Sekai
Do: Sehunnie ♡
Zaraz będę c;
Od: Sehunnie ♡
Czekam! ♡
Podskoczył, poprawiając ramię od plecaka, przez co wypadły mu słuchawki z uszu. Poprawił je, uśmiechając się do telefonu i ciesząc jak głupi.
Był teraz najprawdopodobniej najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem: szedł właśnie do swojego pierwszego chłopaka, który - nawiasem mówiąc - w opinii publicznej nadal jest jego przyjacielem. Miał on wolny dom, bo jego rodzice wyjechali, więc na te kilka dni jego chłopak się tak łatwo go nie pozbędzie. Nie zamierzał przegapić okazji, gdy to będzie mógł go komplementować i otwarcie z nim flirtować, a nawet całować, bez obawy, że rodzice jego ukochanego wparują im do pokoju.
Sięgnął jeszcze raz po telefon do swojej głębokiej kieszeni w bluzie, ponieważ przeszedł esemes od jego kolegi ze szkoły. Czytając go, wszedł na ulicę.
Podniósł głowę, by sprawdzić czy nic nie jedzie w chwili, gdy uderzył w niego samochód. Chłopak przeleciał kilka metrów, bo mimo zakazu, samochód jechał bardzo szybko. Uderzył najpierw plecami, a potem głową w twardy asfalt, jednak nie stracił przytomności. Stało się dokładnie na odwrót: zaczął wszystko czuć dwa razy mocniej, widzieć wyraźniej, przez co słońce paliło jego oczy nawet przez powieki. Od jego pleców rozchodził okropny ból, prawie nie do zniesienia, a gdy dotarł do klatki piersiowej, ta przestała się słuchać chłopaka. Jego płuca się zapadły, przez co szatyn stracił dech.
Tuż przed straceniem przytomności usłyszał krzyk i czyjeś ręce na swoich ramionach.
***
Sehun biegł wśród wszechobecnej bieli. Kątem oka widział migających ludzi, siedzących lub stojących pod ścianą, którzy całkowicie go ignorowali. On również nie zwracał większej uwagi na nich, pędził ile sił w nogach do pokoju 14B. Z jego oczu leciały łzy płynąc po policzkach, aż ginęły we włosach chłopaka.
Gdy już był blisko, zwolnił, by trochę uspokoić szybki oddech i poskładać myśli.
Kai miał wypadek.
Jak to się stało?
Jak poważne są jego rany?
Gdy wreszcie znalazł odpowiednie drzwi zobaczył przed nimi rodziców chłopaka. Szybko podszedł do nich, a widząc łzy w oczach matki Kaia - tej, która nigdy nie płacze - przeraził się nie ma żarty.
- Proszę Panią, co się stało? - spytał roztrzęsiony obejmując się ramionami, by chociaż trochę się opanować.
- Jongin...Potrącił go samochód... - zapłakała Pani Kim.
- Ale kiedy?
- Gdy szedł do Ciebie.
Te słowa jeszcze bardziej go zdołowały. Z jego oczu popłynęły łzy, ale nikogo ten widok nie zdziwił - każda bliska ich osobą wiedziała, jak bardzo zżyci są, mimo tylko trzymiesięcznej znajomości.
Wziął głęboki oddech i opadł całkowicie bez sił na białą kanapę, postawioną naprzeciwko szklanych drzwi sali Kaia. Oparł głowę na rękach, a te na kolanach. Obserwował, jak łzy spadają na podłogę między jego stopami.
Mijały minuty, godziny, a Kai ani myślał, by się obudzić. Sehun czekał na to jak na zbawienie, tupiąc nogą i ścierając mokre policzki. Najgorzej przeżywał to, że prawdopodobnie Kai wpadł pod samochód, bo chciał mu odpisać na wiadomość. Gdyby powstrzymał się od naciśnięcia "wyślij"...
Drugą dołującą go rzeczą było to, że nie pozwolili mu do niego wejść nawet na kilka minut. I nie pozwolą, dopóki się nie obudzi.
Chłopak naprawdę chciał zobaczyć twarz ukochanego.
By odpędzić źle myśli, Sehun myślał dosłownie o wszystkim: że jego matka ma urodziny za pół roku i przydałoby się kupić jej prezent. Że ten szpital wygląda jak z Dr. House'a. Że mógłby wreszcie wybrać się na jakiś koncert.
Niestety, jego myśli szybko schodziły na temat poturbowanego chłopaka. Chciał móc usiąść obok jego łóżka, na chwiejącym się krzesełku, wziąć jego rękę w swoje dłonie i delikatnie ucałować. Mimo że - według świadków - wypadek był na tyle poważny, by Jongin nie wyszedł z tego żywy, lekarze mówią, że jego stan jest poważny, ale stabilny. Trzeba być dobrej myśli.
***
Sehun prawie nie wychodził ze szpitala; spał, a raczej niespokojnie drzemał, na kanapie w korytarzu bocznym, a rodzice Jongina i jego właśni przynosili mu jedzenie. Do domu wracał tylko wziąć szybki prysznic i się przebrać, a potem wracam znowu czatować pod drzwiami sali Kaia.
Dlatego, że wokół szklanych drzwi również było szkło, to Hun teoretycznie mógł widzieć swojego chłopaka, ale wszyscy się zmówili, by go całkowicie odciąć od rannego w wypadku chłopaka, i zasunęli zasłony. Blondyn stwierdził, że życie naprawdę go nienawidzi.
Czas mijał strasznie nieubłagalnie, a Hunnie popadał W coraz większą rozpacz, która podobna była do czarnej dziury, wysysającej wszystko, co dobre i to, co złe, aż nie zostało nic, tylko czarna pustka. Chłopak nawet nie mógł już płakać, a bardzo by chciał, bo płacz coś daje. Płacz to Ty plus łzy. A stan, w którym był teraz Sehun to było coś innego. To było ty minus coś.* Czarna dziura zabrała mu nawet płacz.
W końcu, piątego dnia pobytu chłopaków szpitalu, z dobrą wiadomością przyszła matka Jongina. Podeszła powoli do blondyna, położyła mi ręce na ramionach i powiedziała spokojnie, i delikatnie:
- Stan Jongina poprawił się. Mówią, że tylko patrzeć jak się obudzi. I jeszcze jedno - Zrobiła przerwę na wzięcie oddechu - Wyprosiłam lekarzy, byś mógł tam wejść.
Dalej powiedziała, że ma tylko pięć minut, ale ta informacja nie dotarła już do uszu chłopaka. Z jego oczu poleciały łzy i zaczął gorliwie dziękować Pani Kim.
Tuż przed wejściem do sali zatrzymał się, wziął głęboki oddech i położył dłoń na klamce drzwi. Z kolejnym oddechem przesunął je, odchylił zasłonę i z szybko bijącym sercem wszedł.
Doznał szoku. Kołdra przykrywała chłopaka do pach, tak że Sehun widział tylko jego zabandażowane ramiona. Bandaż ginął pod kołdrą, więc domyślał się, że Jongin ma obandażowany cały tors, a przynajmniej jego górną część. Na początku tego nie zauważył, ale jak tylko podszedł do łóżka i usiadł przy nim na stołku, w oczy rzuciły mi się liczne siniaki na twarzy, szyi i ramionach chłopaka. Jego klatką piersiowa unosiła i opadała z trudnością, jednak chłopak oddychał samodzielnie, co jest dobrym znakiem.
- Jongin... - jęknął chłopak, łapiąc ukochanego za dłoń, zimną i poobijaną. Korzystając z okazji samotności nachylił się i ucałował jego kostki, teraz pokryte brązowo-czerwonymi strupami. Sehun skrzywił się, bo tęsknił za dłońmi Kaia, tymi sprzed wypadku. Zawsze były ciepłe, nieważne jak niska była temperatura na zewnątrz, zawsze gładkie i opiekuńcze.
Jedną dłonią nadal trzymał rękę Jongina, a drugą otarł łzy płynące po jego policzkach.
- Kai... Przepraszam...
Chłopak wstał z krzesełka i nachylił się nad brunetem. Delikatnie dotknął ustami czoła nieprzytomnego chłopaka, a potem miękko i z jeszcze większą ostrożnością jego spierzchniętych ust.
Gdy prostował się, kątem oka zarejestrował ruch, więc spojrzał w stronę drzwi. Do pokoju właśnie wchodzi la Pani Kim, przez co Huna przeszedł zimny dreszcz. Jeśli to wszystko widziała?
Jednak po wyrazie jej twarzy nie dało się nic odczytać, wiec blondyn mogl tylko odetchnąć z lekko wymuszoną ulgą.
- Przykro mi, Sehunnie, ale lekarz kazał już Ci wyjść.
Hun zacisnął usta w wąską kreskę, spojrzał po raz ostatni na leżącego bez ruchu chłopaka i wyszedł.
***
Od razu po wyjściu rzucił się na kanapę, kuląc się i kładąc na boku. Podciągnął kolana prawie że pod brodę i przymknął oczy. Przeciągnął kciukiem po ustach, które nadal pamiętają dotyk, temperaturę i smak warg Jongina, wzdychając. Bo kilku próbach nie umiał sobie ulżyć w postaci płaczu, więc odwrócił się plecami do całego świata i zasnął.
***
Sehun leżał na łóżku w swoim pokoju i nerwowo patrzył na godzinę w telefonie. Gdzie on jest, już powinien tu dawno być!
W końcu nie wytrzymał, zerwał się z miękkiego materaca, gdzie niegdyś mógł przesiadywać całe dnie z Kaiem u boku, i zrobił kółko po pokoju. Po tym podąża i otworzył drzwi w chwili, gdy chłopak o czarnych włosach sięgnął po klamkę z drugiej strony.
- Cześć - Chłopak brzmiał niezwykle niepewnie, zupełnie inaczej niż wcześniej jak się spotykali. W końcu był to ich dzień - pierwsza randka. Sehun tak bardzo się denerwował, że przez chwilę zapomniał, co powinien odpowiedzieć witającemu go brunetowi.
- Hej - W końcu udało mu się to wymusić i nawet delikatnie uśmiechnąć.
- Idziemy?
Sehun uśmiechnął się pod nosem delikatnie speszony i wsunął dłoń w tą chłopaka.
Dlatego, że ich rodzice również się zaprzyjaźnili, to postanowili wyjechać na wspólne wakacje zatytułowane "odpoczynkiem od dzieci", na które obaj chłopcy nie było zaproszeni. Jednak oni nie narzekali.
Ich pierwsza randka nie była jakoś szczególnie wykwintna - spędzili ją przed horrorem, z którego bardziej się śmiali aniżeli krzyczeli, nieśmiało przysuwali się do siebie, aż w końcu platynowy blondyn położył głowę na ramieniu chłopaka obok, a ten objął go ramieniem. Pod koniec filmu nawet się śmiali, gdyż kompletnie zignorowali duchy i przesuwające się meble na ekranie, a skupili się na rozmowie i niemym podziwianiu siebie nawzajem. W końcu brunet spytał bardzo nieśmiało; widać było, że zbierał się z tym pytaniem dość długo:
- Sehunnie, mogę Cię pocałować?
Jego głos drżał, a w oczach niższego chłopaka widniał strach, jednak był on nieuzasadniony. Hunnie kiwnął delikatnie głową i nachylił się, oczekując pocałunku. Starszy również pochylił się i w końcu złączył ich wargi.
Całowali się długo i delikatnie; bali się przyspieszyć, pogłębić pocałunek, bo nie chcieli wystraszył tej drugiej osoby. Gdy w końcu się od siebie odsunęli, Sehun nadal czuł ciepłe, miękkie wargi chłopaka, mimo że dzieliła ich już - znikoma - odległość.
- Sehun, ja... - zaczął brunet - Chyba się w tobie zakochałem.
- Też tak sądzę - szepnął cicho Sehun - Pocałuj mnie jeszcze raz, Kai.
***
- Sehun, Sehun!
Chłopak poczuł wątłe dłonie na swoich ramionach, które dość mocno nim potrząsały. Nie mógł się jednak do końca rozbudzić - trwał w dziwnym stanie między snem, a całkowitym obudzeniem. Dopiero po tym, jak dostał drugi policzek, w końcu obudził się na dobrze.
- Mamo? - spytał, rozcierając bolący policzek.
- Sehunnie, jesteś cały mokry. Co Ci się śniło?
Rzeczywiście, włosy chłopaka kleiły się do jego czoła, a strużki potu spływały po skroniach. Całą bluzkę miał przepoconą, jakby dopiero co przebiegł maraton. I tak się czuł. Był zmęczony fizycznie i psychicznie, w każdym znaczeniu tego słowa.
- Idź do domu.
- Ale nie...
- Idź. Jongin jest pod dobrą opieką, a poza tym będzie miał wyrzuty sumienia, gdy obudzi się i zobaczy zombie zamiast przyjaciela.
Sehun musiał przyznać matce rację i niechętnie podniósł się z kanapy.
- Zawiozę...
- Przejdę się. - rzucił i już to nie było. Zaczesał dłonią mokre włosy do tyłu i po kilku głębszych wdechach udał się do wyjścia, ignorując wzrok ludzi.
W domu był po około piętnastu minutach spacerku. Od razu wpadł do swojego pokoju, wziął koszulkę, którą "pożyczył" od Kaia, i która służyła mu za piżamę, czyste bokserki, po czym skierował się do łazienki. Tak bardzo nie chciało mu się iść pod prysznic, ale jeszcze bardziej nie chciał iść spać pływając w własnym pocie, więc uznał, że jednak się wykąpie. Gdy wodą spływała po jego nagim ciele, umysł był gdzieś indziej, daleko, tuż przy takiej jednej śpiącej duszyczki...
Gdy wreszcie położył się na swoim łóżku, miał ochotę się rozpłakać, ale...znowu nie mógł.
W końcu zmorzony wszystkim usnął, wtulając głowę w miękką, mokrą od wody z włosów poduszkę.
***
Na drugi dzień blondyn obudził się bardzo wcześnie, wcześniej niż kiedykolwiek z własnej woli. Po prędce się ubrał, nie zmieniając nawet koszulki Kaia na jakąś swoją, i popędził do szpitala. Przy szklanych drzwiach sali 14B spotkał Panią Kim i - o dziwo - swoją matkę.
- Co u Kaia? - Nawet dobrze nie usiadł, a już zapytał. Mama Jongina uśmiechnęła się delikatnie i odpowiedziała spokojnie:
- Tylko patrzeć, jak się obudzi.
Blondyn uśmiechnął się, na początku delikatnie, pod nosem, lecz emocje wzięły górę. Jego wargi rozciągnęły się od ucha do ucha, a sam chłopak, speszony swoją reakcją, spuścił głowę w dół, chowając ją w ramionach.
- Sehun, musimy porozmawiać. - zaczęła jego matka, a chłopak spojrzał w jej stronę trochę niepewnie. Jego uśmiech malał, aż w końcu cały zanikł, a jego miejsce zajęła cienka kreska z ust. Między patrzącymi z uwagą oczami pojawiła się zmarszczka, gdy brwi zsunęły się na czole. Obie kobiety wyglądały na spokojne, jednak Sehun znał swoją matkę: mimo że jej twarz nie była skalana negatywnymi emocjami, jej dłonie lekko się trzęsły, a palce kręciły klasycznego młynka. Jak to powiedział kiedyś jego daleki brat cioteczny Jongdae - "można dużo powiedzieć o kobiecych nastrojach, jednak wystarczy spojrzeć na ich dłonie. Jeśli dzierży pistolet, prawdopodobnie jest zła."*
Mimo że Pani Oh nie dzierżyła pistoletu, to jej dłonie rzeczywiście dużo mówiły. Denerwowała się, co niezbyt dobrze wróżyło, więc jej humor udzielił się również Sehunowi.
- Synu... - zaczęła niepewnie - Kim właściwie jest dla Ciebie Jongin?
No to umarł w butach, pomyślał Hun i na szybko opracował strategię obronną.
- Przyjacielem. Czemu pytasz?
Starał, tak bardzo starał się zachować spokój. Można powiedzieć, że wychodziło mu to ze średnim skutkiem, ale zawsze może zrzucić to na zmęczenie. Tak, to dobry pomysł.
- Ale takim przyjacielem przyjacielem, czy kimś więcej?
Blondyn przełknął ślina z trudnością. Czuł, że jego gardło boleśnie sie zaciska, wiec z trudnością wydusił z siebie:
- Oczywiście, że więcej - Wziął oddech - Jest moim najlepszym przyjacielem.
Kobiety popatrzyły po sobie niepewnie, zastanawiając się, jak sformułować pytanie, by w razie omyłki nie brzmiało to tragicznie.
- Sehunnie - zaczęła Pani Kim - Doskonale wiesz, o co mam chodzi.
Chłopak odwrócił wzrok, przeklinając w duszy swoje rumieńce. Już sam nie wiedział, bo ma zrobić: powiedzieć prawdę, czy może nadal chronić obietnicę, jaką składał Kaiowi?
- Myślicie, że my nic nie widzimy - Z zamyślenia wyrwał go głos matki Jongina - Ale to nie prawda. Matki widzą, gdy ich dzieci są zakochane.
Zagryzł wargę. Zamknął oczy. Niech się dzieje wola Boża, słuchał dalej. Nie odzywał się.
- Sehun, jesteś gejem? - spytała jego własna matka, cicho i z zamyśleniem. Oddychała spokojnie, a przeciwieństwie do syna. Ten dyszał, jakby przebiegł maraton.
- Synku... - Położyła dłoń na jego dłoni, ciepłą i delikatną, wątłą jak teraźniejsza pewność Huna.
- Mamo... - szepnął, odwrócił się przodem do matki, patrząc rozpaczliwie w jej oczy - Tak bardzo boję się o Kaia... - zapłakał. Tyle wystarczyło, by Pani Oh zrozumiała.
- Pamiętaj. Zawsze będę Cię wspierać.
Pani Kim siedziała za nimi, tulącymi się, i trawiła tą sytuację, tą wiadomość.
- Czyli jesteście razem? - wyszeptała.
Sehun spojrzał na nią znad ramion matki i kiwnął lekko głową.
- Tak bardzo go kocham, mamo.
***
Stan Kaia się poprawiał, ale Sehun z każdym dniem coraz bardziej tracił nadzieję i własne zdrowie. Całymi dniami siedział w szpitalu, na białej kanapie, w objęciach matki. Płakał, bo tylko to przynosiło mu ulgę na te kilka minut.
Od tamtej rozmowy minęły dwa dni; obie matki obiecały porozmawiać z ojcami tak, by załagodzić sytuację. Sehun nie podziękował im ani razu, ale one jako dobre matki wiedziały, że chłopak jest im bardzo wdzięczny. Wiedziały, że blondyn nie będzie skory, by powiedzieć prawdę ojcu.
- Mamo? - zajęczał - A co jeśli Kai nie...
- Nie możesz tak myśleć. Nigdy.
I dzięki niej jeszcze żył.
***
Obudziło go ogólne poruszenie; leżał na białej kanapie, a wokół niego kręcili się lekarze, pielęgniarki oraz ich rodzice. Spojrzał pytająco na swoją matkę, gdy ta wreszcie go zauważyła. Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową.
Sehun zerwał się z kanapy jak tylko najszybciej mógł, i w równie szybkim tempie podbiegł do szyby. Dziękował w duszy, że odsłonili zasłony, dzięki czemu widział Panią Kim siedząca przy łóżku Kaia i Pana Kim rozmawiającego z lekarzem. W łóżku siedział chłopak z rozczochraną czupryną, porozrzucaną na ciemnej skórze, niczym wianuszek z polnych kwiatów. Brunet go nie zauważył, ale jego widok - całego, oddychającego i przytomnego - napełnił serce blondyna wszechobecnym spokojem i wystarczył, by Sehun przycisnął dłonie do twarzy i najnormalniej w świecie popłakał się.
Chciał wbiec tam, na salę, wziąć w ramiona Jongina i zapłakać na jego ramieniu. Ale nie mógł - jak długo są tam jego rodzice, drzwi były dla niego zamknięte.
Czuł się tak bardzo słabo, bal się, że zaraz zemdleje. Teraz, gdy zobaczył przytomnego Kaia, minęła u niego jakaś dziwna blokada, przez którą nie czuł ludzkich potrzeb, jak na przykład potrzeby zjedzenia czegoś. Jego brzuch tak głośno domagał się pokarmu, że Sehun mógł się założyć, iż spokojnie mógł to usłyszeć głuchy na końcu szpitala. Twarz Sehuna zrobiła się blada, usta momentalnie wyschły, a chłopak opadł bezdźwięcznie na czyste, białe kafelki.
***
Gdy obudził się, był przenoszony na kanapę, więc jego omdlenie nie trwało dłużej nawet niż minutę. Instynktownie zaczął szukać wzrokiem swojej matki, jednak jej nie znalazł. Położyli go na kanapie - pielęgniarz i jego ojciec - i wtedy zauważył twarz mamy. Poszła do sklepu, wywnioskował Hunnie, gdyż chwilę później, gdy podniósł się do pozycji siedzącej, podała mu dużą, słodką bułkę i pełnotłuste mleko. Wziął je z wdzięcznością i z małym uśmiechem wgryzł się w słodki wypiek.
Gdy był w połowie bułki, z sali Kaia wyszedł jego ojciec. Spojrzał na niego inaczej niż zwykle, ale blondyn nie miał siły, by rozszyfrować ten wzrok. Mężczyzna otworzył usta, ale potem je zamknął, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu do uszu Sehuna doszły jego słowa:
- Jongin chce Cię zobaczyć.
Blondyn pokiwał głową z lekką obawą, ale podniósł się z miejsca i oddał matce swój posiłek. Z nogami z waty doczołgał się do klamki i następnie delikatnie ją nacisnął. Czuł w okolicy żołądka nieprzyjemny ucisk i jednocześnie motylki podniecenia.
Wziął głęboki oddech i zaryzykował.
Gdy wchodził, głowę miał spuszczoną w dół, i dopiero gdy minął próg sali, podniósł ją.
Jego wzrok skrzyżował się z tym Jongina i obojga przeszedł dreszcz na całym ciele.
Sehun podszedł do łóżka na chwiejnych nogach, prawie że upadając na twarz. Od razu dostał wypieków na twarzy, gdyż Jongin miał owinięty bandaż od pach do końca żeber. Jego płaski brzuch był wystawiony po raz pierwszy - tak, nigdy nie widział go bez koszulki - na wzrok Sehuna.
Jak to się stało, że najserdeczniejsi przyjaciele nigdy nie widzieli siebie topless? Otóż on sam, Oh Sehun, panicznie bał się wody i wszelkich basenów. Było to spowodowane tym, że jako mały dzieciak prawie utopił się w pobliskim jeziorku. A że poznali się w zimę, to nie widziało im się paradować półnago przed sobą.
Zdenerwowany chłopak usiadł na krześle po jednej stronie łóżka, podczas gdy drugą okupowała matka bruneta, i delikatnie wyciągnął rękę w kierunku dłoni chłopaka.
A ten udawał, że nie zauważył tego gestu i zabrał rękę.
Serce Huna najpierw stanęło, a potem ruszyło jak oszalałe, co poskutkowało rumieńcami na policzkach i czerwonym nosem.
- Sehun - Kai delikatnie uśmiechnął się, a właściciel imienia dostał mini zawału - Przyjacielu.
Wyraz twarzy blondyna zmienił się diametralnie. No tak, Kai nie wie, że ich rodzice już o wszystkim wiedzą.
- Ty idioto - zaśmiał się ponuro - Nie wchodź na ulicę ze wzrokiem w telefonie, bo Cię samochód potrąci.
- Dzięki za ostrzeżenie - odpowiedział z pogodnym uśmiechem - Sehun, przytul mnie.
Wcale nie zdziwił tym pytaniem nikogo. Wyciągnął ramiona w stronę Kaia, i gdy chłopak pochylił się w jego stronę, objął go i zaczął głaskać po odsłoniętej skórze na placach i karku. Jongin cicho mruknął, a Hun nie potrzebował już nic więcej.
- Martwiłem się, kochanie - szepnął, na co brunet poruszył się niespokojnie.
- Eh, rozumiem, że mnie kochasz, ale nie musisz do mnie mówić "kochanie".
- Czemu? - zdziwił się Sehun, lekko odsuwając się od rannego.
- Jesteśmy przyjaciółmi.
Brwi Sehuna zsunęły się, tworząc pionową zmarszczkę na czole chłopaka. Opuścił ręce tak, że teraz leżały po obu stronach bioder starszego.
- Kai, i moi, i twoi rodzice już znają prawdę. - szepnął, bojąc się, że chłopaka na niego nakrzyczy.
- Jaką prawdę? - spytał, i teraz na jego czole pojawiła się bruzda.
- O mnie i o tobie. O nas, Jonginnie.
Zaczął się denerwować. A co jeśli on naprawdę nie pamięta? Znowu miał ochotę się rozpłakać i właśnie popełniał kolejne mentalne samobójstwo.
- Słucham?
Matka chłopaka podniosła się i położyła dłoń na ramieniu Sehuna.
- Zostawię Was samych.
I wyszła.
- Kai, Ty naprawdę nie pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam! - krzyknął, gdy był pewny, że jego matka już wyszła z pokoju - A ty coś mi obiecałeś!
Mimo, że jego miłość na niego krzyczy i ma pretensje, blondyn czuł, jakby mu zdjęli ciężar z serca. On go pamięta. Tylko to się liczy.
- Ja im nic nie powiedziałem - zaczął się bronić Sehun - Nie złamałem obietnicy...
- To jak się dowiedzieli?! - wybuchł chłopak.
- Nasze matki musiały zauważyć, że naprawdę zależy mi na tobie! - Powoli tracił nerwy.
- Trzeba było zaprzeczyć!
- Gdy widziały mnie w kompletnej rozsypce?!
- Mogłeś się ogarnąć i nie ryczeć! Obiecałeś mi, że im, kurwa, nie powiesz!
To go zabolało. Jego oczy ponownie zaszły łzami, a serce turlało się gdzieś po szpitalnej sali 14B.
Jego wargi trzęsły się, gdy wymusił z siebie te kilka zdań:
- Nawet nie wiesz, jak trudno mi było...Czekać, aż łaskawie się obudzisz i wrócisz do mnie...Tracenie nadziei dzień po dniu boli, wiesz? - spytał go, po czym jego głos się załamał.
- Sehunnie...
- Nie móc Cię nawet zobaczyć! Przytulić! - Sehun starł słone łzy z policzków - Ale widzę, że dla Ciebie liczy się tylko to, by nikt nie dowiedział się o twoich odmiennych upodobaniach...
- To nie tak... - Kai czuł, że przegiął, żałował tych słów.
- A ja-ak? - spytał Sehun z ironicznym śmiechem. Otarł ponownie policzki, a następnie, ignorując wołania Kai, wyszedł wyszedł sali
- Synu...? - spytała zdezorientowana Pani Oh - Co...
Ale jej głos zginął w szumie wiatru w uszach chłopaka, gdy ten zaczął uciekać. Uciekać od problemów, od złamanego serca, od rodziny, od życia, od...
***
Brunet widział, jak Sehun wybiega z jego sali i nie wahał się ani chwili, by zacząć wyrywać sobie te wszystkie rurki z ciała i biec za chłopakiem. Mimo że wyjmowanie wenflonu bolało go tak bardzo, to jednak zrobił to i już miał brać się za kolejne rurki, jednak do pokoju wpadła pielęgniarka, a za nią jeszcze kilka i trzech lekarzy, zaalarmowani pewnie przez jego matkę.
- Zostawcie mnie. - rzucił pewnym głosem.
- Musisz zostać w łóżku... - zaczęła pielęgniarka, chcąc włożyć mu czysty, nowy wenflon, jednak on szybko zabrał rękę.
- Muszę iść za nim! - krzyknął, czując, jak rośnie w nim furia.
Wstał szybko, przez co zakręciło mu się w głowie, lecz nie usiadł z powrotem. No, na pewno nie z własnej woli. Nie zdążył dać nawet jednego kroka, a został popchnięty i przyszpilony do szpitalnego łóżka.
- Puśćcie mnie, kurna! - wrzasnął, wierzgając całym ciałem, wątłe łóżko poruszało się razem z nim. Poczuł, jak obie ręce przyciskają mu do materaca, a jedną wykręcili tak, by żyły oplatające łokieć były na widoku. Krzyk lekarza do pielęgniarki, by ta podała chłopakowi środki uspokajające zadziałał na niego jeszcze bardziej pobudzająco.
Zaczął kopać wszystko, co napotkał, a że był wysportowany, to praktycznie jak długie nogi miał, tak daleko mógł zadawać rany. Zlokalizował pielęgniarkę ze strzykawką i wymierzył kopa w trzymany przez nią przedmiot.
- Jongin! - krzyknęła jego matka.
***
Popchnął wielkie masywne drzwi wejściowe i wybiegł ze szpitala. Oparł się o ścianę, na chwilę się zatrzymał, aby zaczerpnąć tchu i zastanowić się, co robić dalej, gdzie biec, ale poziom adrenaliny opadł w jego krwi i...Sehuna opuściły wszelkie siły. Kucnął, pochylając się tak bardzo w przód, że jego głowa znalazła między kolanami. Ręce powędrowały na jej czubek, by spleść się ze sobą i włosami. Z jego oczu znowu poleciały łzy, tym razem niechciane, ale nie chciał ich otrzeć. Niech płyną, niech go opuszczą razem ze złymi emocjami.
- Sehun? - Usłyszał gdzieś nad sobą, a pół minuty później poczuł dużą, ciepłą dłoń na swoich plecach - Co się stało, chłopcze?
Blondyn podniósł głowę i zobaczył ojca Jongina, teraz lekko się nad nim pochylającego i patrzącego na niego mądrym wzrokiem.
- Kai...Eh, obiecałem mu kiedyś, że nic nie pisknę o jego orientacji... - zaszlochał - A teraz dowiedział się, że już wiecie i powiedział trochę słów...za dużo.
Ojciec winowajcy westchnął tylko i chwycił Sehuna za bluzkę za karku. Pociągnął to delikatnie do góry, a gdy - trochę oszołomiony - chłopak już to zrobił, spojrzał mu w oczy z niecierpliwością i rzekł:
- Jongin to dobry chłopak, tylko trochę impulsywny. Na pewno powiedział to w przypływie złości, ale postaw się na jego miejscu.
Sehun spuścił wzrok.
- Jesteś świeżo po wypadku, a potem budzisz się cały połamany i dowiadujesz się, że twoi rodzice już wszystko wiedzą.
Chłopak na pewno byłby w szoku, ale nie tak, by...Ale Kai to Kai, impulsywny chłopak, którego Sehun tak bardzo kocha. Cóż poradzisz?
- Nie wrócę tam teraz...
- A to niby czemu?
- No bo...
No jak on teraz spojrzy Kaiowi w oczy? Co powie? Że jednak mu przeszło i teraz będą tańczyć na tęczy i pić miodową whiskey? "Hej, kochanie, to znaczy Kai, znudziło mi się mieć na ciebie focha, przytul mnie!"?
- Chodź, nie marudź.
W następnej chwili chłopak został popchnięty w stronę drzwi, a w kilka kolejnych starał się dojść na nogach, które sprawiały wrażenie, iż zaraz złamią się jak suche patyki.
Gdy doszedł do sali, przez szybę zobaczył istną szarpaninę. Przez chwilę pomyślał, że z nerwów Jonginowi znowu się coś stało, jak na przykład zapadnięcie się klatki piersiowej lub zatrzymanie akcji serca, ale wtedy usłyszał krzyk chłopaka. Parę kroków później zobaczył jego włosy, jak trzech lekarzy przyciska go do łóżka: dwóch trzyma za ramiona i ręce, a jeden unieruchomił nogi Kaiowi.
- Kai - wyrwało się Sehunowi, ale że był to jedynie cichy szept, nikt prócz niego samego go nie usłyszał. Przyśpieszył kroku, by potem przemienić go na truchtanie. Wpadł do sali w chwili, gdy szamoczący się chłopak krzyknął, by go puścili.
Gdy jedna z pielęgniarek zauważyła Sehuna, zaczęła iść w jego stronę, każąc mu wyjść, jednak przerwała jej matka Jongina, wcześniej uspokajająca syna.
- Niech go Pani wpuści. - przemówiła spokojnym głosem - Uspokoi Jongina.
Pielęgniarka niechętnie kiwnęła głową i podeszła do lekarza trzymającego kostki bruneta i szepnęła mu coś do ucha. Siwy mężczyzna również kiwnął głową i krzyknął "Puszczamy!". Reszta to posłuchała i odskoczyli od Jongina jak od puszczanej zwierzyny.
- Seh...! - zaczęła krzyczeć "zwierzyna", jednak gdy zobaczył blondyna, ucichł.
Sehun tuż przed padnięciem Kaiowi w ramiona usłyszał cichy szept matki brunet "ewakuujemy się".
***
Jongin przepraszał go w nieskończoność. Całował jego dłonie, nadgarstki, policzki, nos, wciąż mówiąc i czasami roniąc łzy.
- Sehunnie... - jęknął po raz kolejny - Przepraszam...
- Przestań. - W głosie blondyna słysząc pewność i zirytowanie - Przepraszanie mnie po pierdyliard razy nie da większego rezultatu niż przeproszenie raz.
Kai ujął nadgarstki chłopaka i położył sobie jego dłonie na policzku, a potem przesunął swoje na te jego. Patrząc mu w oczy uśmiechnął się, później zamknął oczy.
- Kocham Cię, Se-Se.
Blondyn uśmiechnął się i pochylił się, obejmując wargami usta chłopaka. Lekko zahaczył zębami o dolną wargę, ciągnąc ją delikatnie. Jongin wsunął ręce pod te Sehuna i objął go w talii. Mruknął cichutko, przez co młodszy odsunął się.
- Jeszcze raz spróbuj mi się tak załatwić, a Cię rozszarpię - zagroził.
Brunet uśmiechnął się z rozbawieniem wypisanym na twarzy i cmoknął młodszego w nos. Przyciągnął chłopaka do siebie, by poczuć jego ciepło, a wtedy blondyn położył głowę w zagłębieniu jego szyi. Wciągnął zapach Jongina, rozkoszując się dotykiem jego skóry na swoich wargach.
***
Po miłosnych wyznaniach kilka tygodni później, do sali weszli rodzice Kaia i lekarz. Po cichym chrząknięciu matki bruneta, chłopcy odsunęli się od siebie, zmieszani i z rumieńcami na policzkach. Sehun unikał wzroku osób, które przed chwilą weszły, natomiast Jongin wpatrywał się w nich jak ciele w malowane wrota.
- Dzień dobry - przywitał się lekarz. Gdy każdy mu odpowiedział, kontynuował - Mam pana ostateczne wyniki badań, Panie Kim.
Sehun zmarszczył czoło i spojrzał pytająco na Kaia. Ten nachylił się i szepnął mu do ucha:
- Dopóki byłem w śpiączce, nie można było zrobić badań...Hm...Czasami po prostu trzeba wstać z łóżka, by stwierdzić, czy Cię coś boli. Nawet jesli masz złamaną nogę. - zaśmiał się cicho.
- A więc - kontynuował właściciel białego kitla - Zacznijmy od tego, że jeszcze troszkę sobie u nas poleżysz. Prócz złamanej kości piszczelowej, twoje stawy skokowe i biodrowe zostały wybite i dość mocno poturbowane. - W głosie lekarza brzmiał lekki smutek - Będzie potrzebna dość intensywna i długotrwała rehabilitacja.
Na chwilę zamilkł, a wszyscy wstrzymali oddech.
- Po niej będziesz musiał się oszczędzać, nie chodzić za dużo i...
- A co z tańczeniem? - spytał Sehun, martwiąc się, że jego chłopak jest za bardzo oniemiały, by się o to spytać.
- Tańczyć? - spytał - Nie jestem pewny, czy na najbliższą przyszłość to dobry pomysł.
Sehun spojrzał z przerażeniem na Kaia, podobnie jak jego rodzina. Chłopak zareagował obojętnością, jednak blondyn wiedział, że to tylko kwestia czasu, kiedy Jongin wybuchnie.
I stało się to po wyjściu lekarza.
- Jak to nie będę mógł tańczyć? - spytał załamany - Bez tańca jestem nikim!
- Nie prawda, kochanie... - przytulił go, przysunął do swojej piersi i cmoknął w czoło - Jesteś moim całym światem, cii...
***
Sehun stał obok budynku rehabilitacji, opierając się o niego. Czekał na Jongina, który przez ostatnie dwa miesiące bardzo dużo ćwiczył, by wrócić do formy. Nadal pozostało mu około czterech - lub dziesięciu, jeśli jego stan się nie polepszy wystarczająco - miesięcy rehabilitacji. Dosłownie czekał chwilę, gdyż zaraz pokazał się chłopak, zjeżdżający po skosie dla wózków inwalidzkich. Sehun ruszył do szatyna, przejmując jego wózek od pana Kim, który pożegnał się i powrócił do swojego samochodu. Obaj chłopcy chcieli wrócić na pieszo.
- Jak się czujesz? - spytał Hun i zmierzchwił mu włosy z czułością - Jak było na ćwiczeniach?
Kai nie odpowiedział.
- Jonginnie? - spytał cicho.
- Nienawidzę ich... - mruknął - Nie każ mi tak znowu iść.
Jego głos był tak przepełniony smutkiem, Sehuna tak bardzo zakuło serce...
- Wiesz, że jeśli chcesz tańczyć...
- Wiem! - krzyknął - Wiem!
I do końca drogi się nie odzywał.
***
Gdy dotarli do domu, Jongin był niesamowicie cichy. Sehun podniósł go z wózka i wziął na ręce, by nie przemęczał swoich nóg. Wniósł go do jego pokoju i położył go na łóżku, a potem ułożył się obok, obejmując go w pasie.
- Jonginnie - szepnął w jego włosy - Kocham cię.
Kai się nie odezwał, lecz odwrócił tyłem do zdezorientowanego chłopaka, i zamknął oczy. Blondyn mocniej przytulił się do chłopaka i szepnął mu na ucho:
- Wiem, że ci ciężko, mnie też - Złapał płatek jego ucha zębami - Ale musimy wytrzymać, odwróć się do mnie...
Jongin spełnił prośbę chłopaka i od razu został zaatakowały przez usta Sehuna. Oddał pocałunek z tęsknotą, gdyż od kiedy wyszedł ze szpitala - cóż, jakoś nie miał ochoty nawet na zwykłe przytulanki - całował go po raz pierwszy. Od razu przyciągnął chłopaka do ciebie, rozkoszując się jego ciepłem i dotykiem.
- Też cię kocham, Sehunnie.
___
Przypisy:
*John Green - "19 razy Katherine"
---
Mój telefon czasami nie akceptuje "go" i zmienia na"to", więc...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top