1

Następnego dnia, przy śniadaniu doszedłem do wstrząsającego i brutalnego odkrycia, kiedy to w lodówce nie odnalazłem ani jednego jajka potrzebnego mi do przygotowania jajecznicy, na jaką miałem ochotę. Zaspokajając się jedynie płatkami, udałem się następnie do pobliskiego sklepu, w którym kupiłem kilka brakujących, tudzież już kończących się produktów.

Kiedy wdrapywałem się na drugie piętro, obserwując zdrapane i paskudne ściany, w końcu dotarłem do mieszkania mając nadzieję na to, że Liam nigdzie nie wyszedł, ponieważ nie wziąłem swojego klucza, ale nie było mnie przecież tylko kilka minut. Stanąłem przed drzwiami z reklamówką pełną bułek, jajek i kilku warzyw, otwierając je wolną dłonią.

Nagle, stanąłem w progu niemalże jak wryty po tym gdy do moich nozdrzy dotarł potwornie mocny zapach marihuanny. Roznosił się po całym mieszkaniu, dlatego też w panice prędko zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem do środka.

- Liam?! - zawołałem.

Kiedy nie uzyskałem odpowiedzi, wparowałem do kuchni, odkładając zakupy na blat. Swoje kroki skierowałem do salonu, który jednocześnie był sypialnią nas obu, ale Liama wciąż nigdzie nie było.

W końcu mój wzrok spoczął na uchylonych drzwiach do łazienki, gdzie od razu wparowałem zdecydowanym krokiem. W środku zastałem swojego przyjaciela, który... no nie wierzę...

- Czy ty naprawdę suszysz zielsko w mojej łazience?! - wysyczałem.

Spojrzałem na Liama, który akurat mył zęby, stojąc nad umywalką. Spojrzał na mnie krzywo marszcząc czoło, gdy podszedł do roślinek ułożonych na pralce, głaszcząc jeden z listów. Dopiero później wypłukał swoje usta i zmył resztki piany do golenia, odkładając brzytwę na umywalkę.

- Masz się tego kurwa pozbyć i to już! - cały czas mówiłem ściszonym głosem, jakby ktoś mógł właśnie nas podsłuchiwać. - Jak poczują to sąsiedzi, będziemy mieli zajebiste problemy!

- Luz, nie poczują - wzruszył ramionami, rzucając ręcznik na podłogę, zaraz obok kosza na pranie. - Przestań się o wszystko spinać, sam niedługo zaznasz cudownej przyjemności, jaką mogą nam dać te niewiniątka! Wiesz ile mogę zaoszczędzić?

- Liam, cholera jasna, to nie są papierosy, które tak po prostu szkodzą zdrowiu. - jęknąłem, przecierając oczy. - To są narkotyki. Nielegalne.

- Których się niedługo pozbędę... - uśmiechnął się leniwie - Jak wypalę to wszystko.

Zaraz po tym parsknął obrzydliwym śmiechem, klepiąc mnie po ramieniu wnętrzem własnej dłoni.

- Zobaczysz, będzie dobrze - pocałował mój policzek.

- Co ty, pedał?! - odsunąłem go od siebie, odchodząc na drugi koniec pomieszczenia.

- Chryste, to jest tylko buziak, Louis - wybuchł kolejnym śmiechem na moją zapewne mocno zdegustowaną minę. - To nie oznacza, że chcę się z tobą hajtać!

- Jesteś po prostu zboczony. Coś ci się przestawiło w głowie i nie wiem jak to naprawić - skrzyżowałem ramiona na piersi. - Przysięgam, że wywalę te twoje roślinki do kibla jeżeli się nie ogarniesz!

- A nawet jeśli byłbym, tak jak to określiłeś "pedałem"... - zrobił krok w moją stronę, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. - Brzydziłbyś się mną?

- Nie będę z tobą rozmawiał o głupotach - przewróciłem obscenicznie oczami. - Już dość się tego słyszy w telewizji i w radiu.

- To nie są głupoty i takich ludzi jest dużo więcej niż ci się zdaje - kontynuował poważnym tonem. - Ci ludzie istnieją i potrzebują takich samych praw jak cała reszta!

- Oh, i nagle stałeś się wielkim obrońcą praw ludzkich? - pokręciłem głową. - Jakoś nigdy nie widziałem pary składającej się z dwóch mężczyzn. Z resztą, mam to wszystko gdzieś. Idę robić swoje śniadanie - fuknąłem.

- I to jest właśnie zmiana o jaką walczę ja i reszta moich znajomych! - zawołał za mną. - Żadnemu z was nie chce się otworzyć oczu i zainteresować tym co się w okół nas dzieje! Z takim nastawieniem amerykanów, niedługo wybuchnie kolejna wojna!

- No ty chyba sobie żartujesz w tym momencie - zaśmiałem się ironicznie.

- Ludzie za bardzo skupiają się na tym co złe i negatywne zamiast dać pokierować swoje życie... miłością i pokojem.

- Ja nikomu niczego nie zabraniam, nie rób ze mnie potwora - machnąłem na niego rękoma. - Jest mi wszystko obojętne, ale pomyśl jak to wygląda, facet z facetem? Jak psy.

Po moich słowach Liam wyraźnie chciał dodać coś jeszcze, jednakże tylko machnął na mnie ręką. Wyglądał przy tym na naprawdę zezłoszczonego, ale i... smutnego?

- Więc jak jest? - spytałem w końcu, przystając na łagodniejszą postawę. - Jesteś- ten, no- lubisz facetów?

- Gówno cię to obchodzi - burknął, chcąc wyminąć mnie i wyjść z pokoju, jednak ja chwyciłem mocno jego nadgarstek.

- Li, przepraszam, nie złość się na mnie i pogadajmy na spokojnie.

- Nie będę z tobą gadał w kiblu - klepnął mnie w przedramię, opuszczając toaletę i lamentował. - To jest okropne jak ludzie mogą tak mówić. Przecież każdy ma prawo do miłości! Miłość jest naprawdę niezwykła jeśli uczucie między dwójką ludzi jest prawdziwe.

Obserwowałem jak szatyn opada na kanapę, zaraz po włączeniu telewizora.

- Odpowiesz mi na moje pytanie? - cały czas stosowałem swoją pokojową taktykę. - Naprawdę nie będę cię oceniał - zapewniłem.

- Teraz ci nic nie powiem. Pokazałeś swoją tolerancyjność - wzruszył ramionami, podchodząc do telefonu, który leżał na stole, podłączony do gniazdka schowanego za kanapą. Zaczął wykręcać jakiś numer, ja wydąłem wargi.

Ok, tak jak zawsze bylem zdania, iż należy walczyć o to w co się wierzy i co uważa się za słuszne, w tamtym momencie czułem się gorzej niż śmieć. Zraniłem swojego najlepszego przyjaciela mym bądź co bądź pełnym jadu nastawieniem do odmiennej orientacji seksualnej niż ta heteronormatywna. Było mi za siebie wstyd.

Założyłem ramiona na piersi, nasłuchując rozmowy Liama z - jak mniemam - kimś z jego otoczenia. Zaczął od razu mówić bardziej energicznie i uśmiechał się szeroko będąc podekscytowany. Opuściłem pomieszczenie, kierując się do kuchni, bo przecież jeszcze chwilę temu byłem głodny.

- Chcesz kanapkę? - zapytałem go, będąc już w pomieszczeniu, w którym cicho grało radio na jakiejś przypadkowej rozrywkowej stacji.

- No co ty? Muszę przygotować się do imprezy! - wrzasnął na cały dom, w podskokach kierując się do naszej wspólnej szafy. - Zjedz sam, a ja w tym czasie przyszykuję nam stylizacje. I tym razem ubierzesz się w to, co ja dla ciebie znajdę.

- Przepraszam bardzo, a ktoś w ogóle powiedział, że gdzieś wychodzę? - uniosłem brew, zaskoczony jego bezpośredniością. - Nie przypominam sobie, abyś mnie o to pytał.

Liam wkroczył do kuchni, gdy wbijałem jajka na patelnię. Stanął obok mnie, opierając łokcie na wysokim blacie. Nachylił się nad nim, wypinając swój tył.

- No weź, tym razem będzie więcej osób! Więcej muzyki i picia! - zadeklarował. - Idziemy z ekipą do klubu.

- Ciebie chyba Bóg opuścił... - jęknąłem, nawet nie mając siły na jakiekolwiek ambitniejsze bronienie swojego zdania.

- Nie marudź, Tommo, będzie zajebiście, zobaczysz! - zapewniał. - Wszyscy moi znajomi chcą strasznie, żebyś przyszedł.

Prychnąłem. - Robisz mnie w chuja - wzruszyłem ramionami, mieszając swoje jedzenie nad małym ogniem.

- No co ty? - oburzył się. - Polubili twój charakterek. Uważają, że potrzebujemy takiej osoby.

- Tak jakbym chciał być hipisem. - burknąłem, cały czas będąc nastawionym niezbyt pozytywnie.

- Harry myśli, że cię odstraszył i chyba najbardziej prosił, bym cię namówił - brnął dalej.

- Harry? - przeciągnąłem samogłoskę "a", szykując sobie kromkę chleba, która posmarowałem masłem. - Był dla mnie niemiły prawie cały czas jeśli się w ogóle odzywał - powiedziałem niemrawo

- On nie był niemiły, tylko zachowuje się tak jak ty, kiedy ma zły humor, a tamtego dnia miał wręcz tragiczny - zaśmiał się. - To jest najmilsza i najsłodsza osoba jaką można spotkać, przysięgam.

- Nie wydaje mi się - wzruszyłem ramionami, przypominając sobie docinki Stylesa kierowane w moją stronę. Komentował mój ubiór, później to, czym się interesuje, moją pracę i nawet wiek!

- Przeżywa dosyć drastyczne zerwanie - Liam położył brodę na moim barku. - Wybacz mu!

- Ja jakoś jak miałem złamane serce, to nie prychałem na każdą dychającą istotę...

- Oj zdziwiłbyś się! - kłócił się Liam. - Ja to czasami bałem się do ciebie odezwać.

- Uh-huh? - zachichotałem. - Gdzie tym razem ta wasza impreza?

Tak właściwie tylko udawałem, że wcale nie cieszę się na wieść o przyjęciu. Bardzo chciałem poznać grupę przyjaciół, no może poza zrzędliwym Haroldem. Był z nich wszystkich najbardziej specyficzny i wydawało mi się, że kompletnie mnie nie lubi, a teraz... ta wieść.

Mogłem mu wybaczyć jeśli nigdy więcej nie skomentuje tego, że skoro mój tata jest politykiem, nie powienienem żyć w kawalerce i mógłbym być bogaty.

Problem w tym, że od dawna nie mam kontaktu z ojcem, a to Liam bez mojego pozwolenia streścił całe moje życie na ostatnim ognisku, które podsumowując nie było tak złą rzeczą. Najadłem się, wypiłem trochę i rozmawiałem z Caroline, która nawet mnie uściskała, gdy się żegnaliśmy!

- W Stonewall - odparł dumnie, próbując nie wybuchnąć śmiechem na widok mojej zszokowanej miny.

- Przecież t-to jest...

- Tak, bracie, klub dla twoich ulubionych pedałów - zacmokał. - Jakiś nowy zespół gra tam dzisiaj swój koncert.

- I będą tam sami-

- Nie stary, będzie wiele lasek - pokręcił głową. - Czy możesz choć raz porozmawiać ze mną w szczery sposób i powiedzieć dlaczego jesteś aż tak uprzedzony do jakiegokolwiek społeczeństwa?

- Nie jestem uprzedzony do społeczeństwa! - natychmiast zaprzeczyłem. - Niech każdy robi co chce, ja mam to w dupie - wzruszyłem ramionami. - Jestem bardzo tolerancyjny póki tego nie widzę.

- Ty w ogóle kiedykolwiek widziałeś jakikolwiek akt homoseksualizmu? - parsknął śmiechem. - I czemu znów mówisz o gejach, kiedy ja spytałem o ogólne społeczeństwo? Sam wychodzisz z myślą o homoseksualistach.

- No bo sam zarzuciła ich temat przez ten klub - broniłem się. - Dobrze też wiesz, że nie mam totalnie nic do czarnych, żółtych... Co jeszcze masz na myśli?

- Mam po prostu na myśli to, dlaczego kurwa zamykasz się w naszym mieszkaniu i wychodzisz stąd tylko wtedy, gdy musisz iść na zakupy? - stracił widocznie cierpliwość, uderzając dłonią o blat. - Nie chodzi mi już o twoje zasrane poglądy. Masz tylko mnie, Louis. I nawet tego nie potrafisz docenić, jesteś beznadziejnym przyjacielem odkąd twoja rodzina... straciłeś z nią kontakt.

- Taki już jestem, co ja mam ci niby na to poradzić? - przetarłem oczy.

- Wyjdź ze mną do tego pieprzonego klubu, wyjmij zakorzenionego głęboko kija z dupy i baw się. Życie nie kończy się po pójściu na studia!

Miałem wrażenie, że Liam powtarza codziennie te same słowa. - Skoro jestem dla ciebie tak chujowy, to po co masz się ze mną męczyć? Masz nowych przyjaciół.

- Oni są dla mnie przyjaciółmi, a ty dla mnie jak brat - uśmiechnął się. - Różnica nie jest duża, ciebie mam po prostu ochotę częściej zajebać.

- Co będę miał za to, że pójdę z tobą na potańcówkę? - jęknąłem, patrząc na swoją kanapkę bez cieniu uśmiechu na twarzy.

- Mój uśmiech? - wyszczerzył się, a ja uderzyłem go w ramię. - No to w takim razie będę ci robił do końca miesiąca zakupy.

- I tak wydajesz na nie moje pieniądze - przewróciłem oczami, ale uścisnąłem jego dłoń. - Zgoda.

- A więc choćmy cię ubrać! - zawołał, nagle chwytając moj nadgarstek a następnie pociągnął mnie do salonu, gdzie znajdowały się jego ciuchy.

- Zachowaj choć trochę mojej męskości - stęknąłem, widząc na kanapie rozłożoną koszulę różowym w odcieniu.

- Jeśli czujesz się pewnie jako mężczyzna, nawet w sukience nie byłbyś kobiecy, zapewniam. - uśmiechnął się.

- Będę wyglądał jak Caroline - wytknąłem język, zrzucając z siebie swoją czarną koszulkę. - Albo jak Harry.

- Harry czasem wygląda delikatniej niż ona... - przyznał Liam, podając mi zdecydowanie za duży t-shirt z wielką pacyfką na środku. - Tylko nie mów jej!

- Caroline jest bardzo kobieca, nie musi być delikatna - wzruszyłem ramionami, rozciągając na sobie materiał. - Mogę zostać w moich spodenkach?

- Hmm... - Liam zamyślił się przyglądając w skupieniu całej mojej stylizacji. - Tak, pod warunkiem, że założysz jeszcze moją bandanę.

- Ba-bandanę? Ale ja chciałem ułożyć swoje włosy żelem! - sprzeciwiłem się. Teraz moja fryzura była beznadziejna, nierówna grzywka opadała na jeden bok mojej twarzy, przysłaniając oko.

- Nie osłabiaj mnie, Louis. - przewrócił oczyma. - Lubisz mieć ulizane włosy do tyłu, a dzięki bandamie tak będzie, więc nie marudź!

- Ale- bez żelu? - skrzywiłem się. - Będą sterczeć we wszystkie strony!

- No właśnie! - zaklaskał dłonie. - Będziesz w końcu wyglądał jak normalny człowiek, a nie typowy republikanin!

- Jestem demokratą! - oburzyłem się.

- A nie wyglądasz. - zacmokał, klepiąc mój policzek.

- Więc, założysz mi ją? - w końcu ustąpiłem mu, z lekkim westchnięciem wkładając przód mojej koszulki w krótkie spodenki.

Chłopak energicznie pokiwał głową, następnie ściągając z odsłoniętymi w szerokim uśmiechu zębami ze swojej głowy, aby poźniej odgarnąć nią moje własne włosy.

- Będziesz wyglądał jak nastolatek! - uśmiechnął się w trakcie zawiązywania bandany z tyłu mojej głowy. Przymknąłem oczy, przegryzając swoją dolną wargę.

- Boję się spojrzeć w lustro - przyznałem, gdy Liam stanął ponownie na przeciwko mnie.

- Nie masz powodu, jest super!

- Właściwie o której jest ta impreza? - szepnąłem.

- O osiemnastej.

- Co?! - wrzasnąłem. - To po co kazałeś mi się już ubrać?

- Lubię cię denerwować - wzruszył ramionami, krótko mnie przytulając. Wypuściłem oddech przez nos, wbijając mu paznokcie w plecy tak mocno jak tylko potrafiłem.

*

- Wszyscy się na mnie gapią - wymamrotałem przy uchu szatyna, idąc tuż za nim w odpowiednią dzielnicę, na której znajdował się klub.

- Wydaje ci się - trzymał moją talię. - A nawet jeśli, to tylko cię podziwiają. Widzisz wzrok tych kobiet? - ekscytował się. - Pożądają cię, a ty nie miałeś pieprzenia od lat!

- Nie potrzebuję tego - skłamałem.

Tak naprawdę w rzeczywistości dosłownie mnie nosiło na samą myśl o tym, że nie mam na dobrą sprawę z kim uprawiać seksu.

- Też tak sobie czasem wmawiam, ale każdy wie, że jeśli facet tak mówi, to jest to czyste kłamstwo - przechodziliśmy przez ruchomą ulicę.

- Od braku tego się chyba nie umiera - powiedziałem, chociaż w praktyce zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

- A może właśnie tej nocy coś zmienisz? - dźgnął mnie w klatkę piersiową palcem wskazującym. - Zacznij traktować seks jak zabawę i... zabaw się dzisiaj!

- Nie - od razu pokręciłem głową. - Po pierwsze, to wbrew moim zasadom, a po drugie, nie chcę ryzykować, że złapię jakiegoś syfa

- Zachowujesz się jakbyś był prawiczkiem - prychnął, stając przed drzwiami budynku. - Bądź wyluzowany - szepnął do mnie po tym, jak znaleźliśmy się wewnątrz.

W moje uszy od razu uderzyła naprawdę głośna muzyka, a w nozdrza mocny zapach alkoholu oraz papierosów. Nie miałem w zasadzie zbytnio nawet czasu, aby móc porządnie rozejrzeć się w tłumie, gdyż od razu zostałem pociągnięty przez Liama w znanym mu kierunku.

- Ciągle mnie dzisiaj szarpiesz - zachichotałem, kładąc dłoń na jego biodrze, żeby go nie podeptać. Ludzie w okół nie zwracali na nas uwagi, a na nie widziałem w jakim kierunku idę, po sylwetka Liama wszystko mi zasłaniała.

Najpierw zauważyłem jak Liam macha komuś, a po przyjrzeniu się tejże sylwetce z pewnej odległości, rozpoznałem od razu Nialla i Caroline, którym również sam pomachałem.

W końcu przystanęliśmy przy stoliku, gdzie z szerokim uśmiechem przywitałem się z dwójką znajomych. Oboje siedzieli na czerwonych, skórzanych fotelach zajadając się serowymi przysmakami. Zobaczyłem na ich stoliku również krążki cebulowe, na które sam nabrałem ochoty.

- Gdzie jest Harry? - spytał Liam, siadając obok dziewczyny.

- Jeszcze przyjdzie. - odparła. - Poznałeś go już, przygotowanie się i wyjście z domu zajmuje mu dwa razy więcej czasu niż mi - zachichotała

- O której przyjdzie band? - spytałem naprawdę podekscytowany muzyką na żywo. Rozłożyłem się na fotelu, przeliczając pieniądze, które wyjąłem z kieszeni spodenek.

- Za pół godziny niby mają planowo wejść, ale wiesz jak to jest z tymi artystami - blondyn przewrócił oczami. - Wiecznie się spóźniają.

- Zamówię sobie drinka. Postawić coś wam? - zaproponowałem po szybkim podjęciu decyzji kupienia dla siebie tequili.

- Um... - dziewczyna wymieniła się znaczącym spojrzeniem ze swoim blond przyjacielem nim z uśmiechem odparła: - Jeśli chcesz, możesz nam po prostu kupić po jednym shocie.

- Jasne, Liam? Wiem, że ty zawsze masz specjalne życzenia - spojrzałem na niego wyczekująco, gdy on, jak mogłem się domyśleć, wyrecytować dwuczłonową nazwę jakiegoś specjalnego drinka. Ruszyłem do baru, złożyć zamówienie.

Kątem oka od razu zauważyłem jak znajomi szatyna niemalże rzucili się na niego i zaczęli z pochylonymi głowami coś do niego mówić, przy tym zerkając na mnie. Uśmiechnąłem się lekko, mając nadzieję, że moje dzisiejsze zachowanie wynagrodzi im to jak chłodny byłem poprzedniego dnia.

Podszedłem do baru, rzucając na ladę pęczek banknotów zaraz po tym, gdy złożyłem zamówienie. Kelner wydawał się być dużo starszy ode mnie i zastanawiałem się, co robi w takim miejscu.

Podczas wyczekiwania zamówienia dla mnie i moich młodszych towarzyszy, poczułem na sobie naprawdę w pewnym momencie już niezręczny wzrok wcześniej wspomnianego kelnera. Zerknąłem na niego niepewnie spod rzęs, widząc jak doslownie pożera moje ciało wzrokiem.

- Coś nie tak? - spytałem, nachylając się nad ladą, gdy on całkiem mozolnie napełniał kieliszki wódką. Przejechałem końcem języka po swojej górnej wardze, zakładając stopę na moją łydkę z nudów.

- Nigdy cię tu wcześniej nie widziałem... - mruknął, szokująco dla mnie sugestywnym tonem, opierając sie o blat, aby być bliżej mnie.

Przełknąłem lekko ślinę, garbiąc się pod jego bacznym spojrzeniem błękitnych tęczówek. - Mógłbyś zająć się moim zamówieniem? Nie mam czasu na pogawędki, znajomi na mnie czekają.

- Oczywiście, dla ciebie wszystko - odpowiedział mi z tym samym, dziwnacznym uśmieszkiem, biorąc do ręki jeden z kieliszków.

- Świetnie - przewróciłem oczami, zaciskając dłoń na szklance z moim własnym drinkiem. Mężczyzna położył zamówienie na tacy.

Poczułem się niesłychanie skrępowany, gdy patrzył na mój odsłonięty tors.

Westchnąlem głośno, biorąc tackę w ręce i nastęonie odwrociłem się od baru, krocząc do stolika niczym krab, aby uniknąć tego, by ten barman patrzył na mój tyłek. A było to całkiem możliwe, ponieważ miałem lepszą dupę niż niejedna laska.

W dodatku jego śmieszek odbił się o moje uszy. Poczułem, że mógłbym zwymiotować, gdy z nietęgą miną położyłem tacę na stoliku, widząc, że Harry już przyszedł i się dosiadł.

- Czemu chodzisz jakby ktoś cię potrącił? - spytał rozbawiony Liam, po tym jak wymieniłem się z brunetem krótkimi "hej". Ubrany był całkowicie na biało, a w jego lokach widziałem nawet kwiaty.

- Ten pedał nie miał wstydu - burknąłem, plując jadem, gdy Niall zaczął rozkładać shoty. Warknąłem, posyłając barmanowi pełne zawiści spojrzenie, zamieniając się z Caroline miejscami, by nie mógł na mnie patrzeć. - Był obrzydliwy, czułem jakby molestował mnie spojrzeniem.

Od razu zacząłem zapinać guziki swojej koszulki, czując się skrępowany.

- Chciał mnie poniżyć i upokorzyć.

- A co takiego zrobił? - zapytała Caroline, a Harry wyjrzał zza mojego ramienia, aby spojrzeć na mężczyznę.

- Okropnie mi się narzucał i był po prostu bezczelny!

- To tylko Tommy - zachichtał Harry. - Podrywa chyba każdego kto tylko wpadnie mu w oko, nie przejmuj się.

- Nie chcę wpadać nikomu w oko - chwyciłem swój drink. - Jeśli pomyślał, że jestem gejem, to moje mniemanie czuje się urażone - prychnąłem. - Każdy z nich jest taki wstrętny?

- Ja jestem gejem - Harry mówiąc to zmrużył na mnie oczy. W jego tęczówkah widać było jak bardzo poczuł się urażony, a moje ciało momentalnie zalały kolosalne wyrzuty sumienia.

Żeby zamaskować to, jak głupio się poczułem, przyłożyłem szklankę do swoich ust, upijając łyka mojego alkoholu. Emocje powoli ze mnie uchodziły, kiedy zgarbiłem się przy stole z łokciami dociśniętymi do żeber.

- Nie miałem tego na myśli - zacząłem się powoli tłumaczyć. - Byłem zdenerwowany i trochę... przestraszony. Nie miałem tego na myśli.

- To nie tak, że każdy gej chce zgwałcić wszystkich żyjących na świecie facetów - prychnął, a ja widziałem jak reszta osób przy stole niespokojnie się kręciła.

- Wyluzuj, Harry - przemówiła Caroline, zarzucając swój zapleciony warkocz ramię. - Louis miał prawo się wystraszyć, bo przyznajmy sobie szczerze, nikt nie chce być traktowany w ten sposób i- sama nie wiem... Napijmy się.

- Jak mu coś nie pasuje, zawsze może stąd iść...

- Harry! - Caroline i Niall zbesztali go równocześnie. Jednakże ja nie czułem się wcale bardzo obruszony, bo brunet miał rację. Należało mi się za mój niewyparzony język.

W nerwowy sposób przebiegłem wzrokiem po twarzy Liama, który patrzył gdzieś w bok, opierając łokcie na stole. Złapał dłońmi swoje policzki, wydymając dolną wargę.

- Przepraszam - wymamrotałem, aczkolwiek ppwoedzialem to głosem jak najbardziej dobitnym, aby każdy mnie usłyszal. - Naprawdę nie chciałem nikogo urazić.

- Ja to wiem, Lou - odparł Liam, spoglądają na mnie przelotnie. - Ale ktoś, kto cię nie zna nie wie, że wcale tak nie myślisz i musisz się trochę opanować.

Wypiłem kolejnego łyka swojego drinka, patrząc ze skruchą na siedzącego ze splecionymi na piersi ramionami bruneta. - Przepraszam? Spoko, więc - zacząłem mówić, ale Payne patrzył na mnie intensywnie i zrozumiałem, że prosi mnie niemo o to, żebym już się zamknął. Zacząłem żuć swoją wargę, opadając plecami na oparcie fotela.

- Może chodźmy już pod scenę - zaproponowała dziewczyna. - Im szybciej tam staniemy, tym bliżej sceny będziemy.

- Zwłaszcza, że za niemal chwilę będzie tu naprawdę wielu ludzi - dodał Niall i wstając zaczął ciągnąć za sobą skołowanego Liama. Wypiłem cały swój drink jednym drużkiem, krzywiąc się nieznacznie. Usłyszałem dźwięki aprobaty ze strony Caroline, gdy odłożyłem szklankę, przysłaniając swoje mokre usta wierzchem dłoni.

Ona złapała mnie bez skrępowania za rękę, a ja bez stawiania najmniejszego oporu dalem się jej pociagnąć.

- Jaki to jest w ogóle zespół? - spytałem ją, przekrzykując mały tłum ludzi, gdy złączyła ze sobą nasze palce, przeciskając się przez ludzi.

- Nie mam zielonego pojęcia, ale wiem tylko, że są z Australii i grają muzykę podobną do tej The Beatles! - odpowiedziała z wyraźnym podekscytowaniem.

- Muszą być mało popularni skoro koncert jest darmowy - zauważyłem trafnie, stawając koło Liama. Przytuliłem go od tyłu, łaskocząc w brzuch.

- Dopiero zaczynają, ale słyszałem parę ich kawałków i są naprawdę świetni - zapewnił Liam. - Prawdziwy materiał na gwiazdy!

- Ludzi jest już do cholery - sapnął Harry, stając lekko za przyjaciółką. - O mój Boże, spójrz. Dziewczyna za nami ma pudrowi różowe włosy. Tylko odwróć się z dyskrecją, kochanie.

- Różowe?! - pisnęła z podnieceniem Caroline, a brunet i Liam uderzyli się z otwartej dłoni w czoło, gdy dziewczyna obkręciła się szybko o sto osiemdziesiąt stopni, następnie komplementując rozkojarzoną młodą kobietę.

- Mówić do kobiety, to jak do ściany - żachnął Niall i zauważyłem, że w bardzo dyskretny sposób muska palcem wskazującym dłoń Caroline.

Uśmiechnąłem się przy tym i nachyliłen do ucha swego najleoszego przyjaciela. - Oni ze sobą kręcą? - zapytałem najciszej jak się dało.

- M-hm, tylko udają, że nikt tego nie widzi - zwrócił się do mnie, kładąc dłoń na moje plecy, żeby się do mnie zbliżyć. - Ona udaje niedostępną, ale Niall to niezły byczek. Nie podda się.

- Pasują do siebie - powiedziałem po krótkiej chwili namysłu. - Obydwoje są tak samo energiczni i głośni.

- To prawda - pogłaskał mnie po karku, a jego wzrok skierował się znów na scenę, gdy ktoś zaczął na nią wychodzić.

Większość dziewczyn z tłumu (łącznie z Caroline) zaczęły głośno piszczeć po rozpoznaniu w mężczyznach członków zespołu, lecz to na widok wokalisty, pierwsze rzędy wręcz rzuciły się do sceny.

Poczułem naparcie na moje plecy, przez co sam automatyczne cofnąłem się do przodu. Zaśmiałem się na ekscytację Caroline i Nialla, gdy to właśnie ich dwoje ekscytowało się najbardziej po zapowiedzi przez wokalisty pierwszej piosenki.

Odparłem się na swoim kumplu, aby nie męczyć się zanadto przy staniu na palcach, kiedy jak na złość to właśnie mi trafiło się stanie za całkiem wysokim chłopakiem.

- Mógłbyś usiąść na moich plecach gdyby nie twoja wielką dupa - powiedział do mnie Payne, co usłyszało kilka osób, wpadających w kaskady śmiechu. Udałem, że na niego fukam, ale i ja zarechotałem, podrygując do piosenki.

Jak się okazało, wokalista miał naprawdę kawał głosu, a oprócz tego jego atrakcyjny wygląd pobudzał dziewczyny, które co chwila trzymał za ręce lub całował po nich.

W końcu udało nam się dostać do pierwszego rzędu po dłuższych przepychankach z ludźmi. Tylko Harry postanowił zostać lekko w tyle, co mnie trochę zdziwiło, ale właściwie nie zareagowałem na to. Między nami wciąż było napięcie.

Po tym jak Caroline wepchnęła się jakiejś grupce młodych dziewczyn prosto do barierek, nie dało sie ukryć tego jak uwaga piosenkarza skupiła się momentalnie na niej, co z zaciekawieniem obserwowałem.

Każdy był skupiony na niej, gdy ja rozejrzałem się po tłumie, posyłając ludziom uśmiech. To było niesamowite wydarzenie. Tyle szczęśliwych oczu skierowanych w jedną stronę, tyle okrzyków i oklasków. Poczułem się naprawdę silny z nimi wszystkimi.

Nagle lider zespołu nachylił się do dziewczyny, którą złapał z szelmowskim uśmiechem za rękę i zaczął nią kołysać, patrząc przy tym głęboko w oczy. Mina Nialla w tym wszystkim była zdecydowanie najbardziej bezcenna.

Westchnąłem, powoli męcząc się stałym podskakiwaniem. Czułem, że mój oddech śmierdzi alkoholem, gdy wzdychałem mocno, unosząc ramiona ponad głowę. Miałem ochotę się napić, ale nie było szans na to, bym mógł się teraz stąd wydostać.

Odwróciłem sie do tyłu, aby rozeznać w sytuacji tego jak wyglądał ściśnięty tłum, aby zobaczyć czy może jednak udałoby mi się wyjść, na przykład bokiem.

Mój wzrok natrafił na wysokiego blondyna, który mówił cię do ucha Harry'ego, podsuwając mu do ust papierosa. Harry uśmiechnął się, zaciągając się fajką, gdy mężczyzna zaczął do niego lgnąć, kładąc ręce na biodrach bruneta, który na to nie zareagował, poruszając głową do piosenki.

Przygryzłem wargę, czując sie nagle bardzo niedopowiednio, tak jakbym podglądał te dwójkę w bardzo intymnej sytuacji, nawet jeśli wszyscy znajdowaliśmy sie w miejscu publicznym. Jak najprędzej dlatego właśnie odwróciłem wzrok.

Uśmiechnąłem się szeroko do Liama, który zaczął do mnie coś mamrotać. Niall po incydencie z wokalistą objął swoją przyjaciółkę, szepcząc do jej ucha coś, co sprawiło, że zachichotała do niego w urokliwy sposób.

Bawiłem się naprawdę cudownie, w tym momencie nie żałując już choćby w najmniejszym stopniu tego, iż dalem się namówić przyjacielowi na koncert. Doprawdy, energia tych wszystkich otaczających mnie ludzi była niesamowita i wszyscy bez wyjątku mieli na twarzach szerokie, zaraźliwe uśmiechy.

Naprawdę zacznę częściej wychodzić z domu.

Nie wiedziałem kiedy minęły aż trzy piosenki. Wszystkie były niesamowitego i Liam miał rację, ten zepsuł może zrobić furorę! Chciałem wydostać się z pomiędzy tłumu gdy ludzie zaczęli się ostro przepychać i wchodzić na siebie.

- A ty co? - zapytał mnie, przekrzykując tłum.

- Duszno mi, posłucham ich na tyłach! - odkrzyknąłem, zaczynając dzielnie przeciskać się przez spocone, twardo stojące w swoim miejscu sylwetki.

Usłyszałem za sobą jeszcze jakiś krzyk Liama. Skrzywiłem się, ponieważ ludzie zaczęli być coraz bardziej spoceni i nie dało się przejść obok ich zapachu obojętnie.

- Mój Boże... - wymamrotałem, oddychając naprawdę głośno przez wysilek jaki musiałem włożyc w to, aby uwolnić się z tego tłumu. W tymczasie zespół zaczął jakąś dużo bardziej energiczną pisoenkę, do której rytmu zacząl skakać tłum i zdecudowanie nie ułatwiło mi to zadania.

Zobaczyłem Harry'ego, który był popychany przez tłum ludzi, wcale się dobrze nie bawiąc. - Ej, co się stało? - przekraczałem muzykę. - Uciekł ci chłopak?

- Kiedy ludzie podakoczyli, dostałem z całej siły w głowę od czyjejś ręki. - odpowiedzial mi, slabym głosem i dopiero teraz zobaczylem, że cały czas tryzmał rękę na swojej potylicy.

- Kurwa, musimy się stąd wydostać - położyłem dłoń na jego plecach, ściskając jego bok, by pomóc mu przecisnąć się przez tłum. - Jest ci słabo? Niedobrze ci?

- To drugie. - wymamrotał, oddając się w pelni moim ruchom. Objąłem go ramieniem, aby uchronić przed ewentualnym, drugim uderzeniem go.

- Dobra, pójdziemy do łazienki. Trzymaj się - złapałem go, gdy schował twarz w moim karku, mimo sytuacji chichocząc.

- Nie umieram.

Gdy jego oddech zaczął okalać moją szyję, pojawiła się w tamtym miejscu gęsia skórka, na co odetchnąłem głęboko. Zdecydowanie jest w tym tłumie zbyt duszno.

W końcu udało nam się przecisnąć przez ludzi. Wzdychnąłem z aprobatą, szukając wzrokiem toalet. W końcu znalazłem właściwe drzwi, na których widniały obrazki z "WC".

- Będziesz rzygał? - zapytałem z małym przestrachem, gdy brunet wyminął mnie, rzucając się wręcz na klamkę od drzwi do jednej z kabin. - Ta, będziesz - nasłuchiwałem z wielkim oczami dźwięków wymiotowania. Skrzywiłem się, odwracając wzrok do lustra.

Chłopak przez krótszą chwilę zwracał do muszli klozwtowej to co znajdowało się w jego żołądku. Zacząlem z przestrachem zastanawiac sę czy może siła z jaką ktoś go uderzył nie przyprawila go o drobne wstrząśnienie mózgu.

- Uh-um, zadzwonić do Liama? - zastukałem w drzwi kabiny, nie chcąc tam wchodzić. Oparłem się o ścianę, słysząc dźwięk spłukiwanej wody.

- Nie, dzięki - odpowiedział mi brunet, którego głos brzmiał na dosyć wyczerpany. - Jestem dużym chłopcem, oznajmił ze śmiechem.

- Jasne. Czasem nawet duzi chłopcy potrzebują pomocy medycznej - oznajmiłem mu, wcale nie traktując sytuacji z takim poczuciem humoru jak on. - Wychodzisz?

Bez udzielenia mi żadnej odpowiedzi, wyszedł z kabiny, a ja od razu zauważyłem jak blady był na twarzy.

- Może przyniosę ci wody? - zaoferowałem, w momencie, w którym on nagle nachylił się nad kranem i zaczął pić z niego bezceremonialnie wodę.

- Nie - wymamrotał, napierając dłońmi kran. Wypinał się, a ja mimowolnie ulokowałem wzrok na jego plecach, dopiero teraz zauważając, że materiał jakim są okryte jest prześwitujący we wręcz wulgarny sposób. Mimowolnie spojrzałem niżej.

Spodnie jakie miał wciśnięte na swoje długie, praktycznie pajęcze nogi były niemożliwie obcisłe i poważnie zastanawiałem się nad tym jak mógł w ogóle poruszać się w tym jeansie.

Jego pośladki wydawały się mocno napięte przez biały materiał. Poczułem jak dreszcz przechodzi przez moje plecy, dlatego by poczuć minimalną ulgę oparłem się o zimną ścianę, obserwując czubki swoich butów.

- Jak ci się podoba zespół? - zapytał brunet, opierając się biodrem na umywalce, gdy spojrzał na mnie.

- Są niesamowici, ale zdecydoeanie takie tłumy to nie dla mnie. - zasmiałem się. - Mogę słuchac, pod warunkiem, że nikt na mnie nie napiera z każdej strony bez wyjątku.

- Ja chyba mam podobne zdanie.

Uniosłem prawie niezauważalnie brew nie wierząc mu w to, co mówi. Przecież gdy blondyn zaczął go obmacywać, wcale mu to nie przeszkadzało.

- Nie przepadam po prostu za ściskiem zbytnim, wszelakie koncerty i festiwale to raczej bajka Caroline i Nialla - dodał.

- Znasz tego chłopaka? - zapytałem go, w tej samej też sekundzie nie rozumiejąc czemu w ogóle te słowa opuściły moje usta.

Harry wzruszył ramionami. - Teraz już tak - zachichotał. - Ale nie był w moim typie. Zbyt natarczywy - wytknął język, odnajdując w kieszeni spodni miętowkę.

- Więc dlaczego dawałeś mu się przytulać? - zapytałem nie ukrywając mojego niezrozumienia.

- Bo potrzebuję bliskości, a od dłuższego czasu mało kto mi ją daje - odparł dzienie przybitym tonem.

- Liam mi mówił... - odchrząknałem. - O twoim byłym.

Postanowiłem, że rozmowa jest dla mnie zbyt niekomfortowa, więc zacząłem wyciągać ze swojej kieszeni trochę pogniecionego papierosa i zapalniczkę.

- Weź, nawet nie ma co o nim rozmawiać - machnął ręką, gdy ja włożyłem skręt tytoniu między wargi. - Tak jak dażę szacunkiem na ogół wszystkich ludzi, tak jego mam nadzieję, że... no nie wiem. Chciałbym by się przewrócił i stłukł sobie ten paskudny ryj, to byłoby satysfakcjonujące.

- Skoro był z tobą w związku musiał mieć atrakcyjną twarz - zaśmiałem się, zapalając papierosa. - Nie wyglądasz na kogoś, kto ma ubogie wymagania.

- Nie mam właściwie jakiś wielkich - odparł, nagle zabierając mi z ust papierosa, którym sam się zaciągnął, dopiero po tym oddając mi go z szerokim uśmiechem. - Lubię dobrych ludzi. Ich twarz jest ostatnią rzeczą, która dla mnie buduje związek.

- Każdy tak mówi... - wzruszyłem ramiona. - A później i tak porzucają dla kogoś atrakcyjniejszego. Przynajmniej kobiety.

- Wiesz, o tym jakie kobiety są w związkach się nie wypowiem - zaśmiał się głośno, przykrywając usta wierzchem dłoni. - Czyli tobie też złamano kiedyś brutalnie serce?

- Uh-um... tak, tak jak każdy... chyba - śpeszyłem się, biorąc bucha, gdy Harry żuł cukierka. - To, jak um... miałem wziąć ślub, um- byłem gówniarzem i myślałem... wiesz, wiele obietnic i w ogóle, a później- nie wyszło.

- Miałeś się żenić? - wybałuszył oczy, wyglądając w ten sposób trochę jak żaba. Pokiwałem niemrawo głową, przygryzając przy tym wargę. - Wow, przykro mi, stary...

- Dlatego teraz mam... mały problem z ufaniem ludziom - nie wiedziałem, czemu zacząłem mu opowiadać o moim życiu. - Liam ciągle się ze mnie śmieje, że nie mam znajomych i nie wychodzę z domu, dlatego teraz dosłownie zmusza mnie do spotkań z wami - zaśmiałem się, po czym uświadomiłem sobie jak to zabrzmiało. - Ale dzisiaj chciałem tu przyjść!

- Właśnie widzę, że poniekąd nawet swój strój poświęciłeś - zachichotał, lustrując mnie od góry do dołu, na co oczyścipem niezręcznie gardło.

- Ja naprawdę chcę wreszcie poznać kogoś kogo będę mógł darzyć odwzjaemnioną sympatią. Każdy chce...

- Dlatego zmieniasz styl?

Pokiwałem głową.

- Liam mówi, że w moich ubraniach wyglądam staro i nieatrakcyjnie - czułem jak się rumienię.

- Wcale nie! - pokręcił głową. - Uwierz, ja akurat wiem co mówię - puścił mi małe oczko, na które zareagowałem już totalnie się czerwieniąc. - Wyglądasz w nich po prostu poważnie. Za poważnie.

Patrząc na Harry'ego lekko przegryzłem wargę, spuszczając wzrok na podłogę. Poczułem się onieśmielony tym, że jakiś mężczyzna mnie skomplementował. Nie zwykły mężczyzna, tylko... Harry. Najbardziej stylowy chłopak z całej grupy!

- Wiesz co? - zagadnął, robiąc dwa kroki w moją stronę, a nastęonie bez skrępowania ściągnął z mojej głowy kolorową bandanę i rozczochrał moje totalnie nieułożone włosy palcami. - Nie spodziewałem się, że masz aż tyle tych włosów, wyglądasz tak jeszcze lepiej!

- Dziecinnie - sprostowałem, starając się odebrać od niego bandanę ale był dużo wyższy. Podniósł ramię do góry, ściągając ze swojej głowy kwiaty. Założył je na moją głowę, na swoją zakładając bandane.

- Nie dziecinnie, tylko młodo, rześko, czyli tak jak powinieneś wyglądać w swoim wieku - odparł, obkręcając moją sylwetkę w stronę lustra.

- Wyglądam teraz jak ty - zachichotałem, dotykając wianka, który tkwił w moich włosach. Przejrzałem się w lustrze, krzyżując ramiona na piersi. - Czujesz się już dobrze?

- Tak, o niebo - przyznał z ciepłym uśmiechem.

Rozmowa z tym chłopakiem była rzeczywiście niesamowicie przyjemna, kiedy nie psułem nastroju moim beznadziejnym doborem słownictwa. Polubiłem go.

Kiedy chciałem odwrócić się w stronę drzwi, te otworzyły się z wielkim hukiem. Pierwsze co zobaczyłem to żółta czupryna. Niall wyjrzał do drzwi, ale szybko został przez kogoś popchnięty przez co prawie upadł. Za nim weszła Caroline i Liam.

- A wy co? - zaśmiał się Harry.

- Nagle zobaczyliśmy, że oprócz Louisa zniknąłeś i ty, więc ja wystraszyłam się nie na żarty - powiedziała szybko dziewczyna.

- A ja myślałem, że porwali Lou! - Liam podszedł do mnie oglądając moją twarz ze wszystkich stron.

- Zostaw mnie, jestem cały - mówiłem nieco zniekształconym głosem, gdy ściskał moje policzki.

- Gdzie moja bandana?! - wykrzyczał z wielką w głosie paniką. - I czemu masz we włosach kwiaty?

- Jego spytaj - mruknął Niall, wskazując na Harry'ego.

Wszyscy nagle zrobili duży krok w tył, patrząc na nas ze skrzywionami twarzami. Postanowiłem im to wytłumaczyć.

- Harry oberwał, więc zrobiłem co mogłem i go ty przywlokłem. Wymiotował - wzruszyłem ramionami.

- To nie wyjaśnia czemu zabrał ci bandanę i wsadził kwiaty we włosy - Caroline patrzyła na nas podejrzliwie.

- Bo chciał zrobić mi na złość i rozczochrał moje włosy - wydąłem wargę, poprawiając swoją grzywkę, która wystawała spod kwiatów.

- Wyglądasz tak dziesięć razy lepiej - powiedziała mi dziewczyna, przeczesując moją kasztanową grzywkę.

- Mówiłem! - odezwał się Liam. - Może was chociaż posłucha.

- Oh, dzięki. Po prostu to jest zajebiste, że cały czas ktoś krytykuje mój styl - oburzyłem się jak małe dziecko. Zirytowałem się, ponieważ miałem dość, że cały czas mówią mi, co im we mnie nie pasuje. - Ale wiecie co? Nic tym nie wskóracie, właśnie tak. Bo lubię to jak się ubieram na co dzień, to jak sie czeszę i wyglądam. Więc nie próbujcie mnie zmienić, bo ja nie robię tego wam - wcisnąłem wianek Harry'ego w jego dłonie.

- Ej no, Tommo, wyluzuj - zaśmiał się Niall, lecz mogłem wyczuć w jego tonie lekkie nerwy. - Przecież my tylko żartujemy.

- Ja sam ci mówiłem, że dobrze wyglądasz czy tak czy tak - Harry wzruszył ramionami.

- To mnie nie denerwujcie - westchnąłem. - I Liam, przestań mnie próbować wciskiwać w swoje ciuchy - wzdrugnąłem się, ściskając w dłoni materiał różowej koszuli.

- Myślałem, że ci się podoba - wydął dolną wargę.

- To nie tak, że są brzydkie, bo nie są - odpowiedziałem mu od razu. - Po prostu tobie pasują zdecydowanie bardziej.

- Nie umiesz się bawić - fuknął Harry, dźgając mnie w ramię.

- Powiedział pan "zarzygam kibel" - przewróciłem oczami. - Umiem się bawić!

- Udowodnij - rzucił mi wyzwanie, podchodząc tak blisko mnie, że nasze klatki piersiowe zetknęły sie ze sobą.

- Nie wiesz z kim zadarłeś - uniosłem palec wskazujący na jego klatkę piersiową, z przyjemnością stwierdzając, że skóra bruneta jest bardzo gładka i miękka. Splotłem ze sobą nasze palce, kierując Harry'ego w stronę wyjścia z łazienki, by dostać się na parkiet.

Nie zwracając uwagę na resztę grupy, którą pozostawiliśmy za sobą, pociągnąłem chłopaka dokładnie na środek pomieszczenia, gdzie miałem za sobą scenę z nadal grającym zespołem.

- Nie kręci co się w głowie? - upewniłem się, stając pośrodku ludzi. Zauważyłem, że mocniej uściskał moją dłoń.

- Nie, jest już ok - zapewnił, z zaskoczenia obkręcając mnie w okół własnej osi, z rozbawieniem obserwując jak westchnąłem głośno, o mało nie tracąc równowagi. Zmrużyłem z determinacją oczy postanawiając wziąć sprawy w swoje ręce.

- Ja prowadzę - zarzekłem poważnie, łapiąc obie jego dłonie. On zaśmiał się głośno i uroczo.

- Jak zamierzasz tańczyć do jezzu?

- Nie umniejszaj moim zdolnościom - uniosłem brew, kładąc od razu dłoń na jego talii i zacząłem ciągnąc go za sobą w rytmie muzyki, co jakis czas pewnie nim obracając.

- Czemu wcześniej nie tańczyłeś?! - oburzył się, gdy nasz taniec naprawdę zaczął mu się podobać. Cały czas chichotał, gdy obracałem go, w tym samym momencie podskakując w rytm.

- Nie miałem z kim - odparłem niby niewinnie. Byłem naprawdę pod wielkim wrażeniem tego jak brunet oddawał mi się w tańcu i sam przy tym poruszał się naprawdę sensualnie.

Zarzucił dłonie na moje ramiona, luźno owijając nadgarstki w okół mojego karku, gdy muzyka stała się trochę wolniejsza, więc przestaliśmy skakać, teraz tylko się żwawo się bujając i wymieniając oddechami.

- Nie powiem, ruszasz się naprawdę żwawo jak na studenta - zachichotał, w oczywisty sposób sobie żartując z naszej różnicy wieku.

- Myślałeś, że wypadnie mi dysk, czy co? - spytałem, obscenicznie mlaskając ustami, gdy musiałem całym sobą naprzeć na ciało Harry'ego żeby dosięgnąć jego ucha.

- Może, że dysk to od razu nie, ale była pewna obawa, że mógłbym być odpowiedzialny za uszkodzenia dziadka - cały czas się drażnił z pewnym siebie uśmieszkiem.

- Nie prowokuj mnie - uniosłem brwi, obracając go. Harry stał do mnie teraz tyłem, kręcąc się, gdy ja trzymałem jego dłonie na wysokości jego brzucha. Odległość między moim brzuchem, a jego plecami była mała, a mnie wręcz zmroziło, kiedy uderzyło we mnie to, w jakiej pozycji się znajdujemy. Zbyt blisko, zbyt blisko.

Rozjerzałem się w nagłym impulsie, aby wzrokiem odszukać Caroline, która po chwili ukazała się w tłumie, a ja impulsysnie zacząłem przysuwać się razem z Harrym w jej kierunku.

- Odbijany! - krzyknąłem, rozdzielając dłonie Caroline i Liama. Wślizgnąłem się na miejsce szatyna, ściskając pas dziewczyny. Zostawiłem za sobą lekko zdezorientowanego Stylesa.

- Louis, wszystko ok? - Caroline zaśmiała się krótko, obejmując moj kark dłońmi. - Tak miło się na was patrzyło!

- Nie chciałem, żeby Harry myślał, że coś insynuuję - przyznałem jej zgodnie z prawdą, mówiąc do jej ucha. - To było zbyt wiele dla mnie.

- Ah, rozumiem - uśmiechnęła się ciepło, poprawiając swoje poczochrane włosy. - Nie czuj proszę nigdy, że jesteś do czegoś zobowiązany.

- Co masz na myśli? - spytałem, podrygując nie szybko do muzyki, gdyż chciałem trochę zrównać swój oddech.

- Powiem tak, w Stonewall jest całkiem sporo stałych klientów, którzy... - przygryzła wnętrze policzka. - Rzadko kiedy rozumieją słowo "nie"...

Automatycznie moje oczy rozszerzyły się, gdy słyszałem na jak poważną brzmiała. - Ale Harry nie wygląda na takiego...

- Nie mówię o nim! - od razu pokręcila głową. - Harry jesy dosłownie aniołem, ale po prostu teraz przyszło mi to do głowy. - wyznała. - On sam doświadczył tu paru, nieciekawych sytuacji.

Skrzywiłem się. - Ja nigdy nie miałem starcia z homoseksualistą. I dzisiaj ten cały barman... czułem się okropnie. Ale wiem, że Harold taki nie jest, więc nie powinienem budować swojego zdania o gejach na podstawie jednego nieprzyjemnego faceta, bo inni mogą być zupełnie inni. Tak jak Harold, on jest całkiem słodki.

- Barman jest ostatnią osoba jaką powinieneś się właściwie przejmować - wzruszyła ramionami. - Tommy więcej mowi niż robi, serio.

- Ja umiem się bronić - oznajmiłem, unosząc klatkę piersiową. - Gdyby tylko spróbował mnie skrzywdzić dostałby po gębie!

- W to nie wątpię - odpowiedziała, dając się obkręcić w okół własnej osi przeze mnie. - Ale nigdy nie czuj się zobowiązany do robienia czegoś co nie jest dla ciebie komfotowe. Nigdy.

- Czemuś jesteś na to tak bardzo cięta? Każdego ostrzegasz w ten sposób? - spytałem, trzymając dłoń na jej łopatce.

- Louis, ty naprawdę nie widzisz tego jak dosłownie większość mężczyzn z tego klubu kombinuje jakby tu do ciebie podejść i zaciągnąć do dark roomów? - uniosła brew.

Od razu nerwowo rozejrzałem się po pomieszczeniu. Rzeczywiście było tu kilka osób, których wzrok zwracał się w moim kierunku.

- Widzę tylko Nialla, który patrzy na mnie tak, jakbym chciał coś z tobą zrobić.

- Oh, on tak zawsze, zignoruj go, proszę - parsknęła. - Uwierz mi, każdy tutaj ostrzy sobie na ciebie ząbki. Nawet nasz słodziutki Harry łypie na ciebie okiem.

- Ja... - nie wiedziałem co powiedzieć. - Nie chciałbym go zranić, ale... ja nigdy nie myślałem o mężczyznach.

- Skoro nie lubisz facetów to ja tam nie widze problemu w zwykłym zakomunikowaniu, że nie jesteś zainteresowany - stwierdziła.

- Może tak, pewnie masz rację - rzuciłem spojrzenie na Harry'ego. Tańczył z Liamem, głównie jednak skupiając się na rozmowie. Co jakiś czas wybuchał śmiechem, odchylając głowę, na której znów leżał wianek, do tyłu. Wyglądał niemalże rozkosznie tylko... co to tak właściwie znaczy?

Poczułem, że muszę tej nocy wypić więcej alkoholu.

Rozdziały tak jak zwykle na moim wattpadzie będą pojawiały się w poniedziałki i piątki. Nie będzie ich dużo ze względu na dużą obszerność treści, ale i tak mówię, żebyście nie mieli wątpliwości!

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top