Rozdział IV

☆Kokichi pov☆

Tym razem obudziłem się czując jak ktoś mną potrząsa.

I tym ktosiem był oczywiście Kaito.

-Ey Kokichi wstawaj, musimy już iść. - powiedział, jednak mimo jego słów miałem wrażenie, że też dopiero wstał i nie miał ochoty wychodzić z domu.

-Po coo..daj mi spokój. - mruknąłem, zasłaniając uszy rękami.

-Albo idziesz, albo zamykam cię w pokoju. - zagroził, wciąż wyraźnie zły po wczorajszej kłótni.

Westchnąłem tylko i wyzwałem go pod nosem, po czym niechętnie usiadłem na łóżku.

-Jeśli wydaje ci się, że cokolwiek zobaczę, sprawi abym przestał odwiedzać Shuichiego to grubo się mylisz. - powiedziałem, wypływając z pokoju.

-Przestań być uparty i zamiast tego po prostu chodź. - westchnął. - Przecież wiesz, że robię to tylko dlatego, że się o ciebie troszczę..

-Tak jasne. - przewróciłem oczami, "stojąc" przed wyjściem z domu. - Gdybyś się o mnie troszczył zaufałbyś mi chociaż trochę, i uwierzył, że wiem co robię. - dokończyłem zdanie, patrząc na Kaito, który przez chwilę nic nie mówił, zanim niepewnie otworzył drzwi.

-U-ufam ci.. - wymamrotał, jednak usłyszałem, że sam nie był pewien czy wierzył w własne słowa.

Mimo to, nie wahał się dłużej i wypłynął z mieszkania, a ja tuż za nim.

Przez całą drogę obaj byliśmy cicho. Kaito nie wiedział co powiedzieć, a ja po prostu byłem na niego zły i nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Do tego byłem głodny, ponieważ musiałem wyjść z domu bez śniadania. A głodny Kokichi to zły Kokichi.

Tak więc jak łatwo się domyślić byłem bardzo bardzo bardzo wkurzony.

Byłem zły, że Kaito nie chciał mnie nawet zrozumieć. Wydawało mu się, że wszystko wiedział najlepiej i nic mnie tak nie irytowało jak to.

Jedyną osobą, która mnie rozumiała był Shuichi. I właśnie Kaito chciał mi go odebrać.

Myśląc to, czułem jak złoszczę się jeszcze bardziej, jednak mimo to zostałem cicho.

W końcu dotarliśmy na miejsce.

Był to gigantyczny budynek, który wyglądał jak magazyn. Byłem pewien, że nikt z zewnątrz nie miał do niego wstępu, jednak jakimś sposobem Kaito miał pozwolenie.

Ponieważ oczywiście Maki mu je załatwiła, ten idioty nigdy sam by tego nie zrobił.

-Jesteśmy na miejscu, za chwilę powinna przyjść Angie. - oświadczył Kaito, zatrzymując się przed wejściem.

-Super. - pomyślałem, przewracając oczami i nadal się nie odzywając.

W końcu, tak jak mówił Kaito, drzwi otworzyły się, a do nas podpłynęła syrena o białych włosach, ze złotym ogonem. Na jej twarzy widniał duży, wręcz przerażający uśmiech.

-Ah witajcie, witajcie! - powiedziała irytującym, przesłodzonym głosem. - Atua was pozdrawia i zaprasza do środka.

-...Atua?-pomyślałem, nie wiedząc o kim mówiła, jednak szybko zignorowałem tą myśl i razem z nią i Kaito, wpłynąłem do budynku.

Tak jak z zewnątrz, w środku też był ogromny. Od czasu do czasu pospiesznie przepływały syreny, z dużymi paczkami, aby zaraz zniknąć w jednych z wielu drzwi.

-Oto królestwo Atuy! - oświadczyła dumnie Angie, mimo iż całe miejsce po prostu wyglądało jak magazyn.

-Dzięki, że mogliśmy przyjść!- uśmiechnął się szeroko Kaito, udając, że traci zły humor. - Czy mogłabyś powiedzieć Kokichiemu co się tu robi i jak bardzo niebezpieczna jest ta praca? - zapytał jej, podczas gdy ja po prostu stałem, nie rozumiejąc o co chodzi.

-Niebezpieczna? Nyahahaha~! Z mocą Atuy nic nie jest niebezpieczne! - odpowiedziała mu, śmiejąc się, po czym machnęła ręką abyśmy podążyli za nią.

Wkrótce przepłynęliśmy, przez największe drzwi i znaleźliśmy się w sali gdzie było pełno... jedzenia

-Wow jedzenie. Jestem taki przerażony Kaito. - mruknąłem, zamiast strachu czując jeszcze większy głód.

-A skąd się bierze jedzenie? - zadał mi banalne pytanie Kaito, jednak mimo wszystko nie byłem pewien jak na nie odpowiedzieć.

-Uh...robi się je? - odpowiedziałem, patrząc na Angie czekając aż pokiwa głową.

-Atua mówi mi, że nie masz racji Kokichi! - powiedziała, wciąż się uśmiechając. - Pod wodą nie ma wszystkiego i większość jedzenia Atua daje nam tylko na powierzchni. - zaczęła tłumaczyć.

I wtedy zrozumiałem, że to miało sens.
W końcu skąd wzięłaby się winogronowa panta pod wodą, skoro tu nawet nie rosną winogrona.

Z drugiej strony, jeśli to wszystko znajdowało się na powierzchni to...jakim sposobem przenosili jedzenie?

-...Tak więc, aby zapewnić nam jedzenie, wybrańcy Atuy muszą udać się na powierzchnię! Już wszystko rozumiesz Kokichi? - zapytała Angie.

Myślałem chwilę, próbując znaleźć w tym sens. Jednak nieważne jak się starałem, po prostu go nie było.

-Niby...jak można wychodzić na powierzchnię? Wątpię aby to było możli... - zacząłem mówić.

-Nieważne jak! Ważne jest to, że można oraz to, że jest to bardzo niebezpieczne, prawda Angie? - przerwał mi Kaito, patrząc na białowłosą dziewczynę.

-Teoretycznie tak, ale z mocą Atuy nic nikomu nie groz... - zaczęła mówić Angie, jednak Kaito znowu przerwał.

-Widzisz Kokichi? Nie tylko ja wiem, że jest to niebezpieczne. Dlatego też, nie powinieneś tam chodzić, rozumiesz? - powiedział stanowczym głosem, myśląc, że tak po prostu przyjmę to co powiedział i nie będę widywać się z Shuichim.

-Ale to nawet nie ma sensu. - zauważyłem. - Jak daleko zaszedłbyś czołgając się po powierzchni? Nie mówiąc już o wzięciu jedzenia idioto.-przewróciłem oczami.

-Otóż to! - powiedziała energicznym głosem Angie. - Dlatego też osoby, które to robią dostają specjalny napój dzięki któremu...-Angie przerwała nagle, zanim uśmiechnęła się jeszcze szerzej i dokończyła. - Oh! Atua mi mówi, że lepiej abym wam sama pokazała.

Po tych słowach, zanim ja lub Kaito zdążyliśmy powiedzieć coś więcej, obaj zostaliśmy pociągnieci za rękę, w stronę kolejnego pokoju, gdzie czekała...Himiko?

-Himiko? - powiedziałem tylko tyle, od razu kiedy ją zobaczyłem.

-OhHh kokichi i moja droga Himiko się znają! Jak cudownie! - zaśmiała się Angie, a Himiko słysząc słowo "droga", tylko się zarumieniła.

-N-nyeh...też cie miło widzieć Angie...i Kokichi. - uśmiechnęła się lekko, patrząc na bok, wciąż czerwona.

Zanim Kaito zdążył się upomnieć, że Himiko o nim nie wspomniała, zadałem pytanie.

-Co ty tu robisz Himiko? - spytałem, rozglądając się po pomieszczeniu gdzie było kilka butelek z dziwnym, brązowym płynem w środku.

-..Huh? Pracuję tu... - odpowiedziała, ziewając.

-Dokładnie tak~! Himiko robi dla mnie i atuy, specjalne, magiczne napoje! - wyjaśniła Angie, przytulając Himiko od tyłu.

-N-nyeh?! - Himiko powiedziała tylko tyle, wyraźnie zaskoczona nagłym uściskiem.

-Czyli...mam rozumieć, że ziemia z wodą jest magicznym napojem? - zapytałem, biorąc do ręki jedną z buteleczek..

-O nie nie nie! To nie jest błoto! Jest to tajny przepis na eliksir zamieniający syreny w ludzi. Takim sposobem wybrańcy atuy mogą wychodzić na powierzchnię~! - wyjaśniła Angie.

Mina Kaito mówiła mi, że nie chciał abym się o tym dowiedział.

Jednak to była dla mnie ważna informacja.

Jeśli udałoby mi się przekonać Angie aby dała mi jedną z tych butelek, mógłbym spędzić więcej czasu z Shuichim...może nawet cały dzień. Nie musiałbym się narażać, a dodatkowo może udałoby mi się mu pomóc...? Może mógłbym pójść do jego szkoły i rozprawić się raz a dobrze z ludźmi którzy go prześladują?

Ten jeden napój mógł rozwiązać wszystkie problemy.

Nigdy w życiu nie czułem takie entuzjazmu i ulgi jak wtedy.

-Widzę twój wzrok i od razu mówię, że ten pomysł jest beznadziejny i nie zgadzam się abyś dalej wychodził na powierzchnię. - powiedział Kaito, marszcząc brwi.

-Bo? - zapytałem drwiąco, wiedząc, że nie ważne co powie i tak postawię na swoim.

-Bo...to niebezpieczne? - odpowiedział niepewnie.

-Mógłbym być człowiekiem Kaito, kiedy tylko chce! Niby czemu ma to być niebezpieczne? - spytałem, chcąc go przekonać.

-Co jeśli spadłby deszcz? Lub ktoś oblał cię jakimś napojem? - powiedział, wciąż nie uznając tego pomysłu za dobry.

-Shuichi mógłby mi pożyczyć swoje bluzy lub parasol. Wtedy na pewno bym nie zmokł! - powiedziałem uśmiechając się szeroko, myśląc tylko o tym jak dużo czasu mógłbym spędzać z Shuichim.

-Mimo wszystko, co jeśli... - próbował wymyślić cokolwiek Kaito, jednak nie umiał.

-Widzisz Kaito? Ten plan jest 100% bezpieczny. Z resztą, nawet jeśli się nie zgodzisz i tak bym spotykał się z Shuichim...i to jako syrena co jest bardziej ryzykowne. - powiedziałem, chcąc aby wiedział, że i tak postawię na swoim.

Przez moment był cicho, zanim w końcu westchnął.

-Aż tak ci na nim zależy hm? - powiedział na co ja pokiwałem głową. - W takim razie...niech ci będzie. Ufam ci, że umiesz o siebie zadbać.

Nie wierzyłem, że na serio się zgodził.

I nawet jeśli i tak zrobiłbym to co bym chciał, nawet gdyby Kaito mi zakazał to poczułem się szczęśliwy.

Cieszyłem się, że Kaito mi zaufał i, że we mnie wierzył. Miałem wrażenie, że to są słowa, które od zawsze chciałem od niego usłyszeć.

-Dzięki...idioto.-również się uśmiechnąłem zanim spojrzałem na Angie.

-Hmmm...-zaczęła zastanawiać się na głos białowłosa.

Trochę się bałem, że mimo tego jak miła i otwarta była Angie, to nie zgodzi się aby dać mi eliksir.

-...Atua mówi, że cię lubi więc...niech będzie~! - powiedziała w końcu, szeroko się uśmiechając. - Jednak będziesz musiał poczekać dwa dni, ponieważ powstawanie magicznego eliksiru nie jest takie łatwe, a Himiko nie powinna się przemęczać! Nawet jeśli pomaga jej w tym Atua. - dokończyła zdanie, uśmiechając się do czerwonowłosej.

Szczerze mówiąc byłem trochę zawiedziony, że nie mogłem dostać napoju od razu - w końcu Angie miała przy sobie parę buteleczek, jednak szybko wywnioskowałem, że były one pewnie przeznaczone dla kogoś innego.

Pokiwałem więc tylko głową i pozwoliłem Angie mówić dalej.

Dowiedziałem się, że wystarczy wypić jeden eliksir aby już do końca życia, po wyjściu z wody zamieniać się w człowieka, a po wejściu z powrotem - w syrenę.

Uzgodniłem też z Kaito, że będę mógł spędzać czas z Shuichim ile tylko będę chciał, jednak będę musiał wracać do domu wieczorem, na noc.

Nie czując już głodu, który tak strasznie dokuczał mi rano, szczęśliwy, razem z Kaito wypłynęliśmy z budynku, machając ręka na pożegnanie w stronę Angie i Himiko, które odprowadziły nas do wyjścia.

Jedyne co zostało to poczekać do zachodu słońca i przekazać dobrą wiadomość Shuichi'emu.

Cały dzień nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. Byłem zbyt podekscytowany aby na czymkolwiek się skupić. Jedyne czego chciałem to to, aby nadszedł zachód, a ja będę mógł zobaczyć Shuichiego.

W końcu, długo wyczekiwany moment nadszedł. Szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, płynąłem w stronę powierzchni, myśląc tylko o tym jaka może być reakcja Shuichiego, kiedy mu o wszystkim powiem. Czy również będzie podekscytowany? Znając go, pewnie najpierw będzie zszokowany zanim uda mi się uzyskać od niego jakąkolwiek inną reakcję.

Uśmiechnąłem się lekko i wynurzyłem głowę na powierzchnię od razu widząc znajomy most. Rozejrzałem się dookoła, jednak dopiero wtedy zauważyłem, że nigdzie nie było Shuichiego.

Zauważyłem jedynie jego torbę, która leżała na moście. To było dziwne, ponieważ byłem pewny, że Shuichi nie zostawiłby jej tak po prostu. W takim razie...dlaczego go nie było?

Nie wiedząc czemu, w moim sercu pojawiło się małe uczucie niepokoju. Szybko jednak je zignorowałem i zamiast tego wyszedłem na brzeg.

-Może Shuichi musiał gdzieś na chwilę iść? - pomyślałem.

Postanowiłem więc czekać.

Minęło może pięć minut, a Shuichi dalej się nie pojawiał. W końcu się zniecierpliwiłem i nie chcąc dłużej bezczynnie siedzieć, zacząłem się czołgać w stronę mostu.

Jako iż (jak na razie) moje poszukanie się po lądzie było utrudnione, po jakiś 3 minutach dopiero byłem na moście. Tak jak widziałem z dołu, nie było na nim Shuichiego. Znalazłem za to jego torbę, kartkę i...buty?

Był to dosyć dziwny zestaw zostawionych rzeczy.

Nie rozumiejąc o co chodzi wziąłem kartkę do ręki i zacząłem czytać.

"Drodzy rodzice
Dziękuję wam za wszystko ale...Nie

Jakis czas temu, prawdopodobnie tak bym napisał, ale w końcu zrozumiałem, że nie mam wam za co dziękować. Dlatego też ten list będzie skierowany do jednej, jedynej osoby, która zasługuje aby go odczytać.

Drogi Kokichi

Dziękuję ci za wszystko. Byłeś dla mnie wtedy kiedy nie miałem przy sobie nikogo. Naprawdę nie wiesz ile to dla mnie znaczy i jak bardzo jesteś dla mnie ważny, mimo iż nie znamy się zbyt długo. I właśnie dlatego myślę, że zasługujesz na wyjaśnienia.

Pamiętasz kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? Pisałem wtedy wiersz...a bynajmniej tak powiedziałem. Jednak od tego momentu byłem pewien, że wykryłeś to kłamstwo. I miałeś rację. Prawda była taka, że pisałem wtedy list samobójczy. Właśnie w tamtym momencie, przy tamtym zachodzie słońca miałem zamiar zakończyć swoje życie. Planowałem to zrobić o tej porze dnia, ponieważ byłem pewny, że nikt nie będzie tędy przechodził. Nie przemyślałem jednak tego, że przypłyniesz ty. Wybrałem też tą porę dnia z innego powodu. Jest on dosyć prosty. Po prostu od zawsze lubiłem zachody słońca. Widziałem je jako znak, że dzień się kończy i nareszcie będę mógł odpocząć i pójść spać...tym razem jednak chciałem zasnąć raz na zawsze. Myślę, że nie muszę Ci tłumaczyć dlaczego.
Tak czy inaczej, jako iż poprzedniego dnia nie udało mi się tego zrobić, postanowiłem spróbować następnego. Właśnie wtedy spotkaliśmy się po raz kolejny, podczas gdy znowu pisałem "wiersz". I w tamtym momencie do głowy wpadła mi myśl, że być może to nie był tylko przypadek. Pomyślałem, że może powinienem dać mojemu życiu, jeszcze jedną, ostatnią szansę. Miałem nadzieję, że dzięki tobie znajdę jakiś sens i moje życie nabierze kolorów. I tak było. Spotykając się z tobą, byłem szczęśliwy. To był jedyny powód dla którego codziennie wstawałem z łóżka i żyłem przez kolejny dzień. Naprawdę byłem szczęśliwy...Mimo to, i tak miałem wewnątrz siebie przeczucie, że pewnego dnia to wszystko skończę. Jednak nawet z tą myślą, znalazłem w sobie resztkę siły i nie chciałem się jeszcze poddawać.

Teraz jednak...ta nadzieja zgasła.

Ostatnio znowu wszystko stoczyło się w dół. Między innymi po wczorajszym dniu, kiedy wróciłem odrobinę później niż zwykle , czekała mnie gorsza niż zazwyczaj kara. Oczywiście to nie jest twoja wina, byłem świadomy, że tak będzie. Nie zmienia to faktu, że ból i tak był nie do zniesienia.

Nie żałowałem jednak czasu spędzonego z tobą.

I mimo tego, nawet jeśli wiem, że jesteś przy mnie to doszedłem do wniosku, że i tak nic nie mogę zrobić. Nie mogę przerwać cierpienia ani mieć nadziei, że będzie lepiej. Ponieważ zrozumiałem, że nic nie trwa wiecznie. Nieważne jak długo byśmy się spotykali, zawsze wracałbym do tego samego domu, aby przeżywać ten sam ból, który czułem dzień w dzień. Nieważne jak bardzo bym się starał, po prostu nie umiałbym tak dłużej żyć.

Dlatego też, w końcu się poddaję.

Dziękuję ci za każdy dzień który spędziłeś ze mną, za każdy uśmiech i za każde słowo. Dziękuję ci, że dzięki tobie podczas moich ostatnich dni, byłem choć trochę szczęśliwy.

Chcę tylko abyś mimo wszystko był w stanie żyć dalej tak samo jak kiedyś. Jeśli wolisz o mnie zapomnieć...zrób to. Jeśli chcesz o mnie pamiętać, tak też może być. Pragnę aby osoba na której najbardziej mi zależy nie czuła się źle z mojego powodu i potrafiła być szczęśliwa.

I co najważniejsze, mam nadzieję, że nigdy się nie zmienisz i będziesz tym samym Kokichim którego poznałem. Ponieważ własnie takiego ciebie pokochałem.

Dziękuję ci za wszystko.
-Shuichi Saihara"

Powoli uniósłem swój wzrok znad kartki. Nie rozumiałem co właśnie przeczytałem. Poczułem jak moje ręce się trzęsą, a bicie serca przyspiesza, jednocześnie czując zbierające się do moich oczu łzy.

Zacząłem czytać jeszcze raz wszystko od początku, widząc jak w pewnym momencie moje łzy spływają na papier.

-S-Shuichi, d-dlaczego...? - wyksztusiłem tylko tyle z siebie, odkładając list samobójczy na bok, i próbując zrozumieć co się stało.

Shuichi nie żył. 

Jedyna osoba, która mnie rozumiała, jedyna osoba, która zawsze miała dla mnie czas...

...Odebrała sobie życie.

Nie mogłem pomóc temu, że zacząłem płakać co raz głośniej. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie usłyszy. Jedyne co słyszałem w swojej głowie to słowa "Shuichi nie żyje", w kółko i w kółko i w kółko...
Poczułem jak zbiera się we mnie co raz większe poczucie winy. Miałem wrażenie, że mogłem temu zapobiec, a jednocześnie przez cały czas czułem się bezsilny.

Chciałem krzyczeć, jednak się opanowałem, zachowując resztki rozsądku.

Trzęsąc się od płaczu, siedziałem na moście i patrzyłem w jeden punkt. Mimo iż już rozumiałem co się stało, wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć.

I pewnie tak by zostało, gdyby nie to, że nagle mnie oświeciło.

Spanikowany, nie chcąc tracić więcej czasu, zeskoczyłem z mostu do wody.

Wewnątrz mnie pojawiła się nadzieja, że jeśli Shuichi skoczył, uda mi się go znaleźć i uratować zanim będzie za późno.

Już raz mi się udało, więc...teraz tez tak będzie prawda...?

Rozpaczliwie trzymając się resztki nadziei, płynąłem coraz głębiej w dół  do momentu kiedy zobaczyłem...Shuichiego.

Przyspieszając, popłynąłem do niego i objąłem go swoimi rękami, zanim równie szybko zacząłem płynąć w górę.

Czując wciąż szybkie (jak nie szybsze) bicie swojego serca, położyłem Shuichiego na brzegu.

Od razu pochyliłem się nad nim i przyłożyłem dłonie do jego klatki piersiowej, po czym zacząłem ją uciskać, widząc jak z jego ust wypływa woda.

Mimo to, wciąż nie dawał oznak życia.

Nie chcąc trącić nadziei, pochyliłem się jeszcze bardziej i złączyłem nasze usta, przypominając sobie pierwszą pomoc. Liczyłem na to, że po tym Shuichi odzyska oddech.

Kończąc zabieg, położyłem swoją głowę na jego klatce piersiowej i próbowałem usłyszeć choćby najmniejsze i najcichsze bicie serca.

Cisza.

Czując jak trzęsę się jeszcze bardziej, przyłożyłem dwa palce do jego szyi, aby wyczuć tętno.

Nic.

Żadnych oznak życia.

Nic co by wskazywało na to, aby Shuichi otworzył oczy.

Shuichiego...już nie było na tym świecie.

Właśnie w tamtym momencie umarła moja nadzieja.

-...S-shuichi...S-shumai...!- znowu zacząłem płakać, zrezygnowany pochylając się nad nim i mocno go do siebie przytulając.

Był zimny.

Nie obchodziło mnie to jednak i zamiast tego, przytuliłem go jeszcze mocniej, czekając na moment kiedy Shuichi odda ucisk.

Ta chwila jednak nie nadeszła.

-T-to m-moja wina...g-gdybym t-tylko p-przewidział to w-wcześniej...! -zapłakałem, czując jak niekontrolowana ilość łez wypływa z moich oczu.

Shuichi.

Osoba która zawsze podziwiałem i dla której byłem gotowy zrobić wszystko...już dłużej nie istniała.

A właśnie ten dzień miał być moim najszczęśliwszym.

Miałem zamiar go przytulić, obiecać, że wszystko będzie dobrze i, że znam sposób aby wszystko naprawić.

Mimo to, przytulałem tylko jego martwe ciało.

Ciało które już więcej się nie uśmiechnie, nie zaśmieje, nie skarci kiedy zrobię coś głupiego.

Nie było już niczego.

Wciąż płacząc, delikatnie uniósłem głowę i ogarnąłem włosy z twarzy Shuichiego. Mimo iż nie miała żadnego wyrazu, miałem wrażenie, że ostatnie chwile Shuichiego były przepełnione ulgą.

Jednak czy na pewno tak było? Tego nigdy nie było mi dane się dowiedzieć.

-P-powiedziałeś Shuichi, ż-że chcesz żebym żył szczęśliwie...j-jednak jak mam to zrobić kiedy ciebie już nie ma? - zapytałem drżącym głosem, patrząc na jego twarz.

Nie dostałem odpowiedzi.

Czując jak mój obraz robi się rozmazany od łez, z powrotem schowałem twarz w jego klatce piersiowej i płakałem.

Nie wiem jak dużo czasu minęło. Nie było jeszcze całkowicie ciemno, ale zachód słońca powoli dobiegał ku końcowi.

Nagle jednak, z transu wybudził mnie dźwięk nadchodzących kroków.

Momentalnie spojrzałem w kierunku jego źródła, po to aby zobaczyć kogoś idącego w moją stronę.

-Co jeśli...-zacząłem myśleć, czując jak odzyskuję maleńki kawałeczek nadziei. -...ten ktoś umie pomóc Shuichiemu...?

Od dawna zauważyłem, że ludzie mają bardziej zaawansowaną technologię niż my, pod wodą. Czy to oznaczało, że potrafią przywrócić Shuichiego do życia...?

Chcąc aby ta osoba, szybciej tu podeszła, wciąż się trzęsąc podniosłem delikatnie rękę do góry, aby zostać zauważonym.

-P-pomocy...p-potrzebuję twojej pomocy...! - wydusiłem z siebie, słysząc, że mój głos jest zachrypnięty i wciąż drży.

W odpowiedzi usłyszałem tylko, jeszcze głośniejszy odgłos kroków, a wkrótce zobaczyłem parę butów przed swoją twarzą.

Uśmiechnąłem się lekko, czując jak moja nadzieja rośnie.

Czułem, że może wszystko się naprawi. Shuichi do mnie wróci, a ja nareszcie będę mógł mu pomóc jak należy.

Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ta osoba się odezwała.

Słysząc jej słowa, czułem jak gdyby wszystko wokół mnie się zatrzymało, również z moim oddechem i biciem serca.

-...Ciekawe ile dadzą za łuski.

Chciałem wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, jednak zanim to zrobiłem usłyszałem strzał i nagły ból w mojej klatce piersiowej.

Zszokowany, trzęsąc się, niepewnie spojrzałem w dół...po to aby zobaczyć różową ciecz wypływającą z mojego brzucha.

Momentalnie poczułem jak opuszczają mnie siły, a mój obraz powoli się rozmazuje. Chciałem się ruszyć i coś zrobić, jednak nie mogłem. Czułem jedynie ból i nowe łzy, które zaczęły płynąć po moich policzkach.

Spojrzałem na osobę z bronią, jednak ona zaczynała odchodzić, krzycząc coś do kogoś innego.

Jednak ja już nic nie słyszałem, cały świat się zatrzymał, a wszystkie odgłosy były stłumione.

Wykorzystując resztki swoich sił, ostrożnie przysunąłem się do Shuichiego, chcąc ostatni raz poczuć jego bliskość.

Drżącymi i słabymi rękami, delikatnie go objąłem, czując jak wszystkie siły mnie opuszczają, a ja czuję dziwne, nieprzyjemne uczucie senności.

-Wygląda na to, że mój zachód również się kończy Shuichi...- wyszeptałem, czując jak ogarnia mnie jeszcze większą senność, a łza spływa po policzku. - ...z tym, że w przeciwieństwie do ciebie...nie chciałem jeszcze iść spać..

To były ostatnie słowa jakie wypowiedziałem zanim poczułem jak moje oczy powoli się zamykają. Spojrzałem ostatni raz na Shuichiego, po czym delikatnie unosząc wzrok, spojrzałem na niebo. Ostatnie co zobaczyłem, to już prawie niewidoczne słońce, znikające za ujściem rzeki.

Po chwili, nie słyszałem już nic, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Czując na swoim policzku ostatnią łzę, zamknąłem oczy aby już nigdy więcej ich nie otworzyć.

☆☆☆

Liczyliście na happy ending? Nie ma tak łatwo. W końcu musiałam kogoś uśmiercić i z dumą mogę powiedzieć, że niczego nie żałuję.

Oprócz tego, że w tym ff akcja strasznie szybko się rozwinęła, ale po prostu w trakcie pisania go stwierdziłam, że byłby bardzo nudny gdyby przez 20 rozdziałow Kokichi tylko spotykał się i rozmawiał z Shuichim.

Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podoba.

Bo, to jeszcze nie koniec 😳

(Został ostatni rozdział do napisania, muszę ruszyć dupe 🤚😩)

Do zobaczenia :DD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top