6.7. "You"

Ilość wyrazów: 5279

⛔: Wspomnienie śmierci i szpitala psychiatrycznego, psychopatia

Akt XXI: Haimar

Gdy pierwszy szok minął, odszukałam wzrokiem Amado i stanęłam w pewnej odległości naprzeciw niego. Zaczęłam wymachiwać w jego stronę rękami, żeby raczył mnie zauważyć. Desperackimi gestami pokazywałam mu drzwi. Wreszcie, po kilku minutach, przeprosił swoich rozmówców i poszedł tam, gdzie mu kazałam.

— Wychodzimy stąd. – Złapałam go za rękę. – Natychmiast. – Moja klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała z nerwów. Ścisnęłam w ręku torebkę. Szarpnęłam Amado za sobą. Zaczęłam przepychać się z nim neonowym korytarzem w kierunku wyjścia.

— Co ci się stało niña, oblałaś się czymś? – Zauważył niedoschniętą plamę po szampanie na mojej koszulce.

— Masz mi dużo, bardzo dużo do opowiadania – oznajmiłam na tyle przekonująco, że od razu zamilkł i żwawszym tempem ruszył w stronę świeżego powietrza, które orzeźwiło korytarz, wpadając nagle przez półotwarte drzwi.

Moja wyjątkowa impreza skończyła się niezwykle brutalnie i sporo przedwcześnie.

Wyminęliśmy ludzi, którzy wciąż nam się przyglądali, paląc papierosy na chodniku przed klubem. Następnie wpakowaliśmy się do samochodu. Nie życzyłam sobie żadnych świadków przy przesłuchaniu. Amado to rozumiał, więc nie protestował. Odezwałam się do niego dopiero, gdy oboje zainstalowaliśmy się na swoich siedzeniach, a on zwolnił blokady.

— Haimar Saavedra. Mówi ci to coś? – fuknęłam.

Amado uruchomił silnik i wycofał wóz z miejsca parkingowego na wąską, turystyczną ulicę, pełną knajpek, kolorowych świateł, a także lekkomyślnych przechodniów.

— Poznaliście się na przyjęciu? – nabrał ostrożności. Usłyszałam to w jego głosie, który przybrał mocno zaniepokojoną barwę.

Przez chwilę koncentrował się na jeździe. Sprawdzał, czy żaden pijany małolat nie wychylał się, aby zakończyć swój żywot nagłym wytoczeniem mu się z chodnika wprost przed maskę. W końcu zatrzymał się na skrzyżowaniu. Stuknął lekko dłonią w kierownicę. Widziałam po jego reakcji, że znał tego Haimara. I to całkiem dobrze. To było więcej, niż pewne.

— Powiedział, że zniszczy mi życie, jeśli nie zostawię cię w spokoju – odpowiedziałam, cudem trzymając nerwy na wodzy. – Oblał mnie szampanem. Zasługuję na to, żeby znać prawdę – dodałam.

Amado nieoczekiwanie prychnął śmiechem. Chciał coś powiedzieć, jednak kolejny atak wesołości już po pierwszej sylabie mu to uniemożliwił. Cudem udawało mu się kontrolować sytuację na jezdni. W końcu wydusił z siebie:

— Taki zazdrosny? Naprawdę?

— Obcy facet mówi mi prosto w oczy, że mnie zniszczy, a ciebie to bawi? – plunęłam mu w twarz.

Nie podobała mi się jego reakcja. Nie wiedziałam, z której strony to było takie zabawne.

— Nie. Przepraszam. Nie spodziewałem się tego po nim. – Sięgnął prawą dłonią do szuflady pod szybą, żeby wyjąć sobie z niej paczkę chusteczek higienicznych. Macanie po schowku szło mu jednak opornie, więc mu pomogłam. Wyjęłam chusteczkę z woreczka i ostentacyjnie mu ją podałam. Wydmuchał sobie nos, bo od nadmiaru dowcipów aż się biedny posmarkał. – Lekcja numer jeden, zawsze uważaj, przy kim testujesz partię MDMA. 

Westchnęłam z ciężkim sercem. Przedstawione przez niego okoliczności zapachniały mi tylko jednym, oczywistym rezultatem. Takim, który przećwiczyłam nieskończoną ilość razy na własnym organizmie. Spytałam więc od razu bez owijania w bawełnę:

— Poszedłeś z nim do łóżka pod wpływem narkotyków?

Musiałam ustalić, czy był to romans, czy jakaś pomyłka, a może była to jednostronna miłość. Z tego, co zauważyłam, znali się podejrzanie dobrze.

— Tak, za pierwszym razem tak. – Amado kontynuował wkopywanie się.

Przewróciłam oczami. Musiałam mu oddać, że przynajmniej postawił sprawę jasno.

— To ile było tych razów? – zapytałam zrezygnowana.

— Czyżbym usłyszał w twoim głosie nutkę nietolerancji? – zażartował z mojego podenerwowania. Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy Amado mógłby lubić mężczyzn, ale jakoś mnie to nie zdziwiło, że ktoś taki, jak on, musiał spróbować w życiu wszystkiego.

— Nie. Usłyszałeś w moim głosie całą symfonię wkurwienia – przerwałam mu ostro. – Twój chłopak mi groził i brzmiał wiarygodnie. – Obróciłam się na fotelu w jego kierunku. – On nie jest jakimś zwykłym anonimem. Mam prawo się go bać. Co jest w tym tak trudnego, że nie rozumiesz?

— Make love, not war, Miss Strawberry. – Amado podniósł obie ręce z kierownicy, założył je sobie za kark i oparł się na zagłówku. Na szczęście, wjechaliśmy akurat na prostą, długą drogę, więc mogliśmy się swobodnie zrelaksować, rozwijając prędkość. – Ty i on powinniście wziąć ślub. Nie mów mi, że nie jest atrakcyjny – podpuszczał mnie. – W dodatku powiem ci, że jest najbardziej inteligentnym facetem, jakiego kiedykolwiek poznałem.

Podrapałam się z niedowierzaniem po czole. Chyba zapomniał, że znał mojego brata. Inna sprawa, że Tim nie pokazywał mu wszystkich swoich sztuczek. Haimar, jak się domyślałam, postępował wręcz przeciwnie. Chciał pokazać mu tych sztuczek jak najwięcej. Najchętniej pod kołdrą.

— Najlepsza partia – przekonywał mnie dalej. – I nie nudzilibyście się ze sobą.

Zaczęłam się zastanawiać, czy Amado już wyszedł w tym momencie z terytorium wygłupów i czy nie próbował mi aby czegoś dość jednoznacznie zasugerować, mając na uwadze pozycję rodziny Saavedra. Po co mi tak reklamuje tego Haimara? Co mogą mnie obchodzić jego zalety? – rozmyślałam. – Nie wrzuciłby tak wzmianki o małżeństwie bez powodu.

Na razie to wyglądało w ten sposób, że był zainteresowany tym, żebym została częścią tamtej rodziny. Ale po co? Żebym mogła stać się jego wtyczką? Przecież on mnie nie potrzebował. Sam sobie mógł rozmawiać z Haimarem. Haimar byłby z tego więcej niż zadowolony.

A może chodziło o to, że Haimar nie mógł się spotykać z Amado zbyt często, niezależnie od tego, jak bardzo był zakochany, bo w mediach pojawiłyby się natychmiast oskarżenia o korupcję względem jego ojca? Natomiast ja mogłabym się spotykać ze swoim bratem na zawołanie, a Tim przecież pracował u Amado i mógł powtarzać mu w każdej chwili wiadomości ode mnie.

Ja byłam czysta. Mogłam stanowić dodatkowe ogniwo, które rozdzielałoby Ministra Sprawiedliwości – Diego Saavedrę, oraz szefa południowoamerykańskiego syndykatu narkotykowego – Amado Ibaigurena.

Zamiast prania brudnych pieniędzy, Amado przeprowadzał tu pranie kontaktów międzyludzkich.

Postanowiłam to ugryźć pod trochę innym kątem.

— Dlaczego miałabym wziąć ślub z gejem? Rozumiem, że to możliwe, ale... – zacięłam się. – To byłoby strasznie smutne życie. Zresztą, dla nas obojga – dodałam jak najszybciej, skoro najwyraźniej Haimar też nie był mu obojętny. – Gdzie tu miejsce na jakiekolwiek uczucia?

— Nie jest gejem – zaprzeczył Amado. – Jest biseksualny, tak samo jak ty, więc nie powinno ci to w ogóle przeszkadzać – wyjaśniał cierpliwie. – Zapewniam cię, że kobiety nie są mu obce. Po prostu jeszcze nie spotkał żadnej właściwej. Ale ty byłabyś odpowiednia.

— A ty co? Jesteś algorytmem Tindera, że umiesz tak łączyć ludzi w pary? – wkurzyłam się.

Widziałam, w którą stronę to idzie. Dlatego zapierałam się rękami i nogami, żeby tam nie doszło. Kiedy oddawałam się do dyspozycji organizacji, w życiu bym nie zgadła, że moją pierwszą misją miało być zajęcie pozycji synowej Ministra Sprawiedliwości Kolumbii!

— Jestem szefem organizacji Ibaiguren Betancur. – Amado porzucił formułę przekomarzania i oznajmił mi głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Tak, umiem łączyć ludzi w pary.

Zapadłam się w ciszy w fotel. Odwróciłam się w drugą stronę i przyłapałam się na obgryzaniu skórek przy paznokciach, chociaż nigdy nie miałam problemu z tym niezdrowym nawykiem. Nie widziałam siebie w tej roli. Ami, dlaczego mi to robisz? – zadawałam sobie pytanie. Pozostawało ono jednak bez odpowiedzi.

— Toni, wiesz o tym, że chcę, żebyś była szczęśliwa. – Amado z powrotem oparł ręce na kierownicy i odezwał się miękkim głosem, jakby próbował zatrzeć złe wrażenie sprzed chwili. – To jest dobra rodzina. Bogata – przekonywał. – Rozsądni ludzie. Będziesz pomiędzy nimi bezpieczna, kiedy w tym kraju znów zacznie się wojna, a istnieje możliwość, że za kilka miesięcy naprawdę się zacznie. O nic innego mi nie chodzi.

Zsunęłam buta z lewej stopy i wciągnęłam ją do siebie na fotel, a następnie przytuliłam ją do klatki piersiowej, opierając smutno głowę na szybie. Czułam, że samochód jechał szybko przed siebie, zabierając mnie z mojej wygodnej pozycji i porywając ze sobą w nieznaną przyszłość, a ja nie miałam nad tym żadnej kontroli. Przyglądałam się krajobrazom, które stopniowo zlewały się w moich myślach w jedną, wielką czarną plamę. 

Przyłożyłam dłoń do ust. Bezwiednie zaczęłam ssać kciuk. Wystraszyłam się wizją czekającego na nas wszystkich losu. Powrót wojny był ostatnią rzeczą, której mogłabym życzyć komukolwiek. Wciąż miałam w pamięci z dzieciństwa obrazy wozów bojowych i policyjnych na ulicach. Porwania. Strzelaniny w biały dzień. Wybuchające bomby. Dzieciaki, które chciały w ten sposób zarobić na chleb, i nigdy nie wracały do domu.

Wiedziałam, że Amado wcale nie marzył o tym, żeby tę wojnę zaczynać. Ale dopuszczał taką ewentualność. Zrobiłby to, gdyby polowanie na jego ludzi osiągnęłoby ten stopień, że on musiałby odpowiedzieć jeszcze brutalniej. Jego jedyną szansą na spokój był Olivier Neville. To nazwisko dosłownie brudziło mi myśli i budziło we mnie fizyczny wstręt, jednak miałam świadomość, że Amado go potrzebował. Problem polegał na tym, że wybory miały się odbyć dopiero za niecały rok.

Wyglądało na to, że Amado chciał mnie ukryć do tego czasu w miejscu, w którym było najciemniej. Pod latarnią. W przypadku zawirowań, mieszania się obcych krajów w kolumbijskie sprawy, ja sprawiałabym wrażenie oddalonej od organizacji. Nikt przecież nie ruszałby synowej Ministra Sprawiedliwości. A jednocześnie, mogłabym być pomocna.

Mimo wszystko, dlaczego niby Diego Saavedra miałby się zgodzić na małżeństwo kogoś takiego jak ja, z jego synem? Przecież znał moje pochodzenie. Wiedział, co taki ślub miałby na celu. Pomijając już fakt, że sam Haimar najchętniej dosypałby mi trucizny do weselnego toastu.

Amado jednak rozważał różne opcje już od bardzo dawna i teraz nadszedł wreszcie czas, żeby powiedział mi prawdę.

Nie denerwował się tą rozmową. Wciąż patrzył uważnie w przednią szybę, prowadząc swój samochód szybko i pewnie. Był przygotowany na ten moment. Wiedział, że w końcu nadejdzie. Być może nawet domyślał się, że dzisiaj.

Rozpoczął więc swą opowieść.

— Na początku naszej znajomości obiecałem ci, że poznam cię z bogatym mężczyzną, za którym nie ciągnie się żadne szambo. 

Skinęłam głową na potwierdzenie. Pamiętałam to. 

— Don Diego był jedynym, co do którego miałem pewność, że cię nie skrzywdzi. Ale nie wszystko było w nim idealne. Przede wszystkim, był zbyt porządny. Nie miał romansów na boku. Dlatego musiałem się upewnić, że zachowa się tak, jak chcemy. Jak myślisz, Truskaweczko, co się robi w takich sytuacjach?

— Szantażuje się? – spytałam retorycznie.

— Ależ oczywiście – odpowiedział Amado, niezwykle zadowolony. – Czy twoim zdaniem don Diego ucieszyłby się, gdyby jego synek został gwiazdą serwisów dla dorosłych, w dodatku o skonkretyzowanych upodobaniach, w towarzystwie tak prominentnej osoby jak ja?

Gwałtownie obróciłam się w fotelu jego w stronę.

— Spałeś z Haimarem po to, żeby go nagrać i mi pomóc? – wyrzuciłam z siebie w tempie błyskawicy i utkwiłam w nim wzrok wyczekująco.

Pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.

— Ami, nie wiem, co powiedzieć... Cariño – wyszeptałam.

Nie pochwalałam takich metod. Sama przeszłam przez podobny koszmar i w życiu nie pozwoliłabym, żeby tego typu materiał został użyty dla mojej korzyści. Nawet, jeśli w tych kręgach podobne zachowanie stanowiło normę. Musiałam jednak przyznać, że Amado nie znał czegoś takiego jak granice poświęcenia. A to już było czymś, co mnie zatkało. Bo niekoniecznie się tego po nim spodziewałam. Chociaż może powinnam. Przecież po nim można się było spodziewać totalnie wszystkiego.

— Nie mówię, że nie było nam miło. Chcesz sobie pooglądać? – Sięgnął do schowka po telefon.

— Nie, dziękuję – odrzekłam zawstydzona, chociaż gdzieś tam wewnątrz mnie jakiś cienko piszczący głosik domagał się zaspokojenia tej ciekawości. Po tajemniczej minie Amado zgadywałam, że zachował całkiem niezłe wspomnienia.

— Na pewno nie chcesz zobaczyć, jaki Haimar potrafi być grzeczny i dobrze ułożony?

Parsknęłam śmiechem. Wyobraziłam sobie go na kolanach, proszącego. A potem zrobiło mi się go trochę szkoda. Amado umiał być czarujący. Potrafił cynicznie zdobywać sobie drugą osobę kawałek po kawałku. Jeśli dziewczyna mogła się w nim tak beznadziejnie zakochać, jak ja, to chłopak chyba też? Miłość przecież nie znała płci, po prostu pojawiała się.

— Przyznam, że jednak go polubiłem. – Amado wrócił do normalnego tonu. – Nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy. Niczego. Wiem, że się zakochał, chociaż go ostrzegałem, że nie gram na co dzień do tej bramki i że to się prędzej czy później skończy – przyznał Amado, wzdychając. Pewnie miał lekkie wyrzuty sumienia względem chłopaka, do którego poczuł sympatię i który w jego mniemaniu zasłużył na zaufanie.

Haimar też wiedział, że to się kiedyś musiało skończyć. Jako jedyny spadkobierca majątku i tytułów, doświadczył losu typowego dla osób biseksualnych, znanego jako: Skoro możesz sobie wybierać, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś się jednak lepiej ożenił z kobietą.

Dla mnie to było trudne do wyobrażenia, bo Tim nigdy nie wywierał na mnie żadnej presji pod tym kątem. Nawet teraz, gdy miał dla nas obojga ambitne plany. Uważał, że w ogóle nie potrzebowałam żadnego ślubu, a gdybym chciała mieć dzieci, to mogłabym skorzystać choćby i z banku spermy. Dla nas rzeczy, które wciąż szokowały starszych, były po prostu normalne.

— Dlatego pomyślałem, że moglibyście do siebie pasować. Miałabyś ustawionego, inteligentnego faceta na całe życie i nie musiałabyś przy tym uciekać z Kolumbii – kontynuował Amado. 

Dojeżdżaliśmy pod moją bramę. Szukał miejsca do parkowania. 

— Chciałem was poznać ze sobą na Martynice. Wtedy, kiedy nie poleciałaś – dodał.

Pamiętałam, że w dniu, w którym Tim udawał, że zamierza przestrzelić sobie gardło, Amado wspominał o mężczyźnie zainteresowanym tym, żeby mnie poznać. Nie zdradził mi wtedy jednak szczegółów. Do tematu nie wróciliśmy, bo tego samego dnia, niewiele później, Amado rozpoczął swój proces stopniowego przenoszenia się na tamten świat.

Kiedy sytuacja się unormowała, relacja pomiędzy nami nabrała zupełnie innej formy niż na początku, dlatego też miałam wielką nadzieję, że gdy obecna bezsensowna dyskusja dobiegnie końca, Amado okaże się jedynym człowiekiem, który kiedykolwiek założy mi na palec obrączkę.

Znalazł miejsce do parkowania przy mojej bramie i zatrzymał samochód, ale jeszcze nie wysiadaliśmy.

Dostrzegłam na horyzoncie niebezpieczeństwo. Mój niezawodny instynkt przetrwania nagle się uruchomił, a zwoje mózgowe zaczęły intensywnie pracować. Bardzo dużo rzeczy mi w tej historii nie pasowało. Najbardziej prawdopodobna teoria, która właśnie ułożyła mi się w głowie, wydawała się, no właśnie... Wręcz nieprawdopodobna.

Zamknęłam oczy, wykonałam głęboki oddech, a następnie ułożyłam obie ręce przed sobą na udach. Chciałam sobie pomóc w ten sposób w uzyskaniu maksymalnej koncentracji. Musiałam podejść do tego wszystkiego na zimno. Miałam przed sobą splątany węzeł pojedynczych nitek i zamierzałam powbijać w niego paznokcie, żeby powyciągać te zagmatwane sznureczki kawałek po kawałku.

Istniała bowiem jedna rzecz, która wypełniała mnie irracjonalnym niepokojem, jakby moje płuca zalewały się płynnym betonem, pozbawiając mnie stopniowo możliwości zaczerpnięcia powietrza. Wydzierała mi z rąk poczucie bezpieczeństwa. To jedyne poczucie bezpieczeństwa, którego do tej pory byłam stuprocentowo pewna. Była nim moja bezgraniczna wiara w pewność decyzji i jasność umysłu Amado.

Do tej pory, całkowicie ufałam jego zdolności przewidywania i planowania.

Wiedziałam, że zawsze byłby w stanie mnie obronić.

Potrafiłby przechytrzyć i Neville'a, i amerykańskich agentów, i Hiszpanów. Mogłam spać spokojnie, bo szczerze wierzyłam w to. Nigdy w życiu nie widziałam takiego człowieka, jak on. Nawet mój brat nie mógł się z nim równać, bo Tim nie miał w sobie instynktu mordercy. Bał się Morellego. Podczas gdy Amado terroryzował i zabijał innych bez mrugnięcia okiem.

Z Haimarem było jednak inaczej.

Problem Haimara nie dotyczył w ogóle inteligencji Amado. Dotyczył wyłącznie jego traum, które zinternalizował. Które zdążył pospychać tak głęboko wewnątrz siebie, że nie był w stanie ich już rozpoznać. A co za tym idzie, nie był w stanie skutecznie się przed nimi obronić.

— Ile on wie na mój temat? – spytałam przytomnie. Haimar zdawał się być doskonale poinformowany o moich negatywnych uczuciach względem Aurélie Desjardins, jak również o moich problemach z Alejandrą.

Zauważyłam, że Amado nerwowo poprawił się w fotelu i udawał zajętego odpinaniem pasa, żeby tylko uniknąć mojego wzroku. Nie spieszył się z odpowiedzią. Od razu przybrał defensywny ton.

— Musiałem mieć pewność, że cię nie odrzuci, kiedy się poznacie – wydusił wreszcie. – Sama powiedziałaś, że nikt by nie chciał z tobą być, gdyby znał o tobie prawdę. A ja chciałem, żebyś mogła być z kimś szczęśliwa, bez udawania. Próbowałem oszczędzić wam obojgu rozczarowań. – Postukał rytmicznie palcami o nieruchomą kierownicę. Z miejsca poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca.

— Ja pierdolę. Nie. – Załamałam ręce i ukryłam w nich twarz. Brakowało mi powietrza. Myślałam, że się uduszę. Zaschło mi w ustach i w gardle. – Opowiedziałeś mu o wszystkim na mój temat, prawda?

Zdałam sobie sprawę z tego, że moje najbardziej wstydliwe sekrety znalazły się w posiadaniu człowieka, który wypowiedział mi brudną wojnę o mężczyznę, którego kochaliśmy oboje. Gdyby parę rzeczy wyszło na jaw, mój brat lądował w potwornych tarapatach, a ja musiałabym przechodzić przez to wszystko razem z nim. Z etykietką przyklejoną do końca życia. I to wkrótce po tym, gdy udało nam się wreszcie pogrzebać przeszłość. I z trudem, ale jakoś jednak ruszyliśmy do przodu.

— On nawet przez chwilę nie był mną zainteresowany, głuptasie. Chciał tylko rozpoznać przeciwniczkę, a ty mu podałeś mnie na tacy – wyjaśniłam zrezygnowana.

Amado przełknął ślinę. Nie miał nic do powiedzenia. Zachowywał się, jakby patrzył na skomplikowane działanie matematyczne, i dziwił się, dlaczego wynik nie wyszedł mu taki, jak powinien. Znał się na ludziach jak mało kto, ale w tym przypadku popełnił koszmarny, niewybaczalny błąd. Sam chyba nie wiedział, dlaczego. Ja wiedziałam.

— Twój przyjaciel. Ten, który zginął – zaczęłam nieśmiało, do końca zastanawiając się, czy dobrze robiłam, mówiąc o tym na głos. Poruszałam w tej chwili niesamowicie delikatny temat i nie byłam w stanie przewidzieć reakcji Amado. – Był tak naprawdę twoim chłopakiem. To jego miałeś na myśli, kiedy mówiłeś, że raz w życiu, dawno temu, byłeś zakochany. A teraz wydaje ci się, że jeśli uratujesz tego popierdolonego Haimara, to tak, jakbyś przywrócił życie tamtemu chłopakowi. I w ten oto sposób sam wpakowałeś się w łapy psychopaty.

Amado spoglądał przez cały czas przed siebie. Odetchnął z ulgą. Rozluźnił ramiona. Zajął wygodną pozycję w skórzanym fotelu i zjechał nogami na dół. Zupełnie, jakby pościg, któremu wymykał się od dwudziestu lat, wreszcie się zakończył i Ami mógł się wreszcie poddać. Nie musiał się już dłużej ukrywać ani stresować. Komuś wreszcie udało się rozszyfrować jego tajemnicę.

— Był moim przyjacielem – zaczął, ale w jego głosie usłyszałam pewne niedopowiedzenie. Przez chwilę zajął się ugniataniem odstającego dolnego rogu swojej koszulki.– Był też moim chłopakiem – potwierdził w końcu. – Zginął przeze mnie. Nie wiem, ile o tym słyszałaś, ale zginął przeze mnie.

Westchnęłam cicho. Wyciągnęłam drżącą rękę w jego stronę i pogładziłam go delikatnie po ramieniu. Nie wiedziałam, co mogłam powiedzieć mu w takiej chwili. Słowa nie potrafiły oddać pełni emocji, nawet, jeśli mówiliśmy o zdarzeniu sprzed dwudziestu lat. Cokolwiek by się tam nie wydarzyło, Amado wylądował z tego powodu na kilka miesięcy w szpitalu psychiatrycznym. Cierpiał.

— Niewiele osób o tym wiedziało – mówił powoli dalej, ostrożnie dobierając słowa. – Moja rodzina nigdy nie zdążyła się o tym dowiedzieć. Myśleli, że przez ten cały czas byłem z Mercedes.

— Nie domyślali się?

— A skąd niby mieli się domyślać? – Amado wywrócił oczami tak, że aż poleciały na drugą stronę. – Kiedyś, jak dwóch facetów robiło coś razem, to każdy wiedział, że to przyjaciele. A dzisiaj wystarczy, że dwóch facetów rozmawia ze sobą przez telefon, to każdy od razu myśli, że to geje.

Uśmiechnęłam się. Zaledwie parę dni temu Amado ironizował, że nikt w organizacji nie będzie chciał rozmawiać ze mną o swojej orientacji seksualnej. Teraz sam to robił. Obdarzył mnie zaufaniem. I to wyjątkowym. Potrafiłam to docenić. Przy nim naprawdę czułam się jedyna w swoim rodzaju.

— Potem próbowałem różnych rzeczy – dodał, opierając się nonszalancko łokciem na parapecie. – Chciałem poznać siebie. Do dzisiaj nie wiem, skąd mi się to wzięło. Nie czułem nigdy nic podobnego przy innych mężczyznach. Brałem udział w orgiach, ale patrzyłem na kobietę. Podnieca mnie widok aktu seksualnego z bliska, chcę w nim uczestniczyć, ale zawsze wchodzę w rolę mężczyzny. I myślę o kobiecie.

— Mam wrażenie, że ty jesteś przede wszystkim panromantyczny – oceniłam.

Znaleźliśmy się nieoczekiwanie na terytorium, gdzie to ja mogłam zaoferować ekspertyzę, więc spróbowałam to zrobić, według swojego najlepszego wyczucia.

— Nie zwracasz uwagi na płeć – zauważyłam. – Zakochujesz się w osobie. Kobiety są twoją preferencją seksualną, ale jeśli spotkasz kogoś, kto będzie dla ciebie coś znaczyć, to wtedy nie będzie ci przeszkadzało, że to jest akurat mężczyzna albo osoba non-binary. To dlatego nie umiesz się określić jako osoba biseksualna czy nawet panseksualna – tłumaczyłam. – Na co dzień nie czujesz pociągu do mężczyzn, bo na ciebie to działa trochę inaczej. Możemy rozważyć, czy jesteś demiseksualny w stosunku do mężczyzn... – zaczęłam się nakręcać.

— Toni. Toni – przerwał mi, kiwając głową i dotykając palcami mojego uda. – Zapomnij o Haimarze. To była pomyłka. Masz rację. Powinienem mu się przyjrzeć z bliska.

— Z bliska?! – ryknęłam. – Ty się lepiej trzymaj od niego z daleka! – Okręciłam się gwałtownie w jego kierunku. – To jest psychopata! Oni się nie zakochują! Oni mają obsesje! 

Byłam mądra, bo przez pół roku przekopywałam się przez strony dotyczące psychologii. Próbowałam się z nich dowiedzieć, czy Amado i mój brat mogli być psychopatami.

Okazało się, że to nie było takie łatwe do zdiagnozowania. Wielu ludzi mogło mieć swojego rodzaju rys psychopatyczny, ale stopień jego natężenia różnił się w zależności od osoby. Wyczytałam też, że rzadko zdarzały się czyste i jednoznaczne formy zaburzeń osobowości. Dlatego nieprawidłowe diagnozy, oparte na lekarskich wyobrażeniach, trafiały się bardzo często, a zaburzoną osobę trudno było wyleczyć. Amado najprawdopodobniej padał tego ofiarą przez całe swoje życie. Aż w końcu trafił na mnie. Teraz i ja byłam tego ofiarą, za jego pośrednictwem.

Mimo postanowienia, że zamykamy wątek Haimara Saavedry, obydwoje staliśmy się w zrozumiały sposób przybici. Zagościła między nami cisza, która towarzyszyła nam przy wysiadaniu z samochodu oraz przy spacerze w kierunku mojej bramy. 

Akt XXII: Amado

Gdy tylko weszłam w głąb korytarza, wilgotne powietrze starej kamienicy osadziło się na moich nagich ramionach. Zrobiłam parę kroków i zaczęłam pokonywać kolejne kamienne schody, które prowadziły do moich drzwi na poddaszu. Amado ustawił się czujnie za mną. Zgodnie z zasadami savoir-vivre'u, czekał w gotowości, żeby pochwycić mnie w ramiona, gdybym zaczęła spadać.

Przekręciłam klucz w zamku. Weszliśmy do środka mieszkania. Z klatki schodowej trafiało się od razu do długiej kuchni, która w pewnym momencie stawała się równie dużym salonem. Po prawej stronie można było zawiesić na ścianie kurtkę i zmienić obuwie. Dla Amado i tak nie miałam przygotowanych żadnych klapek, więc nie przeszkadzało mi to, że będzie chodził po wysprzątanej podłodze w butach.

Włączyłam boczną lampkę, żeby dawała przyjemne, nienarzucające się światło, a Amado zamknął za nami drzwi i odrzucił na ziemię swoją sportową torbę. Myślałam, że chciał u mnie przenocować i miał tam rzeczy na zmianę. Szczoteczkę do zębów, zestaw do golenia, czy inne drobiazgi.

Moja kanapa była jego kanapą, jeżeli zamierzał zostać do rana, natomiast nie wiedziałam, jak powinnam zapatrywać się na ewentualność wylądowania z nim w łóżku w bardzo konkretnym celu. Serce prawie mi wyskakiwało z piersi od chwili gdy tylko znaleźliśmy się sami w zamkniętym pomieszczeniu. Tak naprawdę, o niczym nie marzyłam bardziej niż o trafieniu prosto w jego ramiona. Wiedziałam jednak, że muszę patrzeć długodystansowo, a składanie sobie postanowień i natychmiastowe uleganie słabostkom prowadziło mnie donikąd.

— Jak podoba ci się moje mieszkanie? – Okręciłam się dookoła własnej osi, prezentując mu dłonią drewniany stół, półeczki z książkami i bibelotami, a także kwiaty doniczkowe i kanapę nakrytą ręcznie tkanym kocem w psychodelicznych barwach, który dodawał życia kolorom natury: brązom, zieleniom oraz bieli, dominującym w pokoju.

Mój wzrok padł na gramofon i powoli tworzoną kolekcję płyt winylowych. Podeszłam do półki z płytami i znalazłam na niej składankę z argentyńskim psych-popem z końca lat sześćdziesiątych, która pasowała do tego wystroju, jak ulał. Zawsze wyobrażałam sobie, że mój wymarzony apartament w Buenos Aires będzie urządzony właśnie w zbliżonym klimacie.

— Jest śliczne, Toni. Naprawdę prześliczne – powiedział Amado cicho, niejako z wahaniem.

Zwróciłam uwagę, że nie czuł się u mnie za bardzo jak u siebie. Stanął na środku pomieszczenia i nie szedł już w żadnym innym kierunku. Zupełnie jakby zamierzał mimo wszystko się jednak pożegnać i wyjść.

— Napijesz się czegoś? Mam kawę, różne herbaty, soki – zaproponowałam. – Nie mam procentów – przeprosiłam ze sztuczną radością, dalej badając z pewnej odległości jego oczy wypełnione jakąś niewypowiedzianą, lecz wzbudzającą mój niepokój tęsknotą. Wpatrywałam się uważnie w jego nieprzeniknioną minę, przyozdobioną jedynie smutnym uśmiechem. – Możemy wyjść na balkon – zasugerowałam.

Próbowałam zrobić cokolwiek, żeby się ruszył. Pragnęłam nadać magii jakimkolwiek słowom opuszczającym moje usta, żeby tylko on zmienił ten wyraz twarzy, wypełniający mnie najgorszymi przeczuciami. W końcu i ja utkwiłam w jednym miejscu, jakbym nie była niczym innym niż szczepką jednej z roślin, która zapuściła korzenie w podłodze.

— To koniec, Toni. Przykro mi – wyrzucił z siebie. Stał dalej na środku pokoju, z rękami w kieszeniach, a na jego obliczu malowało się przyznanie do porażki.

Koniec... ale czego? Czy mógł dowiedzieć się o tym, co planował mój brat? Czy to oznaczało, że teraz wyciągnie pistolet i mnie zastrzeli? Moje myśli galopowały. Sama nie wiedziałam, czy przypadkiem nie byłoby mi łatwiej zginąć w przeciągu kilkunastu najbliższych sekund. Bo jeśli on ze mną zrywał, to wiedziałam, że będę żyła z raną postrzałową z jego słów już na zawsze.

— W torbie masz pieniądze na całe studia – zaczął.

Przełknęłam ślinę. W gardle poczułam jedynie cierpki smak wysuszonych ust. A więc stało się. W ten sposób Amado mnie rzucał. Jego głos zabrzmiał tak definitywnie.

Zauważył, że z trudem, ale zarejestrowałam jego informację w swojej świadomości, więc kontynuował:

— Schowaj sobie dobrze i nie przetrać na głupoty. – Jego wzrok dość znacząco wylądował na moich płytach. – Kiedy aresztują ci brata, to przyjdą do ciebie. – Nieświadomie w ten sposób ujawnił, że nie miał najmniejszego pojęcia, że Tim już dawno dogadał się z DEA i że najprawdopodobniej byłby w stanie się również dogadać z Hiszpanami. Po części, odetchnęłam z ulgą.

— Będą cię pytać, skąd wzięłaś pieniądze – mówił dalej. – Traktuj tych wszystkich policjantów z góry, jak high-endowa kurwa, na którą ich nie stać. To nie są aż tak wielkie sumy. Dobra dziewczyna tyle zarobi. Oni o tym wiedzą. Dlatego pogadają, postraszą cię i wreszcie dadzą ci spokój.

Był zdołowany, to bez dwóch zdań, ale punkt po punkcie przedstawiał mi swój plan tak chłodno, że nie miałam wątpliwości: on już od pewnego czasu wiedział, że rozstaniemy się na zawsze.

— Przecież pracujemy razem. Obiecałeś mi... – Pokręciłam przecząco głową, jakby zaklinanie rzeczywistości miało zmienić decyzję, którą Amado podjął w swoim umyśle już dawno. Wiedziałam, że nie powinnam się łudzić. A jednak. Cały mój świat zaczął spływać żałośnie jak ulewny deszcz po pochyłej szybie.

Cariña. Nie mamy wyjścia. – Wzruszył ledwo zauważalnie ramionami. – Mika poznał agentkę. Nasi chłopcy dostali się do jej komputera. Hiszpańska policja ma na dysku twoje zdjęcia. Nie wiesz, jak się poczułem, kiedy to zobaczyłem.

Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem. Nie widziałam u niego zbyt często emocji. Jednak od bardzo dawna wiedziałam, że one były pieczołowicie ukryte w środku. Pod żebrami, płucami, i pod bijącym wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi, a także wbrew prawom biochemii organizmu, wyniszczonym sercem.

— Znaleźliśmy też zdjęcia paru innych dziewczyn. Spotkałem się z nimi na mieście, żeby rozproszyć uwagę. Miałem nadzieję, że nie dowiesz się o tym i obędzie się bez dramatów, ale oczywiście ty grzebałaś po jakichś durnych stronach i teraz jesteś święcie przekonana, że cię zdradziłem. – Przewrócił w tym momencie oczami, a następnie podrapał się leniwie po nosie. – Mimo, że powiedziałem ci przecież, że nigdy ci tego nie zrobię.

Nawet nie umiałam w tym nieszczęściu odnaleźć radości, że randki, które odkryłam, były pozorowane. Myślałam gorączkowo nad argumentami, które mogłabym obrócić na swoją korzyść, żeby zatrzymać Amado przy sobie. On już z pewnością przeanalizował wszystkie opcje. Cokolwiek bym nie powiedziała, on już to rozważał i uznał za nieprzekonujące. Z moich ust jako ostatnia deska ratunku dało radę wylecieć tylko przygaszone, błagalne:

— Ami, proszę... Nie rób mi tego...

Amado zdecydowanym krokiem podszedł do mnie, porwał w objęcia i wylądował ze mną na przeciwległej ścianie, aż trzasnęłam w nią plecami.

— Myślisz, że nie chcę z tobą być? – zapytał, a wściekłość aż zapulsowała pod jego skórą.

Teraz był gotowy na mówienie rzeczy, których by wolał uniknąć. Po co ktoś taki, jak on, miał sobie komplikować życie wielkimi słowami, kiedy mógł osiągnąć ten sam cel za pomocą łagodniejszych? A jednak. Ujął ostrożnie moją twarz w ręce i zajrzał mi głęboko w oczy z bardzo bliskiej odległości.

— Zakochałem się w tobie do nieprzytomności, Toni – wyznał z pewną nieśmiałością, jakby podzielił się ze mną właśnie swoim najbardziej wstydliwym sekretem. – Uwierz mi. Nigdy w życiu nie kochałem nikogo w taki sposób. Czuję się, jakbym musiał teraz odkroić połowę siebie. Tę lepszą.

Z moich oczu w tym momencie popłynęły strumienie łez, niczym z odkręconego hydrantu. Wtuliłam się w tę żółtą koszulkę w różowe palemki, zaciągając się zapachem jego perfum i rozbeczałam się mu na głos w ramionach.

— Jesteś początkiem i końcem mojego wyobrażenia o szczęściu. – Amado powiedział do mnie, rozedrganą ręką pocierając delikatnie mój policzek. – Kocham twoje oczy. Kocham twoje złote serduszko. Twój dotyk i twój słodki uśmiech potrafią mnie uspokoić bardziej niż heroina. Dla tych kilku tygodni, które spędziliśmy razem, nie żałuję, że się nie zabiłem, kiedy miałem okazję.

Już nie płakałam. Ja wyłam. Jak pies porzucany w lesie, przywiązywany do drzewa. Amado nie poprawiał sytuacji, mówiąc mi takie rzeczy. Teraz, kiedy już było na nie za późno. Mógł jedynie podtrzymywać moje ciało. Dygotałam w jego ramionach jak ostatni liść na gałęzi. Przemarznięty do cna i poszarpany listopadowym wiatrem.

— Przepraszam cię, że w twojej historii to nie ty decydujesz o zakończeniu. Ta sprawa dotyczy zbyt wielu osób – zaczął to zdanie w miarę poważnie, jednak wraz z kolejnymi wypowiadanymi słowami w jego gardło wkradał się charakterystyczny ucisk, który sprawiał, że całość brzmiała, jakby brakowało mu dostępu powietrza. – Gdyby coś ci się stało, przysięgam, zdobyłbym broń atomową i nie ręczyłbym za siebie. Nie miałbym po co żyć, cariña. Równie dobrze wszyscy inni mogliby umrzeć razem ze mną. Dlaczego miałby istnieć sobie taki świat, w którym zabija się Truskaweczki?

Czy on zawsze umiał tak mówić? – przeleciało mi przez głowę. Ja byłam ledwo w stanie złożyć ze sobą najprostsze sylaby.

— Już nigdy się tak nie zakocham – wychlipałam. – Zawsze będę porównywać innych do ciebie.

— Znajdziesz lepszego. Przekopiesz się przez tysiące bezbarwnych gości i tysiące ich kompleksów, ale w końcu trafisz na właściwego. Nie na tego, który powie, że da ci cały świat. Tylko na tego, który nie będzie cię sprowadzał do parteru, kiedy będziesz sobie ten świat brała sama.

— Ale ja nie chcę lepszego. Ja chcę ciebie. – Uformowałam dłoń w piąstkę i uderzyłam nią w jego klatkę piersiową, okrytą koszulką przemoczoną moimi łzami. Byłam jak dziecko, które mimo coraz to nowych zabawek wciąż kochało najbardziej swojego pierwszego, rozerwanego i połatanego, misia-przytulankę.

— Toni. Cariña. Obiecałem ci jeszcze jeden prezent. – Amado przycisnął mnie do siebie z całych sił. – Kiedy się poznawaliśmy, byłem pewien, że chcesz uciec przed ludźmi z DEA, ewentualnie przed porwaniem. Potem zrozumiałem, że, tak naprawdę, chciałaś uciec przede mną. Przed moją zemstą, gdyby twój brat miał kłopoty. Dzisiaj to się kończy. Nigdy nie zabiję ciebie ani twojego brata, nawet jeśli będziecie zmuszeni do tego, żeby zeznawać przeciwko nam.

Szok dla mnie był tak olbrzymi, że na moment uspokoiłam się, odkleiłam od jego torsu i spojrzałam mu w oczy.

— Ale proszę, niech ta informacja nie wyjdzie poza ten pokój. – Amado przełknął ślinę. – Lepiej, żeby Tim o tym nie wiedział.

W dalszym ciągu patrzyłam w niego jak w obraz. Jakby to do mnie nie docierało. Nie umiałam chyba już żyć bez tego ciągłego niepokoju.

— Truskaweczko. Jesteś wolna. Po raz pierwszy naprawdę masz własne życie w swojej ślicznej rączce. – Amado delikatnie uchwycił moją roztrzęsioną dłoń i podniósł sobie do ust, by musnąć ją wargami w symbolicznym pocałunku. – I co teraz z nim zrobisz?

Nie mogłam nic powiedzieć. Rzuciłam mu się na szyję i przywarłam wargami do jego ust. Poczułam, jak jego klatka piersiowa wypełniona z powietrzem przestaje się poruszać. Amado w jednej chwili wyswobodził się z mojego uścisku i, nie patrząc już na mnie, odwrócił się na pięcie, a następnie szybko skierował w stronę drzwi.

Pięć sekund później, w pokoju zostało już po nim tylko echo kroków po schodach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top