Nad Wodą

Po drodze idąc ścieżką przez las, rozmawialiśmy o mojej przyszłej szkole.
-Stresujesz się trochę? - spytał się Erick
-Nie w cale - machnąłem ręką na znak zlekcewarzenia.Uśmiechnąłem się i spuściłem głowę dodając - bardzo.
-Spoko. To normalka. Ja też idąc do pierwszej klasy gimnazjum bałem się.
Przeszliśmy jeszcze kilkanaście drzew uśmiechając się do siebie lub się szturchając.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do przyczepy kempingowej. Otworzył mi drzwi. Był na prawdę uprzejmy. Kiedy wszedł za mną i zamknął drzwi,wziął ode mnie torbę z rzeczami. Postawił ją obok swojej szafki w "jego" pokoju. Specjalnie nazwałem ten pokój "jego", ponieważ dzielił pokój z tatą. No cóż mówi się: trudno sąsiad ma gorzej...
Usiedliśmy przy stoliku w kuchni.
-To... co robimy? - zapytał
-A co chcesz?
-Gdybyś wiedział, co ja chcę... - uśmiechnął się, opierając policzek o rękę -może pójdziemy nad wodę? - zaproponował, choć bardziej brzmiało to jak stwierdzenie, niż propozycja. Oczywiście zgodziłem się. Erick wziął torbę ze swoimi rzeczami, ja swoją i zabraliśmy trochę prowiantu na drogę. Poszliśmy pieszo, gdyż za przyczepą i lasem znajdował się zalew.
Nie wiem, dla czego mieszkańcy nazywali te jezioro ''Oczko", ale ja bym go nazwał raczej "Gała", no cóż...
Do okoła wody znajdował się las. Rosły w nim przeróżne drzewa. Od tych karłowatych, aż po te olbrzymie. Po prawej stronie był mały placyk, na którym był kamper z jedzeniem, krzesła, stoliki i mały końcik dla dzieci.
O tej porze dnia nie było za dużo ludzi. Niby czemu miało by mnie to dziwić, skoro była dopiero dziesiąta.
Znaleźliśmy dobre miejsce na rzeczy. Rozpakowaliśmy się. Przebraliśmy się i pobiegliśmy w stronę jeziora. Woda była dosyć ciepła. Żartuję, była zimna, ale po chwili przyzwyczaiłem się do tej temperatury. Wchodziłem po woli by nie dostać szoku termicznego, oczywiście Erick wbiegł do wody na żywioł. Chlapiąc mnie przy tym.
-Eeej! - krzyknąłem. Zęby mi szczękały. Trząsłem się nie samowicie. Ręce miałem uniesione w górę. Gdy tylko się wynurzył podpłynął do mnie.
Wstał i wziął mnie na ręce. Patrzył na mnie, lekko zbliżając usta do moich. A potem pomrugał, tak jakby chciał przywrócić ostrość w widzeniu. Wyprostował się i rzucił mnie do wody, nie powstrzymujac się od parskania śmiechem. W locie zdążyłem jeszcze wykrzyczeć : Nieee!.
Potem byłem już w wodzie. Znowu podpłynął do mnie. Wziął za ręce. Dalej się śmiejąc, po chwili zauważyłem, że chce go powstrzymać.
Miał taki uroczy śmiech, aczkolwiek i tak byłem wkurzony na niego, że mnie wrzucił do wody.
Moja mina przybrała dziwny wygląd, mówiła jedno: Zabiję ciebie!.
Spoglądałem na niego jak upiór z najgorszego koszmaru. Wyciągnął ręce i przytulił mnie mówiąc :
-Przepraszam, już tak nie zrobię.
-Już dobrze - również go przytuliłem. - Może na dzisiaj koniec pływania?
- Tak - uśmiechnął się.
Poszliśmy do miejsca, gdzie leżały nasze rzeczy.Powycieraliśmy się, przebraliśmy się i poszliśmy do przyczepy. Całą drogę szliśmy boso.
Gdy dotarliśmy na miejsce, położyliśmy się w łóżku. Zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top