8. Idź.
Pierwszy, najkrótszy dzwonek oznaczał, że za dziesięć minut jest godzina dziewiąta, oznaczająca rozpoczęcie się lekcji w szkole.
Z uśmiechem na twarzy złapałam szyji Blake'a, a on natychmiastowo połączył nasze usta. Zaśmiałam się. Obok nas na murku siedziało parę naszych znajomych, ale mieli w sumie nas w poważaniu, no może czasem uśmiechali się do nas, czy coś.
Było tak, jak kiedyś.
Cieszyłam się, mimo tego, że w domu jeszcze nie było idealnie, to sprawa napewno była lepsza niż przedtem.
- Jutro jest sparing, przyjdziesz? - Spytał, a ja rozkładając szerzej uda, przybliżyłam chłopaka, który stał.
- A chcesz żebym przyszła? - Spytałam, uśmiechając się.
- Gdybym nie chciał, nie zapraszał bym Cię. - Powiedział rozbawiony.
- White. - Mruknął Ivan, wypuszczając dym papierosowy z ust i kiwając na coś głową.
Chłopak odwrócił się, pokazując mi grupkę chłopaków, pomiędzy nimi stał Walker patrząc na nas, miał czapkę z daszkiem z napisem Nike, więc nie widziałam jego tęczówek, ale po jego posturze mogłam stwierdzić, że był zły.
" Wyobrażacie to sobie?! Moi najwięksi wrogowie się pieprzą!"
Przez moją głowę przeszła myśl, że może on faktycznie mógłby być inny niż wcześniej, pomógł mi w paru sprawach i byłam mu za to naprawdę wdzięczna, ale dlaczego nie patrzył teraz na mnie jak wczoraj, z tym swoim uśmiechem i troską?
Na dodatek to jak nienawidził mnie i Blake, rozpowiedział wszystkim, że się puściłam, próbował mnie ośmieszyć, pobił mojego chłopaka...
Ale nadal miałam w brzuchu jakby skurcz, czułam, że gdzieś jest w nim cząstka, która pomogłaby mi zawsze.
Tylko nie byłam jej pewna.
- Nie spodziewał się tego chyba. - Powiedział Blake, budząc mnie z rozmyśleń.
- Co? - Zamrugałam z niezrozumienia.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Znowu będzie próbował nas rozdzielić, nie uda mu się. - Powiedział, a jego szczęka zacisnęła się.
Złapałam za jego policzki, tracąc osobę Walkera z oczu.
- Pokonaliśmy już tyle porażek i nadal jesteśmy tu razem.
Chłopak po moich słowach uśmiechnął się szerzej i pocałował moje usta, a ja się zaśmiałam.
Po chwili spojrzałam w miejsce gdzie był Nathan. Chłopaka już nie było.
***
Po lekcjach poszłam na tyły szkoły, gdzie był orlik. Dzisiaj był pochmurny dzień, wiał wiatr i najprawdopodobniej zapowiadało się na deszcz. Co się dziwić, był już październik, więc deszcz to normalne zjawisko w jesienny dzień.
Mimo wszystko, treningi nadal obowiązywały, a że następnego dnia miał być sparing, trening ponad wszystko.
Weszłam na trybune i od razu zobaczyłam moją przyjaciółkę.
- Hej, czekałam na ciebie. - Mruknęła, po czym pociągnęła nosem. Wydawała się być trochę przeziębiona.
- Powinnaś się kurować, a nie siedzieć na dworzu, zaraz będzie padać. - Powiedziałam i swój szal założyłam na szyję dziewczyny.
Wilson uśmiechnęła się i kichnęła.
- Muszę jutro zobaczyć ten sparing, potem mogę umierać. - Zaśmiała się.
Pokręciłam głową na jej słowa.
Fakt, w naszej szkole mecze drużyny i występy cheerlederek były bardzo ważne. Zdobywaliśmy często medale, puchary i tytuły, gdy były mecze, zwalniali nas z lekcji lub gdy były one później, skracali lekcję byśmy zdążyli na rozgrywkę.
Dlatego chłopaki z drużyny byli tak znani.
W tym mój chłopak.
Jak dziwnie to brzmi.
Na boisko wbiegło parę chłopaków z drużyny, poubierani w bluzy, termo i grube skarpetki.
Zaczęłam się oglądać za moim chłopakiem, ale nigdzie go nie było.
Posiedziałam chwilę, ale ani Blake'a, ani Walkera nigdzie nie było.
To nie wróży nic dobrego.
- Idę go poszukać. - Mruknęłam, na co dziewczyna spojrzała na mnie znad telefonu, gdzie bawiła się snapem i mruknął ciche "mhm".
Zeszłam z trybun i popędziłam przez korytarz w stronę szatni.
Usłyszałam krzyki.
- Po prostu się odpierdol! - Wrzasnął Blake.
Weszłam do pomieszczenia.
Walker stał oparty o granatowe szafki, a Blake obok niego.
- Co się dzieje? - Spytałam. Walker spojrzał na mnie znudzony, a Blake jakby się uspokoił pod moim spojrzeniem.
- Spytaj swojego chłopaka w czym ma problem? - Przenikliwe spojrzenie czarnych tęczówek, sprawiło, że się zaniepokoiłam.
- Tym razem nie wygrasz Walker, nie pozwolę, rozumiesz? - Powiedział blondyn.
Walker prychnął. Był cicho przez cały czas.
- Przestań ze mną rewalizować! - Krzyknął mój chłopak po raz kolejny.
Walker odbił się od szafek i spojrzał z pogardą na White.
- Nigdy z tobą nie rewalizuje, bo zawsze rozpierdalam Cię na starcie. - Powiedział Walker i trącając barkiem blondyna i nie szczycąc mnie nawet spojrzeniem, wyszedł.
***
Kolejny gwizdek. Kolejny faul.
- White! Walker! To gra zespołowa, nie macie ze sobą rewalizować! - Krzyknął trener.
Patrzyłam na grę zła i zażenowana. Mają siedemnaście lat, a zachowują się jak dwunastolatki.
Pokręciłam głową na ich głupie zachowanie.
Gwizdek, chwila przerwy.
Zeszłam na murawę i podeszłam do blondyna, który opierał się o bramkę i pił wodę.
- Przestańcie się kłócić i tyrać, twoja noga, nie jest do końca zdrowa. - Powiedziałam i odgarnęłam jego spocone włosy z czoła.
- Naprawdę nie zaczynam. - Powiedział zmachany.
Westchnęłam.
- Pokaż mu, ze jesteś mądrzejszy.- Pocałowałam jego usta i udałam się w stronę trybun.
***
Trening się skończył i wszyscy zeszli z orlika. Korytarz był zapełniony.
Chciałam wyciągnąć telefon, ale ogarnęłam, że nie mam torebki.
Niech to szlag.
- Zaraz przyjdę. - Mruknęłam do Abby.
Dziewczyna pokiwała głową i przyłączyła się do kogoś rozmowy.
Pobiegłam po schodach na orlik.
Weszłam na trybunę, ale zamiast skupić się na szukaniu torebki, spojrzałam na przepoconego chłopaka, który cały, po prostu cały się ruszał. Każdy jego mięsień. Jakby się wyżywał.
Kopał w piłki idealnie trafiając w bramkę z niesamowitą siłą.
Przełknęłam ślinę i dalej przeglądałam się jego sylwetce.
Coś mu się nie udało i krzyknął uderzając piłką mocniej, tak, że jeszcze dalej poleciała.
Zeszłam ma murawę, niebo stało się jeszcze ciemniejsze.
Zaczęłam podchodzić bliżej, może to było głupie, ale kurde, on też chciał mi pomóc, gdy miałam zły czas.
- Zaraz nogę sobie złamiesz, gdy będziesz tak mocno kopał. - Powiedziałam, zakładając ręce pod biust. Chłopak zesztywniał.
Zmęczony odwrócił się w moją stronę i spojrzał w moje oczy.
- Co tu robisz? - Spytał, wypuszczając powietrze z ust.
- Przyszłam po torebkę i nie rozumiem czemu tak się tu męczysz? - Wskazałam na piłki.
Chłopak się ciągle mi przyglądał.
Poczułam krople deszczu, zaczynało padać.
- Nie męczę się, tylko daje z siebie wszystko, nie bez powodu jestem kapitanem. - Warknął. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc.
Deszcz zaczął jeszcze bardziej moczyć nasze osoby.
- Takim treningiem zrobisz sobie krzywdę. - Powiedziałam.
- A czemu Cię to obchodzi, co? - Spytał zirytowany. - Idź poszukaj tej torebki i sprawdź przy okazji czy noga White żyję po treningu.
Po jego twarzy leciało tyle wody, po mnie pewnie też.
Dlaczego on taki teraz jest?
Nie ważne, wiedziałam, to przecież Nathan Walker. Jakie to oczywiste.
- Pójdę. - Powiedziałam, ale zrobiło mi się cholernie przykro.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę trubunek.
- Idź. - Powiedział z jakby żalem. Spojrzałam na niego. Deszcz zamazywał mi jego osobę. Totalnie przemokliśmy.
- Pójdę. - Odpowiedziałam pewnie, ale chciałam spytać już o co mu chodzi.
Pieprzyć to. Odwróciłam się i zabierając torebkę spod krzesełka, wybiegłam z terenu szkoły, nie czekając na nikogo.
_____
Niedługo pojawi się kolejny, ponieważ już jest w pewnym sensie skończony :))
Musze zdradzić, że niedługo pojawi się rozdział, bardzo długi, pisany z zupełnie innej perspektywy.
Buziaki. Udanej majówki ♡
Zs.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top