Jemioła

Zrzucenie bomby było w tym położeniu działaniem nieuniknionym i absolutnie koniecznym dla dobra związku – usprawiedliwiał się oskarżony podczas rozprawy sądowej rozgrywającej się w czeluściach jego głowy.

Buteleczka jogurtu pitnego, z premedytacją wypuszczona z rąk srebrnowłosego, potoczyła się po podłodze aż pod nogi zaskoczonego bruneta.

Yuuri prychnął. Victor prychnął. Prychnęła również pechowo przechodząca obok ekspedientka marketu, która zmierzyła dwóch szkodników bazyliszkowym wzrokiem, postanawiając od tej pory bacznie ich obserwować. Bo co z tego, że twarz jednego z nich reklamowała w telewizji dostępny do kupienia kilka regałów dalej szampon do włosów, a pucołowata buźka drugiego błyszczała na co drugim magazynie plotkarskim? Po tym, jak trzy dni wcześniej pyskaty blondyn – idol rozwydrzonych nastolatek i (o zgrozo!) jej wnuczki – zrobił bajzel w dziale zwierzęcym, wolała mieć oczy dookoła głowy.

Japończykowi jakimś cudem udało się przyzwyczaić do zmiennych humorków narzeczonego, ale przyzwyczajenie nie zawsze oznaczało akceptację, a wspomniana akceptacja szła w las, gdy tylko rzadki, gniewny błysk rozjaśniał czekoladowe tęczówki. Yuuri, ucieleśnienie boskiego spokoju i cierpliwości, schylił się i podniósł produkt, po czym automatycznie wrzucił go do sklepowego wózka. Spojrzenie, jakie posłał Victorowi, wyrażało zaskakująco mało i z całą pewnością nie mówiło nic rodzaju „Gdybyś był sprzedawany na sztuki, wziąłbym kredyt i nie pozwolił, by ktokolwiek inny mógł cię mieć" ani nawet banalnego „Masz rację, Kochanie, jogurt truskawkowy będzie lepszy".

– Wstydzisz się.

– Nie wstydzę się, Victor – zaprzeczył, bardziej skupiając się na sprawdzaniu składu serka niż na słowach jęczącego mu nad uchem mężczyzny. Jeśli tak miał przebiegać ten cały „zacieśniający więzi shopping", jak to określił wesoło Nikiforov, przekonując go do wyjścia z domu, Katsuki wolał odesłać genialnego pomysłodawcę do dalszej części galerii. Zmęczony, znudzony i zdesperowany był w stanie nawet uciec się do zagrywki typu „Czy to nie w tamtej drogerii miały być przeceny na odżywki do włosów?" lub skuteczniejszej i jednocześnie bardziej niebezpiecznej: „Chciałbym kiedyś zobaczyć cię w czerwonych slipach". Wszystko, byleby choć odrobinę odpocząć.

– Tylko jeden buziak! Słowo trenera! – zadeklarował, nie odpuszczając, i przycisnął dłoń do serca.

Bruneta aż drapało w gardle od chęci przypomnienia trenerowi od siedmiu boleści, jaki finał w większości przypadków miał ten jeden buziak i w ogóle – wymienienia obietnic, które sklerotyk złożył, a o których zapomniał już na następny dzień (jak chociażby ta nieszczęsna wizyta profilaktyczna u okulisty, na którą modniś ostatecznie nie poszedł), ale zamiast tego jedynie pokręcił niemrawo głową, co było równoznaczne z zakończeniem tematu.

– Yuuriii, moya lyubov, moye zoloto... – wymruczał, decydując się na wykorzystanie niezawodnej taktyki, której opracowania sam diabeł by mu pozazdrościł. Stworzona do kuszenia niewinnej duszy. Grzeszne ręce sukcesywnie oplatały się wokół talii zaskoczonej ofiary, czubek nosa zachłannie badał skrawki odsłoniętej szyi. Nawet przybladła malinka, która sprytnie próbowała odwieść jego myśli od głównego planu, nie miała w sobie tyle mocy, aby powstrzymać szalejącą bestię. – Pod jemiołą powinno się całować – ciągnął marudnie, aż nie dostał opakowaniem masła w łeb.

Yuuri uwolnił się z demonicznych sideł i popatrzył – najpierw na twarz ukochanego, później na kurczowo ściskany przez jego pięść liściasty powód narzeczeńskiej sprzeczki, a zaraz znowu na zawiedzione niebieskie oczy, pod których ciężarem spojrzenia w końcu uległ. Ciepłymi dłońmi pogładził delikatnie aksamitne policzki Victora i prowokacyjnie nawilżył językiem malinowe usta, które, nie drażniąc się dłużej, złożyły na swoich rosyjskich odpowiedniczkach niepewny, a mimo to nadal czuły i przepełniony miłością, pocałunek.

I nieważne, że przypadkowa klientka na ten widok aż przystanęła i wypuściła z rąk paczkę makaronu.

Nieważne, że był środek wiosny.

Ani tym bardziej nieważne, że wspomniana wcześniej jemioła była niczym innym, jak zwykłą pietruszką z działu warzywnego.

Kochać trzeba cały rok.

______

29 kwietnia  2018

Opublikowane ponownie 5 lipca 2022, od 19-letniej dla 15-letniej Ner, która na to zasłużyła.

Notka:

Puk, puk! Jak zwykle – mam cichą nadzieję, że ten krótki one-shot przypadł Wam do gustu. ('ω`*)

• Dawno nic nie publikowałam, ale nie jest to jednoznaczne z tym, że nic nie piszę. Powoli wcielam w życie plan książki Victuuri AU, jednak, czerpiąc mądrość z doświadczenia, nie biorę się od razu za publikację. Moje nastawienie jest dość sceptyczne. :')

• Usunęłam pierwszego one-shota ze zbioru. Nie podobał mi się.

Życzę wszystkim udanej majówki! ^__^

____
Ok. 580 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top