💀i'll never trust you again {traitor!Kirishima}💀
— Kirishima. Dobrze wiesz, że jesteś zdrajcą, więc musisz zdobyć sobie moje zaufanie. Udowodnij swoją lojalność.
All for One wykonał nieokreślony gest ręką. To właśnie on przyjął Kirishimę w szeregi Ligi Złoczyńców, gdy Shigaraki chciał go zabić.
— Co mam zrobić, mistrzu? — Kirishima był uznawany za zbyt szczerego, by mógł zdradzić jakąkolwiek ze swoich stron. Teraz miał ochotę śmiać się tym ludziom w twarz, bo zdradził obie naraz.
— Przyprowadź tu osobę, którą kochasz i złóż w ofierze. Przyprowadź Katsukiego Bakugou.
Eijirou na chwilę oniemiał, ale już po niecałej sekundzie wrócił do normalnego w obecności All for One'a, służalczego wyrazu twarzy. Skłonił się nisko, a opuszczone włosy zasłoniły mu widok.
— Jak sobie życzysz, mistrzu.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie cierpiał i że nie może o tym powiedzieć Bakugou. Że musi zmierzyć się z tym sam.
*
Tego dnia, tak jak zresztą zawsze, wrócił do Bakugou i wsunął się do jego łóżka, gdy było już po północy i nikt nie mógł się doczepić, że Kirishima nie wrócił do swojego pokoju na noc.
Delikatnie pocałował Katsukiego w kark i objął od tyłu.
— Chciałbym ci jutro coś pokazać — wyszeptał z małym uśmiechem.
— Dobra, dobra, Eijirou, ale teraz weź już idź spać, co? I tak kazałeś mi czekać.
— Dobranoc. — Oparł głowę wygodnie na jego ramieniu i zaczął rozmyślać. Chciał zasnąć, ale wiedział, że póki nie przebrnie przez te obrazy, nie uda mu się to.
Przyszedł z własnej woli do siedziby Ligi Złoczyńców. Sam.
— A więc mówisz, że zrobisz wszystko, by go uwolnić? — zapytał Shigaraki swoim zwykłym cichym, znudzonym głosem. — W takim razie rób nam za wtykę w U. A. Wtedy twój kochaś wyjdzie sobie stąd cały i zdrowy. Przekonaj kogokolwiek, żeby ruszył na odsiecz z tobą i zmarkuj akcję ratunkową. Wierzę, że się spiszesz, Kirishimo Eijirou.
Nikt o tym wtedy nie wiedział; teraz zresztą też, ale często zostawiał gdzieś dość istotne informacje, dotyczące Ligi albo nawet samego All for One'a. Nie zdradził się nawet przed Bakugou. Nie mógł. Nie chciał, żeby z jego powodu groziło mu niebezpieczeństwo. Postanowił robić za podwójnego agenta na własną rękę, bez wsparcia i na razie doskonale sobie radził. Na razie.
Biorąc pod uwagę to, że miał być tylko informatorem, jeszcze nie miał okazji nikogo zabić albo torturować, jednak przez kilka dni był poddawany, jak to nazywał Tomura, "próbom". Miał patrzeć na torturowanych ludzi i nie odwrócić wzroku, a także się nie zdradzić, że przechodził przez traumę. I o ile pierwszego dnia miał koszmary, tak w kolejne coraz normalniej to znosił. Poza tym, nie krzyczał. Jedynie budził się co chwilę, ale miał przy boku Bakugou. On nie pytał; po prostu przytulal go do serca i mruczał coś w stylu "No już, Shitty Hair, wracaj spać...".
Po jego policzku spłynęła łza. Będzie musiał go zabić. Jeśli tego nie zrobi, Bakugou i tak zginie. A tak... Tak miał chociaż szansę spełnić jego marzenie — uratować świat od takich szumowin, jak Shigaraki.
Postanowił jak najlepiej wykorzystać tę noc, więc przylgnął do ciepłego ciała tak mocno, jak tylko mógł. Jeśli nie chciał dopuścić do śmierci całego U. A., musiał to zrobić. Jeśli miał zdobyć absolutne zaufanie All for One'a, nie miał wyjścia.
*
Następnego dnia była sobota, dlatego Kirishima wyciągnął Katsukiego z łóżka już o świcie. Zjedli szybkie śniadanie i ruszyli przez miasto. Po trzecim skręcie Ground Zero naprawdę nie wiedział, jak idą i jak mieliby wrócić, ale w zupełności zdał się na Kirishimę. Skoro z taką pewnością go tu ciągnie, musi wiedzieć, dokąd, no nie? Eijirou specjalnie tak się kręcił, właśnie dlatego, żeby jego ukochany nie miał pojęcia, dokąd idą i gdzie są. Nie chciał, żeby się bał albo próbował uciekać przed śmiercią.
— Oi, dokąd mnie tak prowadzisz, Shitty Hair? — mruknął Bakugou, ciągnięty przez Kirishimę w bliżej nieokreślonym kierunku.
— To niespodzianka, skarbie. — Serce go bolało, gdy wypowiadał te słowa, ale nie zdradził się niczym. — Kocham cię. — Przyciągnął go do serca i pocałował długo, słodko. Tak, żeby Bakugou nie mógł zorientować się w porę, co się dzieje. Z tymi bowiem słowami wepchnął go do magazynu, w którym miała dokonać się ofiara. Nie płakał. Jeszcze się naryczy.
— Eijirou?! Co to ma znaczyć?! — Odepchnął go od siebie i odsunął się pod ścianę.
— Wybacz mi, Bakugou.
Drzwi zostały od razu za nimi zaryglowane; w ręce Kirishimy rzucono gruby sznur. Zanim jednak Red Riot cokolwiek zrobił, rozwiązał bandanę i pozwolił czerwonym włosom opaść na twarz.
Powolnym krokiem podszedł do Bakugou, ale gdy był już przy nim, brutalnym, szybkim ruchem otoczył go sznurem i związał mu ręce za plecami.
— Puszczaj! — Bakugou zaczął się szarpać i nawet miał używać quirku, żeby się uwolnić, nagle dostrzegł, że cały magazyn jest ustawiony na dość słabych belkach. Pogrzebałby pod gruzami wszystkich, w tym siebie, gdyby spróbował uwolnić się wybuchem.
— Nie mogę. — Odwrócił go tyłem do siebie i zmusił do uklęknięcia. Gdy przekroczyli próg, zostawił za nim całą miłość, jaką go darzył. Wolał zostać przez niego znienawidzony niż do końca jego życia widzieć w jego oczach ból, strach i poczucie zdradzenia. Gdy Bakugou nie był już w stanie ustać, przywiązał do jego skrępowanych rąk także nogi i zacisnął mocno. Ground Zero znacznie zesztywniał; nawet się nie poruszył, od kiedy zrozumiał, że tkwi w sytuacji bez wyjścia.
— Bardzo dobrze, Kirishima. Jestem dumny — przemówił głęboki głos z cienia.
— W co ty sobie pogrywasz, Shitty Hair?!
Ten tylko silnym, bezlitosnym kopniakiem przewrócił go na plecy tak, że uda musiały go niemiłosiernie ciągnąć i nie był w stanie unieść głowy tak, by spojrzeć Kirishimie w twarz. Teraz Eijirou wypuścił białą bandanę z ręki i pozwolił jej opaść na ziemię.
Nie powiedział już nic więcej; po prostu sięgnął do wewnętrznej kieszeni w czarnej bluzie i wyciągnął z niej błyszczący śmiercią, długi nóż. W podszewkę miał wszytą pochwę, więc się przypadkiem nie zasztyletował. Jedną rękę położył na twarzy Bakugou i odchylił jego głowę, by mieć wolny dostęp do szyi. W serce mógł nie trafić i Katsuki umierałby nawet godzinami w cierpieniu. Odetchnął głęboko; nie wahał się. Uniósł rękę i opuścił ją szybkim ruchem, celując w szyję Bakugou. Nie odwracał wzroku.
Zrobił to za to Katsuki; sam odsłonił szyję, odwracając głowę i zaciskając oczy. Nie chciał patrzeć Eijirou, gdy będzie umierał. To będzie tylko chwilka, tak? Jedno szybkie cięcie i cały ten świat mnie nie obchodzi. Spięte dotąd mięśnie rozluźniły się w bezsilności. Bakugou wyglądał, jakby spał.
Ręka Kirishimy została powstrzymana tuż nad skórą biednego blondyna.
— Doskonale, Eijirou. Udowodniłeś swoją lojalność wobec mnie.
Bakugou nie mógł zrozumieć, jakim cudem jeszcze żyje. Przecież... przecież miał zginąć!
— Rozwiąż go — polecił All for One, co Kirishima natychmiast uczynił. Chociaż bardzo chciał, ie wyciągnął ramion i nie objął Bakugou, nie próbował go uspokoić.
— Masz trzy opcje, młody Bakugou. Dołącz do nas — All for One wyciągnął do niego zniszczoną dłoń. — wydaj swojego ukochanego i skaż go na śmierć albo zapomnij o wszystkim. Wybór należy do ciebie. — Odwrócił się i odszedł.
— Nigdy do was nie dołączę, pieprzone ścierwa! — wydarł się, ale głos wyraźnie mu się załamał. Ciągle był wstrząśnięty tym, że Eijirou, jego ukochany Eijirou mógł podnieść na niego rękę. On naprawdę chciał go zabić.
Sam jednak nie potrafił skazać go na śmierć.
— Idziemy, Kirishima — odparł zimno, chwytając Kirishimę za rękę z nożem i niemal natychmiast mu go wyszarpnął, nie przejmując się krwią, którą pokryła się jego dłoń, gdy zacisnął palce na ostrzu.
Wypuszczono ich i dopiero kilka ulic dalej Katsuki przyparł Eijirou do muru.
— Co to miało być?!
— 'Suki, ja ci to wszystko wytłumaczę! Wszystko ci wytłumaczę, przysięgam!
— Nie wierzę ci. — Te słowa były jak nóż. Przecięły serce Kirishimy na pół. — Byłeś kimś, kogo kochałem, komu ufałem, na kim mi zależało. I wiesz co? Wciąż cię kocham, wciąż mi na tobie zależy, ale już nigdy w życiu ci nie zaufam. Żyj z tym.
Kirishima nie potrafił odpowiedzieć. Ostatecznie niczego nie wytłumaczył.
*
Wciąż spali w jednym łóżku; Bakugou było zbyt zimno, ale nie spali już tak, jak zawsze. Plecy Katsukiego ściśle przylegały do ściany, a pod poduszką tkwił nóż. Jeśli chcesz mnie zabić, to przynajmniej patrz mi w oczy. Nie dam zajść się od tyłu.
Kirishima akurat leżał wtulony w jego pierś. Miał związane przez Bakugou ręce, ale uznał, że jeśli ma dać mu to komfort, może to znieść.
— A teraz się tłumacz.
— A-ale... mówiłeś, że mi nie uwierzysz?
— Może i nie uwierzę, ale każdy pieprzony zbrodniarz ma prawo próbować się usprawiedliwić.
I Kirishima opowiedział mu wszystko; od jego odbicia, przez propozycję, grę na dwa fronty i wymuszenie okazania lojalności przez zabicie go, do czego ostatecznie nie doszło.
— Miałem zabić właśnie ciebie, bo to ty jesteś osobą, na której najbardziej mi zależy. Jesteś osobą, którą kocham nad życie.
— Nad życie?! Ciekawe czyje!
— Gdybym się nie zgodził, i tak byś zginął, prawdopodobnie torturowany przez Ligę Złoczyńców. Widziałem kilka takich egzekucji i uwierz mi, że nie chciałbyś tak zginąć. A tak... tak mogłem przynajmniej przyczynić się do spełnienia twojego marzenia. Od kilku miesięcy anonimowo przekazuję informacje o Lidze dyrekcji szkoły i nauczycielom. Owszem, zdradzam także trochę informacji z naszego podwórka, ale nie na tyle dużo, by ktokolwiek mógł się czegokolwiek domyślić tutaj i żeby jakkolwiek zagroziło to uczniom. Chociaż spróbuj mnie zrozumieć...
— Masz ostatnią szansę, Eijirou. Jeszcze jedno potknięcie i nie żyjesz, rozumiesz? Własnoręcznie cię kurwa zajebię i wypatroszę.
Kirishima zdecydowanie wziął sobie tę groźbę do serca, ale Bakugou już nigdy nie odwrócił się do niego plecami i nie był w stanie wydusić z siebie "ufam ci". To było po prostu za dużo.
1562 słowa
Mówiłam, że w końcu będzie angst? MÓWIŁAM. I KURWA JEST. BOLI, ALE JEST.
16.01.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top