08.Urodziny B.I.'a.
Minęło kilka dni. W każdej, wolnej chwili widuje się z Han Bin'em, nawet podczas lunchu. Dobrze czuję się w jego towarzystwie, lecz momentami w głowę wkrada mi się Jun.
Spotkałem się z seniorem przed stołówką. Przywitaliśmy się, wzięliśmy jedzenie i zajęliśmy miejsce. Mieliśmy zabrać się za pałaszowanie, ale tuż obok nas pojawili się Bobby, Yunie, Dongie oraz Chanie. Trochę byłem zaskoczony. Zaraz przedstawiłem im B.I.'a, po czym dosiedli się do nas.
- A Jun-hyunga z wami nie ma? – zacząłem.
- Pytałem, czy chce zjeść z nami, ale nie miał ochoty, Jinnie. Widziałem go jak szedł do biblioteki. – odezwał się Chan Woo.
- Ostatnio nie jest sobą. Przestał się spotykać z innymi chłopakami, jest cichy, zamyślony. – dodał Ji Won.
- Nawet ja jestem zaskoczony jego zachowaniem. Przecież wiele razy sprowadzał sobie do domu chłopaków i baraszkował z nimi. Może się zakochał? – wtrącił Yun Hyeong, na co student II roku elektrotechniki zaśmiał się.
- Hahahahaha, dobre. On i miłość? Yunie, odkąd zdradziła go jego miłość, stał się zimny w uczuciach. Nie chcę być z nikim na stałe. Spotyka się tylko na seks.
- Może jest chory? Porozmawiajcie z nim. – zaproponował Dong Hyuk, chłopcy przytaknęli.
- Jinnie, a Ty nic nie wiesz? – zapytał Bob.
- Nie, nie wiem hyung. Ostatnio Jun-hyung wraca późno. Słyszę tylko jak wchodzi do sypialni. – odpowiedziałem, nieco zmartwiony.
- Zmieńmy temat. W sobotę są moje urodziny. Chcę was zaprosić na imprezę, Jun Hoe również. Nie mam zbyt wielu kolegów, bo dopiero się przeniosłem, ale przyjaciele Jin'a są moimi przyjaciółmi. – powiedział Binnie.
Zgodziłem się od razu, pozostali również.
Po zajęciach wróciłem prosto do mieszkania. Ogarnąłem je, a także przygotowałem posiłek dla wysokiego przystojniaka, który pojawił się w apartamencie. Wszedłem do holu, jak ściągał płaszcz i buty. Powitałem go z uśmiechem oraz fartuszkiem na sobie.
- Dzień Dobry, hyung.
Popatrzył na mnie, unosząc brwi. Także się przywitał.
- Cześć, Jin Hwan. Ty już w domu?
- Umm, tak. Słyszałem, że nie miałeś ochoty na lunch, więc postanowiłem, że wrócę do domu, prosto po zajęciach i coś Ci przygotuję. Wiem, że masz dużo nauki, no i z apetytem bywa równie. Jednakże jako przyszły lekarz chce o Ciebie dbać, hyung. – oznajmiłem.
- Nie zasłużyłem, Jinnie. I nie mam chęci na jedzenie. Padam na twarz. – wyznał, lecz mu nie odpuściłem. Podszedłem do niego, złapałem go za rękę, zaraz za sobą ciągnąc do kuchni. Posadziłem go na krześle i postawiłem talerz, życząc smacznego. Uśmiechnął się, umył ręce, po czym zaczął wcinać. Ściągnąłem fartuszek, przekazując mu zaproszenie.
- Hyung, Han Bin-hyung ma w sobotę urodziny. Prosił, abym przekazał Ci zaproszenie. Nasi przyjaciele również tam będą.
- Wybacz, ale nie mogę iść. – wyszeptał Koo.
- Dlaczego, hyung? Masz spotkanie z tym Jae? – ciągnąłem.
- Nie. Z Jae łączy nas tylko przyjaźń. Znalazł chłopaka i jest zakochany. – wyjaśnił, więc dalej pytałem.
- To dlaczego nie możesz?
- Nie chcę iść. Nie znam go. – odpowiedział Jun.
Stanąłem obok niego, położyłem rękę na ramieniu, mówiąc.
- Proszę, hyung. Będzie miło. To dobra okazja, by się odprężyć po całym tygodniu.
- Ja...
- Z resztą obiecałeś mi wspólne zakupy. Musisz mi pomóc wyszykować się na przyjęcie. – przerwałem mu, natomiast on podniósł na mnie wzrok.
- Ech, no dobrze. Zjem i możemy iść na zakupy. Pójdę też z Tobą na tą imprezę, skoro prosisz. – rzekł z uśmiechem.
Gdy Junnie zjadł, pojechaliśmy do galerii handlowej. Przeszliśmy się po kilku sklepach, lecz dopiero w ulubionym Koo były ubrania pasujące do mnie oraz do niego. Przeszliśmy się między półkami, wieszakami, zaś przyszły architekt wybrał mi kilka ubrań.
- Weźmy białą, czarną, czarną w paski, czarną w kropki koszule i koszulkę z nadrukiem. Do tego czarne jeansy. Przydałby Ci się dłuższe kolczyki i kilka paseczków na szyję.- powiedział, kierując się do przymierzalni.
Okazało się, że wszystko co wybrał, pasowało do siebie idealnie. Sam skusił się na biały sweterek, czarną koszulę, czarne jeansy z dziurami, kilka t-shirtów.
Zjedliśmy kolację na mieście, po której wybraliśmy się na spacer. Mój współlokator dostał telefon, więc odsunąłem się, by miał swobodę.
Zatrzymałem się przed wystawą, gdy podeszło do mnie dwóch takich. Zaczęli mnie zaczepiać, ale ja postanowiłem ich zignorować. Niestety, nie odpuścili. Jeden z nich chciał mnie objąć. Wtedy wkroczył czarnowłosy. Trzepnął kolesia w rękę, złapał mnie i odciągnął, warcząc.
- Zostaw mojego chłopaka. Nie masz prawa dotykać go tymi, brudnymi łapami.
Schowałem się za Jun Hoe, chwytając się jego płaszcza. Młodzi mężczyźni unieśli ręce w geście poddania się. Odeszli, grzecznie przepraszając. Byli pijani.
„Rzuciłem" okiem na drugoroczniaka, jakiś taki zadowolony. Podobało mi się, to co zrobił. Podziękowałem mu z uśmiechem, który odwzajemnił. Splótł nasze dłonie, po czym wróciliśmy do domu.
W holu przebywali Yun oraz Bob. Obaj skierowali na nas ślepia. Na ich twarzach dostrzegłem zdziwienie. Przywitaliśmy się, natomiast przyszły elektrotechnik wyskoczył.
- A wy co? Randkujecie?
- Nie. Byliśmy na zakupach, skoro w sobotę jest przyjęcie chłopaka Jin Hwan'a. – palnął ten dupek.
- Hyung, Bin-hyung nie jest moim chłopakiem. Tylko się spotykamy. – sprostowałem, jak pomagał mi ściągnąć płaszcz.
- Randkujecie, więc prawie jest chłopakiem. – ciągnął wysoki przystojniak.
- Nawet prawie nie jest. To tylko randki. – miauknąłem, a on westchnął głaskając mnie po głowie ze skinieniem.
Bobby i Yunie popatrzyli na siebie, potem na swoich współlokatorów, jak się uroczo sprzeczają. Ostatnio byli sobą zajęci. Nie zauważyli, że Ci dwaj się tak zbliżyli.
Wziąłem zakupy, by zanieść je do swojego pokoju. Chciałem je również rozpakować.
Kiedy student medycyny zniknął w swojej kwaterze, Ji Won zaczął.
- June, co się miedzy wami dzieje?
- Nic, Bob. Ja i Jinnie przyjaźnimy się. Chciałeś bym był dla niego miły i jestem. Poznałem go dobrze, porozmawialiśmy. Przeprosiłem go za wszystko. – wyznał Koo, chcąc udać się do siebie, ale drugi Kim nie odpuszczał.
- Tak? Ciekawe. Ja widzę więcej. Pomogłeś mu z płaszczem, pogłaskałeś go, ostatnio nie jesteś sobą. Taki byłeś, gdy chodziłeś z Min Ho. Wtedy byłeś zakochany.
- Bobby, przestań. Po prostu jestem miły. Potrafię taki być dla innych. – obstawał przy swoim Junnie.
- Nie. Lubisz go. – „rzucił" tekstem student II roku elektrotechniki.
- A nawet jeśli, to co? Mam prawo go lubić i nic Ci do tego. – burknął przyszły architekt.
- Powiedz mu, bo ten Han Bin Ci go zgarnie. Widzę, że jesteś inny, lepszy, odmieniony. Cieszę się, że Jinnie tak na Ciebie działa. – dodał Bob.
- Nie mogę mu powiedzieć. Nie potrafię być z kimś na stałe, nie nadaje się do tego i nie chcę go zranić. Han Bin jest jak Książę z Bajki. Przystojny, dobrze wychowany, jest dobry dla niego, a ja... byłem okropny. Wiem, kiedy się wycofać, znam swoje miejsce i nie jest ono u boku Jin Hwan'a. Jestem skazany na samotność. Tak będzie lepiej dla mnie, dla niego i reszty świata. – oznajmił June i udał się do sypialni.
- Hyung, co teraz? – zapytał cicho Song.
- Nie wiem, Yunie. To trudne dla mnie. Wiesz w jakim okropnym stanie był po rozstaniu z Min Ho? Wrak człowieka. Ten chłopak był dla niego całym światem, a on go zdradzał. Rozumiem go. Nie chce zranić siebie i nie chce zranić Jin'a. Boi się, dlatego tak łatwo odpuszcza. – odpowiedział Ji Won nieco zmartwiony.
(...)
Nadeszła sobota. Czas było wyszykować się na przyjęcie. Wybrałem czarne jeansy, czarną koszulę w kropeczki, czarne buty oraz płaszcz. Założyłem długi kolczyk i pasek na szyję. Wyszedłem z pokoju. Koo był w czarnej koszuli oraz czarnych jeansach. Zlustrowałem go. Wyglądał seksownie.
- Jestem gotowy, hyung. – oznajmiłem.
Skierował na mnie swoje ślepia, uśmiechnął się, zadowolony.
- Wspaniale wyglądasz, Jinnie. – odezwał się mój współlokator.
- Dziękuję. Gdzie Yunie oraz Bobby-hyung? – zapytałem, rozglądając się. Student architektury wziął ode mnie płaszcz, by pomóc mi go założyć. Zaraz odpowiedział.
- Pojechali po Chanie'go i DK'a. Ja dziś nie piję, więc w razie będę wszystkich rozwoził.
Skinąłem głową i mogliśmy ruszyć na imprezę.
Dojechaliśmy do wielkiego domu, przed którym czekali nasi przyjaciele. Przywitałem się z uśmiechem, zaś Dongie palnął.
- Jej, mój Jay to ciacho. Widzę, że służy Ci mieszkanie z hyungami oraz Yun'iem.
- Jakie ciacho. Daleko mi do bycia takim. Ciachami to wy jesteście. – jęknąłem, wyciągając prezent oraz balony z samochodu. Podszedłem z chłopakami do drzwi. Otworzył je nam solenizant. Równo krzyknęliśmy „Najlepsze Życzenia"!. Uśmiechnął się, mając radość w oczach. Weszliśmy do środka. Słuchać było głosy i muzykę. Przeszliśmy do salonu, gdzie stał szwedzki stół. Kilka osób poznałem. To byli studenci z mojego wydziału. B.I. przedstawił mnie innymi seniorom. Miałem wrażenie, że za moment „wybuchnie" ze szczęścia oraz radości.
Tym czasem Junnie nalał sobie soku, oparł się o futrynę, obserwując Jin'a. Miał niezadowoloną minę.
- Hyung, słyszałem od Bobby'ego-hyunga, że otworzyłeś trochę Jay'a i pomogłeś mu się zmienić. Dziękuję. Mnie nie chciał słuchać. – odezwał się Dongie, podchodząc do współlokatora swojego przyjaciela.
- Sam tego chciał, ja tylko mu wskazałem kierunek. Jestem zadowolony z siebie, bo wygląda niesamowicie, przyciąga uwagę innych, a o to chodziło. – wyjaśnił Koo, nie odrywając wzroku od przyszłego lekarza.
- Lubisz go, nie? – wyskoczył Chan, który dołączył do ukochanego.
- Nie Twoja sprawa, Chanie. To Ciebie, czy DK'a nie dotyczy. I tak nie mam u niego szans. Obok niego jest już Przystojny Książę, który traktuje go wyjątkowo, nie tak jak ja. Byłem dla niego okropny, wysługiwałem się nim, bo jestem zapatrzonym w siebie dupkiem. Wiecie co, Jinnie pod tą osłoną z okularów ma nie tylko ładną buzię, lecz również wielkie, dobre serduszko. Gdy ja nadal traktowałem go jak sługę, on był dla mnie miły oraz grzeczny, i to się nie zmieniło. Z resztą nie nadaje się do związku. Jin Hwan zasługuje na szczęście. To najważniejsze. – rzekł Jun Hoe opuszczając salon.
Udał się do holu, klapnął na stopniach prowadzących na piętro. Chciał być sam, ukryć swoje, prawdziwe uczucia, cierpienie wdzierające się w jego serce.
Do Chan Woo i Dong Hyuk'a dołączyli Ji Won oraz Yun Hyeong. Zaraz Bob zapytał.
- Gdzie poszedł June?
- Zapewne chce być sam i nie chce patrzeć na Jin'a oraz Han Bin'a. – odpowiedział Jung, pijąc drinka.
- Czyli wy też już wiecie... - dodał student II roku elektrotechniki.
- Hyung, może powinniśmy powiedzieć o tym Jay'owi? – zaproponował Dongie.
- Nie, DK. Nie wolno nam się w to mieszać. June nie chce mu powiedzieć, bo ma powody, to jego sprawa. Jedyne co możemy, to wspierać ich. Tyle. – powiedział drugi Kim, zaś pozostali przytaknęli.
Kiedy przyszły architekt siedział na schodach, mocno zamyślony, przed nim pojawił się Bobby, który zaczął rozmowę.
- June, jak tam? Może się napijesz? Yunie nie pije.
- Nie. Obiecałem, że nie będę pił. Muszę odwieźć Jin Hwan'a do domu. Nawet nie mam ochoty. – wymruczał Junnie.
- Stary, jesteśmy jak bracia, ale nie mogę znieść tego, że znów cierpisz. To okropne. – rzekł student II roku elektrotechniki.
Wysoki przystojniak podniósł wzrok na przyjaciela, mówiąc.
- Bob, on tylko poprosił o pocałunek... bał się, że wyjdzie na głupka przed tym, swoim seniorem, a ja... zgodziłem się. Skusiło mnie, że nikt wcześniej nie buźkował jego ust. Chciałem mu pomóc. Gdybym wiedział, że to skończy się w taki sposób, że po jednym pocałunku moje serce znów mocniej zabije dla drugiej osoby, nie zrobiłbym tego. Nie zgodziłbym się. Wiesz, jak to boli, gdy patrzysz na chłopaka, który stał się dla Ciebie ważny, darzysz go uczuciami, ale on nigdy nie będzie Twój?
- June, powiedz mu. – nalegał Bobby.
- Nie zasłużyłem na niego, nie potrafiłby go uszczęśliwić. Cierpiałby przeze mnie, a ja nie chce oglądać jego łez. – wyznał Koo, robiąc minę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top