
– Pa Gemma – powiedział chłopiec z cwanym uśmiechem, gdy mijał blondynkę.
– Wesołych Świąt – dodała jeszcze sąsiadka i wyszła z sali, a dziewczyna ruszyła powoli za nią.
Zatrzymała się na korytarzu, gdy dostrzegła małego chłopca siedzącego dokładnie w tym samym miejscu, w którym spotkała go ostatnio. Z szerokim uśmiechem podążyła w tamtą stronę.
– Cześć – przywitała się i usiadła obok niego.
– O hej Gemma. Co tutaj robisz?
– Przyszłam odwiedzić tego chłopca, o którym Ci wczoraj opowiadałam – wyjaśniła lekko, ale zmarszczyła brwi, widząc, że Rick nie jest dziś zbyt szczęśliwy. – A ty dlaczego tutaj jesteś? Chyba powinieneś być w domu z tatą i szykować wigilię prawda?
– Spędzamy wigilię tutaj, tata musi zostać w pracy i nie chce, żebym siedział sam w domu. Wiesz, dzisiaj nikt nie chce opiekować się obcym dzieckiem, wszyscy spędzają czas z rodziną – powiedział poważnym głosem i starał się przywołać na twarz uśmiech.
– Och, przykro mi – westchnęła i naprawdę czuła się przygnębiona, bo przecież Niall mówił, że spędzi ten czas z synem, a teraz maluch będzie musiał siedzieć na izbie przyjęć w szpitalu, zamiast w swoim domu przy choince. Ona zawsze miała cudowne święta w domu, tradycyjne, pełne radości i miłości. Mimo wszystko uwielbiała ten czas, gdy siedzieli razem przy stole, objadając się i głośno rozmawiając, śmiejąc się z głupot wygadywanych przez Harry'ego, gdy ten raczył się pojawić. A teraz sama dobrowolnie odrzucała możliwość spotkania z rodziną, gdy ten maluch oddałby pewnie wszystko, byleby tylko być ze swoim tatą.
– Spokojnie, będzie fajnie, posiedzę tu, a później pospaceruję po szpitalu. Może tata będzie miał wolną chwilę i będziemy trochę razem. A ty Gemma co będziesz dziś robiła? Jedziesz do domu na święta?
– Ja sama nie wiem, chciałam zostać w domu, ale teraz...
– Dlaczego nie chcesz jechać do domu? – sześciolatek zmarszczył czoło, nie rozumiejąc, jak można samemu decydować się na samotne święta. – Wiesz, ja z tatą mieliśmy taką normalną wigilię jak w filmach tylko dwa razy, gdy byliśmy w Irlandii u babci i dziadka. Było super, ale później tata zawsze był już w pracy, a ja siedziałem tutaj albo w domu.
Gemma słuchała słów chłopca, a w jej głowie panował istny chaos, analizowała całą sytuację, wszystkie za i przeciw. Pamiętała, jak skończyła się jej ostatnia opieka nad dzieckiem, ale nie mogła pozwolić, by Rick spędził tak swoje święta.
– Posłuchaj, mam pewien pomysł, ale muszę porozmawiać z Twoim tatą, dobrze? – popatrzyła na chłopca, który pokiwał szybko głową, a w jego oczach błysnął cień nadziei.
– Tam jest tata – wskazał dłonią salę, z której właśnie wyszedł Niall. – Tato! – krzyknął, przywołując szatyna w ich stronę.
– A co wy tutaj robicie? – zapytał z uśmiechem, podnosząc syna i siadając na jego miejscu.
– Tato, a ja? – mruknął urażony sześciolatek i przewrócił oczami niezadowolony, gdy blondyn poklepał swoje kolana w zachęcającym geście. – Dobra, ten jeden raz, ale jestem już naprawdę duży – powiedział i usadowił się na kolanach taty. – Gemma chciała z Tobą porozmawiać – zaczął już pogodniejszym głosem, a Niall spojrzał zaskoczony na dziewczynę siedzącą na krześle obok.
– Tak? – zapytał, nie mając pojęcia, o co może chodzić. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał po raz kolejny tłumaczyć jej, że złamanie ręki nie wiąże się z określeniem – prawie zabicie dziecka.
– No tak – zaczęła, czując się dziwnie onieśmielona błękitnymi tęczówkami skupionymi tylko na niej. – Rozmawiałam z Rickiem i powiedział mi, że spędzi tutaj święta, więc tak sobie pomyślałam, że mogłabym się nim zająć przez te kilka godzin, gdy ty będziesz w pracy.
– Co? Nie, nie zgadzam się – powiedział szybko Horan, kręcąc przecząco głową.
– Ale tato, dlaczego nie? Przecież Gemma jest fajna, sam tak mówiłeś wczoraj i...
– Rick – zaczął ostrzegawczo Niall. – Powiedziałem nie, po pierwsze nie mogę pozwolić ci iść gdzieś z obcą osobą, a po drugie Gemma ma swoje plany i mimo że jest tak miła i proponuje nam pomoc, to muszę odmówić. Dziękuję – zwrócił się w stronę brunetki. – Poradzimy sobie tutaj sami.
– To nie jest problem Niall, pozwól sobie pomóc. Wiem, że jestem obcą osobą i nie znasz mnie, ale są święta i naprawdę nie musisz udawać, że poradzisz sobie ze wszystkim sam – patrzyła na twarz mężczyzny, który wpatrywał się w nią bez słowa. Czuła, że w jego głowie toczy się bitwa.
– Nie mogę – wyszeptał i skupił swój wzrok na chłopcu.
– Niall – wyciągnęła dłoń w jego stronę, kładąc ją na ramieniu lekarza. – Mogę się nim zająć, to będzie dla mnie przyjemność.
– Ale pewnie jedziesz do rodziny, więc...
– Wezmę go ze sobą, moja mama się ucieszy, a mały na pewno z chęcią spędzi czas u mnie w domu z całą rodziną – powiedziała szybko, widząc zawahanie na twarzy mężczyzny.
– Chciałbyś spędzić święta z Gemmą? – popatrzył na chłopca, który uśmiechał się szeroko, a jego buzia rozświetliła się radośnie.
– Tak, tak, tak tato – szczebiotał entuzjastycznie, zeskakując z kolan Nialla i podbiegając do dziewczyny.
– Cóż w takim razie zgoda, możesz spędzić święta z Gemmą, ale będą dzwonił co godzinę i pytał, czy jesteś grzeczny dobrze?
– Dobrze tato, będę bardzo grzeczny, obiecuję – sześciolatek przytulił się mocno do Nialla. – Nie jesteś zły prawda? – zapytał, odsuwając się powoli.
– Dlaczego miałbym być zły?
– Bo zostajesz tutaj sam, a ja chcę iść z Gemmą i możesz pomyśleć, że Cię nie kocham, ale to nieprawda tato, kocham Cię najmocniej na świecie.
– Bardziej niż czekoladę? – zaśmiał się Niall, a chłopiec popatrzył na niego oburzony.
– No nie przesadzajmy tato, czekolada jest jedyna i najlepsza.
– Tak myślałem. Widzisz Gemma? Mój syn woli czekoladę niż mnie – popatrzył na brunetkę, która przyglądała się im z uśmiechem. – Dobra to jeżeli jesteście pewni tego, co wymyśliliście, to zbierajcie się już. Gemma wpisz swój numer telefonu i uprzedzam, naprawdę będę wydzwaniał co godzinę. Podaj mi swój adres, kończę zmianę o dwudziestej czwartej, skoczę tylko się przebrać do domu i zaraz przyjadę po Ricka. Wezmę go, żebyś mogła spędzić święta tylko z rodziną.
– Jejku wyluzuj Niall, to niby ja histeryzuje, ale ty też masz coś z panikary. Wszystko będzie dobrze, nie musisz się spieszyć, w końcu nie pójdziemy z Rickiem na lodowisko – szturchnęła go rozbawiona w ramię. – To my idziemy – chwyciła chłopca za rękę. – Do zobaczenia za kilka godzin.
– Bądź grzeczny i nie zamęcz Gemmy swoim gadulstwem, nie przyznawaj się do tego, że jesteśmy kosmitami i zachowuj pozory normalności przed Ziemianami.
– Ha ha ha zabawne tato – odkrzyknął chłopiec, ale nie odwrócił się, lecz szedł dalej, podskakując radośnie i zagadując kobietę.
Niall przypatrywał się im i zastanawiał, co go podkusiło, żeby pozwolić obcej kobiecie zająć się swoim dzieckiem. Musiał być chwilowo niepoczytalny czy coś. Miał tylko nadzieję, że mały będzie zachowywał się dobrze i nie przyniesie mu wstydu, a Gemma nie okaże się jakąś porywaczką dzieci. Chociaż na wspomnienie przerażonej twarzy dziewczyny, gdy przywiozła chłopca ze złamaną ręką, musiał stwierdzić, że brunetka zdecydowanie nie potrafiłaby porwać czegokolwiek, a już na pewno nie dziecka.
***
– O Boże, o Boże, o Boże – Harry zwinął się na swoim miejscu w samochodzie i gwałtownie łapał powietrze. Zbliżali się do domu jego mamy i właśnie zaczął się jego mały atak paniki, z którym nie potrafił sobie poradzić. – To będzie katastrofa, oni spojrzą na nas, jak na coś obrzydliwego i ... i mama nie będzie chciała nawet na mnie patrzeć... O mój Boże, chyba zwymiotuję.
Louis zatrzymał samochód, zgasił silnik i obrócił się w stronę loczka, który faktycznie zbladł na twarzy. Wyciągnął dłoń i pogłaskał go po policzku, uśmiechając się do niego czule.
– Hazz, musisz się uspokoić. Wiesz o tym prawda? – mówił spokojnym głosem, nie stresował się tak naprawdę. Chciał, żeby rodzina loczka go polubiła i zaakceptowała ich związek, ale już dawno zrozumiał, że nic na siłę, jeżeli ktoś go nie lubi, trudno, poradzi sobie z tym. Jednak chciał, żeby Harry był szczęśliwy, a z tego co teraz widział, Styles był ogromnie przerażony myślą, że rodzina miałaby go odrzucić. – Będzie dobrze skarbie, wysiądziemy z samochodu, wejdziemy tam i nareszcie zaczniemy żyć, jak wszystkie inne pary. Nie chcesz tego dla nas? – zapytał łagodnie.
– C–chcę, oczywiście że chcę – wyjąkał młodszy, a Lou starał się nie być aż tak rozczulony tym, że jego dwudziestoośmioletni narzeczony wyglądał teraz jak nastolatek, który boi się reakcji rodziców.
– Dobrze skarbie, ja też tego chcę, więc zróbmy to i miejmy już za sobą. Co ty na to?
– Nic nie rozumiesz. Myślisz że będzie tak cudownie, ale mylisz się, oni nie są tacy jak twoi bliscy. Mama powiedziała kiedyś, że homoseksualizm jest zły, usłyszałem to przypadkiem i na pewno dalej tak myśli, więc nawet nie wiesz, co nas czeka.
– Harry z tego co wiem, Twój kuzyn jest gejem i ma męża, więc naprawdę nie rozumiem, jak możesz uważać swoją mamę za homofobiczną osobę.
– To skomplikowane, to jestem ja, a nie Liam, to zupełnie inna sprawa.
– Chodź Harry, czas na nas – otworzył drzwi i zobaczył przerażenie na twarzy loczka.
– A–ale jak to wyjść? – rozejrzał się i dopiero teraz dostrzegł, że są już pod jego rodzinnym domem. – Louis, Louis, Louis...
– Harry, kocham Cię tak mocno, uspokój się i zróbmy to razem dobrze? – pocałował go w policzek i wyszedł na zewnątrz.
– Dobrze – wyszeptał zielonooki i gdy Lou otworzył mu drzwi i podał dłoń, pochwycił ją ufnie i dał się poprowadzić do drzwi domu.
– Dzwonimy, czy możemy wejść sami? – zapytał szatyn, ale widząc, jak wystraszony jest Harry, zapukał dwa razy i otworzył drzwi. Wepchnął loczka do środka, samemu wchodząc za nim spokojnym krokiem. – Odezwij się Hazz.
– C–co?
– Harry musisz się odezwać, ponieważ na razie nikt nie wie, że tutaj jesteśmy – wyjaśnił Lou, ale loczek nie musiał się odzywać, bo jego mama weszła właśnie do przedpokoju.
– Och nareszcie jesteś Harry, tak bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się przyjechać. Tęskniłam za Tobą, wszyscy się ucieszą, gdy cię zobaczą – mówiła radosnym głosem, przytulając do siebie syna, który stał jak kołek i nie mógł się ruszyć. – A kto to jest? – zapytała, gdy jej oczy spoczęły na Louisie, który stał z boku i przypatrywał się im z uśmiechem.
– Och... to... to jest – zaczął nerwowym głosem Harry, szukając wsparcia u narzeczonego, ale ten milczał, ponieważ to był moment, w którym mówić powinien tylko Styles. – To Louis, mój przyjaciel – wydusił z siebie i dostrzegł, jak szatyn robi krok do tyłu, tak jakby ktoś uderzył go mocno.
– Nie wierzę Harry, jak mogłeś – powiedział cicho i wpatrywał się w loczka zranionym wzrokiem, a wszystkiemu przyglądała się zszokowana Anne, która postanowiła interweniować, ponieważ najwidoczniej dziś wszyscy mężczyźni pod tym dachem nie potrafili poradzić sobie z własnymi problemami.
– Harry, czy chcesz mi coś powiedzieć? – zapytała ciepłym głosem i uśmiechnęła się w stronę syna, który cały czasy patrzył na Louisa. – Harry.
– Mama do Ciebie mówi – powiedział smutnym głosem szatyn i odwrócił wzrok od zielonookiego.
– Słucham?
– Pytałam, czy chcesz mi coś powiedzieć, ponieważ widzę, że dzieje się tutaj coś dziwnego – wyjaśniła kobieta. – Kochanie – zwróciła się do Louisa – może wejdziesz do jadalni, a ja porozmawiam ze swoim synem? – zaproponowała miło.
– Nie, dziękuję pani, ale będę chyba się zbierał.
– Co?! – krzyknął młodszy, podchodząc do Tomlinsona. – Jak to zbierał się? Żartujesz sobie ze mnie?! – krzyczał rozdrażniony, a cała rodzina zaalarmowana hałasem zjawiła się i była świadkiem tej sceny.
– Harold! – powiedziała ostro Anne i podeszła do niego szybkim krokiem, obracając go w swoją stronę. – W tym domu nie podnosi się głosu bez powodu, przestań krzyczeć na Louisa, w tej chwili się uspokój i powiedz, jaki masz problem.
– Mamo – popatrzył na nią błagalnie.
– Mów w tej chwili – rozkazała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
– Louis to nie jest mój przyjaciel – powiedział cicho loczek. – To znaczy jest moim przyjacielem, ale nie tylko, on... on jest... – zamilkł, a jego warga zadrżała. Louis pokręcił głową, widząc, jak bardzo załamany jest Harry. Teraz żałował tego, że postawił mu ultimatum, mogli spędzić te święta w spokoju w jego domu i nadal się ukrywać. Nie myśląc, co robi, podszedł do Stylesa i objął go delikatnie, a ten wtulił się w niego ufnie całym ciałem, cicho popłakując.
– Tatusiu, dlaczego wujek Harry płacze? – zapytała Tiffany, patrząc na Zayna, który stał obok Liama i razem ze wszystkimi wpatrywali się w loczka i nieznanego mężczyznę.
– Nie wiem Tiff – pochylił się, chcąc przytulić córkę, ale ta chwyciła jedną rączką jego dłoń, a drugą dłoń Liama i stanęła między nimi z uśmiechem.
– Nie płacz Hazz. Hej skarbie uspokój się, nic się nie stało naprawdę – głaskał go po włosach, chcąc sprawić, by młodszy zrelaksował się chociaż trochę, ale czuł, jak bardzo chłopak jest zestresowany i jak mocno trzymał się jego ciała. – Kochanie, to nic, przyrzekam, między nami jest dobrze – pocałował go w czoło, a Harry zapłakał cicho.
– P–przepraszam Lou, jestem beznadziejny. D–dlaczego ty w ogóle chcesz ze mną być? – mówił młodszy, zapominając o osobach przysłuchujących się tej rozmowie.
– Bo cię kocham idioto, to jeden z powodów – zaśmiał się szatyn i podniósł wzrok, zauważając zszokowane twarze całej rodziny Harry'ego. Odchrząknął cicho i wiedział, że musi im to wyjaśnić. – Hmm... chyba powinienem się przedstawić – obejmował loczka jedną dłonią, a drugą wyciągnął w stronę mamy chłopaka. – Jestem Louis Tomlinson i jestem narzeczonym Harry'ego.
– Och... – Anne zakryła swoje usta dłonią i przyglądała się tej dwójce. – Miło mi Cię poznać Louis – powiedziała, po czym podeszła do nich i objęła ich mocno – ale nie wiem, dlaczego poznajemy się dopiero teraz – odsunęła się od nich, a Lou wyswobodził się z objęć loczka, który bał się popatrzeć na swoją rodzicielkę. – Harry chcesz mi coś powiedzieć?
– Mamo przepraszam, że Ci nie powiedziałem, bałem się, że mnie odrzucisz, nie będziesz chciała mnie dłużej znać.
– Dlaczego do cholery miałabym to zrobić? – zapytała zaszokowana.
– Kiedyś rozmawiałaś z ciocią i powiedziałaś, że homoseksualizm jest zły, ja... ja pomyślałem, że mnie znienawidzisz, dlatego od czterech lat ukrywałem to, że jestem z Lou.
– Słucham?! O czym ty mówisz Harold? Usłyszałeś całą rozmowę, czy kilka słów wyrwanych z kontekstu?
– No... kilka słów, ale...
– Boże Harry – westchnął Lou, a wszyscy obecni wybuchli śmiechem. – Jesteś taki głupi.
– I właśnie z tym się zgadzam w stu procentach – dodała z uśmiechem Anne. – Jeszcze sobie z tobą porozmawiam młody człowieku, nie okłamuje się matki przez tyle lat. A ty mój drogi, powiedz mi, czy to tylko zbieżność nazwisk i podobna twarz, czy jesteś moim ukochanym brytyjskim kucharzem? – zapytała, podchodząc do Lou i chwytając go za dłoń.
– Tak, to chyba ja – stwierdził szatyn z uśmiechem.
– O mój Boże, to cudownie, ale teraz boję się, że moje jedzenie nie będzie Ci smakowało – powiedziała podekscytowana i pociągnęła mężczyznę do jadalni. – Uwielbiam Twoje książki.
– Cieszę się – uśmiechnął się zawstydzony, ale po chwili rozmowy z Anne nie miał pojęcia, jak Harry mógł bać się swojej mamy.
– Cześć – usłyszał dziewczęcy głos po swojej prawej stronie, spojrzał tam i dostrzegł małą dziewczynkę.
– Cześć – przywitał się radośnie.
– Jestem Tiffany, ale możesz mówić do mnie Tiff – przedstawiał się z uroczym uśmiechem.
– Jestem Louis, ale możesz mówić do mnie Lou – mrugnął do niej okiem, a dziewczynka zarumieniła się mocno.
– Cieszę się, że będziesz mężem wujka Harry'ego. Mam nadzieję, że niedługo będę miała nową kuzynkę albo kuzyna, im więcej dzieci, tym lepsza zabawa – stwierdziła poważnym głosem.
– Tak, ja też się cieszę, nawet nie wiesz, jak bardzo.
***
– Hej, jest tu kto?! – krzyknęła Gemma, wchodząc do domu. – Oczywiście, że są. Słyszysz tę głośną dyskusję? – powiedziała do chłopca stojącego obok niej. – Dobra, zrzućmy z siebie te kurtki i chodźmy się przywitać. Co ty na to?
– Dobrze. Gemma myślisz, że mnie polubią? – zapytał nieśmiało i chwycił ją za rękę, gdy szli w stronę jadalni.
– Co to za pytanie? Oczywiście, że Cię polubią, ja na przykład twierdzę, że jesteś świetny – zapewniła go z uśmiechem, a sześciolatek rozpromienił się i pewniejszym krokiem zmierzał do pokoju. – No dlaczego nikt nie przyszedł mnie przywitać? Serio, nie spodziewałam się jakiegoś komitetu powitalnego czy coś, ale zwykłe cześć Gemma w drzwiach, to było by miłe – powiedziała, udając oburzenie, gdy przekroczyli próg i spojrzenia wszystkich skupiły się na nich.
– Och, jednak przyjechałaś Gemma – zauważyła szczęśliwa Anne, podchodząc do córki. – A co do za uroczy dżentelmen u Twojego boku? – zapytała podekscytowana, zerkając na chłopca.
– Poznajcie Ricka, jest synem mojego... hmm znajomego i spędzi z nami święta, jeżeli nie macie nic przeciwko.
– Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko. A gdzie jest jego tata?
– Pracuje.
– Kto pracuje w wigilię? – zapytała zaskoczona.
– On jest lekarzem proszę pani – do rozmowy wtrącił się chłopiec. – Ma dzisiaj dyżur w szpitalu – wyjaśnił dumnym głosem.
– Och w takim razie cieszymy się kochanie, że będziesz dziś z nami, a teraz chodź, na pewno jesteś głodny – chwyciła chłopca za rękę i poprowadziła go w kierunku stołu. Idąc, obróciła głowę w stronę córki i wyszeptała – O mój Boże, lekarz.
– Mamo – jęknęła blondynka.
– Wujek Zayn! – wykrzyknął nagle szczęśliwy Rick i podbiegł do bruneta, by się z nim przywitać. – Cześć, dawno u nas nie byłeś.
– Wy się znacie? – Gemma popatrzyła zaskoczona na Malika i sześciolatka, którzy witali się jak starzy znajomi.
– Tak, znam Nialla i czasami odwiedzam tych dwóch facetów – wyjaśnił brunet, nadal mocno zdziwionej brunetce.
– Jakiego Nialla? – Liam spojrzał na swoje męża, a niezadowolenie było widoczne na jego twarzy. – Kto to jest?
– Nie Twoja sprawa – mruknął Zayn i zignorował natarczywy wzrok męża.
– Chyba jednak moja, ponieważ nie chcę, żeby mój mąż spotykał się z...
– No z kim? – warknął brunet i obrócił się szybko w jego stronę. – Chcesz mi prawić jakieś kazanie Liam?
– Chłopcy, nie przy stole – powiedziała Anne, widząc, że tych dwoje zacznie się zaraz kłócić, a złość powstrzymywana i ukrywana od dawna, znajdzie swoje ujście.
– Hmm nie żebym była zdezorientowana czy coś – zaczęła Gemma, chcąc odwrócić uwagę od kłócącego się małżeństwa. – Ale nie wiem, kim jesteś – zwróciła się do Louisa, który siedział obok Harry'ego, trzymając go za dłoń. – I dlaczego mój brat siedzi rozpromieniony, jakby dostał już jakiś prezent pod choinkę.
– Och przecież cię nie było i ty nic nie wiesz Gemms – zaśmiała się Anne, a córka posłała jej zdezorientowane spojrzenie, bo naprawdę nie wiedziała, co się tutaj dzieje. – Poznaj Louisa, narzeczonego naszego Harry'ego.
– Że co? – parsknęła dziewczyna. – Jesteś gejem Styles?
– A ty to niby co Styles? – zaczął obronnym głosem loczek. – Przychodzisz na wigilię od razu z dzieckiem, a nawet nie poznaliśmy Twojego faceta – odszczekał się szybko i chciał dodać coś jeszcze, ale Lou uderzył go lekko w tył głowy. – Za co to było?
– Zachowuj się.
– No przecież się zachowuję, a to ona jest niemiła, nie słyszałeś tego jej pfff.
– Nie słyszałem żadnego pfff – Lou przewrócił oczami, ale uśmiechnął się do zielonookiego.
– Było wyraźne, jesteś gejem Styles pffff – zaczął ponownie loczek.
– Tak Harry, tak jak twoja mama powiedziała Homoseksualiści są źli, ogarnij się błagam.
– Dobra – prychnął młodszy. – Tak, jestem gejem i co? – spojrzał wojowniczo na siostrę, która tylko wzruszyła ramionami.
– I kompletnie nic, po prostu się zdziwiłam, bo ciągle wspominałeś o swoich dziewczynach, ale się cieszę, wolę kolejnego faceta w rodzinie, niż pustą blondynkę.
– Ty też byłaś kiedyś blondynką – zauważył dumny z siebie Harry.
– Ale nie pustą.
– To już kwestia sporna, przykro mi.
– Spadaj ty pozbawiona mózgu, kłamliwa ofermo, która...
– Mamo – zapiszczał loczek, a wszyscy łącznie z Lou wybuchli głośnym śmiechem.
– Gemma i Harry zacznijcie się zachowywać jak dorośli, błagam was – poprosiła Anne, ale cieszyła się, że nareszcie cała jej rodzina jest razem w święta. – A właśnie Gemms – szepnęła kobieta, kątem oka obserwując Ricka, bawiącego się z Tobiasem i Tiffany. – Powiedz mi, jaki jest ten cały Niall i od jak dawna się spotykacie? Jest rozwodnikiem tak?
– Co? Mamo przestań, nie jestem z Niallem. Znam go od dwóch dni i naprawdę twoje pytania są nie na miejscu – wyszeptała w jej stronę dziewczyna.
– Och pomyślałam, że znalazłaś sobie kogoś i teraz, gdy Harry ma narzeczonego, ty również, to już niedługo będę babcią z prawdziwego zdarzenia.
– Przykro mi, że tak Cię unieszczęśliwiam, ale nie jestem z Niallem i raczej nigdy nie będę, więc daj mi spokój dobrze? – poprosiła, a jej mama oczywiście chciała coś powiedzieć, ale nie pozwolił jej na to telefon Gemmy. – Tak? – odebrała z uśmiechem, a jej mama czujnie ją obserwowała. – Wszystko w porządku. Tak jest grzeczny, zjadł. Tak Niall, nie musisz się martwić, radzimy sobie świetnie, nie przeszkadza. Mówię prawdę, miłej pracy i do zobaczenia – rozłączyła się i zobaczyła, że jej mama przygląda się jej z uśmiechem. – Co?
– Nic, nic – odwróciła się do reszty domowników i gości. – Szykujcie się powoli na pasterkę, musimy wyjść wcześniej, jeżeli wszyscy stwierdziliście, że macie ochotę na spacer.
– Gemma – usłyszała głos chłopca, który podbiegł do niej szybko. – Nigdy nie byłem na pasterce, wiesz?
– Jeżeli nie chcesz iść...
– Chcę! – wykrzyknął szybko Rick. – Bardzo chcę, to jest taka świąteczna tradycja prawda?
– Tak.
– Szkoda, że nie ma tutaj taty, ale to nic. Pójdzie z nami za rok prawda? – spojrzał na nią oczami pełnymi dziecięcej nadziei.
– Pewnie, pójdziemy razem za rok – odparła lekko, a Anne przysłuchiwała się im, pomagając ubrać się Tiffany.
– Jak prawdziwa rodzina?
– Tak, jak rodzina.
***
Szli wolnym krokiem, uważając na oblodzone chodniki i nie odzywając się do siebie ani słowem. Zayn, gdy tylko wyszli z kościoła, chciał podejść do dzieci i być z dala od Liama, ale oczywiście Anne musiała się wtrącić i wszystkie dzieciaki maszerowały roześmiane z Gemmą, która chyba najlepiej czuła się właśnie wśród takich maluchów. Patrzył z uśmiechem, jak Tiff zagaduje Ricka, a chłopiec odpowiada jej z radością. Szedł więc obok swojego męża i starał się ignorować jego obecność, niestety nieskutecznie. Zastanawiał się, dlaczego Liam zachowywał się tak, jakby był zazdrosny, gdy tylko usłyszał o Niallu. To wydawało mu się chore, totalnie nienormalne, przecież to Liam go zdradził, cały czas go zdradzał. Zayn znał tę kobietę, dawną znajomą ze szkoły szatyna, która wdarła się w ich uporządkowane życie i zmieniła wszystko. Czy nienawidził jej? Nie, nie bardzo, więcej żalu miał do swojego męża, w końcu ta kobieta nie miała obrączki na palcu, a Liam tak. Jeżeli kochałby swoją rodzinę, nie zrobiłby czegoś takiego. Widocznie osiemnaście lat z jedną osobą to za dużo.
Czasami był na siebie zły, chciał nienawidzić Liama, wyrzucić go z domu razem z jego rzeczami i dać sobie z nim spokój raz na zawsze, ale nie potrafił. Był do niego przywiązany, powinien przestać czuć do niego to wszystko, ale nadal kochał go tak mocno, jak na początku ich małżeństwa. Jednak gdy myślał o Liamie dotykającym czule kogoś innego, czuł obrzydzenie i wstręt i nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek pozwolił Liamowi na to, by ten go pocałował.
– Niall jest moim kolegą – powiedział cicho, chociaż nie miał pojęcia po co.
– Słucham? – zaskoczony szatyn spojrzał na niego zaintrygowany.
– Powiedziałem, że Niall, ten lekarz, jest moim kolegą.
– Słyszałem, ale dlaczego mi to mówisz?
– Nie mam pojęcia Liam, ale może dlatego, żebyś nie zapomniał, że to nie ja zdradziłem swojego męża, nie ja krzywdziłem dzieci swoim zachowaniem – łzy pojawiły się w oczach bruneta, gdy zatrzymał się i po raz pierwszy tak naprawdę spojrzał na mężczyznę, z którym spędził tyle lat swojego życia.
– Zayn...
– Nie. Liam posłuchaj mnie. Jeżeli chciałeś rozwodu, wystarczyło powiedzieć, znudziłeś się mną, nie kochasz mnie, rozumiem naprawdę, ale nie musiałeś zdradzać – mówił, a łzy spływały po jego policzkach.
– Co? Zayn nie, ja... ja nigdy nie chciałem rozwodu, nigdy nie chciałem zostawić Ciebie i dzieci, teraz też nie chcę – mówił przerażony Liam. Nie wyobrażał sobie swojego życia bez bruneta. Dziś, gdy obserwował go podczas kolacji, nie mógł zrozumieć, jak mógł go zdradzić. Zayn był najpiękniejszą, najbardziej czułą i kochaną osobą, jaką kiedykolwiek znał i życie bez niego... Nawet nie potrafił sobie wyobrazić siebie bez męża u boku.
– To dlaczego nam to zrobiłeś?
– Nie wiem Zi, nie mam pojęcia. Ja chyba straciłem kontrolę nad tym wszystkim, co zaczęło się dziać i... i później gdy to się zaczęło, nie potrafiłem przestać. Przepraszam Cię, przepraszam Cię tak bardzo – szatyn wyciągnął dłoń i położył ją na policzku bruneta, a ten zamiast ją odtrącić, wtulił w nią mocno swoją twarz. – Nie zrezygnuję z naszego małżeństwa, z naszej rodziny.
– Ja też nie – odpowiedział Zayn, a Liam spojrzał na niego zszokowany, ale też szczęśliwy.
– C–czyli dajesz mi szansę? – zauważył, jak mężczyzna kiwa lekko głową, więc przytulił go mocno, a w jego oczy zakuły łzy szczęścia. – O Boże Zi, tak bardzo Cię kocham, dziękuję, dziękuję Ci – szeptał gorączkowo, ale po chwili nie miał już męża w ramionach, a Zayn szedł wolnym krokiem z rękoma w kieszeni, starając się ukryć delikatny uśmiech, który cisnął mu się na usta.
***
Harry szedł i trzymał za dłoń Louisa, który zerkał na niego co chwilkę, ale nie odzywał się ani słowem. Zastanawiał się, jak teraz będzie wyglądało jego życie. Zawsze wyobrażał sobie, że po ujawnieniu będzie sam, rodzina odsunie się od niego, a Lou stwierdzi, że nie chce być z kimś takim, ale mylił się i to bardzo. Jego serce biło tak szybko, gdy podczas kolacji obserwował swojego narzeczonego, rozmawiającego swobodnie o gotowaniu z jego mamą. Robin również nie miał nic przeciwko, Gemma całą drogę do Kościoła przegadała z szatynem, śmiejąc się oczywiście z niego, ale widok siostry rozmawiającej z miłością jego życia, napawał go takim szczęściem. Wszyscy ich zaakceptowali, rodzina pokochała Louisa, Tiffany już rozmawiała z nim o kuzynostwie, jakie mieli jej sprawić i... i to wszystko sprawiło, że kochał Louisa jeszcze mocniej.
– Dlaczego tak zamilkłeś?
– Tak sobie myślę – odparł z uśmiechem Harry.
– O czym? – Louis przyciągnął go bliżej swojego ciała i stając na palcach, cmoknął go w zarumieniony od mrozu policzek.
– O Tobie, o nas, o mojej rodzinie i znowu o Tobie – wyjaśnił i zawstydził się nagle, ponieważ to przez jego głupotę ukrywali się tak długo, a przecież mogli mieć takie święta od dłuższego czasu. Wszyscy mieli rację, był głupkiem.
– Awww i co za mądre przemyślenia pojawiły się w tej Twojej główce? – zadrwił z niego Louis, ale uśmiechnął się do niego czule.
– Takie, że jestem głupi i że mogłem Cię stracić przez to wszystko, co robiłem – wyjaśnił i spuścił głowę, nie chcąc patrzeć teraz na szatyna.
– Hej, ale wszystko skończyło się dobrze tak? No nie smuć się już, kocham Cię, a Twoja rodzina jest cudowna, uwielbiam ich.
– Naprawdę?
– Nie, tylko udaję. Tak naprawdę wcale Cię nie kocham, ale Twoja rodzina jest świetna – powiedział, śmiejąc się w duchu ze swojego narzeczonego, który zachowywał się jak dziecko. – Żartowałem Hazz, oczywiście, że naprawdę. Myślisz, że nosiłbym tę obrączkę na palcu, gdybym udawał?
– No nie wiem, może podoba Ci się ta ozdoba i tyle – loczek wzruszył ramionami, ale jego humor zdecydowanie się poprawił i teraz maszerował radośnie, nucąc pod nosem kolędę.
– Kocham Cię – powiedział nagle Tomlinson.
– Kocham Cię – odpowiedział zielonooki, zaczynając podskakiwać w miejscu.
– Kocham Cię – powtórzył Louis.
– Kochaaaam Cię – zaśpiewał Harry, a wszyscy zaczęli obracać się w ich stronę.
– Cały czas będziesz to powtarzał? – zaśmiał się Lou, myśląc, za jakiego wariata ma zamiar wyjść.
– Kocham cię, kocham cię, kocham – loczek puścił jego dłoń i w podskokach szedł przed siebie z szerokim uśmiechem na ustach.
– Jesteś głupi Harry.
– Kocham Cię.
– Wariat.
– A ja nadal Cię kocham.
– Harry przymknij się serio – krzyknęła Gemma, która szła z przodu i rzucała się śnieżkami z dziećmi.
– Kocha... – zaczął zielonooki, ale przerwały mu usta Louisa, gdy chłopak pocałował go mocno.
– Dzięki Lou, że go uciszyłeś, to stało się cholernie nudne – powiedziała Gemma, ale patrzyła na nich rozpromienionym wzrokiem.
– Kocham Cię – wyszeptał prosto w usta szatyna, gdy przerwali pocałunek, po czym potarł swoim nosem o jego.
– A ja ciebie Harry – odpowiedział cicho szatyn. – Ale przestań być takim durniem – dodał już głośniej i razem z całą rodziną zaczął się głośno śmiać z obrażonej miny loczka.
***
Niall zatrzymał samochód pod domem Gemmy i zdziwiony zauważył, że wszystkie światła w domu są pogaszone. Wzruszył ramionami i wyszedł z auta. Może poszli już spać, w końcu było już po północy, więc to całkiem możliwe. Robiło się naprawdę zimno i temperatura spadała, więc podbiegł szybko i zapukał do drzwi. Czekał, niecierpliwiąc się coraz bardziej, ale nikt chyba nie miał zamiaru otworzyć tych przeklętych drzwi. Zmarznięty wyjął telefon i wybrał numer Gemmy, ale dziewczyna miała wyłączony telefon. Zaczynał się denerwować, wyszedł przed dom i stanął na chodniku, rozglądając się po okolicy. Wydawało się, że w domu jest pusto, panowała tam kompletna cisza. Fakt, na podjeździe stały jakieś samochody, ale nie było widać żywej duszy.
– Cholera Niall, ty idioto, pozwoliłeś iść swojemu dziecku nie wiadomo gdzie, z jakąś obcą kobietą. Nawet jej nie znasz, może to jakaś wariatka, albo morderczyni i teraz Rick nie żyję. O Matko, o matko, nie panikuj Horan, nie panikuj – mówił sam do siebie, ale zaczynał świrować, bo Rick miał tu być, ale go nie było, a Gemma nie odbierała i mogło stać się wszystko, dosłownie wszystko. Jego synek mógł być gdzieś tam zupełnie sam z obcymi ludźmi, mógł się bać, a jego nie było przy nim, bo jest idiotą, a nie odpowiedzialnym ojcem.
Chodził w tą i z powrotem, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Pukał jeszcze do drzwi, ale nikt mu nie otworzył. Zerkał co chwilkę na zegarek i dostrzegł, że jest już przed drugą w nocy, był tu prawie dwie godziny i teraz był przekonany, że stało się coś złego. W dodatku już czuł, że będzie chory. Przemarzł na tym zimnie, a zawsze przeziębienie szybko go łapało. Chciało mu się płakać, ale nie mógł się rozkleić, musiał coś wymyślić, albo zadzwonić na policję i zgłosić zaginięcie. Tyle że jego dziecko wcale nie zaginęło, po prostu sam oddał je pod opiekę jakiejś kobiecie. Nagle do jego uszu, dotarły głośne rozmowy i śmiech, podniósł się szybko i zobaczył dużą grupę osób, a w śród nich swojego syna, który trzymał za dłoń Gemmę i śmiał się razem ze wszystkimi.
– Tato – wykrzyknął chłopiec i wyrwał się w jego stronę.
– Rick– chwycił go w ramiona i przytulił mocno do swojego ciała. – Boże, nic Ci nie jest? – patrzył na niego czujnym wzrokiem, poprawiając czapkę na głowie chłopca.
– Nie tato, jest super– odparł radośnie sześciolatek, a Niall podniósł się, nadal trzymając syna i popatrzył na Gemmę wściekłym wzrokiem.
– Gdzieś ty była?! Dzwoniłem tyle razy, czekam tu od dwóch godzin. Nie miałem pojęcia, co się z wami dzieje! Mówiłaś, że będziesz odbierała ten cholerny telefon, a był wyłączony! – krzyczał na nią, a dziewczyna wpatrywała się w niego wystraszona. – Myślałem, że coś wam się stało, albo że jesteś jakąś wariatką, która zrobiła coś Rickowi! Dlaczego nie odebrałaś, gdy dzwoniłem? – powiedział niemal szeptem i spojrzał na nią, czekając na odpowiedź.
– Zaraz się zacznie – wyszeptał Harry.
– Co takiego? – zapytał Louis, niczego nie rozumiejąc.
– Atak paniki i mały dramat– wyjaśnił Zayn stojący obok.– To u nich rodzinne, przyzwyczaisz się.
Gemma stała i wpatrywała się w mężczyznę, a jej oczy zaszkliły się nagle.
– Przepraszam – powiedziała cicho – ja... ja nie chciałam, żebyś się denerwował. Nie pomyślałam po prostu i poszliśmy na pasterkę, więc wyłączyłam telefon, a później tak dobrze się bawiliśmy, wracając, że zapomniałam. Przepraszam – spuściła wzrok na swoje dłonie, bojąc się spojrzeć na Nialla, który czuł się teraz jak głupek.
Rick wyswobodził się z objęć taty i podszedł do dziewczyny, przytulając się do niej, po czym spojrzał na Nialla oburzonym wzorkiem.
– No tato – powiedział karcąco i wskazał na Gemmę.
– Och tak... przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałem, chyba troszkę spanikowałem i przesadziłem. Wybacz – podrapał się niezręcznie po karku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i dopiero teraz zorientował się że mają widownię. – Hmmm ... Dobry wieczór wszystkim – przywitał się, posyłając nieznanym osobom lekki uśmiech.
– Nie przejmuj się Gemma, tata czasami zachowuję się jak dziecko – powiedział sześciolatek i chwycił brunetkę za rękę. – Chodźmy do domu i napijmy się herbaty – zaproponował i już chciał ruszyć, gdy zatrzymał go głos Nialla.
– O nie, nie, my będziemy się już zbierać. Chodź Rick, czas na nas, wracamy do domu – powiedział szybko Horan, ale syn popatrzył na niego smutno i przytulił się mocniej do dziewczyny. – No chodź, proszę Cię, na pewno jesteś zmęczony.
– Może wejdzie pan na tę herbatę. Wydaje mi się, że troszkę pan zmarzł, więc gorąca herbata chyba się przyda – powiedziała jakaś kobieta, której Niall nie znał, ale Gemma była do niej bardzo podobna.
– Nie, nie chcę robić problemu, jest już tak późno i...
– Stary, właź do tego domu, proszę Cię, bo wszyscy tu zamarzamy – powiedział znajomy głos.
– Zayn?! A co ty tutaj robisz?– Irlandczyk nie spodziewał się, że coś go jeszcze dziś zaskoczy, ale mylił się.
– Spędzam święta z rodziną – wyjaśnił brunet i wskazał na Liama i dzieci stojące obok.
– Och.. och... jesteś rodziną Gemmy? – zapytał zagubiony i patrzył na brunetkę i na przyjaciela.
– To urocze, że poza moją córką nie widzi pan świata, ale oprócz niej do tej rodziny należy jeszcze kilka osób – zaśmiała się Anne i z radością patrzyła, jak twarz mężczyzny staje się jeszcze bardziej czerwona. – A teraz zapraszam do domu, bo faktycznie wszyscy nabawimy się choroby stojąc na mrozie. Jestem Anne – mrugnęła do niego okiem, przechodząc obok, po czym obróciła się do wszystkich i za plecami szatyna bezgłośnie powiedziała i uniosła kciuki do góry – Uroczy i słodki.
– Byliśmy na pasterce tato i było super – trajkotał radośnie Rick. – Za rok pójdziesz z nami prawda? I będziemy jak prawdziwa rodzina.
***
Niall siedział na kanapie obok Zayna i rozmawiał z przyjacielem, ale jego oczy ciągle uciekały w stronę Gemmy, która siedziała na fotelu razem z Rickiem, który przysypiał zmęczony na jej kolanach. Nie powinien tego czuć, ale jego serce zaczynało bić szybciej na ten widok. Ona była zupełnie obca, ale to jak ufny wobec niej był jego syn, jak przytulał się do niej i rozmawiał z nią o wszystkim z taką radością w oczach. Niall nigdy nie szukał sobie żadnej kobiety, cieszył się czasem spędzonym z synem i nie miał czasu na takie głupoty jak randki, ale teraz widział, że jego sześcioletni syn chciałby jakąś kobietę w ich życiu, chociaż nie, nie jakąś, chodziło mu o Gemmę.
– Dobra, chyba muszę położyć dzieci spać– powiedział cicho Zayn i wskazał na Tiffany i Tobiasa, którzy zasnęli na dywanie przed kominkiem.
– Pomogę Ci – Liam podniósł się szybko i razem z dziećmi w ramionach zniknęli na schodach prowadzących na piętro.
Niall czuł się teraz nieswojo. Nie znał tu nikogo poza Gemmą, chociaż z tego co się dowiedział, to Louis też był zupełnie nowy w tej rodzinie i wydawał się świetnym facetem, z którym złapał wspólny język. Tyle że teraz Lou również żegnał się ze wszystkimi i razem ze swoim narzeczonym szli spać. Było już naprawdę późno, zegar wskazywał wpół do czwartej. Zaczął się zastanawiać, jak przetransportować śpiącego syna do samochodu, by jechać do domu.
– Kochanie – podeszła do niego Anne. – Nawet o tym nie myśl, zanieście malucha do sypialni Gemmy i dajcie dziecku się wyspać, a rano zjemy razem świąteczne śniadanie i może zostaniecie na obiad, jeżeli będziesz miał ochotę – poklepała go po ramieniu. – Dobranoc dzieci.
– Nie wiem czy to dobry pomysł– wyszeptał Niall do siedzącej niedaleko dziewczyny, która przewróciła oczami.
– Przepraszam za moją mamę, ona lubi się rządzić, jak zdążyłeś zauważyć, ale może faktycznie nie budźmy go już dziś – zgodził się bez słowa, podszedł do niej i podniósł delikatnie syna.
–To prowadź do swojej sypialni – powiedział i gdy zrozumiał, jak to zabrzmiało, zarumienił się szybko. – To znaczy nie w tym sensie... ja... ja nie myślałem o tym i... – zamilkł, czując się jak nastolatek. – Dobra, wiesz, o co mi chodziło i produkuje się bez sensu prawda?
– Mhm – dziewczyna przygryzła wargę, chcąc powstrzymać śmiech i nie obudzić chłopca. – Chodź, zaprowadzę Cię.
***
Siedzieli w salonie na kanapie, cicho rozmawiając, by nie obudzić reszty domowników, którzy chyba zasnęli. Nie patrzyli na zegar i upływający czas, byli zbyt zajęci sobą.
– Jeszcze raz przepraszam, nie powinienem tak na Ciebie krzyczeć przy wszystkich, ale zestresowałem się, gdy nie było was w domu.
– Nie ma sprawy, też bym spanikowała i pewnie myślała o najgorszych scenariuszach.
– Mały naprawdę Cię lubi – zauważył i spojrzał na dziewczynę, której twarz rozjaśniła się od razu po usłyszeniu tych słów.
– Jest cudowny, ale dzieci szczególnie za mną nie przepadają – przyznała się, wspominając wszystkie sytuację, gdy zajmowała się jakimiś maluchami.
– Trudno w to uwierzyć, widząc, jak się nim zajmowałaś – przyznał szczerze. – Ja... zastanawia mnie jedno. Dlaczego nie zapytałaś o mamę Ricka – zapytał prosto z mostu, ponieważ naprawdę był ciekaw odpowiedzi na to pytanie.
– Och – popatrzyła na niego szybko z jakimś skrywanym żalem. – Rick mówił coś, że jego mama zmarła i nie chciałam być wścibska czy nietaktowna. Zresztą byłeś smutny, gdy wspomniałeś w szpitalu o tym, że nie wiesz, do kogo jest podobny mały, więc nie chciałam rozdrapywać starych ran.
– Nie wiedziałem, że Rick o tym wspominał, to wszystko jest trochę bardziej skomplikowane, niż wie mój syn, zresztą nikt o tym nie wie.
– Nie musisz o tym mówić – powiedziała szybko i posłała mu delikatny uśmiech.
– Ale chcę – nigdy nikomu nie wspominał o tej części swojego życia. Pozwalał myśleć swoim znajomym i rodzinie, że oficjalna wersja była prawdą, ale nie chciał, by Gemma również tak uważała. – Gdy poznałem mamę Ricka, naprawdę się w niej zakochałem, byliśmy przyjaciółmi, oświadczyłem się jej, ale jej rodzice delikatnie mówiąc nie przepadali za mną. Nie przejmowałem się tym, wiesz, młodzieńcza miłość i te sprawy – uśmiechnął się w jej stronę i zauważył, że przysłuchuję się mu w pełnym skupieniu, układając wygodniej głowę na oparciu kanapy. – Tyle, że chyba tylko ja byłem zakochany i dowiedziałem się, że zdradzała mnie od jakiegoś czasu, co nie było zbyt przyjemną wiadomością, ale też nie zszokowało mnie zbytnio po tym, jak odsuwała się ode mnie z dnia na dzień. Okazało się, że jest w ciąży i tamten facet stwierdził, że nie chcę znać dziecka i zresztą sam nie wie, czy jest jego czy moje. I... i nie mogłem jej tak zostawić, w ciąży, z pierścionkiem zaręczynowym na palcu, zupełnie samej, więc pobraliśmy się, ale nie łączyło nas nic poza troską o dziecko. Nadszedł dzień porodu i ona umarła. Rozumiesz? Po prostu sobie umarła i zostawiła mnie samego z dzieckiem. I co miałem zrobić? Nie mogłem go zostawić, to był... jest mój syn – wyszeptał, patrząc w jej tęczówki pełne łez. – Hej, nie płacz. Dlaczego płaczesz? – przejechał dłonią po jej mokrym policzku.
– Wcale nie płaczę.
– Tak, oczywiście – mruknął z uśmiechem.
– Niall, robiłeś testy... wiesz DNA?
– Nie, na początku chciałem to zrobić i dowiedzieć się prawdy, ale co by mi to dało? To niczego by nie zmieniło, to jest mój syn i tylko mój, nikogo więcej, ale znam prawdę Gemma. Nie potrzebuje wyników testów – podniosła dłoń i ułożyła ją na tej większej, należącej do Nialla.
– Jesteś cudowny, to jak bardzo go kochasz, jak się nim zajmujesz, to najbardziej urocze, co widziałam.
– Nie jestem cudowny, każdy zrobiłby to samo na moim miejscu.
– To nie jest prawda i dobrze o tym o wiesz – powiedziała szybko. – Są ludzie, którzy nie potrafią pokochać swoich dzieci, a ty dajesz mu tyle miłości i uwagi.
– Myślisz... myślisz, że ty byś potrafiła? Wiesz, pokochać nie swoje dziecko – zapytał nieśmiało i spuścił wzrok. Gdy dłużej nie odpowiadała, westchnął głośno, czując się jak dureń. – Przepraszam, nie było pytania. Naprawdę nawet mnie nie słuchaj, jest już późno i chyba nie wiem, co mówię, więc totalnie mnie zignoruj. Również to, że chciałbym Cię teraz pocałować, ale oczywiście tego nie zrobię, nie bój się. Chyba powinienem się zamknąć, bo bredzę – zamilkł, gdy usłyszał cichy chichot dziewczyny.
– Możesz mnie pocałować– powiedziała, ignorując całą resztę wypowiedzi mężczyzny.
– Serio?
– No tak, jeżeli chcesz, ale jeżeli nie, to spokojnie, nie ma sprawy – powiedziała dziewczyna. Niall przysunął się bliżej niej i uśmiechnął się lekko.
– Myślałem, że się nie zgodzisz po tym, co usłyszałaś.
– Zwariowałeś? Jesteś... jesteś po prostu wyjątkowy, a Rick to świetne dziecko, uwielbiam go, uwielbiam was – mówiła, a szatyn wpatrywał się w jej usta jak zahipnotyzowany. Zamilkła i gdy ich usta prawie się dotykały, ponownie zaczęła mówić – Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?
– Tak, jestem w stu procentach pewny – odpowiedział szeptem i pochylił się w jej stronę, gdy brunetka odezwała się po raz kolejny.
– Niall, nawet się nie znamy, a ja... ja nie jestem tego typu dziewczyną, która całuję się z pierwszym lepszym facetem i...
– Wiem Gemma, zdążyłem to zauważyć – zaśmiał się cicho ze zdenerwowanej dziewczyny. – Już mogę?
– Tak, tak, przepraszam, że tyle mówię, ale to wszystko to dla mnie jakaś nowość i...
– Gemma – przerwał jej szybko. – Zaczynasz panikować tak jak w szpitalu. Wiesz o tym?
– Och... tak, chyba tak. Przepraszam, ale zwyczajnie nie wiem, czy ty wiesz, w co się pakujesz, całując mnie.
– Wiem, masz świetną rodzinę, która w niezrozumiały dla mnie sposób sprawiła, że mój syn jest szczęśliwy. Mam ostatnie pytanie, a później pocałuję Cię, nawet jeżeli będziesz gadała. Ja i mój syn, to pakiet, chcesz jednego, a drugiego dostajesz gratis. Jesteś tym zainteresowana?
– Jak najbardziej, jestem bardzo zainteresowana – powiedziała. – Szczególnie Rickiem – dodała po chwili.
– Ach tak, wiedziałem, że chodzi o niego, a nie o mnie – zaśmiał się naprawdę szczęśliwy
– Ja mam psa – powiedziała nagle.
– Co?
– No ja w pakiecie mam psa – wyjaśniła zmieszanemu mężczyźnie.
–Aaa nie ma problemu. Rick zawsze prosił mnie o jakiegoś zwierzaka, więc Gemma, Niall, Rick i pies – zamilkł na chwilę, myśląc nad tym, co powiedział. – Brzmi jak rodzina, a teraz, jeżeli już mamy wszystko uzgodnione, to pocałuję Cię dobrze?
– Mhm – spojrzała na niego wyczekująco, gdy usłyszeli głośny głos z przedpokoju.
– Pocałujcie się wreszcie i zamknijcie, bo niektórzy chcą w tym domu spać, a nie wysłuchiwać waszej nudnej rozmowy – krzyknął, niezadowolonym głosem Harry i głośno tupiąc, wspiął się po schodach na piętro.
– Zepsułeś nastrój głupku – zaśmiała się Gemma, a już po chwili, czuła usta Nialla całujące ją delikatnie i czule. – Och – westchnęła zaskoczona, gdy odsunął się od niej powoli.
– Tylko och?
– Ale jakie och – roześmiała się głośno i pocałowała go krótko w usta. – Co ty na to, żeby położyć się i trochę przespać. Jest już tak późno – zaproponowała i podniosła się z kanapy, sięgając po koc leżący na fotelu. – Będziesz moją poduszką?
– Jasne, tylko nie wiem, czy będzie Ci wygodnie – rozłożył się na kanapie, a po chwili dziewczyna leżała ułożona w połowie na jego ciele. – I jak? – zapytał, okrywając ich ciepłym kocem.
– Dobrze, naprawdę bardzo dobrze.
– Cieszę się – wyszeptał do zasypiającej już Gemmy.
– Ja też.
***
Zayn położył się po prawej stronie łóżka na samym brzegu, chcąc być jak najdalej od Liama, który leżał tuż obok. Blask latarni oświetlał pogrążony w mroku pokój, gdy niespodziewanie szatyn postanowił się odezwać.
– Zayn – zaczął niepewnie.
– Tak?
– Dziękuję za danie mi kolejnej szansy. Nie zmarnuję jej, obiecuję.
Brunet obrócił się na wznak i wpatrywał w biały sufit, myśląc o słowach męża. Czuł jego wzrok na swojej twarzy, ale nie chciał na niego patrzeć, ani z nim rozmawiać, jeszcze nie. Jednak musiał się odezwać, nie byłby sobą, gdyby milczał.
– Tęskniłem za Tobą – wyszeptał brunet i przygryzł wargę, ponieważ otworzył się przed mężem, a czuł, że to błąd i nie powinien tego robić.
– Ja za Tobą też, mimo że możesz w to nie wierzyć – szatyn przesunął swoją dłoń w stronę Zayna. Wiedział, że nie może go dotknąć, ale miał nadzieję, na chociaż przypadkowy kontakt. Po chwili jego dłoń została spleciona z tą należącą do Zayna, gdy brunet połączył ich palce w lekkim uścisku, dającym nadzieję na ich wspólną przyszłość.
***
– Nareszcie poszli spać, już nie mogłem słuchać ich gadania – stwierdził zadowolony z siebie Harry, układając się wygodnie obok leżącego spokojnie Louisa.
– Hazz, podsłuchiwałeś ich, stojąc na schodach, a oni rozmawiali szeptem. Ja nie słyszałem ani słowa – zauważył rozbawiony szatyn.
– Może masz rację, ale tylko może – niechętnie powiedział loczek i obrócił się na bok, patrząc ze szczęściem w oczach na swojego narzeczonego. – To był miły wieczór prawda? – wyszeptał, obserwując twarz Louisa.
– Tak, jak mówiłem od początku. To był bardzo miły wieczór, niepotrzebnie panikowałeś i histeryzowałeś. Wszyscy nadal Cię kochają i uważają za głupka.
– Ejj nieładnie tak obrażać swojego przyszłego męża.
– Pierwszy raz tak powiedziałeś – zauważył Lou i uśmiechnął się tak mocno, że w kącikach jego oczu powstały urocze zmarszczki, po których Harry przesunął opuszkami palców.
– Jak?
– Przyszły mąż – wyjaśnił i chwycił dłoń loczka, całując ją delikatnie.
– Chyba dopiero teraz zaczynam to tak naprawdę czuć, wiesz? Ty i ja jako małżeństwo.
– Abstrakcja?
– Tak, troszeczkę – powiedział Harry i wtulił się w ciało Louisa. – Nigdy nie myślałem, że będę miał męża i będę z kimś tak naprawdę szczęśliwy, a teraz możemy ustalić datę ślubu i... i kupić dom, mieć dzieci i psa, a może nawet...
– Kota – wtrącił Lou.
– Dokładnie tak, nawet kota i to wszystko będzie tylko nasze, moje i twoje. Już na zawsze będzie Louis i Harry. Rozumiesz? – mówił przejętym głosem, pełnym emocji. – A ty chcesz mieć to wszystko ze mną! Z Harrym!
– Kocham Cię dzieciaku.
– A ja Ciebie. A teraz chodźmy spać, jutro czeka nas kolejny, świąteczny dzień z moją cudowną rodziną, która wie, że jestem gejem i nadal mnie kocha – powiedział uroczyście. –Dobranoc Lou.
– Dobranoc Harry.
***
Rok później
– Gdzie poszły dzieci? – zapytał Zayn, gdy poczuł ramiona Liama obejmujące go mocno od tyłu.
– Biegają po salonie i szykują wigilię razem z Gemmą i Niallem, a Anne traci już cierpliwość do tej dwójki – wyjaśnił szatyn i razem uśmiechnęli się, słysząc głośny krzyk Anne, która wyganiała właśnie zakochaną parę z kuchni. – Kto by pomyślał, że po jednym weselu już niedługo będzie się nam szykowało kolejne, prawda?
– Szczerze mówiąc, gdy patrzyłem na nich podczas Wielkanocy, przeczuwałem, że coś takiego może się stać.
– Serio? – Liam zauważył, że Zayn obraca się i staje do niego przodem, wpatrując się w niego z politowaniem. – No co? Skąd miałem coś takiego wiedzieć? – zaśmiał się i przyciągnął męża bliżej siebie, a ten cmoknął go krótko w usta.
– Li jesteś ślepy, przecież oni nie mogli od siebie oderwać wzroku...
– I rąk też – wtrącił rozbawiony szatyn, wspominając moment, gdy nakrył tę dwójkę obściskującą się w starym pokoju Harry'ego. Cóż od tego momentu uwielbiał przypominać o tym loczkowi, który wpadał wtedy w panikę i biegł do pokoju zmieniać pościel.
– Świntuch – brunet pochylił się i pocałował męża, ale chwila spokoju nie trwała długo. Usłyszeli ciche chrząknięcie za plecami i zauważyli stojącą tam Anne.
– Nie chcę przeszkadzać, ale może poszlibyście do jadalni i zapanowali nad tym, co się dzieje, ponieważ ja jestem już chyba na to za stara – powiedziała zmęczonym głosem i wypchnęła ich szybko z pokoju.
***
– Dobra dzieciaki, teraz sprawą zajmą się dorośli – do jadalni wszedł Louis, a za nim jak zawsze radosny Harry. – Za chwilkę mieliśmy usiąść do stołu, a tu nic nie jest gotowe.
– Jak to nie? – zapytał zaskoczony Niall. – Przecież wszystko zrobiliśmy. Co się wam niby nie podoba?
– Ten bałagan na stole – szatyn wskazał na mebel, gdzie były poustawiane wszystkie naczynia i sztućce, ale panował tam chaos.
– Jasne, jasne, niech się tym zajmie szef kuchni, bo przecież chirurg nie wie, co to porządek, a charakteryzatorka z teatru nie ma poczucia stylu – zadrwił obrażony, ale uśmiechał się rozbawiony.
– Wyluzuj – Harry poklepał go po ramieniu i razem ze swoim mężem zabrał się za pracę, a blondyn obserwował ich uważnie.
– Co się dzieje? – Gemma stanęła obok narzeczonego i popatrzyła na niego zaciekawiona tym, dlaczego stoi tutaj tak i nic nie robi.
– Nic, nic, ale zaraz będzie się działo, popatrz na nich – wskazał głową na małżeństwo starające się jakoś ogarnąć jadalnię, ale widać było, że coś im nie wychodzi. – My jesteśmy bardziej zgrani – stwierdził poważnie i objął blondynkę w talii. – Gdzie Rick? – zerknął na nią przelotnie.
– Pomogłam przyszykować mu się do Wigilii, a teraz razem z Tobiasem i moją mamą wypatrują pierwszej gwiazdki.
– Ślicznie wyglądasz – wyszeptał jej do ucha i podniósł dłoń dziewczyny, składając na niej krótkiego całusa.
– Kłamczuch – prychnęła, ale wtuliła się w ciało Nialla, zasłaniając twarz pokrytą rumieńcem.
– Piękna i już niedługo tylko moja – powiedział z radością, myśląc o tym, że zaledwie rok temu poznał osobę, która odmieniła życie jego i Ricka, dają im tyle szczęścia i miłości.
– Już jestem twoja Ni – stanęła na palcach i pocałowała go czule.
– Chyba nasza – przerwał im uśmiechnięty Rick, który wbiegł razem z Tobiasem do pokoju i zmierzył ich uważnym wzrokiem.
– Pewnie, że nasza – zaśmiał się Horan i przytulił mocno dwie najważniejsze osoby w jego życiu.
– Harry wynoś się z tego pokoju! – krzyk Louisa rozległ się w jadalni i wszyscy wybuchli śmiechem, widząc uciekającego loczka, który ukrył się w kuchni. Tych dwoje miało wkrótce zaadoptować dziecko i cała rodzina zastanawiała się, jak szybko zwariuje Louis, mając w domu Harry'ego i jakiegoś malucha. Potajemnie robili zakłady na ten temat, ale nikt nie odważył się wspomnieć o tym szatynowi.
W końcu każdy musi przejść przez jakiś trud, by odnaleźć samego siebie, prawdziwą miłość, rodzinne ciepło i wybaczenie.
***
Święta... Boże Narodzenie... Wigilia... Narodzenie Pańskie... Gwiazdka... Niezależnie jakiej nazwy użylibyśmy, by określić ten jeden, jedyny, wyjątkowy dzień w roku, każda osoba na świecie doskonale zdaje sobie sprawę, o co w tym wszystkim chodzi... Więc zastanów się i powiedz, o co tak naprawdę chodzi w tym dniu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top