Rozdział 20
Nie no mam focha...
Jak foch to foch...
----------------------------------------
Siedziałem na kanapię w salonie i oglądałem TV. Kiedy drzwi się otworzyły wpatował i skierował się odrazu do pokoju. Szybko pobiegłem za nim.
- Misiu co się stało?- złapałem go za ramię.
Odwrócił się do mnie. Na jego twarzy jest wymalowana wściekłość.
- Chce być sam!- krzyknął na mnie i odtrącił moją rękę.
- Ale misiu...- złapałem za klamkę zanim zamknął za sobą drzwi.
- Powiedziałem!- zatrzasnął drzwi przed moi nosem.
Nie no tak to być nie będzie! Żaden cham nie będzie mi przed nosem zamykał drzwi i krzyczał na mnie, kiedy ja jestem miły.
Wróciłem do swojego pokoju zapadając w głęboki sen.
***
Dziś jest sobota więc nie muszę się martwić. Tak wogóle odrazu po 25 musieliśmy do szkoły, a wczoraj był 28. Po sylwestrze mamy aż dwa tygodnie wolnego, a potem jeszcze ferie od 24 stycznia. Zszedłem na dół i poczułem przepiękny zapach naleśników.
- Cześć kochanie- przywitał mnie Will- głodny?
Nie odezwę się do niego mam focha. Jak tak ma zamiar ze mną postępywać jak wczoraj wieczorem to niech się wali.
Podeszłem do lodówki i wyjąłem potrzebne składniki na kanapki. Kanapka z pomidorem mniam.
- Oli kochanie?
- Nie zdrabniaj mojego imienia i nie mów do mnie kochanie!- krzyknęłem na niego.
- Masz okres?- zapytał odrobinę zmartwiony.
- Sam masz! Sprawdź czy ci nie przecieka!- fuknąłem.
Ubrałem się i zszedłem na dół. Założyłem buty i kurtkę. Will próbował mnie zatrzymać. Błagał i przepraszał. Mam go w nosie!
---***
Wróciłem dopiero pod wieczur i udałem się spać. Will jeszcze próbował że mną rozmawiać, ale ja go wyprznełem z mojego pokoju i zamknąłem drzwi na zamek.
- Dobeanoc McDonaldzie!- krzyknąłem do niego.
Mam focha...phiii...Oliver ma mój charakter nie dziwię się mu, że tak postąpił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top