Rozdział 2
Czuję, że TO nadchodzi. Właśnie w tym momencie. Atak paniki!
Zostawił mnie. On mnie zostawił. Mój własny ojciec naprawdę mnie zostawił! W innym państwie! Całkowicie samą! 15 minut temu wyszedł z tego pokoju i mnie zostawił.
Tymczasem Paryż stał się cichy. Czemu właściwie się dziwię?! Przecież jest już noc. Za oknem, nie widać już tak licznej liczby przechodniów jaką widziałam wcześniej. Nie słychać już tak często przejeżdżających samochodów na ulicy. Nie mogę się załamać. Jeśli to zrobię, moi sąsiedzi z boku to usłyszą przez te cienkie ściany, które nas dzielą. Chce mi się wymiotować. Jeśli to się nasili to zaraz zobaczę na podłodze strawioną francuską bagietkę, którą miałam okazje zjeść podczas ostatniego wspólnego posiłku z tatą i tą żmiją. I ci wszyscy obok będą to słyszeć. I wtedy na pewno nikt mnie nie zaprosi na oglądanie jakiś filmów lub na obejrzenie tych mimów, gdy uwalniają się z niewidzialnych pudeł, w których są zamknięte.
Pędzę szybko w stronę łazienki, która jest połączona wraz z moim nowym pokojem żeby przemyć twarz. Odkręcam kran i pod silnym ciśnieniem woda tryska z kranu i zalewa mi całą bluzkę. Jestem mokra i łzy lecą mi oczu. Już ich nie powstrzymuję. Daje upust moim uczuciom, które kłębiły się we mnie już od wczorajszego przyjazdu do Francji. Nagle dopada mnie złość na tatę, na macochę i na cały świat za to, że mnie tak ukarał chodź nic mu nie zawiniłam. Po chwili ta złość ustaje i nie czuję już niczego.
Jestem żałosna. Ile siedemnastolatek dałoby się zabić, żeby tylko wyprowadzić się z domu?
Moi sąsiedzi nie przeżywają załamań. Z ich pokoi nie dochodzi płacz. Oni się niczym nie przejmują tylko żyją dalej, a ja robię z siebie jakąś ofiarę losu.
Chwytam leżącą na łóżku poskładaną już koszulkę, żeby się nią tylko osuszyć. Wyciągam z szafki inną koszulkę, żeby się przebrać. Mokrą daję na ciepły grzejnik w łazience żeby wyschła. Łazienka jest mała, ale jest w sam raz żeby pomieścić kabinę prysznicową, umywalkę, małą szafkę na kosmetyki oraz toaletę. Zanim wychodzę z pomieszczenia to patrzę na siebie w lustrze, które wisi na umywalką i widzę zapłakaną, żałosną dziewczynę, którą zostawiono samą w całkiem obcym dla niej kraju.
Wzdycham ciężko i kieruję się do pokoju rozpakować się do końca i zająć czymś myśli. Rozglądam się po pokoju bo tak naprawdę nie miałam czasu go obejrzeć. W pokoju znajdują się dwa jednoosobowe łóżka, które znajdują się przy przeciwległych ścinach pokoju, obok łóżek znajdują się mini białe biurka z krzesłami. Nad łóżkami znajdują się długie półki, na których można ułożyć książki i nie tylko. W pomieszczeniu przy łóżku od strony nóg znajdują się szafy na ubrania. Od strony drzwi wejściowych jest mały kącik z szafami i blatem, które wygląda jak mini kuchnia.
Ktoś puka do moich drzwi.
Nie, na pewno nie do moich.
Znowu!
Nagle drzwi do pokoju się otwierają i staje w nich dziewczyna z walizką w ręku, za nią stoi jakiś mężczyzna.
- Umm... Hej - mówi nowo przybyła w swoim ojczystym języku.
- Eee... Cześć - mówię trochę niepewnie w jej języku. Swoją smutną, a zarazem żałosną minę chowam za maską obojętności. W duchu, modlę się żeby nie zauważyła moich już i tak pewnie czerwonych łez od płaczu.
- Nazywam się Justine Molière. Wygląda na to, że będziemy współlokatorkami -mówi to wchodząc do pomniejszenia, a za nią podąża mężczyzna. Na jej twarzy gości pogodny i przyjazny uśmiech.
Justine jest trochę niższa ode mnie. Ma długie kręcone, brązowe włosy. Oczy orzechowe , które podkreślone są czarnymi kreskami na powiekach. Ubrana jest w szare jeansy, białą bluzkę sięgającą jej 1/3 uda , na górę ma zarzucony czarny, rozpięty sweter sięgający prawie kolan, a to wszystko dopełniają białe adidasy.
Dziewczyna rozgląda się po pomieszczeniu po czym kładzie swoją walizkę po swojej części pokoju, a za jej przykładem podąża owy mężczyzna. Szybko się żegnają po czym on wychodzi. Zostajemy same w pokoju gdzie panuje martwa cisza, która jest nazbyt uciążliwa.
- Wszystko w porządku? - pyta się moja nowa współlokatorka.
- Tak, a czemu by miało nie być w porządku?
- Bo masz zaczerwienione oczy - mówi cicho i patrzy się na mnie smutnym wzrokiem.
Momentalnie moja maska opada. Staram się patrzeć wszędzie tylko nie na dziewczynę, która stoi przede mną. Lecz na nic się to nie zdaje, moje oczy znowu robią się wilgotne, ale nie pozwalam łzą spłynąć.
Myślałam, że dziewczyna mnie wyśmieje, ale ona robi jednak coś co mnie dziwi. Ona podchodzi do mnie powoli i rozkłada ramiona, w których mnie po chwili trzyma. Nie odzywa się tylko mnie przytula co z wdzięcznością odwzajemniam. Znowu daję się ponieść emocją i zaczynam po cichu płakać. Jestem tak bardzo tym zajęta , że nawet nie wiem w którym momencie znalazłyśmy się na moim łóżku, na którym teraz siedzimy.
- Ciiiiii - uspokaja mnie po cichu brązowowłosa. - Jesteś pierwszy raz tutaj? Nigdy cię tu nie widziałam - przyznaje.
Ja tylko kiwam głową potwierdzająco na jej pytanie.
- Ja tez płakałam pierwszej nocy pobytu tutaj - wyznaje.
Po chwili się uspokajam i teraz tylko pociągam nosem dalej w ramionach dziewczyny. Justine odsuwa się ode mnie powoli. Dziewczyna przechyla głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiała, potem energicznie kiwa głową.
- Wiem co ci powinno pomóc. Najlepsza na smutki jest Chocolat chaud - mówi to z zapałem.
- Hmmmm? - mruknęłam skołowana nie bardzo rozumiejąc.
- Gorąca czekolada - mówi po angielsku dziewczyna.
- Skąd wiesz, że mówię po angielsku?
- Akcent cię zdradza, chodź muszę przyznać, że przez chwilę pomyślałam, że jesteś rodową francuską.
- Aaa.... Tak po za tym jestem Catherine Tomson i pochodzę z Londynu - mówię cicho.
- Ale fajnie zawsze chciałam tam pojechać i pozwiedzać stolicę - mówi z entuzjazmem dziewczyna na co się lekko uśmiecham.
Dziewczyna idzie do swojej torby, którą trzymała. Jest czarna i jest mała, w sam raz na siłownię. Otwiera torbę i ku mojemu zdziwieniu widzę, że cała torba jest zapełniona samymi smakołykami. Dziewczyna idzie w stronę szafek oraz blatu, do których jeszcze nie miałam czasu zajrzeć. Moim oczom ukazuje się mini lodówka, czajnik oraz mikrofalówka. Dziewczyna wyciąga z szafek czajnik oraz mikrofalówkę i kładzie je na pustym blacie od razu je podłączając do ukrytych gniazdek z prądem.
- Nie wiedziałam, że jest tu mini lodówka oraz inne rzeczy - przyznaję zdziwiona.
- No ta. Ja jestem już tutaj trzeci rok, ale w tym roku wyprowadziłam się od mojej starej współlokatorki, która nie potrafiła rozumieć tego, że pokój dzielimy razem i ja też mam prawo z niego korzystać - zmarszczyła czoło po czym zwróciła się do mnie. - Nie robisz jakiś mini imprez w środku tygodnia i nie puszczasz o północy żadnej muzyki prawda? - pyta się z nadzieją.
- Nie. Nawet tutaj nie znam nikogo oprócz ciebie - wyznaję.
Dziewczyna bierze czajnik i idzie w stronę łazienki z kąt dochodzi dźwięk puszczanej wody z kranu.
- To dobrze - mówi wychodząc z łazienki i podłącza czajnik. - To znaczy miałam na myśli to, że nie organizujesz żadnych imprez w ciągu tygodnia i nie puszczasz o północy na cały regulator muzyki - śmieje się, a ja się do niej przyłączam.
Moja współlokatorka jest miłą i zabawną dziewczyną bynajmniej taka się wydaje.
- Na którym roku tutaj jesteś? - pyta się dziewczyna.
- Na trzecim....
- Ale fajnie! Ja też jestem na trzecim. Możliwe, że będziemy chodzić na kilka lekcji razem - mówi podekscytowana dziewczyna. - Muszę cię zapoznać z moimi znajomymi, jutro na śniadaniu. Na pewno ich polubisz.
Uśmiecham się tylko do niej. W tym samym czasie dziewczyna dziewczyna przygotowuje dla nas Chocolat chaud. Po chwili gotowe podaje mi szklankę na co posyłam jej wdzięczny uśmiech i siadamy na moim łóżku opierając się plecami ściany.
- To dlaczego przyjechałaś do Paryża aż z samego Londynu - pyta się ciekawa Justine.
- Moja macocha chciała się mnie pozbyć z domu. Tata zawsze trzymał moją stronę, ale kilka miesięcy temu dowiedział się o tym, że Amy spodziewa się dziecka i tata w tamtym momencie jej uległ - wzruszam ramionami. - I tak to na jedno wyjdzie bo wcześniej czy później i tak musiałabym wyjechać na studia.
- A co z twoją biologiczną mamą? - pyta się.
- Mama nie żyje. Umarła kiedy miałam 6 lub 7 lat na raka - po moim wyznaniu w pokoju zapada milczenie.
- Przepraszam nie powinnam się pytać - mówi smutna dziewczyna i patrzy się przed siebie.
- Hej - daje jej sujke w bok i się uśmiecham. - Nic się nie stało i tak nie pamiętam jej. A ty dlaczego się tu uczysz? - szybko zmieniam temat żeby brązowowłosa nie obwiniała się za tamto pytanie o mamę.
- Uznajmy, że trochę nabroiłam kiedyś i to jest moja kara - powiedziała tajemniczo i się uśmiechnęła.
Zerkam na budzik, który już wcześniej położyłam na biurku. Dochodzi już 23, a ja jestem zmęczona. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień dla mnie. Dopijam czekoladę i mówię współlokatorce, ze idę pod prysznic bo jestem zmęczona. Ona tylko kiwa głową i zaczyna rozpakowywać swoje rzeczy.
Po prysznicu zakładam na siebie czystą bieliznę, spodenki i t-shirt od mojego najlepszego przyjaciela z Anglii - Harry'ego. Ukradłam kiedyś jego bluzkę i przemieniłam ją w piżamę, tak naprawdę mam jeszcze kilka od niego ubrań tutaj bo nie ukrywajmy; męskie ciuchy są strasznie wygodne. Wyszłam z łazienki po czym od razu po mnie do pomieszczenia weszła Justine. Rozglądnęłam się po pokoju i zobaczyłam, że ona już się rozpakowała, a ja mimo tego, że przybyłam od niej wcześniej mam rozpakowane tylko i wyłącznie moje ciuchy, które są tylko w połowie rozpakowane, a ja jeszcze mam dużo rzeczy. Stwierdziłam, że nie ma sensu wyciągać teraz rzeczy i zrobię to na spokojnie jutro popołudniu po zajęciach rozpoczynających nowy, a zarazem pierwszy semestr dla mnie w nowej szkole.
Biorę do ręki swój telefon i piszę do Harry'ego 'Dobranoc ;* P.s tęsknie glonie ty mój ;c', nie muszę czekać zbyt długo na SMS, w którym mój kochany przyjaciel życzy dobrej nocy i obiecuje, że zadzwoni do mnie jutro gdy będzie mieć czas. Dziewczyna wychodzi z łazienki, gasimy światło i obie mówimy sobie dobranoc. Nawet nie wiem kiedy, a odpływam w krainę morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top