5

- Patrzcie co tu mam! - zawołał podczas zachodu słońca Niall, pędząc w nasza stronę po tym gdy schował za siebie coś co wyniósł z vana.

Wszyscy siedzieliśmy dookoła rozpalonego przeze mnie i Harry'ego ogniska od kilku godzin wysłuchując komentarzy na temat tego jak byliśmy niedyskretni znikając na tak długi czas w lesie.

Słońce już zachodziło, co bardzo nas zaskoczyło. Musieliśmy zrezygnować z wyprawy nad wodospad. Zamiast tego zaczęliśmy przyrządzać kolację nad ogniem. Wszyscy już zjedliśmy po kawałku mięsa i teraz opiekaliśmy pianki.

- Skąd wytrzasnąłeś zielsko, Horan? - spytał Liam, naciągając na swoje kolana koc.

- Nakradłem trochę od kumpla parę dni temu i przypomniałem sobie o nim, gdy pakowaliśmy nasze rzeczy nad jezioro - szczerzył się, pokazując nam kilka skrętów.

- Niezłe zapasy - skomentowała Caroline, zdejmując swoją kij z ognia, by sięgnąć po podpieczoną piankę. W tym samym momencie zauważyłem, że moja pianka jest już gotowa, a Harry fuknął w złości, bo ta jego wciąż nie była wystarczająco dobra.

Podałem mu swoją na otwartej dłoni, a on w zamian podarował mi piękny uśmiech, porywając przekąskę.

Sięgnąłem do opakowania z piankami pod czujnym spojrzeniem Liama. Widziałem nawet, że chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie obok mnie rozsiadł się blondyn ze śmierdzącą marihuanną w jednej ręce oraz zapalniczką w drugiej.

- Ja chcę zapalić z kimś na pół - odezwał się Harry, dmuchając w swoją piankę. Niall zaciągnął się skrętem z błogim uśmiechnę wypuszczając dym z ust.

- Masz stary. To jest taakie dobre - zachichotał, podając Haroldowi jointa.

- Louis, ty spalisz ze mną? - spytał Liam.

- Mogę - odpowiedziałem chętnie, przez co cała grupa spojrzała na mnie zdziwiona. - Może tym razem nie będzie aż takie obrzydliwe.

- Więc odpalaj - Liam rzucił we mnie skrętem i zapalniczką.

- Trzymaj - podałem Harry'ego patyk ze swoją nabitą pianką. Odpaliłem jointa za pomocą zapalniczki i skrzywiłem się nieznacznie. - Wciąż smakuje jak gówno, ale nie tak złe gówno.

- Poczekaj tylko - mruknął Niall. - Jak tylko popalisz trochę i zacznie działać będziesz chciał jarać już dwadzieścia cztery na dobę.

- A ja dzisiaj nie będę palić - oznajmiła Caroline. - Właściwie już się położę. Trochę gorzej się czuję.

- A co ci jest? - uśmiech Nialla momentalnie zniknął z jego twarzy, gdy spojrzał na szatynkę z troska. Uśmiechnąłem się delikatnie, patrząc przy tym na Harry'ego.

- Po prostu boli mnie głowa od zbyt wielu emocji i wrażeń - ziewnęła dyskretnie, podnosząc się przy czym obciągnięła swoją luźną, białą suknię w dół. Dała szybkiego całusa w policzek Nialla i pognała do namiotu.

Chłopak westchnął, nim kolejny raz się zaciągnął, patrząc przy tym tęsknie na namiot, do którego weszła dziewczyna.

- Ale wy obydwoje jesteście kurwa głupi. - odezwał się Liam.

- Huh? - mruknął, gdy wepchnąłem do swoich ust piankę. - O ci ci chodzi, Payno?

- O to, że jesteście już dorośli, a zachowujecie jak pieprzeni gimnazjaliści czy licealiści - przewrócił oczyma.

Niall przewrócił oczami. - Mi i Caroline pasuje to, jak wygląda nasza relacja - wzruszył ramionami, a Harry zachichotał pod nosem. - Masz coś do dodania, Styluwa?

- Ja uważam tak samo jak Liam - odpowiedział, na moich oczach bezczelnie biorąc do ust piankę, która miała być przecież dla mnie!

- O rany, mamy wziąć od razu ślub? - parsknął krótkim śmiechem. Liam podał mi jointa i tym razem zaciągnąłem się mocniej, wytwarzając wokół siebie chmurę sinego dymu.

- Przynajmniej oficjalnie oświadczyć wszystkim, a przede wszystkim sobie, że chcecie byc razem. I tak zachowujecie się przecież jak para!

- Ale ja nie wiem czy Caro tego chce - zamieszał się tym nagłym naskokiem. - Jest fajnie tak jak jest. Boję się tego spieprzyć, gdy nadejdą zobowiązania.

- Ona już tego chce, więc czego ty się boisz, głąbie? - Harry uniósł brew. - Naprawdę nie widzisz tego jak na ciebie patrzy? - pokiwalem głową, przyznając mu rację, nie mając zamiaru oddać skręta swojemu przyjacielowi.

Liam fuknął coś pod nosem, kiedy wyprostowałem nogi. Zachichotałem dyskretnie zagryzając dolną wargę, czym i tak zwróciłem uwagę chłopaków.

- Z czego się chichrasz, Louis? - spytał mnie Liam.

Owinąłem swoje palce wokół kostki lewej nogi.

- Bo mam tu takie śmieszne włoski.

- O kurwa, to działa - wyrwało się Horanowi.

- Patrz Harry! - położyłem nagłym ruchem łydkę na jego udzie. - Jestem jak Yeti!

- Yeti? - prychnął, poklepując moje kolano. - Oczywiście...

- Nie wierzysz mi? - zaciągnąłem się jointem i wypuściłem chmurę dymu wprost na jego twarz. Wydąłem wargę, opierając się plecami o ramię Liama. Zaciągnąłem się jeszcze raz, nim wyrwał mi skręta z ręki. Wpakowałem piankę do swoich ust, wygrzebując ją z opakowania.

- Ładnie pachniesz, Lee... - zaśmiałem się, na ślepo wyciągając swe ramiona do tyłu, aby objąć przyjaciela.

- O Boże, naćpaliśmy go - słyszałem głos mojego przyjaciela. Zmieszałem się na określenie jakiego użył, by opisać stan euforii w jakim się znalazłem. - Lou, to tylko marihuana. Dlaczego się tak zachowujesz? - zachichotał.

- Przecież ja zachowuję się normalnie tylko mi tak... - ponownie zaśmiałem się, tym razem na widok zdezorientowanej miny Harry'ego. - ...wesoło!

- Nawet ja tak nie miałem, gdy pierwszy raz wypaliłem całego skręta - oświadczył, drapiąc się po policzku.

- Bo ty od razu zasnąłeś na moim ramieniu - Niall rzucił puszkę z oranżadą pod nogi Harry'ego.

- Nie śmieć! - krzyknąłem nagle, podnosząc puszkę z ziemi. - Mogłeś zabić jakiegoś robaczka! - powiedziałem z wyrzutem, zaczynając przedzierać trawę między palcami. - Nie bójcie się, ja was obronię!

- Lou, spokojnie. Tu nie ma robaków - oświadczył Liam, przyciągając mnie do siebie. Zmarszczyłem brwi, owijając ramiona wokół jego torsu i przymknąłem oczy na uczucie małego bólu w mojej skroni. - Nigdy więcej nie będę cię zamawiał do jontów, braciszku - westchnął. - Złaź ze mnie i przytul Harry'ego

- Masz racje, Harry pachnie ładniej. - zgodziłem się od razu, przemieszczając się na swoim miejscu w stronę bruneta, którego od razu przytuliłem. - Tul mnie!

- O mój Boże... - brunet westchnął z zaskoczeniem, obejmując mnie ramionami, gdy wpakowałem się między jego nogi, opierając się o jego tors plecami. - Jesteś nawet całkiem słodki, ale trochę się uspokój Louis.

- Czemu wszyscy sa tu dla mnie wredni?! - wykrzyknąłem oburzony. - A niby pacyfiści są tacy mili dla każdego...

- Shh, nie chciałem być wredny - zachichotał w moje ucho, obejmując mnie szczelnie. - Już w porządku Lou... bear.

- Bear? - zmarszczyłem brwi, ponownie patrząc na moje włoski na nogach. - Nazywasz mnie misiem przez moje nogi?

- Nie, nazywam cię niedźwiadkiem bo jesteś taki słodki, kiedy się przytulasz - zaśmiał się, dmuchając w moje włosy. - Niedźwiadki są fajne.

- Taa zwłaszcza jak stanie na dwóch łapach, mając w ten sposób trzy metry z zamiarem zamordowania cię i zjedzenia - parsknąłem sarkastycznie.

- Jest zabawny - Niall podśmiewywał się ze mnie, gdy spojrzałem na niego ze zmieszaniem, chwilę później patrząc w żarzący się ogień. Westchnąłem z rozmarzeniem, przymykając oczy. To było dziwne, ale nagle zrobiłem się bardzo spokojny i trochę zmęczony.

- Dupa mnie boli - oznajmiłem. - Nie chcę mi się wstawać. Czuję się ciężko.

- To dziwne, że mając tak wielki zad czujesz ból siedząc na nim - dokuczał mi Payne, w którego rzuciłem swoim butem.

- Nie jest wielki... - odparł Harry. - Jest puszysty.

- Dzięki Harry. Wiadomość o puszystości moich pośladków to było to czego potrzebowałem - zacmokałem, odwracając się do niego twarzą.

- O mój Boże, robi się tutaj gejowsko - zaśmiał się Niall, podnosząc z ziemi. - Pójdę do Caroline, a wy w tym czasie możecie spokojnie miziać się przy Liamie.

- Serio, zostawiasz mnie tu? - Liam żachnął się, jak zwykle będąc okropnie marudnym. - Nie chcę słuchać o puszystości ich tyłków.

- Więc zostaw ich, albo niech oni pójdą do osobnego namiotu.

- Tak! - zawołałem entuzjastycznie, nagle odzyskując całą swoją energie, gdy wstałem i pociągnąłem za sobą brutalnie Harry'ego, by podniósł się.

- Huh?

- Liam zostanie sam w sowim namiocie. Ja chcę iść do twojego - wzruszyłem ramionami, podnosząc z piasku pełne opakowanie pianek. - Zgaś żar, Lee.

- Naprawdę chcesz ze mną spac w jednym namiocie? - pytałem dziwnie uśmiechnięty.

- Tam nie będzie nam nikt przeszkadzał w rozmowie!

Spojrzałem prędko na chłopaków, którzy wymieniali się spojrzeniami.

- Ja pierdolę, przecież nie chcę uprawiać seksu w namiocie - przewróciłem oczami. - Chcę po prostu porozmawiać. Możemy już iść? Wkurwiają mnie.

- Chodźmy - zachichotał chłopak, obejmując mnie w pasie co ja po chwili odwzajemniłem, kładąc dodatkowo głowę na ramieniu bruneta.

Kurczowo trzymałem pianki w drugiej ze swoich dłoni, kiedy Harry rozsunął wejście do namiotu, gdzie była sterta pościeli i śpiwór. Zasunąłem suwak do samego końca, wpychając w swoją buzię piankę.

- Jak ci się podoba wyjazd? - spytałem, bez ogródek kładąc się na dużej poduszce.

- Jest coraz zabawniej odkąd się zjarałeś - przyznał z odsłoniętymi w uśmiechu zębami, gdy położył się obok mnie.

Podałem mu opanowanie pianek, a on od razu wziął jedną z nich między zęby.

Uśmiechnąłem się, wzruszając ramionami.

- Nie wiem o co wam chodzi - zamrugałem. - Oni nam teraz nie dadzą spokoju.

- Zachowujesz się po prostu śmiesznie, to nic złego, Lou - powiedział pewnie, kładąc luźno dłoń na moim policzku.

- To nie marihuana - zaśmiałem się, dotykając opuszkami palca jego dłoni. - Co jeśli to ty tak na mnie działasz? - poruszyłem figlarnie brwiami.

- Ok, idź się zdrzemnąć czy coś i pogadamy jak minie ci twoja faza, bo teraz zaczynasz co najmniej gadać od rzeczy - zarumienił się.

- Nie gadam od rzeczy. Jezu, Harry, nie jestem zjarany - uśmiechnąłem się do niego czule. - To tylko trzy buchnięcia.

- Po prostu... boję się... - przyznał, spuszczając na chwile swój wzrok w dół, zabierając też rękę z mojej twarzy. - Że będzie tak jak wtedy, gdy powiesz coś nieświadomie, a potem będzie mi przykro...

- Rozmawialiśmy o tym, Harry... - podszedłem do sprawy bardzo delikatnie. - Wiesz już co o tobie uważam kiedy jestem w zupełności trzeźwy, więc teraz nawet jeśli coś palne to nie będę się tego wypierał - podparłem się na łokciu. - Nie chcę żeby ci było przeze mnie przykro.

- Przytul mnie, proszę. - powiedział cicho, patrząc na mnie z wydętą wargą. Miałem wrażenie, że moej serce zmieniło się w ciepłą papkę, gdy spelniłem jego prośbę niemal od razu.

- Jesteś bardzo emocjonalnym chłopcem, co? - szepnąłem w jego włosy, chwilę po tym gdy objąłem go szczelnie, zahaczając palcami o rąbki jego swetra, kiedy nasunąłam dłoń na jego plecy.

- To na pewno zabrzmi głupio i dziecinnie, ale... - urwał na moment. - ...ale nigdy nie czułem tak intensywnych emocji przy kimkolwiek dopóki cię nie poznałem. Nigdy.

- Harry, to jest jak najbardziej w porządku - naparłem na niego mocno. Pocałowałem jego odsłonięty kark, przymykając powieki. - Ja też czuję wiele rzeczy ilekroć jesteś tak blisko mnie. To jest naprawdę wiele emocji naraz, wiesz? Ale to w porządku.

Chłopak wydął ponownie wargi, tym razem po to by pocałować mój policzek. Później położył także całusa na moim nosie, czole, drugim policzku, a nawet obydwu powiekach, przez co uśmiechałem się już w pewnym momencie jak kretyn.

- Myślę, że jestem gejem tylko dla ciebie - zaśmiałem się, kładąc dłoń na jego lędźwiach. - Bo podobasz mi się tylko ty.

- Nie czujesz czyli niczego, kiedy patrzysz na jakiegokolwiek innego, atrakcyjnego mężczyznę? - patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

Pokręciłem przecząco głową. - Nie wiem co to oznacza. Jestem dziwnym przypadkiem - spojrzenie w nieokreślony punkt na namiocie, szybko powracając wzorkiem do Harry'ego.

- Mój znajomy ma dokładnie tak samo jak ty, mówiłem ci o nim - uśmiechal się, głaszcząc mój zakryty bluzką tors. - Jedyny facet jaki mu się podoba to jego narzeczony.

- Może coś w tym jest - zamyśliłem się przez dłuższą chwilę, nasłuchując ciszy. - Nie chcę się tym przejmować. Możemy być spontaniczni, tak jak teraz, ale oboje zaangażowani, racja?

- Tak, proszę - mruknął, wciskając niemalże swoją twarz w moją szyję. - Czy jesteśmy hipokrytami krytykując Nialla i Caroline?

- Ani trochę. Oni znają się dużo dłużej - zachichotałem, głaszcząc jego loki. To niesamowite jak szybko się do siebie zbliżyliśmy. - Chcę cię całkowicie poznać zanim coś postanowimy. A oni się już znają.

- Nie dokończyliśmy nasze pytania i odpowiedzi, bo cię pocałowalem - zmarszczył w uroczy sposób nos. - Skoro znamy już swoje ulubione kolory, to teraz moja kolej... Ile masz wzrostu?

- Poważnie, Harold? - fuknąłem głośno, widząc jego cyniczny uśmiech. Postanowiłem udać obrażonego, odwracając się do niego plecami.

- Ja też ci powiem jak odpowiesz! - zaczął szarpać moim ramieniem, wtulajac w moje plecy.

- Nie pomagasz sobie, gówniarzu - starałem sie powstrzymać uśmiech.

- Co to za wyzwiska? - zachichotał kładąc się na mnie. Zrobiłem duże oczy, gdy siedziałem na mnie okrakiem, wciąż się uśmiechając. Oblizałem swoje usta, wkradając palce pod jego kremowy sweter.

- Metr i siedemdziesiąt... pięć centymetrów - oznajmiłem.

- Kłamiesz, Louis - szepnął mo na ucho. - Bo ja mam metr osiemdziesiąt pięć i jesteś na pewno niższy niż tylko o dziesięć centymetrów.

- No to może mam trochę mniej - przewróciłem oczami. - Ale podobno niżsi faceci mają większe penisy.

Chłopak wydał z siebie dźwięk, którego nie dalo się konkretnie określić w słowach. Parsknąłem, odwracając się w końcu w jego stronę.

- Dlaczego zamilkłeś? - zachichotałem, kładąc łóżko swoją łydkę na jego biodrze. Chciałem poczuć jak najwięcej jego bliskości. Harry był duży, pachnący i ciepły!

- No bo to było bardzo bezpośrednie! - przyznał, unikajac spojrxenia mi w oczy. - A mowiłeś, że jesteś zakompleksiony!

- Ale może tej rzeczy jestem pewny - śmiałem się cały czas z min, jakie robił Harry. Pocałowałem prędko jego ramię. - Możemy iść spać? Głowa mnie pobolewa od palenia.

- Odpowiedziałeś na jedno pytanie tylko, a podobno chcesz mnie poznać! - oburzył się, ponownie siadając na mnie, tym razem usadzając swą miednicę dokładnie na moim kroczu.

- Harold - zaśmiałem się, kładąc dłonie na jego biodrach. - Mamy przed sobą całe życie, żeby się poznać. Złaź ze mnie - zachichotałem, unosząc swoje biodra do góry, żeby go z siebie zepchnąć, ale to się nie udało w zamian czego znaleźliśmy się w dosyć jednoznacznej sytuacji.

- Nie chcę czekać - mruknąłem, doslownie sie na mnie kładąc, dłońmi głaszcząc moją klatkę piersiową.

Uniosłem brew do góry, przegryzając swoją dolną wargę. - Zdejmij ze mnie te szmatę - sarknąłem, unosząc ramiona do góry.

- Jesteś pewny? - usłyszałem wyraźnie to jak oddech chłopaka zrobił się wyraźnie cięższy, gdy zahaczyl palcami o krawędź mojej koszulki

- To tylko ciało, prawda? - powtórzyłem słowa, jakie dzisiaj wypowiedziała Caroline. - Jest mi niewygodnie w ubraniach.

Chłopak przymrużył swe piękne oczy, z rozchylonymi wargami, unosząc materiał do gory, a ja pomoglem mu pozbys sie go, podnosząc się na chwilę do góry.

W końcu błękitny materiał koszuli opadł gdzieś obok mnie, a ja wyprężyłem się lekko i trochę leniwie. Dotknąłem swoich żeber, później przebiegając palcami po boku Harry'ego.

- Jesteś piękny - szepnął brunet, nachylając się ponownie nad moją piersią, nim pocałował czule mój mostek.

To były słowa, których nie słyszałem od czasowy licealnych. Nawet nie sądziłem, że te słowa są mi potrzebne i wywołają u mnie tyle emocji. Dosłownie poczułem jak moje serce się trzęsie. Harry ściągnął swoją własną koszulkę.

Uniosłem się prędko na łokciach, aby przyciągnąć go za kark do siebie. Złączyłem nasze w usta w najbardziej namiętnym pocalunku jaki do tej pory dzieliliśmy.

Teraz miałem wrażenie, że jest czymś wielkim. Poczułem się, jakby stanowił drobną obietnice tego, że będziemy stosować się do wyznaczonych zasad.

Nie chciałem angażować się zbyt mocno, ale musiałem być pewien, że Harry wie jak bardzo mi na nim zależy.

Nie sądziłem, że ktoś kiedykolwiek poruszy moim sercem na nowo budząc je do życia. Czułem się oniemiały.

Bardzo delilatnie, aby nie onieśmielać broń Boże chłopaka, przewróciłem go powoli na plecy, aby móc znaleźć się nad nim. On zarzucił jedną ze swych nóg na moje biodro, aby w ten sposób być jeszcze bliżej mnie.

- W porządku? - upewniłem się, jednocześnie wypuszczając oddech na jego obojczyk. Postanowiłem działać intuicyjnie i kierować się pragnieniem, nie przejmując się tym, czy to co robię nie jest zbyt niepewne czy pokraczne.

- Tak - odparł z pewnością, zarzucając na mnie druga ze swych nog, na co automatycznie obniżyłem się nad jego ciałem jeszcze bardziej.

- Smakujesz słodko - szepnąłem, całując jego skórę tuż przy różowym sutku, który pokrył się gęsią skórką. Użyłem również trochę śliny, lizać wybrany przeze mnie element na jego skórze. - Zasługujesz na coś więcej niż ten pieprzony namiot, chcę cię tylko podotykać - oznajmiłem.

- Louis... - jęknął, wplatając palce w moje wlosy, które z czuciem pociągnął, następnie masując skórę głowy. Moje spodenki zaczęły się robić już po paru jego ruchach ciaśniejsze.

- Mogę ściągnąć twoje spodnie? - spytałem delikatnie, prędko całując jego brodę. Uśmiechnąłem się do Harry'ego. Grzywka łaskotała mnie w oko.

- Nie musisz mnie nawet pytać o takie rzeczy, Lou, bo ja i tak za każdym razem odpowiem "tak" - przyznał, dysząc ukradkowo.

- Zawsze będę pytał cię o zdanie - wyjawiłem, sięgając dłońmi do jego cienkich spodni dresowych. Zacząłem ściągać je lekko w dół, obserwując reakcję Harry'ego. W tym samym momencie skupiałem się na własnych doznaniach.

W tym momencie kompletnie nie liczył się już dla mnie fakt, iż był to mężczyzna, a więc ktoś z kim romans był absolutnie wbrew moim zasadom. Liczyło się tylko i wyłącznie to co mówiło mi moje serce, gdy moja skóra dotykała tej jego.

Odsłoniłem bieliznę chłopca razem z jego udami. W końcu całkowicie pozbyłem się jego spodni, rozchylając swoje usta, gdy spostrzegłem jak bardzo jędrna i gładka jest jego skóra. Zdecydowanie golił swoje ciało i może robił coś, co sprawiało, że skóra była lśniąca. Oprócz tego opalenizna odznaczała się na jego nogach.

- No ty chyba żartujesz... - wymamrotałen bardziej do siebie niż jego, z uwielbiem głaszcząc jego nieskazitelną skórę.

- Widziałeś już moje nogi - zachichotał, odgarniając swoje włosy. - Uh-m, podobam ci się?

- Nie, wiesz? - prychnąlem, patrząc na niego jak na kompletnego szaleńca, na co on wybuchł śmiechem. - Jesteś najpiękniejszym człowiekiem jakiego widziałem. Nie przesadzam, Harry.

- O mój Boże, jesteś okropny - sapnął, czerwieniejąc po samą szyję. - Pocałuj mnie znowu, proszę - oblizał szybko swoje wargi. - A później się poprzytulajmy.

- Skarbie... - wymamrotałem, kirdy on przybliżył swoje wargi do tych moich. - Mam problem. I to nie taki mały - sapnąłem.

- I co z tym zrobimy? - wydął wargi, dotykając moich pleców. Przymknąłem oczy, całując go krótką chwilę.

- Dam sobie radę, muszę pomyśleć o czymś obrzydliwym - wymamrotałrm.

- Pomyśl o seksie Nialla i Caroline, mi pomaga.

- Co? -wzdrygnąłem się, opadając na posłanie obok Harry'ego. Poczułem, że moje plecy zaczęły się pocić. Musiałem odgarnął swoje włosy i zacząłem wyobrażać sobie różne rzeczy. - O kurwa, widzę to - skrzywiłem się zupełnie tak jakbym właśnie poczuł jakiś przykry zapach. Schowałem pospiesznie twarz w dłoniach.

- Pomaga? - zachichotał. - Czekam na moje tulenie do snu - słyszałem jak się szamocze, prawdopodobnie chowając się w pościeli. - Ściągnij spodnie i po prostu tu do mnie wejdź.

- Nie będzie ci za gorąco? - zapytałem, wedle tego co powiedział pozbywając się swoich niewygodbych spodenek.

- Nie - mruknął. - Chociaż nie wiem jak uda mi się zasnąć po tylu rzeczach, które dzisiaj się wydarzyły. Podaj mi piankę.

Wyciągnąlem rękę w stronę opakowania słodyczy, równocześnie wsuwając nogi w granatowy śpiwór. Włożyłem piankę między rozchylone usta bruneta.

- Racja, wiele się wydarzyło - westchnąłem tuż przy uchu Harry'ego. - Myślę, że mógłbym całować cię do końca życia.

- Wątpie w to - parsknął, aczkolwiek nie krył swego uśmiechu. - W końcu twoje usta całkowicie by wyschły.

Parsknąłem krótkim śmiechem, poprawiając poduszkę pod swoją głową. - Jak ty się czujesz z całą tą sytuacją? - spytałem. - Ciągle rozmawiamy tylko o moich uczuciach.

- Dobrze wiesz, że ja również ciebie bardzo lubię - powiedział, chowając swoją twarz w gładkim śpiworze. - Mi to wszystko jak najbardziej pasuje.

- Więc mogę zrobić tak... - przekręciłem się na bok... - i tak... - zbliżyłem się do Harry'ego... - a na koniec zrobić to? - spytałem, obejmując jego talię ramieniem.

- Możesz też zrobić to - mruknął, całując mnie bardzo lekko i powoli, lecz nagle odsunął się całkowicie z chytrym uśmieskziem. - Rób ze mną co chcesz, Lou.

- Teraz pójdźmy spać - zachichotałem, cmokając go w czoło. Uznałem to za naprawdę czuły gest. - Jest już całkowicie ciemno i słyszę świerszcze.

- Dobrze, że tylko świerszcze, a nie Nialla i Caroline w namiocie obok - wzdrygnął się w moich objęciach. - Już raz to przechodziłem i nie chcę ponownie.

- I od kiedy oni tak, no wiesz, romansują?

- Odkąd pamiętam - parsknął. - A znam tę dwójkę od gimnazjum, Lou.

- O Chryste - wyrwało mi się, gdy poprawilem swoją wrzynającą mi się bieliznę, wiercąc przy tym.

- Masz robale? - parsknął.

- Po prostu śpij, Harry - powiedziałem mu, zaciskając dłoń na jego słodkim brzuszku. On zachichotał, ale już się nie odezwał.

*

- Poruszył się - było pierwszym, co usłyszałem zaraz po przebudzeniu. Nie otwierałem jeszcze oczu usidlony w połowicznym śnie. Zmarszczyłem brwi, słysząc chichoty i stłumione głosy.

Poruszałem swymi wargami i kręciłem się co było charakterystyczne chyba dla większości osób, które wybudzają się ze snu.

- Szkoda, że nie stać nas na aparat... - westchnęła Caroline.

- Co? - zdezorientowałem się, od razu zasłaniając twarzą oczy, które zacząłem powoli otwierać. Ujrzałem kilka głów dryfujących nad moją twarzą. Zamrugałem kilkukrotnie dostrzegając trójkę przyjaciół. - Co wy, kurwa robicie?

- Podziwiamy - odparł prosto mój przyjaciel, który spuścił wzrok z mojej twarzy lekko w dół. Dopiero teraz zorientowałem się, że Harry w dalszym ciągu znadował się razem ze mną w jednym śpiworze, w dodatku dosłownie na mnie leżąc!

- Huh... - wymamrotałem, zastanawiając się jakim sposobem znaleźliśmy się w jednym śpiworze, bo przecież zasypialiśmy w osobnych. Przynajmniej tak mi się wydaje. - Wypierdalajcie z mojego namiotu, idioci - rzuciłem, odwracając się na brzuch, przy tym delikatnie zdejmując z siebie Harry'ego, którego demonstracyjnie objąłem. - Dlaczego wciąż tu jesteście? - jęknąłem, a Harry zaczął się wybudzać, jednak szło mu to zdecydowanie bardziej opornie.

- My nie śpimy już od kilku godzin, więc mieliśmy w planach was obudzić, ale nie spodziewaliśmy ujrzeć się takowego widoku - powiedziała z typowym dla siebie zachwytem Caroline.

- Mam ci wspomnieć pierwszy raz, gdy przyłapałem was po seksie? - spytał sennie Harry, a jego chrapliwy głos sprawił, że ta wypowiedź nabrała jeszcze więcej zabawnego wydźwięku. - Która jest godzina? - jęknął, wciskając twarz w moje włosy.

- To wie tylko Bóg - zaśmiał się Niall.

- Żaden z nas nie wziął ze sobą zegarka, ale słońce jest już naprawdę wysoko w górze - odparł Liam.

- Chcecie dzisiaj wrócić do miasta? - spytałem, wciąż trzymając dłoń w lędźwiach Harry'ego, mimo tego, że lekko się od siebie odsunęliśmy, patrząc na przyjaciół.

- Na razie nie chcę nawet myśleć o mieście - mruknął Harry, podnosząc swoją poczochraną glowę, na której loki sterczały chyba we wszystkie strony świata.

- Zostańmy tu do końca tygodnia - zaproponował Liam.

- A jaki jest dzisiaj dzień? - powoli przeniosłem swoje ciało do pozycji siedzącej, rozciągając się.

- Czwartek, głupku - parsknął. Pokazałem Liamowi środkowy palec, robiąc groźną minę. - Masz czyste ubrania i inne rzeczy w moim namiocie. I wymyj się, bo niedługo będziesz śmierdzieć i Harry nie będzie taki chętny do tulenia. Kosmetyki masz w torbie, w moim namiocie - rzekł i wychylił się, następnie oddalając się. Caroline i Niall wyglądali na trochę zdezorientowanych.

- Nie mam jak sie tutaj umyć, a na pewno nie będę moczył dupy w tym jeziorze gdzie niewiadomo co jest - burknąłem pod nosem.

- Jak się nie umyjesz to możesz zapomnieć o nocach ze mną - fuknął Harry, opuszczając śpiwór i sięgnął po torbę, która znajdowała się w rogu namiotu. Caroline i Niall parsknęli cicho, zostawiając nas.

- A podobno hipisi to są takie nieumyte śmierdziele - przewróciłem oczyma, wychodząc na zewnatrz nastawiając z niechęcią na kąpiel.

- Weź stąd swoje ubrania, matołku - Harry wyrzucił moje rzeczy z namiotu. Widziałem jak sam się ubiera, a na widok tego, ile miał ubrań, przewróciłem oczami, mimowolnie się uśmiechając.

Kiedy podszedłem do jeziora, gdzieś blisko brzegu stał już Liam z własnym szamponem do ciała. Na chwilę wstąpiłem do jego namiotu, by zgarnąć swój balsam i poszedłem w jego ślady. Znajdując się w jeziorze zupełnie nago, stanąłem tak, by mój pas był zasłonięty przez fale zielonkawej wody. Trzymałem w dłoni szampon, skupiając się na myciu torsu i pach, a dopiero później chciałem wymyć włosy. To wszystko robiłem z grymasem na twarzy.

- Nie bój się - Liam posłał mi spojrzenie. - Robaki nie wejdą ci do dupy.

- Ta woda jest taka... - zamyśliłem się nad odpowiednim określeniem. - ...obslizgła. - palnąlem, wyciagając język na wierzch.

- Cóż, jestem pewien, że w miejscu w którym stoisz wcześniej sikał Niall - rzekł całkiem poważnie, na co moja szczęka opadła. - Żartuję - zgiął się w pół, rechocząc głośno, gdy miałem zamiar zacząć bieg do brzegu. - Pacyfiści nie są wcale takimi obleśnymi świniami na jakich malują nas media. - parsknął. - No może niektórzy...

- Duh, potrzymaj - rzuciłem mu szampon po wylaniu na lewą dłoń dobrej ilości. Liam dzielnie stał w miejscu z dwoma butelkami, czekając aż wymyje swoje włosy z czym się nie spieszyłem.

- Przy Harrym jesteś milszy - przewrócił oczami na mój rozkaz.

- Przy Harrym jestem w każdej dziedzinie życia lepszy - odparłem mu lekko, kątem oka obserwując z małym uśmiechem jego reakcje na moje słowa.

- Więc... jak to wszystko się stało? - spytał mnie, drapiąc swój tors. Masowałem skórę głowy, nachylając się nad wodą, żeby opłukać włosy z mydlin i znów się wyprostowałem.

- Początek znasz - powiedziałem, ochlapując się z gęsia skórka na całym ciele chłodną wodą. - Od którego momentu mam mówić?

- Od tego, w którym stałeś się gejem, stary - wyrzucił orientacyjnie ramiona w górę. Przemywałem swoją twarz wodą, pocierając policzki. - To jak?

- Nie jestem gejem, podoba mi się tylko, Harry - od razu mu odpowiedziałem, z nieukrywanym rozbawieniem obserwując mimikę przyjaciela. - Nie umiem ci tego wytłumaczyć

- No dobra, chyba czaję - zmrużył oczy w koncentracji. - Ale nie odczuwasz żadnej różnicy przez to, że Harry jest facetem?

- Różnica jest, nie ma cycków i waginy - zaśmiałem się jakbym właśnie opowiedział świetny żart. - Ale już będąc poważnym, to nie. Kompletnie mi to nie przeszkadza przez całokształt tego jaki jest Harry.

- Zakochny fiut... - Liam westchnął marzycielsko, na co sam się zaśmiałem. - Harry na przy tobie całkowicie maślane spojrzenie. Znałem jego byłego osobiście i mogę z ręką na sercu stwierdzić, że nie patrzył na niego w taki sposób.

- To um... - nagłe wyznanie Liama wprawiło mnie w chwilowe osłupienie. - Mówisz poważnie? - bawiłem się mozolnie taflą wody.

- Jasne - uśmiechnął się, odczytując z mojej twarzy to, jak się poczułem. - Jego ex chodził z nami na kilka imprez, nie lubiłem go. Harry czuł się przy nim ograniczony, a tamten traktował go jak trofeum. Na całe szczęście to nie trwało długo.

- To jak Harry wypowiadał się o tym rozstaniu sprawiło, że znienawidziłem tego gościa nawet jeśli nigdy w życiu go nie widziałem - przyznałem.

- Czyli rozmawialiście o tym?

- Owszem. Ja podzieliłem się z nim historią o Dianie, więc on się odwdzięczył - wzruszyłem ramionami. - Harold jest naprawdę świetnym chłopcem, Liam. Czuję się przy nim naprawdę dobrze, ale znany się krótko. Z jednej strony nie chcę się spieszyć, a z drugiej? Co chwilę mógłbym się na niego rzucać - oznajmiłem z drobnym półuśmieszkiem. - Co mam robić?

- Rzucajcie się, błagam, dajcie wreszcie jakąś zachętę Niallowi i Caroline. - jęknął, rozsmieszając mnie. - Naprawdę, rób to co mówi ci serducho. Nie myśl logicznie, bo w tych sprawach i tak nikt tego nie robi.

- Więc mam polegać na sercu i instynkcie? - upewniłem się.

Pokiwał krótko głową.

- Jesteś super chłopakiem, Louis. Harry też. Oboje zasługujecie na coś, co możecie sobie wzajemnie dać. Nie widzę przeszkód stojących między wami - zakończył z mlasknięciem. - Wracajmy już. Zjedzmy kanapki i chodźmy na Niagarę, bo Caroline chyba się zaraz zsika z podekscytowania. Niall od rana nie może jej utemperować.

- Masz rację - pokiwałem głową i zacząłem z chłopakiem kierować się w stronę brzegu, dużo mniej skrępowany swą nagością niż przed tem.

*

- Daleko jeszcze? - Caroline jęknęła bezsilnie, ocierając swoje czoło. - Nie mogliśmy wziąć samochodu? Zmęczyłam się.

- Caro, kocham cię, ale się zamknij. To nie tak, że Niall niesie cię na plecach od piętnastu minut - Liam posłał dziewczynie złowrogie spojrzenie, odgarniając ze swojej drogi jakieś liście. - Przecież nie da się jechać vanem przez las.

- A mi się ten spacer podoba! - odezwał się Harry, bujając naszymi złączonymi dłońmi. To nie tak, że miałem przez to motyle w brzuchu jak dzieciak.

W ogóle.

- Jest fajnie, tylko te komary mnie wkurwiają - mruknął Niall, podrzucając Caroline na swoich plecach, na co dziewczyna pisnęła, uczepiając się go jeszcze mocniej niż przedtem. - Chyba widzę! Jesteśmy prawie na miejscu!

- Ja już od dawna słyszę tak głośny szum wody, że zdaje mi się, że jesteśmy na miejscu od pół godziny - zaśmiałem się.

Liam nadepnął na jakąś gałązkę, przez co Harry podskoczył lekko, rozglądając się w okół i przylgnął do mnie. Podśmiewywałem się z niego, w on obrzucił mnie złośliwym spojrzeniem.

- Tym razem to naprawdę tutaj - Liam wyciągnął dłoń, wskazując palcem wskazującym wyjście z lasu. - Gdy stąd wyjdziemy, będziemy na miejscu. Tak mówi mapa.

- Ostatnim razem gdy miałeś w ręku mapę prawie zaprowadziłeś mnie na samą krawędź jakiegoś klifu - wytknąlem mu.

- To nie było specjalnie! - oburzył się, przechodząc przez gąszcz. - Miałem dwanaście lat. Nie byłem świadomy tego, że tam jest w ogóle jebany klif.

- Co nie zmienia faktu, że przez to ci teraz... o kurwa - wyrwało mi się, gdy moją myśl przerwał zachwyt nad widokiem jaki pojawił się przed naszymi oczyma.

Wszyscy przystanęliśmy na małym wysypisku ubitego piasku, kiedy patrząc w górę widzieliśmy olbrzymi wodospad rozciągający się bardzo szeroko i spływający w akompaniamencie niemal zagłuszającego szumu.

- Mój Boże... - westchnął z oszołomieniem Harry, mocniej zaciskając palce na mojej dłoni. Sam rozchyliłem nieświadomie usta wpatrując w olbrzymi wodospad, który na żywo wyglądał nieporównywalnie do tego jak pokazywany był w telewizji.

- Patrzcie ile tam jest ludzi - mruknął Liam, kiwając głową na setki turystów, robiących zdjęcie aparatami i zachwycającymi się równie mocno widokiem. - To niesamowite.

- Byłem tu już kilka razy, ale nadal wygląda tak samo pięknie - powiedział Niall. Wtedy po raz pierwszy usłyszałen w jego głosie czyste rozmarzenie.

Oparłem skroń o ramię Harry'ego, łaskocząc swoimi włosami jego brodę. Czułem jak uśmiecha się, patrząc w górę. Staliśmy tak dobre kilka minut pozbawieni jakichkolwiek słów.

Mimowolnie w końcu nasz grupa zbliżyła sie bardziej do wodospadu dzięki czemu znaleźliśmy się blisko ludzi. Żałowałem jak nigdy braku aparatu przy sobie.

- Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem - wyznał Niall, po tym gdy Caroline zeskoczyła z pleców Nialla, przysłaniając czoło dłonią, by zobaczyć widok nad sobą. - To był twój najlepszy pomysł, by tu przyjechać - zwrócił się do mnie, cmokając mój policzek, na co od razu się rozpromieniłem.

- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jak mogłem mieszkać tyle lat w stanie Nowy Jork i nigdy tu nie pojechać? - westchnąłem.

- Żałuję, że całe wakacje siedziałem w domu. Przecież w pobliżu jest tyle miejsc, które mógłbym zwiedzić - stęknął, a ja dla wsparcia potarłem jego dłoń.

- To nie są ostatnie wakacje twojego życia. Wszystko można nadrobić.

Uśmiechnął się do mnie promiennie, przez które jego dołeczki uwydatniły się jak nigdy zanim nie pocałował mnie krótko aczkolwiek namiętnie w usta.

Jeszcze chwilę przyglądałem się jego rozweselonym, zielonym oczkom, nim poczułem na sobie wzrok kogoś obcego. Spojrzałem ponad ramię Harry'ego, dostrzegając starszą kobietę z dzieckiem o azjatyckiej cerze, która zakrywała swojej córce oczy, odwracając ją w swoją stronę, jednocześnie krzycząc w obcym mi języku.

Niespokojnie przeleciałem wzrokiem po innych ludziach, którzy nawet nie ukrywali tego z jaką degustacją na nas zerkali, zasłaniając innym, małym dzieciom oczy.

- Hm? - Harry szepnął do mnie, zauważając, że mój wzrok jest utkwiony w obcych osobach. Spojrzał w tamtym kierunku, przebiegając wzrokiem po ludziach, którzy od razu przekręcili głowy w przeciwnym kierunku. - Oh... - westchnął.

- Nie zwracajmy na nich uwagi. - powiedziałem pewnie mimo ukłucia jakie czułem w klatce piersiowej. Czy to jest naprawdę to jak czują się ludzie tacy jak Harry na co dzień?

- Oni wszyscy kiedyś zrozumieją... - Caroline warknęła pod nosem, wydymając wargi pomalowane bordową pomadką.

- Nie róbmy z tego afery - mruknął Harry. Głaskalem całyczas dół jego pleców.

- Mam dość homofobicznych ludzi z Nowego Jorku - burknął Horan. - Chciałem wracać już do miasta, ale teraz kompletnie mi się po tym odechciało.

- Wróćmy dopiero w sobotę rano - przekonywałem ich. - Nie odpaliłem się jeszcze wystarczająco.

Widziałem, że Niall przez dluzsza chwile trwał w zamyśleniu, patrząc przy tym na sam szczyt Niagary. Nagle jego oczy rozbłysły enigmatycznym blaskiem.

- O nie, ja znam to spojrzenie... - mruknął Harry.

- Mam świetny pomysł! - ogłosił, wciskając się między mnie a Harry'ego i objął nas. - Zróbmy z Louisa prawdziwego hipisa.

- No ciebie chyba główka boli - zmarszczyłem brwi, z przerażeniem odkrywając, iż cała reszta grupy znacznie ożywiła się po słowach blondyna.

- Założę ci jedną z moich koszul! - Harry zachichotał. - Będziesz wyglądał genialnie.

- Zrobimy ci idealną stylizacje na... Woodstock!

- Co? - zmarsaczyłem brwi, na entuzjazm jaki wywołało w moich towarzyszach to słowo. - Jaki Woodstock? Co to jest?

- Nie słyszałeś o tym? - Harry złapał mój bok. - Kotku, czy ty żyjesz w epoce kamienia?! Woodstock to moje marzenie!

- Ale wytlumacz mi co to jest! - zaśmiałem się, delikatnie rumieniąc przez czule określenie jakim mnie nazwał.

- Woodstock to festival, który planują zorganizować już od kilku miesięcy - powiedział Niall, lekko przybity. - Przysięgam, że Harry sika na samą myśl o tym, ale... nie mamy na to pieniędzy.

- To jest tak dokładniej festiwal, który jest specjalnie organizowany dla ludzi, no cóż... takich jak my! - oznajmiła Caroline.

- I podobno pieniądze będą wypłacane na różne organizacje dla osób lgbt - Harry uśmiechnął się jakby dumnie. - Ale rzeczywiście ceny nie są ciekawe i mimo zbierania pieniędzy przez dłuższy czas wciąż nie mam takiej dorodnej sumy.

- A ile za jeden bilet? - zapytałem, zaciekawiony.

- Pięćdziesiąt dolarów - skrzywił się Niall. - Stać nas najwyżej za miejsce na polu namiotowym.

- Przynajmniej stamtąd słychać muzykę! - Harry wykłócał się.

- To wstyd. Chcesz jechać na koncert bez możliwości wejścia na niego? - prychnął blondyn. - Bez sensu.

- Tam będzie tylu wspaniałych artystów... - jęknął marudnie, przytulając się do mojej piersi.

- A trawy jeszcze więcej! - dodal od siebie Niall.

- Będą się taplać w błocie - Caroline przewróciła oczami. - Przecież i tak nie będzie tam wielu ludzi. Mało kto śpi na pieniądzach.

- Właśnie - dodał od siebie Liam. - Sądzę, że będą w pewnym momencie tak zdesperowani, że wezmą na teren festiwalu każdego!

- Jeśli mówicie, że to coś tak wielkiego to pojedźmy tam - zmarszczyłem brwi. - Nawet jeśli nie mamy pieniędzy. Po prostu zaryzykujmy.

- Kiedy to jest dokładnie? - zapytałem.

- Za kilka dni - odparł mi przyjaciel. - Na całe szczęście nie musimy jechać na drugi koniec kraju, bo to jest w tym samym stanie.

- To w ten weekend - sprecyzował Harry. - Jedźmy tam! Chcę to przeżyć chociaż w jakimś małym stopniu!

- Zgaduję, że festiwal jest kilkudniowy... - zastanawiałem się. Brunet od razu pokiwał głową. - Nie widzę przeciwwskazań, mała przylepo.

- Mówisz serio? - patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Ja pokiwałem spokojnie głową, posyłając mu slodki uśmiech.

- Dlaczego nie? To brzmi jak super przygoda - położyłem palec na jego brodzie, robiąc głupią minę, a wtedy Harry westchnął, wciąż się uśmiechając w ten charakterystyczny sposób.

- Ale najpierw przebiorę cię w hipisa - zdecydował.

*

- Ja już nie chcę! - krzyknąłem, chcąc uciec z namiotu, jednak Liam i Niall prsytrzymali mnie w miejscu. - Zmieniłen zdanie! Mogę być hipisem bez takich ubrań!

- To dopiero początek - Harry chichotał, mając niezłą frajdę z tego, gdy używał kosmetyków Caroline do zrobienia mi makijażu. - To tylko cienie, Louis. Jak zamkniesz oko, to może ci go nie wydłubię.

- To tak dziwnie pachnie, nie ufam temu - pokręciłem głową. - A co jeśli to wypala mężczyznom skórę i tylko dla kobiet jest nieszkodliwe?

- Używałem tego - przewrócił oczami. - To trochę pigmentu z brokatem, nic szkodliwego. Nie ufasz mi?

- Nie, oczywiście że nie - przekręcałem głowę, uderzając czaszką w bark Liama.

- Uspokój się, kochanie - powiedział rozbawiony Harry, unieruchamiając moją szczękę między swymi palcami.

- Nienawidzę cię i twoich przyjaciół - wypuściłem powietrze przez nos, wstrzymując wdech, gdy przymknąłem swoje powieki, patrząc na nagi, trochę czerwony tors Harry'ego, świecący od balsamu do opalania. Złapał mój nagi bark, rozkładając cień na powiekach kilkoma sprawnymi ruchami. Wytarł palec w chusteczkę, gdy zamrugałem, nie czując różnicy. To mnie uspokoiło.

- No i proszę - zacmokał. - Od razu ten piękny błękit jest dużo bardziej podkreślony - pocałował czubek mojego nosa.

- Zaraz się porzygam - szepnął Niall, zaciskając dłoń na swoim gardle. - Musicie się ciągle... mizdrzyć w ten sposób? To nie jest cool.

- Nikt ci nie każe patrzeć - prychnął ze złośliwym uśmieszkiem Harry, nagle bez ostrzezenia wpijając sie w moje wargi.

Stęknąłem przez ten nagły ruch, zamykając swoje oczy, gdy demonstracyjnie zamruczałem przez pocałunek doprowadzając do śmiechu zebranych w kole przyjaciół, jak i samego chłopca. Harry uśmiechnął się przez pocałunek, ocierając swoją wargę.

Niall wyszedł z namiotu, mówiąc żebyśmy poinformowali go, gdy efekt będzie skończony.

- Jest po prostu zazdrosny - Harry wzruszył ramionami, obscenicznie mlaskając różowymi wargami.

- Nie trudno zauważyć - zaśmiałem się, a Liam rowież przyznał nam rację.

- Ja tam nie narzekam na widoki jakie teraz mam.

- Może Niall też by chciał żyć tak, jak my, tylko się do tego nie przyzna - Harry zagruchał, posyłając mi oczko, a ja automatycznie ulokowałem spojrzenie w Caroline, która oglądała swoje paznokcie. - W końcu rozmawialiśmy właśnie o tym wczoraj, racja?

- Ja tu wciąż jestem - mruknęła dziewczyna, bawiąc się swoimi spranymi już włosami.

- A więc słuchaj - Harry spojrzał na nią znacząco.

- Więc co masz mi do powiedzenia? - poprawiła poduszkę pod swoimi pośladkami.

- To, że Niall chciałby być z tobą w związku i wiem, że ty z nim też. Porozmawiajcie o tym, co czujecie.

- Nigdy w życiu nie odczułam od niego szczerze tego, aby odwzajemnaił to co czuję... - przyznała się bez ogródek.

- Oh, jesteś pewna? - uniosłem brwi. - Ponieważ ja znam waszą dwójkę zaledwie miesiąc, a byłem świadkiem sytuacji, w których Niall wyraża szczerą troskę i chęć opiekowania się tobą. I jest to inny typ opieki, nie przyjacielski. To, jak o tobie mówi jest absolutnie słodkie, ale też to, w jaki sposób cię obejmuje. Może nie jest tak oczywisty jak ja i Harry, ale jestem pewien, że to jest spowodowane tylko jedna rzeczą: niepewnością. Niall jest niepewny tego, czy może cię traktować w ten bardziej romantyczny sposób, bo nie udzieliłaś mu na to zgody, jednocześnie nie przecząc, że tego nie chcesz. Niemniej jednak, kiedy nie ma cię w pobliżu on ciągle o tobie mówi o tym, że zależy mu na tobie. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Horan odwzajemnia twoje uczucia. Posyła ci drobne znaki i szyfry, symbolizujące to, że chciałby czegoś więcej. Widocznie są zbyt małe, byś mogła je dostrzec - cmoknąłem.

Nie wiedziałem, skąd wzięło się w moich ustach tyle słów. Powiedziałem dokładnie to, co miałem na myśli i widząc minę Caroline, Liama i Harry'ego, mogłem czuć się dumny.

Może dla innych mogę wydawać się zadufanym snobem, ale znam się na ludziach i relacjach międzyludzkich. Jestem obserwatorem, to jest moja cecha.

- J-ja... - dziewczyna wyraźnie zaniemówiła, poprawiając swoją pozycję na dosyć twardym podłożu. - Muszę to wszystko przemyśleć.

- Dlaczego? - nie dawałem jej spokoju. - Myślałem, iż takich uczuć jest się pewnym.

- Caroline, nie obraź się, skarbie, ale słowa "muszę to przemyśleć" to coś, co słyszę odkąd znam ciebie i Nialla - Liam wygiął nienaturalnie palce swoich rąk. - Przecież wy jesteście w sobie zakochani!

- Co miałabym mu niby powiedzieć? - westchnęła, chwytając się za skronie. - Mam być subtelna czy dosłowna?

- Dosłowna - powiedziałem, gdy w tym samym momencie usta Harry'ego opuściło słowo "subtelna". - Dosłowna - powtórzyłem. Harry westchnął, kryjąc za tym drobne "subtelna".

- Jeśli od początku tej rozmowy nie będziesz konkretna, Niall może sam pomyśleć, że nie jesteś tego pewna i ciąży na tobie coś w rodzaju presji czy wątpliwości - wytłumaczyłem.

- Dlaczego tak myślisz? - spytał Harry.

- Bo kiedy ja podczas naszej pierwszej rozmowy nie byłem konkretny, doszło do awantury - machnąłem ręką, uderzając w jego kolano. - Oni mogą tego uniknąć.

- Lou... - mruknął czule Harry, chwytając moją dłoń.

- Przejdę się, ok? - mruknęła Caroline, czołgając do wyjścia z namiotu.

- Jasne - Liam klasnął w dłonie. - Ja tu zostanę i będę czytać książkę, gdy Louis będzie jęczał z powodu zakładania ubrań. Tylko nie idź zbyt daleko, żebyś się nie zgubiła - polecił, otwierając książkę na właściwej stronie. Caroline kiwnęła głową, opuszczając namiot, a ja westchnąłem.

- Myślicie, że moja gadka coś dała? - zapytałem ich.

- Mam, kurwa ogromną nadzieję - sapnął Harry. - Bo jestem już zmęczony ich podchodami.

- Myślę, że Caro właśnie tego potrzebowała - przyznał szatyn. - Nie owijasz w bawełnę, Lou, i to jest tym, co na nią działa.

- No bo to jest cholernie frustrujące! - wykrzyczałem, przyjmując spokojnie od Harry'ego jego kwixistą koszulę. - Można zwariować.

- Swoją drogą zainspirowała mnie tym spacerem - przyznał. - Wybierzesz się ze mną na spacer w trakcie zachodu słońca? - spytał przesłodzonym głosem, nakierowując mój ramię na rękaw.

- Oczywiście, moje maślane oczka - zagruchałdm z mała dozą sarkazmu, szczypiąc jego policzek.

- Ok, zaczynam rozumieć Nialla - mruknął pod nosem Liam.

- Mrrau - Harry poruszył swoją dłonią jak kot, drapiąc mnie po mostku. Wyciągnąłem na siebie koszulę, od razu zostając zbesztanym przez Harry'ego. - Górne guziki zostaw. Zapnij tylko te cztery.

- Ale wszyscy zobaczą moje włosy na klacie... - powątpiewałem.

- Mowisz o tych czterech, ledwo widocznych kłakach? - dokuczał mi Payne.

Przewróciłem oczami. - Skoro ci przeszkadzają to się ich pozbądź i po problemie - powiedział Harry, szukając w swojej torbie spodenek.

- Tak jak ty? - zachichotałem.

- Harry akurat nigdy nie miał włosów na klacie - parsknął Liam.

- No i po co gadasz? - jęknął Harry.

- Zarostem też go los nie obdarował - kontynuował Payne.

- Jesteś dupkiem! - brunet wydął wargę.

- A ja ci tego zazdroszczę - potarłem jego kolano. - Spójrz, ja nie goliłem się tylko dwa dni, a już wyglądam jak jakiś jaskiniowiec.

- Pieprzysz - prychnął, kładąc dłoń na moim policzku, aby pogładkac z czuciem mój zarost. - Jesteś taki męski...

- Harry, po prostu załóż mu te spodenki... - Liam rzucił w nas książką. Jęknąłem, gdy moje ramię przez to zabolało. Rzuciłem w niego dwa razy mocniej, a on uchronił swoją twarz w ostatnim momencie.

- Trafiłeś mnie w szczepionkę! - warknąłem.

- Byłeś szczepiony? - zapytał mnie Harry z wielkimi oczyma. - Pokaż! - zaczął podwijać mój rękaw.

- Nie byłeś szczepiony? - zmarszczył brwi.

- No co ty? Rodzice nie mieli pieniędzy - zaśmiał się, przyciskając kciuk do znamienia. Uśmiechnął się do mnie, kładąc na moich udach krótkie spodenki. - Będziesz wyglądał w nich seksownie. Kocham widzieć twoje uda.

- No, takie tłuste - przewróciłem oczami. - Kocham jak rozlewają się gdy siedzę.

- Jak u każdego normalnego czlowieka - wtrącił się Liam.

Harry westchnął. - Przed nami długa droga do tego, byś w pełni pokochał siebie - po czym się uśmiechnął, dodając: - Ale nie martw się, to da się zrobić. A teraz wskakuj w shorty, golasie.

- Ale one są takie obcisłe - mruknąłem, oglądając material ze wszystkich. - Nie zmieści mi się w nich mój...

- Nie pochlebiaj sobie - ponownie odezwał się mój przyjaciel.

- Ja mam w nich trochę luzu, więc dla ciebie te spodenki powinny być idealne - zamrugał. - Załóż je dla mnieee.

Patrzyłem na chłopaka z udawaną urazą, równoczesnie wsuwając swoje łydki w nogawki.

- Uwaga, chwila prawdy - ogłosiłem, gdy miałem wsunąć je na biodra.

Widziałem jak Styles przewraca oczami, kręcąc przy tym głową, jak prawdziwa królewna dramatu. Okazało się, że spodenki pasowały na mnie jak ulał i nie miałem żadnego problemu z założeniem ich.

Harry rozpromienił się.

- Teraz wystarczy włożyć tu koszule - oznajmił, chwytając rąbki cienkiego materiału z przodu i zaczął wciągać je w spodenki, ruszając dłońmi blisko mojego krocza.

Liam oczywiście musiał to skomentował.

- Uważaj, bo mu stanie.

- Skup się na swojej pieprzonej książce, Payne! - kopnąłem go bosą stopą w łydkę co on jedynie skwitował śmiechem. Kretyn.

Harry tylko zachichotał, ale oboje się zarumieniliśmy. Zachowywałem się od paru tygodni tragicznie. Dorosły mężczyzna nie może się rumienić! Nie przez żarty o swoim penisie.

- Wyglądam już jak hipis? - stęknąłem.

- Jeszcze jakaś bandana, okulary! Albo to i to - Harry drapał swoją brodę.

- Czy ty to wszystko spakowałem nad pieprzone jezioro?

- Gdybym jechał tylko z przyjaciółmi miałbym w dupie to jak wyglądam, ale specjalnie ze względu na ciebie wziąłem.najlepsze ciuchy - odparł cicho.

- Ow... - zamruczałem z rozczuleniem. - Ale wiesz w jakim wydaniu lubię cię oglądać najbardziej. Nago.

W tym momencie usiłowałem jak najmocniej zirytować mojego podsłuchującego przyjaciela. Harry oczywiście to załapał, podając mi do rąk okrągłe okulary przeciwsłoneczne.

- Właściwie to po co komukolwiek ubrania? - podłapał moją grę, zerkając w stronę Liama. - Utrudniają tylko pracę.

- Bez ubrań można robić wiele ciekawszych rzeczy... - obniżyłem tembr mojego głosu, podszczypując bok Harry'ego, na co on pisnął śmiejąc się głośno, a Liam w zamian objął swoją książkę ramiona i opuścił namiot. Po jego wyjściu oboje wybuchliśmy śmiechem.

- Jesteście, kurwa okropni! - wykrzyczał Payne, gdy już tylko znalazł się na dworze. Ja pocałowałem Harry'ego chcąc w ten sposób powstrzymać mój histeryczny chichot.

- Oni wszyscy nas znienawidzą przez te dni - Harry pokręcił głową, dotykając moich sutków przez materiał koszuli. - Ale za to my bardzo korzystamy na tym wyjeździe, nie uważasz?

- My? - spojrzałem na niego spod lekko przymkniętych powiek.

- Mamy mnóstwo czasu, który spędzimy razem poznając siebie!

- A co jak wakacje się skończą? - poczułem się nagle przybity. - Albo po prostu jak wrócimy do domu? Będziemy się widywać... radziej.

- Miedzkamy oboje w Nowym Jorku, Louis - uśmiechnął się oprymistycznie. - Mamy ułatwione zadanie!

- A na jakie studia się wybierasz? Nie rozmawialiśmy o tym... - spytałem, bo w końcu Nowy Jork liczył aż dwie uczelnie.

- Nie chcę iść na studia - wzruszył ramionami, wprawiając mnie w nieukrywane osłupienie. Moja mina strasznie go rozbawiła, ponieważ zaczął się od razu śmiać.

- Nie chcesz? - zdziwiłem się. - Byłem pewien, że...

- Nie, Lou - przerwał mi, śmiejąc się uroczo. - Moi rodzice odkąd skończyłem dziesięć lat zaczęli nagminnie ingerować w moją przyszłość. Wybrali mi nawet liceum, a później chcieli bym uczył się dalej, ale ja... nie chcę - wzruszył ramionami. - Może zmienię zdanie za kilka lat, ale teraz? Nie chcę mieć ograniczeń. Ten czas w moim życiu to prawdopodobnie najlepsze lata kiedykolwiek!

- I... gdzie chcesz pracować?

- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami. - Obecnie nie mam żadnych planów na przyszłość oprócz bycia po prostu wolnym i szczęśliwym.

- Ale pieniądze są ważne, Harry. Za co będziesz żył? - zmarszczyłem brwi, mrugając kilkukrotnie. - Jak utrzymasz dom i siebie!

- Na pewno coś się dla mnie znajdzie, Lou - zapewnił. - Potrzebni są przecież ludzie od sprzątania albo od ogarniania magazynów w sklepach.

- Mhm...

- I właściwie to dorabiam sobie na razie w piekarni mojej babci i nie idzie mi źle. A kiedyś znajdę coś bardziej ambitnego - oznajmił.

- Więc będziesz miał dużo czasu dla mnie. Bałem się o to.

- Wiem, że moje plany są dla ciebie raczej przygnebiające, ale... - westchnął, biorąc mnie za rękę. - Spróbuj mnie zrozumieć.

- Rozumiem cię - odezwałem się przekonująco. - Absolutnie cię rozumiem. Nie martw się o to. Czy możemy teraz pokazać mnie innym w tym wdzianku?

- Tak, szybko! - gwałtownie złapał mnie za rękę, ciągnąc ku wyjściu. - Caroline padnie, gdy wróci ze spaceru!

- Myślę, że już wróciła. W końcu siedzimy tu już na pewno dłużej niż piętnaście minut - przewróciłem oczami, wydostając się na świeże powietrze. Zobaczyłem całą trójkę, siedzącą na piasku z wzrokiem ulokowanym na niebie.

Harry wsunął dwa palce między wargi tuż przed zęby dzieki czemu zagwizdał przeciągle, zeracając tym na siebie uwagę przyjaciół.

- Podziwiajcie! - zawołał z dumnym uśmiechem, wskazując przy tym na mnie.

Posłałem mu karcące, głupkowate spojrzenie, kręcąc głową. Przyjaciele spojrzeli na mnie gdy demonstracyjnie obróciłem się wokół. Nie wierzyłem, bym różnił się drastycznie swoim wizerunkiem. Nie czułem różnicy między tym, gdy miałem swoje ubrania, a te "hipisowskie". Czułem się tylko bardziej udekorowany.

- Jak choinka bożonarodzeniowa - prychnąłem pod nosem, co nie uszło uwadze Harry'ego. Podszedłem do przyjaciół, odbierając Liamowi butelkę piwa, które sączył. Wziąłem duży łyk i mu je oddałem, zanim mógłby zacząć lamentować o tym, że pozbawiłem go całego.

- Podwiń rękawy... - nakazała Caroline z dużymi oczami, co uczyniłem. - Rany, twoje żyły i ogólnie przedramiona mnie podniecają.

Z moich ust wyrwał się niekontrolowany śmiech, tak samo jak Liamowi, gdy nie uszło naszej uwadze miny Nialla i Harry'ego, które zdecydowanie nie wyrażały aprobaty.

- Żebyście widzieli swoje miny. - pokręciłem głową.

- Nie oczekiwałem od ciebie TAKIEJ opinii, Caroline - fuknął Harry, choć wiedziałem, że jego zachowanie jest absolutnie obsceniczne, co nawet jego samego rozbawiło. - Ale właściwie trudno się nie zgodzić, że ramiona Louisa są seksowne.

- Wszystkie dziewczyny w szkole zawsze łapały mnie za ręce i mówiły, że mam seksowne żyły. Zawsze mnie to dziwiło - parsknąłem.

Wydąłem wargę, napinając swoje lewe ramię, by błękitne żyły napięły się. Caroline udała, że mdleje, a wszyscy wokół zachichotali.

- Szkoda, że nie mogę się zobaczyć - mruknąłem.

- Podejdź do wody! - zaproponował brunet, w tymże też momencie łapiąc mnie za rękę i zaczął lekko ciągnąć w kierunku jeziora.

Kiedy stanęliśmy ja brzegu zobaczyłem swoje nieostre odbicie. Przymrużyłem oczy, dotykając koszuli.

- Podobam ci się w tym stylu? - spytałem Harry'ego, oczekując szczerej opinii. - Czuję się trochę jak nie ja.

- Wyglądasz bardzo przystojnie - oznajmił z wielka w głosie powaga. - Tak samo zresztą jak zawsze, ale też... inaczej!

Uśmiechnął się do niego, wkładając stopę do wody i ochlapałem go. Harry pisnął, łapiąc się za swoje kąpielówki i zaśmiał się, właściwie oboje to zrobiliśmy, nim odwdzięczył się tym samym.

- Czy teraz wybierzesz się ze mną na spacer? - spytałem, mrugając oczami.

- Oczywiście - dygnął przede mną uroczyście zupełnie tak jakby był co najmniej jakimś pieprzonym księciem.

Albo księżniczką.

Powiadomiliśmy przyjaciół o naszej wyprawie. Wcześniej tylko przebrałem się we własne kąpielówki, bo chciałem żeby było mi wygodnie, no i mogliśmy się jeszcze trochę pochlapać w wodzie. Wybraliśmy się w przeciwną stronę niż dotychczas.

- Gramy dalej w pytania i odpowiedzi? - zaproponowałem. Harry od razu energicznie pokiwal głową, splatając ze sobą nasze palce, gdy zacząłem. - Masz jakieś ukryte talenty?

- Śpiewam - przyznał lekko onieśmielony swoim wyzwaniem. Spoglądał na niego, gdzie formowało się coraz więcej ciepłych barw. Chmury znikały, a zamiast tego różowo-pomarańczowe kolory zaczęły chować wielkie słońce za linią horyzontu.

- Mógłbyś...

- Nie! - pisnął, chowając twarz w jednej dłoni, przez to, iż ta druga byla zajęta.

- Przecież oprócz nas nikogo tu nie ma! - zaśmiałem się miękko.

- Nie jesteśmy jeszcze aż tak blisko, Lou! - jęknął, kopiąc lekko w piasek. - Jedyną osobą, która słuchała mojego śpiewu była moja siostra.

- Boże, mogłeś skłamać albo wymyśleć coś innego, bo teraz będę ciągle o tym myślał! - jęczalem amrudnie jak dziecko.

Harry uśmiechnął się z rozbawieniem, a kilka loków opadło na jego twarz. Szybko pozbyłem się ich, nim on sam mógł to zrobić. Zarumienił się urokliwie i westchnął.

- Chciałbym być gwiazdą i koncertować jak The Beatles.

- Masz już urodę, unikatowy styl i prezencję sceniczną, więc jeśli śpiewasz tak dobrze jak to sobie mogę wyobrazić, to nie będzie trudne - uśmiechnąlem się.

- Myślisz, że śpiewam dobrze? - spytał.

- Masz piękny głos i jest bardzo melodyjny nawet gdy mówisz o gównie - przewróciłem oczami. - Wtedy na ognisku, gdy się poznaliśmy nuciłeś. To było bardzo ładne.

- Myślałem, że nie zwracałeś na mnie uwagi tego dnia - burknął.

- Na ciebie zwracałem właśnie najbardziej, głuptasie - uszczypnąłem jego nos. - Mimo wszystko, fascynowałeś mnie.

- Byłem dla ciebie niemiły...

- Ja dla ciebie też - zaśmiałem się. - Spójrz, jednak coś, co tworzy się pomiędzy nami jest silniejsze niż nam się wydaje, skoro nie daliśmy sobie po mordzie tego dnia.

- Oj nawet nie wiesz jak mi niewiele brakowało, aby to uczynić, gdy upuściłem tamtego skręta... - wyznał komicznie poważnym tonem.

- Te czasy wydają się takie odległe, a to było miesiąc temu - szepnąłem. - Masz takie samo wrażenie?

- Tak! - od razu zgodził się ze mną, uroczo kowając energicznie głową. - Zupełnie jak inne życie... Teraz moja kolej, bo prawie zapomniełm, że gramy - postanowił, bez zastanowienia, pytając: - Jakie filmy lubisz?

- Romantyczne - zaświergotałem, przyciągając go do swojego boku. - Liam mnie za to wyśmiewa, bo sam ogląda filmy akcji.

- Ty i romantyczne? - parsknął nieskromnym śmiechem. - Nie ukrywam, kiedyś śmieszyłoby mnie to jeszcze bardziej, ale teraz... jestem bardziej skłonny w to wierzyć.

- Jestem... mało oczywistym mężczyzną.

- Racja - zgodził się. - Dlatego poznawanie cię i odkrywanie tego, co lubisz jest jeszcze bardziej ciekawe - skradł mi pocałunek.

- Kiedyś zmuszę cię, byś obejrzał ze mną film z moimi ulubionymi aktorami - obiecałem jemu jak i sobie. - Ale będę musiał wcześniej wygonić z domu Liama.

- A będzie to smutny film? - zmartwił się nagle.

- "Narodziny Gwiazdy" nie pałają zbytnim optymizmem, ale... kocham ten film.

- Chętnie obejrzę go z tobą - posłał mi uśmiech. - Wproszę się do twojego mieszkania i nie będziesz miał wyboru, będziesz musiał spędzić ze mną wieczór.

- Oh, ja wprost nie mogę się tego doczekać - przyznałem, spoglądając przed siebie na rozciągającą się jeszcze daleko przed nami plażę.

Naprawdę nie mogłem się doczekać.

Wstawiam rozdział z koncertu Melanie Martinez lmaoooooo

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top