04.Początek Zmian.
Junnie widząc Jin Hwan'a bez brylów, do tego z „kaloryferem" na brzuchu, o mało co nie udławił się drinkiem. Rozchylił wargi, mierząc go ślepiami bardzo dokładnie.
- Szlag!... - krzyknął Bobby, wstając z miejsca.
- Jinnie, masz niezłe ciało i jesteś słodki. - skomplementował mnie Chan.
- Dziękuję, hyung. - wyszeptałem, gdy student II roku elektrotechniki tyknął mnie palcem w ciało. Był w szoku.
Nagle z podłogi poderwał się ten dupek. Odciągnął swojego przyjaciela, stając naprzeciw mnie i kładąc dłoń na moim brzuchu. Podniosłem na niego oczy, w które spojrzał pełen zaskoczenia. Dostałem dreszczy, jak przesunął palcami po mięśniach. Uchyliłem lekko wargi, będąc zawstydzonym. Nachylił się do mnie, przypatrując się. Był tak blisko, że moje serce mocniej zabiło.
- Jakim cudem...? - wydukał Jun Hoe.
- Jin Hwan jest zachwycający. Słodziutki i gorący. - „rzucił" szczerością Yun Hyeong.
- Jae miał racje co do Ciebie. - dodał student architektury.
- June, zostaw już go. Nie gap się, nie dotykaj, bo wystraszysz. Pamiętaj, że jeszcze z nikim nie był tak blisko. - odezwał się Jung.
- Nie mieszaj się, Chanie. - mruknął Jun i niezadowolony udał się do siebie. Odprowadziłem go ślepkami, czując się dziwnie.
Kiedy June zamknął drzwi, oparł się o nie, odchylając nieco głowę w tył. Cały czas w czuprynie miał widok pierwszoroczniaka. Zapragnął go pocałować, mieć dla siebie.
I tak impreza skończyła się. Pomogłem posprzątać, zaś DK oraz Chan pożegnali się, po czym opuścili apartament. Ji Won zmywał, Yunie wycierał, a ja wszystko znosiłem do kuchni.
- Hyung, widziałeś jak Jun-hyung się odmienił? - wyszeptał przyszły prawnik.
- Tak. Czuję, że Jinnie wpadł mu w oko. On jest w jego typie. Słodki, niski i lekko zbudowany. Oby nie próbował zaciągnąć go do łóżka. - wymruczał Bobby.
- Słyszę całą, waszą rozmowę. Posłuchajcie, to się nie stanie. Przecież to nie możliwe, do tego będę nosił okulary. - powiedziałem, przynosząc ostatnie szklanki. Następnie życzyłem dobrej nocy i poszedłem do sypialni. Wziąłem piżamę. Przed snem potrzebowałem szybkiego prysznica.
Gdy zostałem w samych jeansach, do łazienki wszedł Koo. Mimo, że nie miałem okularów, to i tak go poznałem. Zapanowała cisza. Zlustrował mnie całego. Wtem cofnął się bardzo szybko.
Czarnowłosy zamknął drzwi. Oparł się ścianę, biorąc oddech. Zauważył go Bob. Zaraz zaczął.
- June, wszystko ok.?
- Nie. Nic nie jest ok. - warknął pod nosem przyszły architekt.
- Jinnie Cię męczy, co? Zbyt pochopnie go oceniłeś po wyglądzie. Teraz tego żałujesz, bo jest słodziutki i gorący. Musisz wiedzieć coś, June. Jin Hwan nie jest dla Ciebie. To nie jest chłopak do łóżka, to chłopak do kochania. Nie zbliżaj się do niego, zostaw go i pozwól mu w spokoju studiować. - oznajmił drugi Kim, zaś Jun bez słowa wrócił do pokoju.
Nazajutrz obudziłem się wcześniej. W nieładzie, w piżamie udałem się do kuchni, by przygotować śniadanie dla siebie oraz chłopaków. Zaparzyłem kawę, włączyłem toster, słysząc ziewanie, kroki oraz głos tego dupka.
- A Ty już buszujesz od rana?
- Dzień Dobry, hyung. - przywitałem się, nalewając mu kawy z dodatkiem mleka. Stanąłem przed nim. Był w samych spodniach od piżamy. Opierał się o futrynę plecami.
- Proszę, hyung. - podałem mu kubek. Popatrzył w moje ślepia, na kawę i znów na mnie.
- Skąd wiesz, że piję kawę z mlekiem? - zapytał.
- Zauważyłem. Bobby-hyung pije czarną, Yunie pije z dużą ilością mleka, tak jak ja. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Wziął ode mnie kubek w milczeniu, po czym zasiadł przy stole.
- Masz ochotę na coś dobrego? - dodałem, a on mało co się nie zakrztusił. Podszedłem do niego, klepiąc jego plecy.
- Hyung, wszystko dobrze?
- Taa... wpadło nie w tą dziurkę. - wymruczał, jak masowałem jego ciało.
- Jin Hwan, jestem dla Ciebie okropny, a Ty nadal zwracasz się do mnie grzecznie, z szacunkiem. Robisz kawę, śniadanie, a nie musisz. - rzekł June.
- Wiem, ale nie wymagam byś mnie lubił, hyung. Nikt nie będzie Cię do tego zmuszał. A pomagać lubię i nie potrafię odmówić. Jesteś starszy, więc okazuję Ci szacunek. Zostałem tak wychowany. - wyjaśniłem, wracając do szykowania jedzonka. Rozgrzałem patelnię i ubiłem jajka.
- Przepraszam, Jin Hwan.
Słysząc przeprosiny Koo, wpadłem w szok. Czyżby po zobaczeniu mnie bez okularów, zmienił zdanie?
Przez to rozciąłem sobie palec, gdy kroiłem pomidora. Syknąłem, natomiast Jun poderwał się, stając obok mnie.
- Aua... - jęknąłem, robiąc minę.
Jun Hoe złapał mnie za nadgarstek. Widać było, że nie wie co robić? Zupełnie, jakby wpadł w panikę.
Wtem wsunął mój palec do swoich ust. Uniosłem brwi, rozchylając wargi, zarumieniony.
- Hyung, apteczka. - wyszeptałem.
Skinął czupryną, ciągnąc mnie w kierunku szafki. Jak zassał się na moim palcu, dostałem ciarek. Moje serce zaczęło bić szybkiej. Nieświadomie położyłem łapkę na jego zbudowanej klatce. W końcu wyciągnął ozdobny koszyk z lekami. Przeszliśmy bliżej zlewozmywaka. Wyciągnął mój paluszek, wsunął go pod chłodną wodę. Przygotował plasterek, po czym zakleił ranę.
- Dziękuję, hyung i wybaczam. - odezwałem się. Przytaknął, wracając na miejsce.
Po południu w mieszkaniu panowała cisza. Yun Hyeong miał spotkanie z rodzicami, zaś Ji Won umówił się z kumplami z roku. June również nie było słychać, więc z „nauką" przeniosłem się do pokoju dziennego. Zrobiłem konkretne notatki, ściągnąłem okulary i ułożyłem się na sofie. Potrzebowałem przerwy. Przymknąłem ślepka. Zrobiło się tak miło, że zasnąłem.
Z siłowni wrócił wysoki przystojniak. Zrzucił płaszcz, buty, po czym ruszył w głąb apartamentu. W salonie zastał śpiącego na kanapie Jin'a. Nie miał okularów, a jego koszulka podciągnęła się. Pierwszoroczniak przekręcił się na bok, układając się niczym dziewczyna z wypiętą pupą.
Student architektury odstawił torbę, ściągnął bluzę, zostając w samym podkoszulku. Podszedł do chłopaka, zagryzając wargę. Przykucnął, gapiąc się. W głowie pojawiły się nieprzyzwoite myśli. Naszła go ochota na scałowanie ciała przyszłego lekarza. Powstrzymał się. Wyciągnął koc i okrył go, po czym udał się do siebie. Wziął prysznic, przebrał się. Leżąc sobie, gapił się w sufit. Kurdupel cały czas wkradał mu się w myśli.
Kiedy się obudziłem, było już blisko wieczora. Z pokoju wyszedł Koo. Miał na sobie koszulę oraz jasne jeansy. Był na boso. Przeczesałem dłonią włosy. Wtedy domyśliłem się, że to on okrył mnie kocem.
- Wyspany? - zaczął, siadając przy moich nogach.
- Umm, tak. Dziękuję za koc, hyung. - wyszeptałem, choć bardziej brzmiało to jak pół głos.
- Nie ma za co. Nie zasypiaj prawie półnagi, bo będziesz chory. - rzekł, opierając się wygodnie.
- Hyung, mam koszulkę. - miauknąłem.
- Wszystko Ci się podciągnęło do góry i gumkę od bokserek było widać. - dodał ten dupek, zerkając na mnie.
- Dobrze.. ale ciepło, aż nie chce się wstać. - zmieniłem temat.
- To leżakuj. Nie bronię Ci.
- Hyung, a Tobie zawsze jest tak ciepło, że chodzisz na boso? - zapytałem.
- Tak, choć musze przyznać, że dziś jest wyjątkowo chłodno. Mogło by być już ciepło. - odpowiedział, zaś ja podzieliłem się z nim kocem. Na jego twarzy ujrzałem zdziwienie.
- Ogrzejesz mnie, że tak chętnie zapraszasz mnie pod koc? - palnął czarnowłosy.
- Nie ogrzałbym Cię. Mam za małe ciało, no i nie znamy się aż tak dobrze, bym Cię przytulił, hyung. - wyznałem.
- Skąd wiesz? Rozgrzałeś się pod kocem. Na pewno jesteś cieplutki. - ciągnął Jun.
- Przypuszczam, nie wiem. Moje ciało jest mniejsze od Twojego. Jesteś o głowę wyższy ode mnie, hyung.
- Przekonajmy się, Jin Hwan.
Po tych słowach przysunął się do mnie pod kocem. Ułożył się od strony oparcia, zaś ja byłem z brzegu. Buchało do niego ciepło.
- Hyung, sam jesteś gorący. - jęknąłem uroczo.
- Takie mam ciało. Chodź tutaj. - rzekł, przyciągając mnie do siebie. Położyłem łapkę na jego torsie. Przymknął oczy, obejmując mnie. To było przyjemne.
Bobby chyba miał rację co do niego, ale przeprosił mnie za bycie nie miłym. Może w nim też odnajdę przyjaciela???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top