4
Następnego dnia bardzo odwlekaliśmy wyjazd z powrotem do miasta. Żadne z nas nie musiało nic mówić, abyśmy wszyscy bezgłośnie rozumieli to jak bardzo boimy się ujrzeć to co miało miejsce w nocy, po naszej ucieczce. Powoli, z rana popijaliśmy herbatę, ograniczając nasze rozmowy do nic nie znaczących pierdół, aby broń Boże nie powrócić myślami zbyt szybko do Stonewall.
Cały czas gdzieś na końcu mojej głowy czaiła się myśl o tym, ile osób zostało pozbawionych życia. Ofiarą został tylko Austin, czy może jest ich więcej?
Dlaczego zginął? Jak to możliwe, że lud zabił go tylko przez jego czarną rasę?
Nie mogłem uchronić się od analiz.
Po śniadaniu od razu ruszyliśmy w drogę; tym razem Niall oznajmił, że będzie kierowcą. Caroline usiadła na miejscu pasażera, co wydawało mi się naprawdę urokliwe. Ta tragedia zbliżyła ich do siebie i czekałem tylko aż zostaną parą.
Chociaż tyle z tego dobrego.
Siedziałem pomiędzy Harrym a Liamem, przeglądając ulotkę miasta, którą dostałem od recepcjonistki hotelu.
- Ładnie pachniesz - szepnąłem w przypływie odwagi, spoglądając na niego kątem oka. Ulokowałem wzrok na jego plastrach, którymi cały czas się bawił.
- Umyłem się - puścił oczko. - Ale dziękuję - dodał naprędce, patrząc na mnie ze słodkim uśmiechem, delikatnie muskając kciukami moje udo.
- Więc... - oczyściłem swoje gardło, mówiąc wynioślej. Kierowałem swe słowa do wszystkich przyjaciół. - Najbliżej mamy do jeziora Ontario. To jest na wschodzie. Możemy przy okazji zwiedzić wodospad Niagara.
- Zawsze chciałam zobaczyć Niagarę! - pianę lat dziewczyna, klaszcząc w dłonie.
- Ja widziałem - westchnął z rozmarzeniem Niall. - Tam jest absolutnie przepięknie.
- Więc uzgodnione - zgiąłem mapę w pół, rzucając nią w Liama. - Potrzebujemy paru ubrań, ręczniki, jakieś koce, trochę jedzenia, coś do rozpalenia ognia, no i namioty.
- Większość z tych rzeczy znajdziemy u Horana - powiedział Harry.
- Ale co do jedzenia, to lepiej przygotujmy sie jakoś konkrtetnie - parsknąl Liam.
- Możemy kupić coś w drodze - wzruszyłem ramieniem. - Tylko zaopatrzmy się w duży plecak. Właściwie, mamy jakieś śpiwory Payno?
- Ja mam jeden - skrzywił się.
- Dobra, chuj, nigdy nie spałem na trawie, a zawsze musi być ten pierwszy raz - mruknąłem.
- Więc pojedźmy najpierw do mnie - poprosiła Caroline. - No co? Mam najwięcej rzeczy - przewróciła oczami na spojrzenie Nialla.
Zgodziliśmy się z tym, że jej uwaga jest trafna. Niall zwolnił, kiedy przejeżdżaliśmy obok Stonewall.
Wszyscy bez wyjątku, łącznie z kierującym blonynem, zakryliśmy usta dłonią, na kilka chwil przymykając powieki, pod którymi zgromadziły się łzy. Gejowski bar spowijała ruina. Wszędzie leżało szkło, zburzone fragmenty ścian budynku, a od środka, przez olbrzymie dziury widać było wydostajacy sie na zewnątrz dym wypalającego się ognia.
- Musieli demolować ten budynek aż do rana - szepnął Liam, dostrzegając wciąż skrzący się popiół. Spojrzałem na niego, widząc wywinięte w podkówkę usta. Westchnąłem małodyskretnie, a Niall zmienił bieg, wyjeżdżając z uliczki z piskiem opon. Caroline włączyła radio i już nikt nie powrócił myślami do tego okropnego widoku.
*
Zbyt grube uda, wielka dupa, chuderlawy tors, wystające na klatce piersiowej żebra, jakoś dziwnie nieproporcjonalna głowa, małe stopy i dłonie.
Myślę, że każdy ma kompleksy gdzieś głęboko skryte w sobie. Ale podobno dostrzegamy je dopiero porównując swoją sylwetkę do innych.
Skrzywiłem się, patrząc z małym skrępowaniem na twarzy, kiedy Niall gdy tylko rozłożyliśmy namioty, krzyknął: "kto ostatni w wodzie ten przegrywa!" od razu zsuwając swoje spodnie razem z bokserkami w dół, chwilę później rwąc rąbki koszulki w przeciwnym kierunku.
Zapanował chaos, kiedy nastolatkowie zaczęli się śmiać. Pierwszy do jeziora pogonił Horan, a za nim Liam.
Wykrzywiłem usta, siadając na piasku. Rozłożyłem nogi odziane w granatowe spodenki i spojrzałem na zachmurzone niebo. Nie uśmiechało mi się do tego, by się rozebrać.
- A ty co, Tomlinson?! - zawołał Niall, widząc, że ja w dalszym ciągu siedziałem na trawie, z rozbierającą się nieopodal mnie Caroline.
- Nie mam ochoty na kąpiel! - skłamałem, zakrywając najbardziej jak się da swoje ciało.
- No weź, Louis - Harry, który pozbył się swoich skarpetek i koszulki uśmiechnął się do mnie lekko. - Sam zaproponowałeś wyjazd nad jezioro!
- Ale nie mówiłem, że będę się kąpał. Chcę się opalać.
- W ubraniach? - parsknął, ściągając swoje shorty, na co odwróciłem wzrok.
- Nie jestem jeszcze na waszym etapie, pieprzeni ekshibicjoniści! - wypaliłem w końcu, rumieniac się aż po szyję, gdy kątem oka dostrzegłem, że Caroline już stała całkowicie topless.
- To tylko ciało - wzruszyła ramionami. - Będziesz ostatni, Harry - zaśmiała się, biegnąc w stronę jeziora, gdzie Niall i Liam toczyli walkę.
- Jezus Maria - sapnąłem, gdy podniosłem delikatnie oczy w górę, momentalnie ponownie odwracając wzrok, gdy zobaczylem nagie pośladki Stylesa w całej okazałości.
Zacząłem przebierać palcami w złocistym piasku. Zacisnąłem wargi, kiedy Harry bez żadnego słowa pognał w stronę przyjaciół, zostawiając mnie samego. Ściągnąłem moje trampki zakopując palce w piasku i ułożyłem je obok siebie, opadając na plecy.
- Chcę umrzeć - sapnąłem, mrużąc oczy na ostre słońce.
Słyszałem głośne piski Caroline, które w zabawny sposób mieszały się ze śmiechem chłopaków, z czego wywnioskowałem, iż była właśnie ochlapywana.
Kolejne minuty przyniosły mi nieco odwagi. Zostałem w samych bokserkach, odwracając się na brzuch, kiedy postanowiłem poleniuchować. Spojrzałem na krajobraz przed sobą widząc zielony gąszcz i wąską drogę na której stał van. Przymknąłem powieki, ocierając czoło i odetchnąłem głęboko.
Mój Boże, kto by pomyślał zaledwie miesiąc temu, że tego pogodnego, letniego dnia będę siedział odwrócony tyłem do nagich hipisów, na łonie natury z dala od cywilizacji? To niezwykłe jak bardzo życie potrafi odmienić się w tak krótkim czasie...
Odgarnąłem dłonią grzywkę, rysując wzorki na piasku. Zacząłem rozmyślać nad kilkoma sprawami, dopóki zimne krople nie zaczęły spływać po moich plecach, a było ich coraz więcej. Pisnąłem odwracając się do jak się okazało Harry'ego, który stał nade mną swoimi włosami mocząc moje ciało.
- Co ty wyprawiasz?!
- Zacząłem zastanawiać się dlaczego tak bardzo boisz się wody - zachichotał. - Więc pomyślałem, że może jesteś syrenką i gdy cię ochlapie wyrośnie ci ogon!
- Jeśli już to syrenem - prychnąłem, rzucajac mu ręcznik, starając sie nie okazywac sego skrepowania nagością bruneta. - Zasłoń się chociaż!
- Zimno mi, dziękuję - zaśmiał się, wycierając swoje ciało. - Co przeszkadza ci w mojej nagości?
To, że mi się ona podoba - pomyślałem.
- To, że nie jestem przywyczajony do... takich rzeczy. - przyznałem. - Naga Caroline tylko dodaje wisienkę na torcie mojego skrępowania.
- Więc jesteś bardziej skrepowany na widok nagiego mężczyzny, czy kobiety? - zachichotał siadając obok mnie z ręcznikiem owiniętym wokół pasa.
- Nagich mężczyzn widywałem już, ale nie nagie kobiety. Przynajmniej na pewno nie tak bezceremonialnie - parsknąłem.
- A twoja narzeczona? - spytał, delikatnie odgarniając swoje włosy do tyłu. Skierował twarz do nieba, łapiąc promienie sooneczne
- Tylko ją w sumie widziałem - wzruszyłem ramionami. - Znaczy, myślałem, że byłem to tylko ja na początku - prychnąłem.
- Opowiesz mi o niej? - zapytał słodkim tembrem głosu. - Chcę wiedzieć jak to się stało, że miałeś brać pieprzony ślub. I chcę wiedzieć coś o tej dziewczynie. Jestem ciekawy.
Nabrałem do płuc powietrza, które za chwilę wypuściłen ze świstem, nastawiając się psychicznie na opowiedzenie historii, której nie mówiłem nikomu od tak naprawdę lat.
- Nazywała się Diana, a w momencie, w którym ją poznałem miała pìięnaście lat, a ja szesnaście.
- Więc byliście dziećmi, gdy się poznaliście - zauważył, rzucając mi krótkie spojrzenie, a ja przytaknąłem zgodnie.
- Jeśli mam być szczery, od zawsze różniłem się od moich rówieśników przede wszystkim dojrzałością, dużym zaangażowaniem w naukę, no i nie wstydziłem się swoich uczuć i emocji - mówiłem. - Z tego też powodu w szkole średniej nie posiadałem prawdziwych przyjaciół i to dopiero przy niej nareszcie czułem, że nie muszę nikogo udawać.
- Brzmi jak dobra historia romantyczna - skomentował z nikłym uśmiechem, gdy zmieniłem swoją pozycję, siadając i podwinąłem kolana do klatki piersiowej.
- Na początku było niewinnie jak to u pierwszaka i drugoklasisty - uśmiechnąłem się, ponieważ mimo wszystko te poczatkowe wspomnienia były przecież jak najbardziej dobre. - Dopiero pod koniec roku szkolnego, chwilę po jej szesnastych urodzinah zdobyłem się na odwagę, by ją pocałować. Za szkołą po rozdaniu certyfikatów.
Harry uśmiechnął się lekko, ściskając swoje kolano.
- Pamiętam to jak dziś. To było strasznie pokraczne - zaśmiałem się mimowolnie. - Tego dnia nasi rodzice zaczęli się ze sobą przyjaźnić. O dziwo traktowali nasz związek poważnie. Chyba nawet poważniej niż my sami. Dlatego już wtedy to wszystko nabrało stabilności. Lata mijały, a my byliśmy wciąż razem. - Nigdy nie zapomnę tego jak okrutne były dzieciaki - wzdrygnąłem się na przykre wspomnienia tamtejszego okresu. - Możesz sobie tylko wyobrazić jak bardzo dokuczali mi chłopcy, gdy w wieku osiemnastu lat, po ponad roku związku z Dianą ja nadal byłem prawiczkiem...
- To nie jest nic wielkiego - Harry zmarszczył lekko swoje brwi, ale widocznie nie chciał mi bardziej przerywać, bo chwilę po tym od razu zamilkł.
- Oczywiście, ale oni nie rozumieli - skrzywiłem się. - Dla mnie pierwszy raz to było coś wielkiego. W końcu to jest... pierwszy raz, nie będzie już drugiego pierwszego razu. W między czasie nasi ojcowie zaczęli się kłócić o sprawy biznesowe. Zerwali współpracę i już nie było tak kolorowo, ale ja i Diana wciąż się trzymaliśmy razem. Epizod, kiedy oboje wkraczaliśmy w dorosłość chyba wspominam najlepiej. Wydawało mi się, że naprawdę jestem zakochany, w ona ciągle powtarzała mi, że mnie kocha. Później poszedłem na studia. Ojciec od zawsze chciał, żeby jego jedyny syn był albo biznesmenem, prawnikiem lub politykiem.
- Ale Liam twierdził, że kochasz się uczyć...
- Bo tak jest! - przerwałem mu z ciepłym uśmiechem. - Lecz nie ukrywam, iż nacisk jaki otrzymywałem od ojca, a w pewnym momencie też od Diany był dla mnie frustrujący.
Kiwnął głową, oblizując usta.
- Nastał pierwszy rok moich studiów. To był koszmar - westchnąłem. - Szkoła rozdzieliła mnie i Diane. Oboje męczyliśmy się nauką i co gorsze, naszym związkiem. Ale z jakiegoś powodu ona wciąż ze mną była. Przechodziliśmy kryzysy, ale upierała się, że to tylko gorsze chwile i wszystko wróci do normy za jakiś czas. Wtedy straciłem moją mamę. To mnie totalnie dobiło.
- J-ja nie wiedziałem... - zaczął bardzo nerwowym głosem chłopak, kładąc dłon na moich nagich plecach. Wzdrygnąłem się nieznacznie na dreszcz jaki mnie przeszedł, mówiąc szybko:
- Nie, spokojnie. To ok, naprawdę pogodziłem się z tym choć trochę przed laty.
- Dobrze... - szepnął.
- Cóż, więc - wziąłem oddech. - To była wielka strata. Nie straciłem tylko kogoś, kto mnie urodził i wychował, ale straciłem również najlepszą przyjaciółkę. Byliśmy naprawdę blisko. Diana... chyba nie potrafiła zaradzić temu, że miałem złamane serce, skoro pół roku później, czyli... trzy miesiące po zaręczynach postanowiła mnie zdradzić - uśmiechnąłem się nerwowo. - To było dokładnie przez zakończeniem roku szkolnego. Dzień absolwentów świętowała już z innym chłopakiem.
- Pizd... um, to znaczy, okropne! - przerwał szybko swoje pierwsze, słowo, okazując sesje oburzenie. - Jak można zrobić coś takiego komuś kto jest w żałobie?! Jak w ogóle można tak robić?!
- Nie wiem, Harry, nie wiem. Gdzieś po prostu kurwa oboje zabłądziliśmy - westchnąłem. - Postawiliśmy sobie cele wręcz niemożliwe do spełnienia, nie wiem. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Wina nigdy nie leży po jednej stronie, prawda?
- To zależy - wzruszył ramionami. - Lecz wierze w to, iż skoro była ona tak ważnym elementem twego życia, traktowała cię równie poważnie jak ty ją.
- Tak, tak było - uśmiechnąłem się. - Teraz żałuję tylko jednej rzeczy. Żałuję tego, że nie potrafiliśmy rozstać się jak normalni ludzie. Nie potrafiliśmy ze sobą porozmawiać tylko musiało dojść do zdrady i awantury. Może gdybyśmy rozegrali to wszystko w inny sposób, bylibyśmy teraz przyjaciółmi.
- Zdrada jest czymś czego moim zdaniem nie da się wybaczyć - rzekł Harry. - Nieważne jak bardzo kochasz te osobę i byłbyś dla niej gotowy podpisac cyrograf, nie ma niczego co usprawiedliwia coś tak strasznego - w ostatnim wypowiedzianym przez niego słowie usłyszałem, iż jest na granicy popłakania się.
- Jest w porządku - złapałem jego dłoń. - Oczywiście przez to, co mnie spotkało myślę że jeszcze przez bardzo długi czas będę wypominał sobie pewne rzeczy i kompleksy. Był czas w którym obarczyłem cała winą moją narzeczoną, a była chwila, w której byłem pewien że to moja wina. Ale teraz wiem, że tak musiało się stać. Jest okej - pogłaskałem go po policzku.
- Doskonale wiem co czuje osoba zdradzona, Louis - westchnął chłopak, mrugając kilkukrotnie, aby odgonić zapobiegliwie niekontrolowane łzy. - Ja akurat naprawdę to rozumiem.
- Hazz... - nie spodziewałem się tego wyznania ze strony chłopca. - Nie miałem pojęcia. Hej, to nie jest czas na płakanie, żabo.
- To jest to "straszne zerwanie", o którym ci wszyscy na pewno wspominali - westchnąłem. - Przyłapałem go w łóżku z innym facetem. Był ode mnie dużo bardziej męski.
- Więc mamy podobną sytuację - wzruszyłem ramionami, owijając palce w okół jego nadgarstka. - Ale nigdy nie myśl, że twoja delikatność jest jakakolwiek ujmą. Przecież ja cały czas komplementuje tę rzecz w tobie. To jest to, co cię tworzy i... lubię to.
- Louis, to nie jest tak, że mam kompleksy, bo uważam się osobiście za najlepszą dupę w jebanym Nowym Jorku - powiedział z fałszywą skromnością, czym doprowadził mnie do śmiechu. - To po prostu... bolało.
Nie wiedziałam co więcej powiedzieć, bo całą tę przyjemną aurę jaką wytworzyliśmy z przyjaciółmi trafił szlag. Rysowałem palcem wskazującym po wierzchu dłoni Harry'ego, który spojrzał przed siebie.
- A ty? - pociągnął nosem. - Masz przez to kompleksy?
- Jestem prawdopodobnie najbardziej zakompleksionym facetem jakiego kiedykolwiek poznałeś - parsknąłem.
- Ale... - zamieszał się. - Minęły już dwa lata od tamtej sytuacji z Dianą. Z resztą wcale tego po tobie nie widać - zachichotał. - Umiesz świetnie podkreślać swoje atuty i zawsze jak cię widzę mam wrażenie, że każdy element twojego ubioru jest dokładnie przemyślany, a jednocześnie wyglądasz tak, sam nie wiem, lekko.
- Nigdy nie planuję zanadto swego ubioru - zdradziłem z małym usmiechem. - To Lee zazwyczaj mnie ubiera i doradza mi. W rzeczywistości jestem potwornie niepewny siebie.
- Nie dowierzam, że ktoś taki jak ty może mieć kompleksy - uśmiechnął się nikle, pocierając dłonią swój policzek. - Jaką rzecz uważasz w sobie za nie taką jaka powinna być?
- Każda - prychnąłem, jednak pod spojrzeniem bruneta, spoważniałem. - Mam grube uda, za chudy tors i jestem... za drobny.
- Nie zauważyłem, by twoje uda były grube - pokręcił głową. - Są za to jędrne i to mi się podoba. Twój tors jest jak najbardziej w porządku. Może jesteś drobny, ale bardzo silny. Podobasz mi się. To nie fair, że źle o sobie mówisz.
- Zawsze wyglądałem jak bachor w porównaniu do moich rówieśników - wzruszylem ramionami. - Wzrost nie pomaga.
- Jesteś dla siebie niesprawiedliwy - zbliżył się do mnie. - Chciałbym sprawić, żebyś spojrzał na siebie jak, jak ja patrzę na ciebie.
Nim zdążyłem się obejrzeć, Harry szybko cmoknął mnie w policzek.
Automatycznie sprawiło to, że na moich wargach pojawił się delikatny, niemalże rozmarzony uśmiech. Cholera, słowami nie da opisać się tego jak ten chłopak był uroczy!
- Oni chyba bawią się w najlepsze - westchnąłem, patrząc na pływających przyjaciół. - Może pomożesz mi znaleźć jakieś dobre drewno, żeby rozpalić ognisko? Zjemy coś, a później zwiedzimy Niagarę.
- Świetny pomysł - pochwalił mnie, zrzucajac z siebie nagle ręcznik, aby sięgnąć w stronę leżących na trasie bokserek. Rzecz jasna odwróciłem wzrok.
- Powiemy im, że idziemy? - spytałem, sięgając po moją koszulkę.
- No co ty? Będzie zabawnie gdy sami się zorientują, że nas nie ma - zachichotał.
- Boże, Harry - zaśmiałem się miękko, podnosząc z rozłożonego przeze mnie koca. Chłopak właśnie założył spodenki, postanawiając zostać topless.
Założyłem dolną część garderoby i buty. Spojrzałem ostatni raz w stronę przyjaciół, sięgając po dłoń Harry'ego i wyprowadziłem go z plaży.
- Czyli chcesz być ze mną na etapie najpierw trzymania się za ręce? - zapytał z ironicznym chichotem. - Jak w podstawówce.
- Oprócz tego chciałbym cię poznać - zagaiłem, rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby służyć nam jako rozpałka. - Wiesz, takie głupoty jak ulubiony kolor, potrawa, najmilsze wspomnienia, zainteresowania... Wszystko od początku. Bo teraz chciałbym, żebyśmy zaczęli od nowa, ale w ten właściwy sposób.
- Więc chcesz zagrać w pytania i odpowiedzi? - upewnił się, a gdy pokiwałem głowa, dodał: - Zacznij.
- Ulubiony kolor więc?
- Fioletowy! Mam najwięcej ubrań w tym kolorze.
Pociągnąłem Harry'ego w wyznaczonym kierunku, widząc pod jednym drzewem dużo gałązek.
- Mój to czerwony, ale nie mam żadnych ubrań w tym kolorze.
- Ja mam czerwone usta, one na tobie dobrze wyglądają - rzekł bardzo spokojnym tonem, na co ja o mało nie zakrztusiłem się powietrzem.
- Oh, tak? - uniosłem brew, układając w przykucu patyki na stosie. - Ale nie mogę tego zobaczyć.
- No to pozostaje ci uwierzyć mi na słowo - wzruszył niewinne ramionami, własnie chcąc odejść, jednak przytrzymałem go przy grubym konarze drzewa.
Obserwowałem jak jego źrenice znacznie się rozszerzają, gdy naparłem lekko na niego, kładąc dłoń obok jego prawego ramienia. Uśmiechnąłem się z nonszalancją, dotykając kciukiem znaku, jaki wciąż widniał na linii żuchwy chłopca.
- Lou? - sapnąl chłopak, a ja z satysfakcją obserwowalem jak jego klatka piersiowa zaczęła szybciej unosić się i opadać. Przejechałem powolutku opuszką kciuka po dolnej wardze chłopaka, którą on rozchylił, aby pocałować mój palec.
- Przepraszam, że robię ci mętlik w głowie - szepnąłem całkiem poważnie. - Nie chcę żebyś był jakimś moim eksperymentem, ale ja naprawdę cię lubię.
- Ja ciebie też - odpowiedział mi na moje wyznanie tym samym, patrząc przy tym głęboko w oczy. - To ok?
- Tak - przybliżyłem się do niego. - Nie musimy czuć się przecież zobowiązani do czegoś poważnego, prawda? Oboje nie jesteśmy jeszcze na to gotowi.
Chłopak nie odpowiedział mi, z zaskoczenia wpijając swoje wargi w moje, na co lekko podskoczyłem zdziwiony. Harry zaśmiał się krótko w moje wargi przez to.
Uśmiechnąłem się kładąc dłonie na jego biodra i zassałem jego górną wargę, przekręcając lekko głowę. Objąłem go szczelniej, zamykając oczy, żeby posmakować jego ust. Po tym odsunąłem się od niego z cichym mlasknięciem, by sprawdzić jego reakcje.
Kąciki jego słodkich ust były leciutko uniesione do góry, gdy patrzył na mnie z czymś czego nie widzialem w żadnych oczach podczas patrzenia na mnie od wielu lat.
- Będziesz miał tyle czasu, ile potrzebujesz - wyznał. - Zrozumiałem, że to dla ciebie trudne, więc nie będę na ciebie naskakiwał ani niczego oczekiwał - położył dłonie na moich biodrach.
- Jak się czujesz z tym, że jesteś przede mną teraz tak bardzo odsłonięty? - zapytałem calkowicie szczerze, przejeżdżając dłonią po torscie bruneta.
- To jest przyjemne - szepnął, obserwując moje ruchy. - Chciałbym żebyś przekonał się jaki atrakcyjny jestem i mogę ci teraz pokazać - sięgnął po moją dłoń, nakierowując ja najpierw na mostek, a później na lewą pierś i w dół. - Podobam ci się?
Czując, że za chwilę będe wręcz żenująco zarumieniony, ograniczyłem się zaledwie do skinięcia głową z otwartymi nieznacznie ustami.
- Nawet jak nie mam cycków? - upewniał się przesłodzonym głosem, w ten sposób rozluźniając atmosferę. - Jestem w końcu facetem - uśmiechnął się, moją ręką gładząc swój brzuch.
- Jesli mam być szczery to... - przygryzłem z głupim uśmieszkiem dolną wargę. - Diana też nie miała cycków, więc to prawie to samo.
- Co? - zaśmiał się głośno, opierając głowę na drzewie. - To wredne, Lou! - zawołał.
- No miała małe cycki, co w tym złego, że po prostu stwierdzam fakt? - wzruszyłem ramionami z rozbawieniem.
Harry wziął moją drugą dłoń, kładąc na swoich bokach. Posłał mi drobny uśmiech, a iskierki skrzyły się, wesoło skacząc w jego oczach.
- Masz fajne te boczki - powiedziałem mu, podszczypując delikatnie jego skóre w tamtym miejscu.
- Serio?
- Tak! - od razu pokiwałem głową. - Są... seksowne.
- I co ci się jeszcze podoba? - spytał, zerkając na nasze dłonie. Oblizał lekko usta, znów dając mu całusa, co było naprawdę dobre.
- Wszystko - odsłoniłem w uśmiechu swoje zęby, pozwalając mu na kolejny buziak.
- Wszystko? - mruknął lubieżnym tonem.
- Podobają mi się nawet twoje różowe sutki - uszczypnąłem go w to miejsce, na co zwinął się w pół ze śmiechem. Zachichotałem, podciągając go do góry i wtopiłem nos w jego kark. - Dziękuję za twoją cierpliwość - szepnąłem. - Czuję, że jestem na coraz lepszej drodze do... samego siebie.
- Zawsze jesteś tak poetycki? - zachichotał, glaszcząc z wielką czułością mój podbródek.
- Właściwie to nie - wzruszył ramionami. - Tylko przy wyjątkowych osobach.
- Jesteś absolutnie uroczy, gdy robisz się coraz bardziej śmiały - uśmiechnął się, przytulając mnie krótko. - Chodźmy już z tymi patykami, zanim zaczną wariować.
- Poczekaj - odparłem, poprawiając jego rozczochrane, mokre pukle, oraz potem swoją koszulkę. - Nie mogą nic podejrzewać.
- Mhm... - zachichotał, gdy pogładziłem jego włosy. Oddaliłem się, chwytając połowę cięższych patyków, a Harry'emu zostawiłem te lekkie.
- To jest niezwykle seksistowskie - zmrużył na mnie oczy.
- Wcale nie. Seksistowskie byłoby jakbyś był kobietą - drażniłem się.
- Ale to jest wciąż seksistowskie - kłócił się.
- Masz zbyt ładne dłonie, żeby wpychać tam jakieś badyle - przewróciłem oczami, zmierzając w kierunku plaży. Wydawało mi się, że nie oddaliliśmy się od niej zanadto, a teraz gdy się odwróciłem moim oczom ukazał się kawałek drogi.
- Chyba wewnętrznie już marzyłem o tym pocałunku skoro zaciągnąłem cię tak daleko od łąki - zaśmiał się Harry.
- Pocałunki z tobą są wyśmienite - westchnąłem z aprobatą, idąc równym marszem.
Wszystko powoli się układało.
Ja się chyba rozchorowałam i z tej też okazji wrzucam Wam rozdział jeszcze nim zapadnie wieczór
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top