09.Zbliżenie.
Po rozmowie z seniorami, rozejrzałem się. Zauważyłem moich przyjaciół, lecz nie było z nimi Bob'a oraz Jun'a.
- Jin Hwan, co tak się rozglądasz? – odezwał się Binnie.
- Wybacz mi, hyung. Moi dwaj hyungowie gdzieś zniknęli. Martwię się, bo Jun-hyung ostatnio nie jest sobą. – wyjaśniłem, by zaraz podejść do moich przyjaciół. Oni przekazali mi, że hyungowie są w holu, więc się tam udałem. Widząc Jun Hoe, mającego zwieszoną głowę oraz stojącego przed nim Ji Won'a, dopadło mnie zmartwienie. Odruchowo podszedłem, pytając.
- Jun Hoe-hyung, wszystko dobrze? Dobrze się czujesz?
Elektrotechnik popatrzył na mnie, tak jak student architektury. Obaj unieśli brwi, zaskoczeni. Ten pierwszy poklepał mnie, po czym wrócił do salonu.
- Nic mi nie jest. Nie martw się. Tylko rozmawiałem z Bobby'm. – oznajmił wysoki przystojniak.
- Na pewno? Twoja mina mówi coś innego. Ostatnio nie jesteś sobą. Martwię się. – ciągnąłem.
- Jinnie, wszystko dobrze. Wracaj do Han Bin'a. Zaraz dołączę. – dodał June.
- Może chcesz wrócić do domu? Nie chcę, byś czuł się niekomfortowo, hyung. – zaproponowałem, patrząc na niego.
Czarnowłosy podniósł się ze stopni, stając naprzeciw mnie. Uniosłem brodę, by móc widzieć jego twarz. Skierował na mnie swoje ślepia. Dostałem ciarek od tego jego patrzenia. To było niezwykłe. Zacząłem głęboko oddychać, jakbym miał z tym problem. Przypomniałem sobie nasz ostatni pocałunek w łazience. Zamilkliśmy. Koo przyłożył dłoń do mojego policzka, zaś ja położyłem łapki na jego ciele. Wpatrywaliśmy się w siebie, niczym zaczarowani.
- Nie patrz tak, Jinnie. – wyszeptał, przerywając ciszę.
- Patrzę, bo Ty patrzysz, hyung. – miauknąłem pod noskiem.
- Patrzę, ponieważ wyglądasz zjawiskowo. Han Bin chyba był zachwycony? – zapytał Jun.
- Wyglądam tak dzięki Tobie, hyung. To Twoja zasługa, a czy B.I-hyung zauważył, nie wiem. Nie pytałem go. – odpowiedziałem cicho.
- Jak to? Powinien Ci to na wejściu powiedzieć. Ślepy jest? – burknął mój współlokator.
- A czy to ważne, hyung?
- Ważne, jeśli mu na Tobie zależy, powinien dostrzec jak wspaniale wyglądasz i obdarować Cię komplementami, sprawić Ci tym przyjemność. Ja bym tak zrobił na jego miejscu. – „rzucił" szczerością mój współlokator.
- Zrobiłeś to za niego, hyung. On już nie musi. Twoje słowo mi wystarcza. – palnąłem i zawstydziłem się. Jun Hoe uśmiechnął się, chcąc mnie pocałować. Przerwało nam wołanie Binnie'go.
- Jin Hwan! Jin Hwan!
Odsunąłem się do przyszłego architekta, a w holu pojawił się mój senior.
- Jinnie, tutaj jesteś. Chodźcie. Będzie toast i tort. – rzekł Han Bin, podchodząc do mnie. Złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą. Zerknąłem za siebie, na wysokiego przystojniaka. Błagałem go oczami, by ruszył za mną. Uczynił to, więc uśmiechnąłem się.
Podczas wcinania tortu, stanąłem obok moich przyjaciół. Junnie nadal miał dziwną minę. Przesunąłem się do niego, zamoczyłem palce i maznąłem jego policzek słodką, bitą śmietaną. Popatrzył na mnie z ukosa, uniósł brwi, zaś ja powtórzyłem to. Oczywiście zrobił to samo w moim kierunku. Tylko, że krem wylądował na moim nosie. Podniosłem ślepka na Koo. Uśmiechnął się triumfalnie.
Odstawiłem talerz i rozmazałem mu to co miał na policzkach. Roześmiałem się pod nosem. Wysoki przystojniak również odstawił tort, chwycił mnie za nadgarstki, chcąc pomazać mnie moimi łapkami po twarzy. Zaczęliśmy się siłować, nie zwracając uwagi na innych.
Przyjaciele siłujących się studentów popatrzyli na nich, nieco zdziwieni.
Po chwili zaśmiali się.
- Rany, ale oni do siebie pasują. – szepnął Yunie.
- Bardzo. Dawno nie widziałem, by June tak się radował. – wtrącił Bob, obejmując Song'a w pasie.
Nagle student architektury przyciągnął mnie do siebie, otarł się policzkiem o mój policzek, mówiąc.
- Rachunki wyrównane, Jinnie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy, uśmiechając się.
- Hej, a co się tutaj dzieje? – zapytał Bin, podchodząc do nas.
Jun puścił moje ręce, a ja wyjaśniłem.
- Wygłupiamy się. Przepraszam, hyung. Wskażesz nam łazienkę?
- Rozumiem. Tak, oczywiście. Jak wyjdziecie z salonu to idźcie w lewo. Na przeciwko jadalni, jest łazienka. – rzekł ten Kim, po czym ja i June udaliśmy się do łazienki, by się ogarnąć.
Umyłem buzię oraz wytarłem łapki. To samo uczynił mój współlokator. Obaj skierowaliśmy na siebie ślepia w odbiciu lustra. Nie wiem, ale nie miałem ochoty wracać do pozostałych. Jakoś wolałem pobyć z Jun'em. Odłożyłem ręcznik, chcąc wyjść, lecz Koo złapał mnie za rękę. Oparł się pupą o szafkę, powoli mnie przyciągając do siebie. Zwiesiłem głowę, a on ujął mój podbródek w palce. Uniósł go i powiedział.
- Dziękuję, Jinnie. Rozbawiłeś mnie tymi wygłupami.
- Nie ma za co. Miałem wrażenie, że nie masz humoru. Chciałem Cię rozbawić, byś poczuł się lepiej, hyung. – wyznałem, przykładając łapki do jego torsu.
- Powinieneś być obok Han Bin'a, a nie mnie. To jego święto. – stwierdził czarnowłosy, miziając dłonią mój policzek, po tym zaraz uczynił to z szyją.
- Jestem gościem, nikim więcej, hyung. – dodałem, mrużąc oczy.
- Umawiacie się, Jin Hwan. To prawie jakbyście byli parą. Lubisz go? – zapytał drugoroczniak.
- Lubię, hyung. Jest miły. – odpowiedziałem szczerze.
- No właśnie, więc powinieneś być obok niego. – ciągnął wysoki przystojniak, dalej pieszcząc palcami moją skórę na szyi. Zacisnąłem dłoń na jego koszuli, oddychając bardzo głęboko. Odchyliłem czupryną w tył, zaś student II roku zbliżył się do mnie, pomiział nosem szyję, którą po chwili musnął wargami. Przylgnąłem do niego, obejmując jego kark ramieniem. Zaraz przyssał się do niej, a ja sapnąłem słodko. Gdy tylko się oderwał, westchnął i wyszedł bez słowa. Oparłem się rękoma o szafkę. Byłem zmieszany, zapragnąłem by znów mnie pocałował.
Impreza urodzinowa skończyła się. B.I. odprowadził mnie oraz moich przyjaciół do holu. Ubraliśmy się. Jednak nim wyszliśmy, mój senior zatrzymał mnie.
- Jin Hwan, spotkajmy się jutro popołudniu.
- Dobrze, hyung. Daj mi znać, o której będziesz. – powiedziałem, natomiast on przyciągnął mnie do siebie i skradł pocałunek, tak przy innych...
Ten pocałunek zabolał Junnie'go. Chłopak po prostu wyszedł, by ukryć swoje prawdziwe odczucia. Podszedł do auta i oparł się o nie pupą.
Opuściłem dom z przyjaciółmi. Nadal byłem zawstydzony tym, co zrobił Bin. Jednak przeszło mi, jak zobaczyłem June opartego o samochód. Był rozpięty, miał lekko zwieszoną głową. Stanąłem naprzeciw niego, pytając.
- Hyung, nie jest Ci zimno?
Popatrzył na mnie, kręcąc głową, zaś ja warknąłem pod nosem, robiąc minę.
- Będziesz chory. Zapnij płaszcz i jedziemy. Jestem zmęczony.
Chwyciłem jego odzienie, zabierając się za zapinanie. Ściągnąłem również swój szał i otuliłem nim jego szyję choć miałem z tym problem, bo był „duży".
- Co Ty robisz, Jinnie? – odezwał się.
- Dbam o mojego hyunga. Nie chcę byś był chory. – wyznałem, wsiadając do auta.
Wróciłem z Koo do apartamentu, natomiast Yun Hyeong oraz Ji Won odwieźli Chan Woo i Dong Hyuk'a do akademika. Ściągnąłem płaszcz, buty, po czym skierowałem oczy na mojego współlokatora, który również się rozebrał.
- Hyung, napijesz się herbaty? – zaproponowałem.
- Powinieneś odpocząć. Jutro masz randkę. – powiedział, wymijając mnie i kierując się do salonu. W ostatnim momencie złapałem go za rękę, mówiąc.
- Dopiero po południu, hyung.
„Rzucił" na mnie okiem, więc obdarowałem go uśmiechem. Splótł nasze dłonie, tak po porostu. Zaczęliśmy wpatrywać się w siebie. Wreszcie pociągnął mnie za sobą, posadził mnie na sofie w salonie, by zaraz wejść do kuchni. Usłyszałem, że buszuje tam.
Po kilku minutach wyłonił się z tacą. Znajdowały się na niej mój kubek, butelka whisky i dwie szklaneczki. Klapnął obok mnie. Podał mi herbatę oraz nalał sobie alkoholu do szkła.
- Chcesz trochę? – zaczął.
- Nie, dziękuję hyung. Pij, jeśli masz ochotę. – powiedziałem, otaczając kubek łapkami.
Następnie podkurczyłem nogi, zaś Jun Hoe rozłożył się wygodnie. Czułem za sobą jego ramię. Przez chwilę zapanowała cisza. Zerknąłem na niego, on także to uczynił w moją stronę. Napił się, oparł szklankę o kolano i zapytał.
- Co chcesz jutro założyć na randkę?
- Nie wiem, hyung. Mam czas, by się zastanowić. – odpowiedziałem, ale June pytał dalej.
- Jak się czujesz po tym, skradzionym pocałunku?
- Yyy... jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się, że zrobi to przy innych. – wyznałem.
- Może nie chciał czekać, aż sam mu pozwolisz? Nie dziw mu się, lubi Cię. Widzę, jak na Ciebie patrzy. No i pasujecie do siebie. – stwierdził czarnowłosy, lecz te słowa sprawiły, że poczułem się dziwnie, niepewnie, jakby coś mnie bolało. Upiłem łyk ciepłego napoju, nic nie mówiąc. Za to Koo to zrobił.
- Dlaczego nic nie mówisz? Nie skomentujesz tego?
- Co mam Ci powiedzieć, hyung? B.I.-hyung nic na razie nie mówił mi o tym, że chce ze mną być, że mnie kocha, tylko lubi. – miauknąłem oraz zaraz dodałem.
- Nie mam ochoty rozmawiać o nim, o tym wszystkim.
Pierwszy raz w życiu zirytowałem się. Wstałem z kanapy, chcąc udać się do pokoju, lecz wysoki przystojniak chwycił mnie za rękę, mówiąc.
- Nie irytuj się. To chyba dobrze, że chcę z Tobą o tym porozmawiać?
- Ale może ja nie chcę, nie mam ochoty, hyung.
Odstawił szklankę, podniósł się, ciągnąc mnie do siebie. Spojrzałem w jego ślepia, westchnął cicho, mając poważny wyraz twarzy. Nie mogłem go odczytać.
Nachylił się do mnie, łapiąc wolną dłonią pasek na mojej szyi. Odchyliłem czuprynę, z szybko bijącym sercem. Rozchyliłem wargi, nie odrywając od niego wzroku.
Junnie ledwo powstrzymywał się od pocałowania pierwszoroczniaka. Tak bardzo go pragnął mieć tylko dla siebie, kochać się z nim, sprawiać mu przyjemność, czy radość, spędzać z nim czas. Tylko, że Jin Hwan miał już kogoś takiego, lepszego od niego...
Nasze oddechy mieszały się wzajemnie. Obaj w tym samym momencie zrobiliśmy noski-noski. Przez moment nasze wargi dotknęły się, a on musnął mnie, ledwo wyczuwalnie.
To było czułe. W końcu pocałował, tak zachłannie, taki spragniony. Odwzajemniłem bez wahania.
Jun podniósł mnie, po czym przeniósł do swojej sypialni, zaciągając na łóżko. Usiadłem na nim, dalej odwzajemniając pocałunki, którymi obsypywał moje usta.
Jednak, gdy przeniósł się na moja szyję, wręcz odpłynąłem. Jego dłonie badały każdy skrawek mojego ciała przez ubranie, więc dostałem przyjemnych dreszczy. Sam także zapragnąłem dotknąć go. Rozpiąłem jego koszulę, nieco zawstydzony i przesunąłem łapkami po torsie. Wtem wylądowałem pod nim. Zawisł nade mną, wgapiając się. Po chwili pozbawił mnie ubrań. Zostałem w samej bieliźnie. On również wyskoczył ze swojej koszuli. Ponownie zatopiliśmy się w pocałunki, pieszcząc się wzajemnie. Dla mnie to był pierwszy raz, lecz moje ciało oraz myśli podpowiadały mi co mam robić, jak mu sprawić przyjemność.
Momentami obawiałem się że będzie dla mnie zbyt ostry, ale był cudownie delikatny. Kochaliśmy się namiętnie.
W wysokim przystojniaku dostrzegłem także pasję. Nie spieszył się, nie naciskał, wręcz rozkoszował się tym zbliżeniem, a ja... rozpływałem się, drżałem pod nim, jęcząc słodziutko.
June przestał się kontrolować. Zbyt mocno pragnął kochać się z Jin'em. Chciał sprawić, by ta chwila była warta zapamiętania, by student medycyny dostał samych przyjemności, czerpał z nich jak najwięcej.
Kiedy skończyliśmy, hyung pomógł założyć mi własną koszulę, a po tym zasnąłem. Byłem wyczerpany, nie miały siły na prysznic.
Przyszły architekt opuścił sypialnię i wziął prysznic. Wychodząc łazienki, natknął się na Bob'a oraz Yun'a. Współlokatorzy po prostu udali się do swoich kwater, życząc dobrej nocy. Obaj byli zmęczeni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top