Rozdział 7 cz.1

Wesłem do klasy spuźniony.

- Dzieńdobry przepraszam za spuźnienie!- stałem w miejscu jak kołek czekając aż nauczyciel od matematyki pezemówi. Był to dziadek już łysy i w okularach. Powinien przejść na emeryturę.

- Dobry, dobry Black idź usiądź- wow! Był dla mnie miły. Może, dlatego że wszyscy już wiedzą o tym, że trafiłem fo szpitala, ale nikt nie wie w jaki sposób.

Ruszyłem się i podreptałem do ostatniej ławki, w której siedziała już Kou.

- Hej- uśmiechnąłem się do niej.

- Cześć- odwzajemniła uśmiech- jak się czujesz?

- Da się żyć- odpowiedziałem- widziałaś dziś Willa?

Sam nie wiem dlaczego zapytałem o niego. Chciałbym być przy nim ciągle. Chciałbym go do siebie przytulić. Nie jestem gejem! Jestem chyba bi...

- Aaa...ale on wcale mi się nie podoba!- poczochrałem sobie włosy.

Teraz dobie uświadomiłem, że powiedziałem to na głos, a w mojej wypowiedzi nie było ona tylko on. Boże ratuj mnie!

- Niektóre rzeczy warto zachować dla siebie Black- upomniał się nauczyciel.

* dzwonek na przerwę*

Wyszliśmy z klasy, a Kou odrazu zaciągneła mnie na koniec korytarza tam gdzje nikogo nie było. Nadal byłem czerwony. Teraz w klasie pewnie myślą, że jestem gejem! O nie! Tragedia!

- Oli jakiej orientacji jesteś?- zapytała mnie.

- Jestem...jestem bi!

- To, który ci się podoba?- patrzyła na mnie jak pedofil.

- Nie który tylko która- poprawiłem ją.

- A w klasie słyszałam coś innego- zabije,zabije ją!

- Żaden!- krzyknąłem cichaczem.

- Może Will...- właśnie książe do nas podszedł.

- Co ja?- uśmiechnął się.

Dzwonek***

Siedziałem na nudnej lekcji historii. Gezz ile jeszcze? To moja ostatnia dziś lekcja, ale ciągnie się nieubłaganie długo. Siedziałem ze swoimi myślami kilka minut gdy nagle...

- Panie Black- zwróciłsię do mnie bubr (tak w szkole go nazywają)- w, którym roku wybuchła pierwsza wojna światowa?

- Wiem, kiedy druga, ale pierwsza to nie wiem- przyznałem.

- No właśnie to niech pan słucha, a nie myśli o niebieskich migdałach.

Nie wiedziałem, że Will jest niebieski. A jakby był posypany migdałami to schrupał bym. A do cholery o czym ja myśle! Czytałem kiedyś jedno yaoi i było tam, że jeżeli jeden chłopak myśli dużo tym drugi to znaczy, że jest zakochany. Ja wcale nie jestem w nim zakochany. Trzeba pogadać z Kou!

* po lekcjach*

Rozmawiłem chwile z Kou i wszystko sptowadziło się do jednego, że kocham Willa. Nie wiedziałem, że w życiu skończe jako gej. A w tej chwili jego łaskawa mość odprowadza mnie do domu.

- Jak się czujesz? Nie boli cie nic?- zapytał z troską.

- Trochę- zaczęło padać gratem. Dobrze, że akurat stoimi przed moim blokiem- choć!

***

Zrobiłem nam obiad i posprzątałem trochę.

- A więc...może inaczej- budował odpowiednie zdanie- pamiętasz jak ciągle pytałem się ciebie o to kto ci to zrobił?

- Dobra powiem ci- poddałem się- pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Nikomu nie powiesz- odpowiedział mi skinięciem głowy- to ojciec...od kąd pamiętam...

To na razie tyle dokończe jutro. Dobranoc.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top