11. Nowy kapitan?

Wiele rzeczy wychodzi najaw później, przez co mamy wrażenie, że osobie która zawiniła jakoś się upiekło.

Bardzo mylna perspektywa.

Karma zawsze wraca, a przysłowia mają jakby pewną magię, a raczej jest to prawda. Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze. Pewnego dnia tak właśnie powiedziała mi moja mama, a ja stwierdzam z ręką na sercu, że to absolutna prawda. Świat jest tak mały, że wszystko jakby przeszło przez kule ziemską i znów wraciło. Do tych samych miejsc...

- Karter wrócił! - Pisnęła Wilson. Spojrzałam na nią, czerwone policzki oznaczały, że biegła, tak jak mogły oznaczać to, że nadal nie wyleczyła swojego przeziębienia.

- Spokojnie Abby. - Wywróciłam oczami na jej nierówny oddech. Zdecydowanie biegła.

- Karter, czy wiesz kto to Karter? - Spytała opierając się plecami o parapet.

- Nie, szczerze nawet jakoś mnie to nie interesuje. - Warknęłam, na co dziewczyna już otworzyła usta, chcąc coś dalej mi przekazać, ale wtedy ktoś ją uprzedził.

- Gdzie on kurwa jest?! - Krzyknął znany mi głos, spojrzałam w stronę Walkera. Szedł, to znaczy on prawie biegł, jego szczęka idealnie się odznaczała, a każdy mięsień był widoczny, na jego obcisłej koszulce.

Nagłe zamieszanie, dokładnie wcale nic z tego nie rozumiałam, Walker się wydzierał, ludzie krzyczeli...

Istny bajzel.

- Tam stoi Blake. - Powiedziała Wilson, przez co spojrzałam w kierunku pokazanego przez nią miejsca. Niestety stał pośród kolegów Walkera. Co to ma być?

Zaczęłam iść w jego stronę, a Abby zaraz za mną. Przepychałam się przez ludzi, aż w końcu dotknęłam ręką dłoni mojego chłopaka. Objął mnie i pocałował w czoło.

- Co się tu dzieje? - Spytałam, a on tylko na chwilę spojrzał na mnie, po czym swój wzrok skierował w stronę Nathana.

- To się dopiero zacznie Ellenai. - Powiedział, przez co przeszły mnie dreszcze po kręgosłupie. Odwróciłam się i zobaczyłam to co miał na myśli Blake.

W okręgu ludzi, a właściwie głupich nastolatków, którzy stworzyli koło stał dokładnie pośrodku Walker, a naprzeciw niego chłopak, którego znam z widzenia. Dylan Karter. To o nim mi wspomniała Wilson, ale kompletnie nie zaczaiłam. Były przyjaciel Nathana Walkera. Tylko zostaje bardzo ważne pytanie, czemu wszyscy stoimy jakby mieli się bić? Czemu Nathan ma zaciśnięte pięści i szklanki w oczach? I pytam się dlaczego chłopak stojący na drugim końcu koła wygląda jakby wiedział, że zginie?

O CO TU CHODZI?

- Nathan... - Zaczął żałośnie Karter, a po jego policzku popłyneły łzy. - Porozmawiajmy.

I wydaje mi się, że nie potrzebnie to powiedział, bo Walker tak szybko znalazł się przy nim wymierzając mocny cios w jego szczęke, zaczął go okładać pięściami,  a Dylan nawet się nie bronił.

Wszyscy krzyczeli, ogromny hałas.

Podbiegł Clyde, Próbował go odciągnąć, ale na marne, Podbiegła Veronica i chłopaki z drużyny, nawet Blake.

- Błagam Nathan zostaw go! - Pisnęła Veronica i zalała się łzami. Pojawiło się pełno krwi i sama nie wiem, złapałam kontakt wzrokowy z Clyde'em. I wtedy przypomniałam sobie jak poprosiłam go o to by zostawił Blake'a. Zaczęłam się przepychać pomiędzy nastolatkami, którzy nic nie robili tylko patrzyli na to co się dzieje.

- Walker! - Krzyknęłam i zaczęłam biec wręcz w ich stronę, bo Karter wyglądał tak strasznie...- Nathan do cholery! - Zaczęłam się wydzierać. Nic.

Podbiegłam i chciałam go odciągnąć, ale on odepchnął mnie i wymierzył kolejny cios w stronę swojego przyjaciela, a krew lała się wszędzie. On płakał, strasznie płakał.

- Proszę Cię! - Mój głos zaczął się łamać i wtedy w końcu spojrzał na mnie, a ja wykorzystując to złapałam jego ramie i prawie je przytulając, bo co jak co, ale siłe to on ma. - Nathan, błagam. - Wyszeptałam.

Powoli się podniósł. Wstał i spojrzał na wszystkich dokoła. Jego oczy były czerwone od płaczu.

- Przepraszam. - Wyszeptał, ale nie było to kierowane do mnie. Puściłam go, a moją dłoń objął Blake. Walker spojrzał na nasze dłonie, ale jakby nawet nie wiedział co się dzieje, a ja sama dopiero ogarnęłam, że płakałam.

Spojrzał mi w oczy i pewnie sobie myślicie, że widziałam złość, wkurzenie, nienawiść. Nie. To był ból. Ogromny ból.

- Co tu się dzieje? O boże! - Krzyknęła pani woźna. - O mój boże! - Podbiegła do leżącego Kartera i zaczęła krzyczeć i wycierać krew na jego twarzy. Walker tylko spojrzał na Dylana i splunął na niego, woźna ze szklankami w oczach zmierzyła Nathana wzrokiem, ale ten się odwrócił i wycierając mokre policzki przepchał się przez ucznów i zniknął.

****

- Blake? - Odezwałam się pierwszy raz odkąd się to wszystko wydarzyło. Wracaliśmy do domu. Chłopak ścisnął moją dłoń. - Proszę powiedz mi co to było? - Wyszeptałam.

Blake spojrzał na mnie i zatrzymał się przez co ja również stanęłam.

- To nic kochanie. - Powiedział i przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w niego mocno, czułam po prostu jak ulatuje ze mnie ten cały stres.

- Dlaczego oni... przecież...- Wciągnęłam powietrze, nie mogąc się wysłowić.

- On nigdy nie był jego przyjacielem, prędzej ja nim bym był, niż ten frajer. - Zacisnął szczęke.

- Nadal nie rozumiem. - Spuściłam głowę.

- Nienawidze Walkera, ale to co mu się przydarzyło, Ellenai nigdy nie życzyłbym mu tego ani ogólnie nikomu. - Powiedział, a ja spojrzałam w jego smutne oczy.

- Co się takiego stało?

- Ellenai o tym wie pare osób, ja dowiedziałem się przypadkiem i zrozum, nie mogę...- Puścił mnie i odwrócił się po czym powiedział coś pod nosem i znowu spojrzał na mnie. - O tym nie mogę Ci powiedzieć, mimo iż go nienawidzę.

Dotknąłam delikatnie jego ramion i wciągnęłam powietrze.

- Ja po prostu nic nie rozumiem z tego. - Powiedziałam, a on znowu mnie do siebie przytulił.

- Ja nie rozumiem, dlaczego gdy ty go poprosiłaś to on dopiero przestał. - Spojrzałam na jego twarz, delikatnie zadzierając głowę do góry przez jego wzrost.

To było właśnie dziwne.

- No ja też. - Dokończyłam, a on delikatnie się uśmiechnął.

- Czarownice tak mają. - Zaczął się śmiać, na co popchnęłam go lekko. - Już się nie denerwuj. - Pocałował moje usta i znów złączył nasze dłonie.

****

Przetarłam swoją zmęczoną twarz i schowałam zbędne książki do szafki szkolnej. Kompletnie się nie wyspałam mając w głowie obraz tego chłopaka i sztywnego ciała mojego wroga. Okropny widok.

Zamknęłam szafkę i spojrzałam na stojącą obok mnie Hailey Roberts. Murzynka posłała mi zatroskane spojrzenie, po czym bez słowa mnie przytuliła. Uśmiechnęłam się na ten gest.

- Jeśli masz problemy mogę pomóc. - Powiedziała spokojnym głosem, jakim zazwyczaj się posługiwała.

- Dziękuje Hailey, ale radzę sobie. - Uśmiechęłam się, ale pewnie to bardziej wyglądało jak grymas przez ostre wspomnienia ze wczorajszego dnia. Dziwnie patrzeć na to miejsce na korytarzu. Dziewczyna westchnęła i również uśmiechnęła się lekko.

Była niesamowicie ładna, zawsze jej zazdrościłam urody, mimo iż miała ciemną karnacje, posiadała również piękną figure modelki, śliczne kręcone włosy w kolorze naturalnej czerni i piękne brązowe oczy. I mimo iż była szkolną cheerlederką była taka strasznie miła i przyjacielska.

- Gdybyś jednak czegoś potrzebowała to zawsze pomogę. - Powiedziała po czym zostawiła mnie, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje.

Udałam się na biologię i usiadłam oczywiście pod oknem w przed ostatniej ławce. Do sali również po dzwonku przybyła Abby i usiadła obok mnie.

- Zawiesili Nathana. - Powiedziała, a ja poczułam jakby moje płuca się pocałowały.

- Jak to go zawiesili? - Wyszeptałam po chwili, to znaczy minęło może z dziesięć minut.

- Miał pełno problemów, bójka z Tobą, z Blake'em, miał też problemy z innymi uczniami i dyrektor się wkurwił. - Westchnęła cichutko. Przymknęłam oczy i skupiłam się już później na lekcji.

***

Udałam się w stronę na trybuny boiska i pożałwałam w jednej chwili tego jak lekko się ubrałam, godzina siedemnasta to już wieczór i w jesienny dzień zaczynało się już robić ciemno i jeszcze bardziej zimno. Niech mnie ktoś jebnie za tak głupie pomysły.

Poprawiłam szalik na szyji i oszczelniłam się bardziej grubą jeansową kurtką. Spojrzałam na rozgrzewających się chłopaków i cheerledereki. Veronica wydawała się być jakaś bardzo podekscytowana, ale gdy spojrzała na mnie jej uśmiech zamienił się bardziej w grymas. No tak, wyglądam jak gówno.

Zwróciłam uwagę na wysyłającego w moją stronę  buziaka od mojego chłopaka, na co się uśmiechnełam, a gdy spojrzałam znów na Veronice, ta tym razem posłała mi uśmiech. Uśmiechnęłam się delikatnie również, ponieważ kurde ona jest dziwna. Hailey mi pomachała, a Noora Lewis, która swoim popisowym uśmiechem i uroczym wyglądem powalała nie jednego chłopaka. Gdy tylko mnie zobaczyła, powiedziała coś dziewczyną i podbiegła do mnie po schodkach i stanęła na trybunce niżej.

- Jeju Ellenai wiem, że może nie powinnam się wtrącać, ale niechcący coś usłyszałam... - Zacięła się, a ja znów się skrzywiłam, bo nie lubie plotek. - Ale no Blake i Nathan dziś strasznie się kłócili. - Dokończyła a ja delikatnie się uśmiechnęłam na to, że wcale to nie plotki.

- Nathana zawiesili przecież. - Powiedziałam, a dziewczyna wzruszyła ramionami i poprawiła swoje różowe dresy Nike.

- Jest teraz u trenera i chyba będzie na treningach, nie wiem. - Powiedziała, ale Veronica krzyknęła, że już zaczynają, więc pożegnała się i pobiegła do drużyny.

Po trzydziestu minutah siedzenia na tym zimnie czułam jak moje stopy już nie wytrzymują, więc wstałam i udałam się do środka szkoły, to znaczy otwartej części, gdzie znajdowała się zamknięta stołówka, automaty i szatnie z pysznicami. Podeszłam do autoamtu z ciepłymi napojami i kupiłam sobie gorącą Milk chocolate. Stanęłam przy dużym oknie, gdzie widziałam grającą drużynę i upiłam napoju.

- Zimno nie? - Spytał zachrypnięty głos za mną, a ja podskoczyłam w miejcu na co oparzyłam się wylewającym napojem.

- Kurwa mać. - Warknęłam i postawiłam kubek na parapecie, po czym potarłam poparzoną rękę. Spojrzałam na Nathana i skrzywiłam się widząc jego chamski uśmieszek.

- Masz coś na sumieniu. - Parsknął.

- Zaraz będę miała, ale ciebie. - Warknęłam i prychnęłam gdy złapał za mój kubeczek i napił się powoli, żeby się nie oparzyć. - Tak, pozwalam Ci to wziąć.

- Dziękuje. - Odparł tak samo ironicznie po czym spojrzał na mnie i westchnął. - Nie pozwolili mi grać. - Powiedział i spojrzał na chłopaków.

- Jesteś zawieszony, to chyba taka już kolej rzeczy co nie? - Zabrałam mu kubeczek z ręki i również się napiłam.

- Pewnie się cieszysz, że teraz wszystko się u mnie jebie. - Stwierdził i pokręcił głową, chamsko się uśmiechając.

Co?

Spojrzałam na niego kompletnie nie rozumiejąc.

- Strace teraz wszystko tak naprawdę, oceny, drużynę i zachowanie w szkole. Nie będziesz mnie też oglądać. - Spojrzał przez okno,  a ja mogłam tylko podziwiać jego profil twarzy z boku i tą cholernie zaciśniętą szczękę, przez co jego rzuchwa idealnie się odznaczała.

Brak jakiejkolwiek mojej wypowiedzi, zamurowało mnie.

Przecież zawsze tego chciałam , czemu teraz jest mi z tym źle?

- Tak myślałem West. - Powiedział cicho. - Dziękuje, że wtedy mnie ogarnęłaś, miałbym go inaczej na sumieniu do końca życia. - Powiedział i nawet na mnie nie patrząc, ani nawet bez głupiego cześć, odwrócił się i zniknął za drzwiami, jedynie przez chwile widziałam jego plecy przez okno, gdy schodził po trybuchach. Zrobiło mnie się przykro, sama nie wiem czemu.

Dopiłam do końca czekoladę i wyszłam z pomieszczenia, wyrzucjąc plastikowy kubeczek do kosza. Trening się już skończył, ale chłopaki cali spoceni musieli stać na białej, bocznej lini w szeregu. Zapewne jakieś informacje.

- Jak wiecie, Walker nasz kapitan jest zawieszony. Na razie jego obowiązki przejmuje Blake White, jako zastępca. - Spojrzałam na mojego uśmiechniętego chłopaka. - Jutro powiem co dalej z tym kto będzie kapitanem. Blake wiesz co zawsze robił Nathan po treninach, więc czekam. - Powiedział po czym odwrócił się i wszedł do kantorka, gdzie miał swoje biurko i piłki.

Blake podbiegł do mnie i unosząc mnie w góre pocałował tak szybko, że aż byłam w szoku.

- Jezu ile ja na to czekałem! - Krzyknął i przytulił mnie mocno, na co zaśmiałam się, mimo iż jakoś do śmiechu mi nie było.

- Ciesze się, że jesteś szczęśliwy. - Pogładziłam jego plecy.

- Mam nadzieje, że mnie wybierze jako kapitana. Jezu w końcu tego skurwiela nie ma! - Krzyknął, a ja delikatnie się skrzywiłam sama nie wiem czemu.

Przecież ja go do cholery nie lubie.

****

- Dzisiaj po lekcjach jest apel. - Powiedziała Abby i ugryzła frytke. Oparłam się o ręke i poczułam jak Blake ściska moje udo.

- Wybór kapitana, jestem ciekaw kogo wybiorą. - Powiedział Blake, ale w jego głosie można było wyczuć tą desperacje i chęć tego szybkiego, zdecydowanego przejęcia. Kurde, ja też powinnam tego chcieć.

- Wierzę w Ciebie. - Powiedziałam chcąc z głowy wyrzucić te dziwne myśli. To Blake mój chłopak, którego kocham i tak ma być.

Pocałował mnie w usta i spojrzał na chłopaków z dróżyny bo coś tam krzyczeli.

- Póżniej się widzimy kochanie. - Znów szybko mnie cmoknął w usta i poszedł do chłopaków podając im ręke.

- Wyglądacie przeuroczo! - Pisnęła Hailey dosiadając się i kładąc na stole tackę z jakąś kanapką. Uśmiechnęłam się szczerze na jej słowa, bo wiedziałam, że nie kłamie.

- Dziękuje Roberts. - Powiedziałam i ugryzłam swojego batona. Spojrzałam kątem oka na nią, ale nad czymś myślała, już miałam spytać czy coś nie tak, ale dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, więc jakoś odłożyłam to na może później.

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek było wiadomo,  że jest to apel. Tylko wtedy przecież dzwonek piszczy cztery krótkie razy. Cały tłum zebrał się na sali gimnastycznej, jedni usiedli na małych "dwupiętrowych" siedzeniach, inni stali. Jednak każdy patrzył na miejsce gdzie stał dyrektor z trenerem. Bardzo wyczeiwany moment w naszym szkolnym życiu. Kto zastąpi Nathana Walkera?

- Proszę o absolutną ciszę! - Krzyknął mężczyzna, był bardzo ceniony i szanowany w naszej szkole, więc automatycznie każdy ucichł, a na zmęczonej twarzy dyrektora pojawił się mały uśmiech. - Dzisiaj razem z trenerem Lincolnem musieliśmy podjąć bardzo ważną decyzję, ponieważ... - Zaciął się. - Każdy wie dlaczego, a więc ja również przyczyniłem się do tego wyboru i chciałem żebyście uszanowali i poparli naszą decyzję, ponieważ pytając parę osób i nauczycieli wynikło tylko jedno nazwisko. Proszę o głos Panie Lincoln. - Dyrektor odsunął się i podał bezprzewodowy mikrofon trenerowi.

- A więc tak jak mówił Pan wcześniej. - Zwrócił się w stronę dyrektora i przychylił głowę oddając mu jakby rację. - Ta decyzja była moim zdaniem oczywista, ponieważ mam już zaufanie do tej osoby i wiem, że sobie zdecydowanie dobrze poradzi. Zapraszam na początek kapitankę cheerlederek, Pannę Veronicę Brown! - Krzyknął, a na sali pojawiły się oklaski i gwizy podziwu. Latynoska wstała i z uśmiechem powędrowała na środek sali. - Chcę abyś również pogratulowała nowemu kapitanowi, a może nie takiemu nowemu. - Zaśmiał się mężczyzna i spojrzał na chłopaków z dróżyny. - Zapraszam Pana Blake'a White'a! - Krzyknął, a cała sala zaczęła się wydzierać, klaskać, dziewczyny zaczęły piszczeć, a ja z uśmiechem patrzyłam jak mój szczęśliwy chłopak wchodzi na środek sali, a chłopaki z drużyny wiwatują, tak jak cała szkoła. Zaczęłam klaskać i niekontrolowane szczęście ogarnęło moje ciało.

- Gratuluje. - Podszedł dyrektor i podał mu ręke, trener również to uczynił, a Veronica objęła go, na co delikatnie moje ciało się spięło. Mimo wszystko trwało to chwilę i wiem, że to tylko gratulowanie.

- Pan White był już kapitanem rok temu, więc mam nadzieje, że wie jakie obowiązki go czekaj. - Spojrzał na blondyna, który z uśmiechem pokiwał głową. - To wielka odpowiedzialność. Ufamy, że sobie z tym doskonale poradzisz.

Wszyscy zaczęli klaskać i wbiegać na środek, żeby mu pogratulować, że zostałam tak przepchana. Też chciałam podejść, ale nie miało to sensu, jeśli jest tam tyle osób. Stanęłam pod oknem i patrzyłam jak mu gratulują. Uśmiechnęłam się, gdy w końcu jakoś wszyscy zaczęli się rozchodzić, a chłopak spojrzał na mnie i z uśmiechem podszedł, przytulając mnie do swojej klatki piersiowej.

_____

Znowu ta przerwa, tak wiem, ale wakacje i to wszystko. Kompletnie straciłam głowe dla takiego chłopaka i to z nim spędzałam wolne chwilę!!!!!

MAM NADZIEJE ZE JEDNAK ROZDZIAL SIE PODOBAL<3 a i do następnego:))

Zs.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top