fuck this shit i'm out

Bakugou obejrzał się na pustą połowę łóżka. Zacisnął palce na kołdrze i zwinął się w kulkę. Minał już tydzień, odkąd nie było przy nim Kirishimy, a on już nie mógł wytrzymać.

Nie mógł spać, nie mógł jeść, pustka go przytłaczała i atakowała każdej nocy. Pustka i chłód. Brał kolejne to koce i kołdry, ale nic nie pomagało.

Masz pracę!, mówił głos rozsądku.

— Pierdolić ją.

Masz tu przyjaciół!

— To też pierdolić.

Obiecałeś matce zaopiekować się psem!

— Myślisz, że to mnie powstrzyma? — Wygrzebał się z łóżka. — Jesteś serio naiwny.

Wziął jedynie plecak z butelką wody i zamknął drzwi. Po dwóch minutach był już w drodze na samolot.

*

— Myślałeś, że wylatując do Kalifornii się mnie pozbędziesz? Uroczo — parsknął, opierając się o framugę drzwi wynajętego przez Kirishimę mieszkania.

— 'Suki?! Co ty tu robisz?! — Eijirou aż upuścił szklankę z sokiem, aż rozlała się na białych kafelkach kuchni. Nie widział co prawda swojego męża, ale znał ten głos tak dobrze we wszystkich tonach, że nie mógłby się pomylić. Olał biedny sok, w duszy jedynie ciesząc się, że ostatecznie nie wybrał wódki i ruszył do drzwi, by rzucić mu się na szyję.

— No już, już, wpuść mnie raczej do środka — parsknął Bakugou, poklepując go po plecach.

— Wiedziałem, że prędzej czy później nie wyrzymasz, ale nie sądziłem, że tak szybko!

— Pieprzona niespodzianka, Eijirou.

215 słów

Szaleję z tymi fluffami

16.01.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top