Rozdział 4
Minął mój "piękny" weekend! Wywlokłem się z łóżka i z twarzą zombie ruszyłem do łazienki. Odkręciłem ciepłą wodę i wszedłem pod prysznic oblewając się ciepłą wodą.
Po umyciu się i ubraniu w mundurek zszedłem na dół, gdzie zastałem oczywiście pijanego skurwiela. Jeszcze tylko trzy dni.
***
Drugi dzień szkoły, a ja już nie lubię swojej klasy. Siedziałem w ostatniej ławce i wpatrywałem się w przechodzące obok mnie osoby. Emo, emo, kujon, emo, kujon, kujon, różowo włosa [media], która do mnie podeszła.
- Hej. Jestem Kou, a ty? - usiadła obok mnie w dwu osobowej ławce.
- Oliver- uśmiechnąłem się. Może w końcu postaram się z kimś zaprzyjaźnić?
- Biologia to mój jeden z ulubionych przedmiotów- oparła łokcie o ławkę.
- T-ta też lubię biologie, ale najbardziej lubię wf- wypakowałem biologie za trzy minuty dzwonek na pierwszą lekcje.
- A w co lubisz grać?- też zaczęła wyjmować książki.
- Siatkówka, piłka nożna, ringo. To są moje ulubione, ale najbardziej lubię siatkówkę- podrapałem się po karku. Aby tylko nie zabrakło tematu.
- Eee...nie lubię siatkówki. Znaczy...nie, że nie lubię. Sama nie lubię grać w siatkę, ale uwielbiam patrzeć jak inni w nią grają. Ringo bardzo za to lubię! Piłkę nożną też, można się wyżyć- zaśmiała się- lubisz pływać?
- Emm...pływam tylko dowolnym.
- Aaa...fajnie masz. Potrafię pływać tylko na plecach- założyła nogę na nogę.
Lekcja minęła fajnie. Dowiedziałem się nieco o Kou i poznałem nowe osoby. Nie miałem dużego problemu, żeby się zakolegować z tymi normalnymi w klasie. Oczywiście nikogo nie obrażam. Emo jak emo. Kujon jak kujon.
- Co teraz mamy?- obudziła mnie z transu przemyśleń Kou.
- Historie- jeszcze kiedyś lubiłem historię, ale potem mi się znudziła.
Poszliśmy na historię razem z Kou, Rinem- czarno włosy chłopak o niebieskich na lód oczach brat Kou. Kou i Rin są z Japonii- Dawidem i Klarą. Po drodze oczywiście... spotkałem Willa. Postanowiłem unikać go jak ogień wody.
- Hej- pomachał do nas ręką- co tam?
- O cześć Will- powitała go Klara- spoko jakoś leci, a u was?
- Tak samo. Nauczyciele nic się nie zmienili- podrapał się po głowie.
- Ale ty raczej nie powinieneś mieć z nimi kłopotów- wtrącił się Dawid.
- No tak prawda- teraz jego wzrok utkwił się na mnie...
***
Ostatnia lekcja. Plastyka. Koffam plastykę. Właśnie teraz zaliczyłem face plama ja nie mam talentu plastycznego. Rysuje obrzydliwie. Proszę nie patrzeć!!
A jak już to się nie śmiać!
- A więc moi drodzy uczniowie- zaczęła nauczycielka, a Kou do mnie coś podmruczała pewnie każe narysować nie wiadomo jakie arcydzieło a ja na to Kou nie przesadzaj nie może być, aż tak źle- dziś narysujecie krajobraz.
Rozdała kilka kartek z krajobrazami i po trzy kartki na ławkę. Ławki są trzy osobowe. Siedzę z Kou i Rinem.
- Nie będzie trudne- odezwał się Rin i wybrał krajobraz.
Lekcja minęła... Tak bardzo się zaangażowałem. I dużo myślałem o Willu. Ale czemu? Dlaczego akurat o nim?
Wracałem do domu. Zatrzymałem się dopiero na przestanku autobusowym. Kou i Rin jechali 34, a ja jadę dopiero 63. Mam pół godziny czekania. 34 właśnie podjechała.
- Pa Oli- pomachała mi Kou i Rin.
- Pa Rin. Pa Kou-chan!
Kiedy odjechał autobus ktoś złapał mnie z tyłu za ramię. Odwróciłem się natychmiast. To był...Tom...z gimnazjum...mój dręczyciel.
- Widzę, że idiota znalazł sobie przyjaciół- uśmiechnął się szeroko ukazując szereg o dziwo białych zębów- wiesz czego chce?
- Nie olśnij mnie- patrzyłem przed siebie.
- Jak zawsze tępy. Czego mogę chcieć? To jasne, że kasy!- popchnął mnie. Zaryłem twarzą w beton.
Złapał mnie za kołnierz białej koszuli i podciągnął do góry. Teraz uderzył mnie w brzuch. Upadłem znów na zimny beton, a z ust wyplułem krew. Następny cios był kierowany w moją twarz, ale ktoś zatrzymał go. Spojrzałem w górę na mojego wybawcę był to naprawdę wkurwiony Will. Kto by się spodziewał.
Will wykręcił rękę Tomowie i uderzył pięścią w brzuch, a następnie kopną. Tom uderzył w twarz Willa. Moje serce prędzej zabiło...nie chciałem patrzeć na to co się dzieje, ale musiałem. Stanąłem między nich każąc natychmiastowo przestać. Bałem się o Willa. Dlaczego?
Tom uciekł grożąc przy tym, że się zemści. Will był w krwi i miał podpuchnięty policzek. Ojca pewnie nie ma w domu. Trzeba mu pomóc.
- Choć do mnie- powiedziałem i podszedłem do nadjeżdżającej 63-pomogę ci wrócić do poprzedniego stanu...jeżeli to będzie możliwe.
Wsiedliśmy do autobusu.
- Dla ciebie zrobię wszystko- oblałem się rumieńcem- dla mojego s...
Autobus się nagle zatrzymał, a my prawie poupadaliśmy.
Mam nadzieje, że miło się czytało.
A i przepraszam a wszelkie błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top