Prolog

Siedziałem tak jak zawsze na łóżku skulony, gdy miał przyjść ojciec. Nie chce przyjść z podbitym okiem i od razu zrobić złe wrażenie w nowej szkole. Nie jestem dobrym uczniem, ani synem. Ojciec przyjeżdża na tydzień minimum dwa i wyjeżdża zostawiając mnie samego sobie. Ojciec nigdy mnie nie kochał, a mamy nie znam. Nawet nie wiem czy żyje, ale jej nie nienawidzę zostawiła mnie z nim! Tak zachowuje się prawdziwa matka?!

Drzwi się otworzyły. Pewnie znów jest pijany. Nie wyjdę z pokoju, dopóki nie zawoła. Wole się pijakowi nie narażać. Ojciec powoli i chwiejnie zdejmował buty. Teraz wiesza kurtkę i...

- Oliver- wrzasną ojciec pijak- choć tu do mnie!

Posłusznie poszedłem na korytarz, w którym czekał ojciec. Z każdym krokiem bałem się jeszcze bardziej. W końcu stanąłem przed nim. Złapał mnie za kołnierz mojej czerwono-zielonej koszuli i walną o ścianę. Zasyczałem z bólu. Ścisnąłem dłonie w pięści modląc się, aby skończyło się to jak najszybciej. Kolejne ciosy nadchodziły, ale były coraz słabsze. Wali w brzuch i nogi. Cieszyłem się, że przynajmniej twarz została ocalona mimo, iż była mokra od moich łez.

Ojciec opadł na podłogę i zasnął. Muszę go teraz zatachać do jego pokoju, bo potem będę miał nieprzyjemności. Podciągnąłem go w górę i poszedłem korytarzem. Mamy dość spore mieszkanie. Ojciec ma własną firmę.

Stanąłem przed schodami i wypuściłem powietrze z płuc,aby móc wziąć głębszy.

Udało mi się tego skurwiela zatachać po schodach. Otworzyłem drzwi wykonane z czarnego drewna i położyłem go na dużym białym łóżku stojącego po środku prawej ściany. Centralnie na środku pokoju stoi duże biurowe biurko wykonane, z tego samego drewna co drzwi. Za biurkiem znajduje się balkon oświetlający całe pomieszczenie blaskiem księżyca. Po lewej i prawej stronie stoją szafki, regały i inne meble też wykonane z czarnego drewna.

Wyszedłem z jego pokoju i podreptałem do swojego. Po przekroczeniu swojego progu od razu zamknąłem brązowe drzwi. Mój pokój wyglądał zupełnie inaczej. Miałem brązowe biurko stojące po lewej stronie, a po prawej stronie w rogu stało łóżko nad, którym było okno, mój obraz na świat. Nie wychodziłem z domu chyba, że po zakupy, albo do szkoły. Nie mam przyjaciół, ani kolegów. Nie mam nikogo. W szkole byłem odludkiem i pośmiewiskiem. Wystarczyło, że pisałem a oni się ze mnie śmiali. Nie jestem brzydki, ani przystojny wyglądam tak jak każdy normalny nastolatek.

Chce żyć. Dlatego jeszcze się nie zabiłem, ale się tnę. Mam kilka brzydkich blizn na rękach, nie tak dużo tylko kilka. Codziennie rozmyślam o wielu rzeczach, ale nic mi to nie da jeżeli nie zacznę działać. Jestem za słaby.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top