Rozdział 22- OST

No misiaki dobrneliśmy do końca z tym opowiadaniem. Druga część nazywać się będzie...
-------------------------------------

Wstałem szybko z łóżka i zacząłem poganiać Willa. Poszedłem do łazienki i dokładnie się umyłem. Wszedłem do pokoju i zacząłem przebierać w ciuchach. Ostatecznie wybrałem czerwono-zieloną koszulę w kratkę i czarne  rurki. Will był ubrany w zwykły t-shert z dużym napisem LIFE, a na niej miał czarny sweter. Dolną część jego ubioru stanowiły granatowe rurki i czarne skarpetki.

- Przypudruj nosek- uśmiechnął się.

Podszedłem do niego i stanąłem na palcach. Moje usta delikatnie dotknęły noska Willa, a ten się zarumienił.

- Choć Alan ma po nas przyjechać- złapał moją dłoń i splutł nasze palce.

- Kocham cie! Myślałem, że będziemy musieli autobusem jechać- uśmiechnąłem się szeroko.

- Tylko podobno ja nie wiem gdzie to jest! Dlaczego!- odwrócił głowę udając, że się obraził.

- Niespodzianka- wziąłem jego policzki w moje dłonie. Przybliżyłem swoją twarz do jego. Pocałowałem go namiętnie, a zarazem delikatnie. Nasz pocałunek był przepełniony miłością i delikatnością.

**w samochodzie**

Siedziałem z tyłu razem z Willem. Na przodzie siedział Alan i Dawid.

- Włącz radio- mruknąłem niezadowolony, bo straszne nudy.

- Już, już nie rozczulaj się tak- cała trójka zaczęła sie śmiać, a ja spaliłem buraka.

- Wcale się nie rozczulam!- krzyknąłem na nich zły, ale nie usłyszeli bo puścili muzykę na fula.

Zabije ich kiedyś...potne!!!!

*na imprezie*

Tańczyłem tyle ile miałem sił, a nawet jak nie miałem sił. Byłem już po trzech piwach, a Will pięciu więc w głowie i tak mu się poprzestawiało.

- Choć!- krzyknęła do mnie Kou.

Napoczątku tańczyliśmy dziko, a potem już spokojnie. Po kilkunastu minutach poszliśmy do stołu. Szkoda, że w tym roku nie ma śniegu.

- Kiki już zaciągnęła twojego chłopaka na parkiet- wskazała palcem na parę tańcerzy.

Kiki była to blondynka w średnim wzroście chyba o dwa centymetry ode mnie mniejsza. Will był trochę podpity, a przecież jest dopiero 21.

**22:47**

- Ludzie gramy w butelkę!- krzyknął Alan.

Wszyscy usiedliśmy w kręgu. Siedziałem obok Kou i Willa. Jako, że Alan pierwszy zaproponował grę to pierwszy kręcił. Czubek butelki wskazał na dużą dziewczynę.

- Pocałuj się z Kiki- zaśmiał się władczo Alan.

Rudowłosa nic nie mówiąc podeszła do blondynki i złożyła na jej ustach pocałunek. Pięć sekund później wróciła na miejsce i zakręciła. Butelka wskazała na Willa. Dziewczyna zaśmiała się diabelsko.

- Wejdź na tato drzewo- pokazała drzewo palcem- i zdejmij koszulkę i wymachuj nią śpiewając piosenkę Justina Bimbera.

Will zaczął wdrapywać się na drzewo. Z zdjętą koszulką zaczął śpiewać piosenkę Bimbera, a my sraliśmy ze śmiechu. To wyglądało tak komicznie.

Graliśmy jeszcze długo w tą butelkę na zegarach była już godzina 23:26. Butelka nie zatrzymała się ani razu na mnie. Aż wkońcu cud. A osoba, która dawała mi zadanie była Kou, która chwilę temu całował się namiętnie przez 30 sek ze swoim bratem.

- A więc- zaczęła- rozbierz się i stań w kółku i zachowuj się jak striptizekra.

Pojebało ją! Oczy wszystkich skierowały się ns mnie. A wzrok Willa mówił nawet nie próbuj. No cóż nie jestem cykor i tchurz więc zacząłem robić zadanie. Ktoś puścił muzykę dzięki czemu było mi łatwiej wykonać zadanie. Po skończonym zadaniu cały zażenowanie wróciłem na miejsce. Kiedy chciałem już zakrecić butelką oczywiście odezwała się jakaś dziewczyna.

- Zaraz nowy rok choćmy- wstała.

Czemu!? Ja się pytam czemu!!!!

**23:59**

Została minuta. Przytuliłem się do Willa, a ten pocałował mnie w czubek nosa. Fajerwerki wgstrzeliły, a potem następne u następne i tak przez godzinę.

- Szczęśliwego nowego roku- krzykneliśmy wszyscy naraz.

** godzinę później**

(piosenka z medi do tej chwili)

Księżyc odbijał się w tafli jeziora. Woda lekko płynęła. Wiatr rozwiewał moje włosy, a moje niebieskie oczy były zwrócone ku niebu, które było zasiane gwiazdami. Will patrzył na mnie swoimi zielonymi oczkami przytulając się do mnie.

- Kocham cie- wyszeptał mi do ucha.

- Ja ciebie też- mocniej się w niego wtuliłem- nawet nie wiesz jak bardzo.

Światło księżyca oświetlało całe to miejsce. Zapach drzew unosił się w powietrzu. Nagie drzewa poruszał chłodny wiatr z zachodu.

- Pamiętasz jak wróciłem wtedy trochę wkurzony do domu?- zapytał mnie.

- Tak- odpowiedziałem patrząc na jego twarz, a potem na jego piękne niczym zielone diamenty oczy.

- Zadzwonili do mnie rodzice- spuścił głowę wtulając ja w mój obojczyk- mama chce zrobić, ze mnie modela i będę musiał nie długo wyjechać.

Stop! Pauza! Co!? Wyjechać?!


I oto koniec pierwszej części.

...Always you love me

Dziękuje wszystkim za czytanie tego opowiadania. Za wszystkie gwiazdki, cudowne komentarze i wyświetlenia!

Piosenka -Obiecuje ci

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top