12. Walker zasłużył sobie na taką opinie.

Właściwie to najgorsze jest to, że ludzie siebie nawzajem oceniają, najbardziej po wyglądzie, ale również po pozorach czy jakby to ująć, plotkach. W szkole każdy zaczął plotkować na temat mój, Walkera, Blake'a, Kartera i sytuacji w damskiej toalecie, gdzie dziewczyna z pierwszej klasy dowiadując się, że jest w ciąży chciała popełnić samobójstwo.

Plotki rozsiewają się najczęściej właśnie po jednym twoim głupim incydencie, ludzie potrzebują plotek by móc wmówić sobie, że wcale nie jest tak źle we własnym życiu. Szkoda tylko, że kosztem innych.

Więc gdy tylko przekroczyłam próg szkolnych drzwi, mogłam dostrzec te wścibskie spojrzenia i szepty "dziewczyna kapitana". Najgorsze było  jednak, że ludzie z zazdrości potrafili nawet wymyślić, że jestem tylko dlatego z nim, czy to, że Karter był podstawiony by Blake White mógł wrócić do roli kapitana. Dlaczego oni są tacy podli?

- Nie myśl tyle Ellenai. - Powiedziała Noora i uśmiechnęła się delikatnie. - Oni w końcu przywykną. - Dodała i napiła się soku z kartonika.

- Po prostu zaczyna mnie to już drażnić, kocham Blake i serio nie chcę takich komentarzy. - Warknęłam patrząc na sałatkę z kebabem na stoliku.

- Najważniejsze, że Blake Ci wierzy. - Powiedziała Hailey. - W ogóle, nasza kapitan cheerlederek umawia się z Nathanem Walkerem w końcu przyznali obydwoje, że się spotykają. - Powiedziała z entuzjazmem, a ja poczułam, że nie mam ochoty jeść.

- Nie rozmawiajmy o nim. - Powiedziałam i zagryzłam wnętrze moich policzków. Kurde.

- W porządku, ale przyznaj, że to dziwne. - Mruknęła, a ja wzruszyłam ramionami.

Nathan z Veronicą?

****

- Ellenai! - Krzyknęła Veronica, gdy już miałam wychodzić ze szkoły.

Kurde. Nie chcę na nią patrzeć.

Dziewczyna podbiegła trzymając swoją spódniczkę cheerlederek, jej włosy upięte były w dwa dobierane warkocze, a jej makijaż był jak zwykle perfekcyjny. Karnacja latynoski tak jej dodawała seksapilu i ogólnie dlaczego ona jest taka perfekcyjna?

- Tak? - Spojrzałam na nią, a dziewczyna pocałowała mnie w polik na przywitanie i poprawiła spódniczkę.

- Będziesz dziś na treningu? - Spytała z uśmiechem.

- Dzisiaj nie mogę. - Powiedziałam i owinęłam szalik wokół szyji.

- A no rozumiem, ale mm pytanie, ogólnie jest to zamknięta impreza dla cheerlederek i piłkarzy naszej szkoły, ale że jesteś dziewczyną kapitana zapraszam Cię na imprezę halloweenową w ten piątek, błagam nie daj się prosić. - Przymrużyła oczy, pokazując jak bardzo jej zależy.

Czy powinnam iść? Czy to jest ten mój świat gdzie chcę chodzić z Blake? 

Spojrzałam na nią i wiedziałam, że nie powinnam tego mówić.

- Przyjdę. 

****

- Czyli jak będę mieć pierwsze miejsce, to już w ogóle nikt mnie nie przebije. - Powiedział chłopak, a ja westchnęłam do słuchawki.

- Dla mnie jesteś najlepszy i tak. - Powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.

- Zgodziłaś się iść na tą imprezę do Veronicy? - Spytał, a ja zagryzłam wnętrze policzków.

-  Tak, ale nie wiem czy chcę tam iść. - Mruknęłam i położyłam się na łóżku, przy okazji zmieniając telefon do drugiej ręki.

- Musisz, jesteś moją dziewczyną kochanie. - Zaśmiał się.

- Wszyscy mnie obgadują. - Parsknęłam z przekąsem.

- Zazdroszczą i się nudzą. Kochanie nie możesz się tak przejmować innymi. - Powiedział rozbawiony.

Jednak mi do śmiechu nie było.

- No przecież pójdę. - Powiedziałam, ale jakoś coś mi mówiło żeby się wycofać.

Rozłączyłam się i zeszłam na dół podśpiewując piosenkę "changes" xxtentation.

- Wiesz może kiedy wróci mama? - Spytał Mike otwierając lodówkę.

- Powinna już być, ale może pojechała na zakupy. - Wzruszyłam ramionami i wzięłam jabłko z koszyka, po czym usiadłam na krzesełku.

- No i niech jedzie, bo w tym domu nic dobrego do jedzenia nie ma. - Mruknął zły i oparł się o blat kuchenny, zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Masz całą lodówkę jedzenia. - Powiedziałam i ugryzłam owoc, podpierając się drugą ręką.

- Ale nic na co miałbym ochotę debilko. - Wywrócił oczami, a ja prychnęłam.

- Zamknij pysk gnoju. - Uśmiechnęłam się chamsko w jego stronę.

- A ty to...- Zaczął i spojrzał się na mnie jakby chciał o coś zapytać.

- A ja to? - Dopytałam ciekawa jego zapewne nieinteligentnej wypowiedzi.

- Jesteś z tym całym Whitem? - Spytał zniesmaczony.

Spojrzałam na swojego brata przestając jeść, bo naprawdę co mu w tym kurwa przeszkadza?

- Tak, czemu pytasz? - Spytałam delikatnie zirytowana, dobra może w chuj zirytowana. Chłopak wzruszył ramionami i zajrzał znowu do lodówki. - Mike...

- Nic, po prostu ja rozmawiałem z Walkerem i poznałem go. - Zaczął i nie dokończył po raz kolejny, debil.

- A co ma do tego Walker?

- Wydaje mi się, że nawet więcej niż ten cały Blake. - Parsknął śmiechem. Nie rozumiem, Walker zrobił wodę z mózgu nawet mojemu bratu, co za idiota!

- Mike co on Ci nagadał? - Warknęłam.

- W zasadzie nic, nie spodziewałem się, że taki ktoś jak on, jest tak porządnym człowiekiem. - Wzruszył ramionami na swoją wypowiedź, a ja zaczęłam się śmiać. Walker i porządny człowiek?

To tak samo jak ja i bycie fit.

- Nie rozśmieszaj mnie, ty w ogóle siebie słyszysz?

- Oceniasz go bo tak naprawdę go nie znasz, poznałaś go z plotek i z tego jak jest na Ciebie wkurwiony. - Powiedział z kpiną.

- Nawet sam go nie znasz, Mike. - Zaśmiałam się z ironią.

- Możliwe, ale wiem dlaczego jest taki jaki jest, a to zmienia cały jego całokształt, którego tak nienawidzisz siostrzyczko. - Warknął niemiło. - Od dziecka wpajasz mi, że wierzenie w plotki to największy błąd człowieka, a tak naprawdę sama w nie wierzysz.

- To nie jest prawda, Walker zasłużył sobie na taką opinie. - Powiedziałam, wstając od stołu ze zdenerwowania.

- Tak dobrze go niby znasz? - Spytał śmiejąc się ze mnie. Już miałam mu powiedzieć żeby się nie wtrącał bo jest dzieckiem, ale dokończył swoją wypowiedź. - A wiedziałaś, że jego młodsza siostra popełniła samobójstwo rok temu? - Wykrzyczał mi w twarz.

Zamilkłam. Nie, to przecież...on nie wspominał nic nigdy o żadnej pieprzonej siostrze.

- Skąd ty... jak możesz mówić o takich rzeczach? - Spytałam już mniej pewna siebie.

- Jak pojechał tam po mnie dużo gadaliśmy, nie mówił nic takiego, ale wspomniał, że nie dopilnował jej, później dowiedziałem się reszty, w zasadzie nie dawno jak spotkałem go pijanego. - Powiedział zamyślony.

- Nathan miał siostrę? - Spytałam, a w moich oczach zebrały się łzy. Nienawidzę tego, że zawsze przeżywam tak kogoś problemy.

- Nawet o tym nie wiedziałaś, więc nie mów, że go znasz. - Warknął. - Dlatego jest taki opryskliwy, jego rodzice obwiniają go o wszystko, ale proszę nie leć teraz do niego i nie wypytuj go o to, bo to nie jest takie proste. - Powiedział po czym wyszedł z kuchni.

Oparłam się o stół i wytarłam mokre oczy od łez.

****

Złapałam rękę Blake i weszliśmy do domu Veronicy, głośne śmiechy i jakieś rapsy puszczone w salonie. Drużyna chłopaków śmiała się i grała w bilard, a dziewczyny siedziały przy barku i plotkowały. Tak, typowo.

- Ellenai! Blake! - Krzyknęła latynoska i podbiegła do nas, witając się. Była już lekko wstawiona.

Zaczęłam rozglądać się szukając ciemnych tęczówek, byłam ciekawa czy spojrzę na niego teraz inaczej. Nigdzie go nie zauważyłam, więc zaczęłam rozglądać się po wielkim domu cheerlederki. Byłam tu kiedyś na domówce, ale muszę przyznać, że od tamtego czasu dużo się zmieniło, ale chyba zawsze tak jest.

- Blake! - Krzyknęli chłopcy, a blondyn zaczął się śmiać i witać się z nimi.

- Elly! - Parsknął śmiechem Clyde, a ja uśmiechnęłam się na tą dziwną nazwę.

- Hej Cooper, dużo już wszyscy wypili? - Spytałam rozbawiona, patrząc na resztę.

- Troszeczkę. - Pokazał palcem i zrobił śmieszny pijacki dziubek, mrużąc oczy. Tak, zdecydowanie mało pił.

- Ewidentnie widać jak bardzo troszeczkę. - Zaśmiałam się, a chłopak ze mną. Blake objął mnie z tyłu, a Clyde zrobił zniesmaczoną minę.

- Kapitan we własnej osobie. - Powiedział z uśmiechem, ale nie był to szczery uśmiech, raczej taki jakby kpił sobie z tego.

- A ty Clyde nie grasz? - Spytał chłopaka, zapewne wyczuwając jego ironie i ścisnął mnie mocniej.

- A ciebie to interesuje? - Zapytał Clyde robiąc się bardziej poważny, tak zdecydowanie widać, że to przyjaciel Nathana.

- Zaraz może mnie zainteresować twoja osoba jeśli chcesz. - Blake warknął, a ja strzepnęłam jego ręce.

- Blake. - Upomniałam go.

- Mnie też zaraz zainteresuje twoja osoba. - Powiedział zachrypnięty głos za nami, a my odwróciliśmy się gwałtowanie.

- Miło mi Cię widzieć Walker. - Powiedział mój chłopak, a ja spojrzałam na bruneta. Patrzył ze znudzeniem na Blake'a.

- No popatrz, mi jakoś odwrotnie White. - Powiedział sarkastycznie, a moje dłonie zaczęły się pocić, bo nie chciałam kolejnej bójki.

- Chcę się napić. - Powiedziałam głośno, a wszyscy spojrzeli na mnie.

- Zabierz swoją ukochaną kapitanie. - Powiedział bez uczuć Walker, a mi zrobiło się głupio i nie wiem czego był to powód. Tego co się dowiedziałam, czy... sama nie wiem.

- Nie musisz mi o tym mówić, doskonale wiem jak zająć się osobą na której mi zależy. - Powiedział z pewnością siebie, a ja sama nie wiedziałam do czego dążył Blake. Szczęka Walkera zacisnęła się. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się kpiąco.

- Ja i tak wiem swoje, Blake. - Powiedział ciągle patrząc mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz. Blake wciągnął powietrze, a Walker wymijając nas przejechał swoją ręką po mojej dłoni, tak żeby nikt nie zauważył. Spojrzałam w to miejsce i naprawdę nic nie rozumiałam.

- Kiedyś go kurwa zajebe, przysięgam. - Powiedział pod nosem i objął mnie ramieniem.

Wszyscy świetnie się bawili, wszędzie latały balony i kubeczki od alkoholu, kieliszki walały się wszędzie, a ozdoby halloweenowe jakoś jeszcze żyły.

Złapałam kieliszek i napiłam się, a Blake zaczął gadać z Ivanem i nijakim Colinem, który cały czas się na mnie patrzył.

Jednak ja naprawdę miałam dość, wszystko we mnie jakby gasło, a ja nie mogłam siedzieć spokojnie. Potrzebowałam powietrza.

- Blake, idę na taras dobrze? - Spytałam, a raczej oznajmiłam, chociaż co tam i tak był zagadany.

- Dobrze, nie siedź długo. - Mruknął i napił się piwa.

Przeszłam przez salon spotykając spojrzenie Walkera, który obejmował ręką Veronice, a ta uradowana śmiała się z koleżanką. Hailey podbiegła do mnie i razem ze mną wyszła na taras, gdzie był basen.

Veronica była tysiąc razy bogatsza niż ja, w końcu mieszkanie w wielkim domu z ogródkiem i basenem, a mieszkanie w wieżowcu jednak się różni.

- Palisz? - Spytała wyciągając czerwone pall malle, a ja zagryzłam wnętrze policzków i sięgnęłam po jednego. Niby nie pale, ale no zdarza się, a ja mogę zgonić wszystko na alkohol. Bo czemu nie?

Podała mi zapalniczkę, a ja zaciągnęłam się i poczułam znajome ciepło w płucach.

- Tak ogólnie zauważyłam, że Walker cały czas się na ciebie gapił Ell. - Powiedziała pijackim akcentem. Spojrzałam na nią i poprawiłam swoją sukienkę, ponieważ zimno otuliło całe moje ciało.

- Pieprzysz głupoty ślepoto. - Powiedziałam, wypuszczając dym z ust.

- Wiem co widziałam, gapił się cały czas, nawet jak obejmuje Veronice, co trochę jest chamskie, ale ona jest totalnie zalana w trupa. - Powiedziała na jednym tchu i usiadła na parapecie okna.

- Nie lubię jesieni. - Zmieniłam temat i spojrzałam na basen. Dziewczyna zaśmiała się i zeskoczyła z parapetu i zachwiała się. Rzuciła niedopalonego papierosa i podbiegła do basenu.

- Nie! Hailey jest zimno. - Zaczęłam się śmiać, ale ta debilka ściągnęła z siebie dopasowaną czerwoną sukienkę w kwiatki i biegnąc wskoczyła do basenu.

Nie wytrzymam, mamy ostatni dzień października, powaliło ją.

- Ej one się lepiej bawią! - Krzyknął ktoś, a zgraja chłopaków i dziewczyn  wbiegła na taras i zaczęła się rozbierać. Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, ale zmarzły mi ręce, więc odgasiłam papierosa i z uśmiechem na twarzy weszłam da środka mieszkania.

I tak jak uśmiech się pojawił, tak szybko znikł.

Walker opierał się o ścianę, a Veronica stała, on przyciągnął ją do siebie łapiąc pewnie za jej  biodra i pocałowali się. Przymknęłam oczy i szybko przechodząc, udałam się do kuchni. Colin spojrzał na mnie, a za nim reszta w tym i mój chłopak.

- Co tak długo? - Spytał uśmiechając się.

- Wszyscy bawią się w basenie. - Powiedziałam lekko się uśmiechając, a chłopaki z Noorą wpadli w śmiech.

Podeszłam do blatu i napiłam się w zasadzie nawet nie wiem czego, po prostu tego potrzebowałam.

- Ej kochanie coś się stało? - Spytał Blake i podszedł do mnie, przytulając mnie.

- Nie, czemu pytasz? - Spytałam, ale miałam wrażenie, że chce mi się płakać.

- Paliłaś? - Spytał marszcząc czoło, oho czyli wyczuł.

- Miałam jakąś chęć. - Zaśmiałam się, a raczej wymusiłam śmiech.

- Ej ludzie oglądamy horror! - Krzyknął Brandon, wpadając mokry do kuchni.

Wszyscy usiedli na kanapach, na podłodze czy na dywanie, każdy w kocu lub ręczniku, bo kąpiel w basenie nie była taka cudowna, ze względu na temperaturę dzisiejszego dnia.

Włączyli jakieś gówno, którego i tak nie oglądałam, tylko wtulona byłam w bok mojego chłopaka. Niby cisza, bo słychać tylko krzyki z telewizji, gdy nagle słychać głośne wymienianie się śliną.

Spojrzałam w tamtą stronę i widzę jak mój wróg i najładniejsza dziewczyna w szkole bezwstydnie pożerają swoją twarz. Fu.

- Ej idźcie na górę bo przeszkadzacie! - Krzyknął Colin ze śmiechem.

- Idę zapalić. - Powiedziałam do Blake, a ten kiwnął głową, patrząc w ekran.

Wstałam i skierowałam się w stronę tarasu. Usiadłam na parapecie i wyciągając papierosa z paczki Hailey, chciałam go podpalić, ale jak na złość zapalniczka nie chciała działać.

- Masz. - Odpalił zapalniczkę i skierował ją w moją stronę, przyłożyłam papierosa i zaciągnęłam się nawet na niego nie patrząc.

- Co tu robisz? - Spytałam, patrząc przed siebie i zaciągając się.

- Stoje, a ty czemu wyszłaś West? - Spytał, opierając się o framugę drzwi.

- Chciałam zapalić, bo film mnie nudzi. - Powiedziałam i spojrzałam na niego.

- A myślałem już, że może jesteś zazdrosna. - Parsknął śmiechem i spojrzał w dół.

- Ale o co? - Spytałam ze śmiechem, zdecydowanie za dużo alkoholu.

- O mnie, a o co.- Powiedział, a gdy spojrzałam mu w oczy zobaczyłam jak pijany jest.

- Jedynie nie rozumiem o co Ci czasem chodzi, tak to nie mam o co być zazdrosna Walker. - Pokręciłam głową i poczułam, że potrzebuje snu.

- Mi chodziło o mnie i Veronice. - Powiedział ciszej. Spojrzałam na niego po raz kolejny.

- A co to ma do rzeczy?

- Tak po prostu...- Powiedział uśmiechając się lekko.

- Pasujecie do siebie. - Powiedziałam prawdę, mimo iż na trzeźwo nigdy bym tego nie powiedziała, bo przez myśl mi przeszło, że ja bardziej, ale to głupie.

- Ktoś pasuje bardziej, ale no jest jak jest. - Powiedział, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

- Nie można mieć wszystkiego, ciesz się bo Veronica  jest dobrą osobą. - Dodałam ziewając.

- Może kiedyś będę miał wszystko, skąd wiesz. - Powiedział z wyrzutem, ale był rozbawiony.

- Nie wątpię. - Zgasiłam papierosa i zeskoczyłam z parapetu. - Życzę szczęścia w tym zdobywaniu wszystkiego. - Powiedziałam i poklepałam go po ramieniu. Chłopak złapał mnie za ramię gdy chciałam przejść i popatrzył mi w oczy.

- Tylko nie miej pretensji, że Blake straci dużo. W końcu powiedziałaś, że nie wątpisz, że zdobędę wszystko. Dziękuje, do szczęścia brakuje mi tylko dwóch rzeczy. - Powiedział i pocałował mój polik.

Wiem tylko, że gdy już weszłam do mieszkania wszyscy się zbierali do domu.


________

Była naprawdę duża przerwa, ale miałam dużo problemów, ale hej wracam :))

Zbliżamy się w stronę bardzo fajnych momentów w LOVE&HATE <3

Zs.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top