Rozdział I
☆Kokichi pov☆
Wciąż czując ekscytację, po zobaczeniu nowego i ciekawego miejsca, płynąłem z powrotem w stronę domu. Choć wolałbym jeszcze "pozwiedzać" wiedziałem, że robiłem się późno i powinienem wracać do domu. Byłem ciekawy czy Kaito już się zaczął o mnie martwić, czy może jego głupi mózg nawet nie ogarnął, że gdzieś zniknąłem. Z drugiej strony, nawet byłoby mi to na rękę, w końcu w ten sposób uniknąłbym wszystkich zbędnych pytań jak na przykład, gdzie byłem, co robiłem i tak dalej. Mimo wszystko, nawet jeśli mnie by o to zapytał, byłem świetnym kłamcą więc z wymyślaniem odpowiedzi nie powinienem mieć problemu.
Po jakimś czasie (byłem pewien, że na zewnątrz było już ciemno) dopłynąłem do mojego domu. Na początku planowałem cicho się wkraść, na wypadek gdyby Kaito faktycznie nie zauważył, że zniknąłem.
Niestety gdy tylko otworzyłem drzwi stanąłem twarzą w twarz (a raczej twarzą w ramię, ze względu na różnicę wzrostu) ze swoim bratem.
-Jak miło, pierwsze co widzę po powrocie do domu, to twoja głupia twarz. - westchnąłem, wymijając go i wchodząc do środka.
-Gdzie byłeś? Nie było cię w pokoju. - powiedział Kaito, mówiąc pytanie, którego się spodziewałem, jednocześnie zamykając za mną drzwi.
-No duuh, że nie było mnie w pokoju~! Jesteś taaki spostrzegawczy. - zaśmiałem się, przewracając oczami i płynąć do salonu.
Oczywiście za mną podążył Kaito.
-H-hej! Martwiłem się o ciebie i wolałbym wiedzieć gdzie byłeś...-wymamrotał, stając w przejściu podczas gdy ja położyłem się na kanapie.
-Hmm... To proste! Chciałem od ciebie uciec za to, że zamknąłeś mnie w pokoju, jednak przypomniałem sobie, że beze mnie nie dałbyś sobie rady, więc wróciłem. - skłamałem, uśmiechając się szeroko.
-Oczywiście, że dałbym sobie bez ciebie radę! Po prostu bez ciebie w domu jest dziwnie cicho.. - przyznał Kaito, wciąż stojąc.
-Aw jak miło! Zakładam, że ja też lubię słuchać twojego idiotyzmu. Aczkolwiek to mogło być kłamstwo~. - odpowiedziałem, patrząc na swoją rękę, gdzie wciąż widniało małe zadrapanie, po gałęzi.
-N-nie jestem idiotą! -zaprotestował Kaito, jednak zanim zdołałem coś odpowiedzieć, dodał. - Ah i mógłbyś może...coś ugotować? - zapytał, patrząc w ziemię.
Faktycznie dałby sobie beze mnie radę.
-Twoja dziewczyna nie mogła ci czegoś zrobić? - zapytałem, niechętnie wstając z kanapy i płynąc w stronę kuchni.
-Maki nie jest moją dziewczyną!...Aczkolwiek to tylko kwestia czasu. - odpowiedział mój brat, płynąc za mną.
-Mhm, powodzenia~. - zaśmiałem się, wchodząc do kuchni i otwierając szafki z jedzeniem.
-Tak czy inaczej wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie gdzie byłeś. Szukałem cię u Himiko, Rantaro, Ibuki i nawet u Byakui, a wszyscy wiedzą, że on cię nienawidzi. - wrócił do poprzedniego tematu Kaito.
-Kłamstwa i pomówienia! Byakuya, z resztą jak każdy inny, mnie kocha i wielbi! - odpowiedziałem udając oburzenie, jednocześnie mieszając ze sobą jakieś losowe składniki.
-Nie zmieniaj tematu Kokichi! - powiedział Kaito, ignorując moje słowa.
-No cóż...byłem tuu i taam~. - odpowiedziałem wymijająco. - Totalnie nic ciekawego.
-Ehh już nieważne. - westchnął idiota, wiedząc, że nie uzyska ode mnie lepszej odpowiedzi. - Ale nie jesteś już zły, że zamknąłem cię w pokoju?
-Jestem! Nie wiem nawet dlaczego robię ci cokolwiek do jedzenia! - skłamałem.
Bądź co bądź Kaito był moim bratem i nie mogłem pozwolić aby umarł z głodu.
Oraz nie mogłem być na niego wiecznie obrażony.
-Wybacz bro, po prostu Maki się zdenerwowała i nie chciałem abyś dłużej ją...irytował. Dobrze wiesz jak by się to skończyło. - westchnął, siadając przy stole.
-Ja irytujący? Ciesz się, że jestem miły i ci wybaczam, bo z każdym słowem tylko się pogrążasz. - odpowiedziałem, stawiając przed nim jedzenie, po czym również usiadłem przed swoim talerzem.
-Tak, tak. - przewrócił oczami Kaito, zaczynając jeść. - Mm zrobiliśmy dobrą kolację.
-My? - podniosłem jedną brew do góry, kryjąc swoją irytację.
Jak zwykle Kaito przywłaszczał sobie moją ciężką pracę, podczas gdy zazwyczaj on siedział przy stole i nawijał jaka to "Maki-roll" jest świetna.
-Mhm. - wymamrotał tylko, zachłannie jedząc swoją porcję, nawet na mnie nie patrząc.
-...Już nigdy więcej dla ciebie nie gotuję.
~
Leżąc w swoim łóżku, rysowałem ołówkiem po ścianie, dodając kolejny rysunek do swojej kolekcji. Wcześniej rysowałem tylko podwodne otoczenie jak i również inne osoby, jednak ku mojej satysfakcji teraz mogłem dorysować kolorowe cosie oraz mały most z Shuicho-patyczakiem. Narysowałbym coś więcej gdyby nie fakt, że...niczego innego nie widziałem. Tak więc nie mając już co robić, odłożyłem ołówek na bok i lepiej ułożyłem się w łóżku aby iść spać.
Mimo upływu czasu, wciąż nie minęło moje podekscytowanie i jednocześnie uczucie, że muszę zobaczyć coś więcej. Na powierzchni wszystko wydawało się zupełnie inne od tego co jest pod wodą, a jako iż kochałem zmiany, nie mogłem nic poradzić na to, że chciałem dowiedzieć się więcej.
-Może jeśli uda mi się spotkać Sush...Shui..Ah tak Shuichiego, zapytam go o coś jeszcze. - pomyślałem, po czym uśmiechnąłem się złośliwie dokańczając myśl. - Zakładając, że będzie umiał normalnie rozmawiać...Jeśli nie to trudno, jestem pewien, że na powierzchni jest sporo innych ludzi.
Planując jak będzie wyglądał mój jutrzejszy dzień, w końcu zasnąłem.
~
Jak zwykle, obudziłem się wcześnie rano i wstając z łóżka poszedłem obudzić Kaito.
Nigdzie się nie śpieszył i tak naprawdę mógł wstać o której chce, jednak chciałem mu dokuczyć.
-Yoo wstawaj, dzisiaj ty robisz śniadanie. - powiedziałem zaspanym głosem, zrzucając z niego kołdrę.
Powiedziałem, że nie będę mu gotował i zamierzałem dotrzymać słowa.
-Idź sobie... - wymamrotał Kaito, zakrywając głowę poduszką.
-M'kay! Pójdę sobie gdzieś ale kto wie czy kiedykolwiek wrócę~. - zagroziłem, zabierając mu poduszkę.
-...już wstaję, daj mi pięć minut... - westchnął, powoli otwierając oczy.
-Oki doki, będę czekał w kuchni! - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem z jego pokoju.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Siedziałem przy stole w kuchni i czekałem aż Kaito ruszy swoją leniwą dupę z łóżka. W końcu, wciąż zaspany, zaszczycił mnie swoją obecnością.
Z wpół zamkniętymi oczami zaczął robić nam śniadanie.
I mógłbym przyrzec, że zamiast soli dosypał cukier.
Westchnąłem, widząc jak nieumiejętnie próbuje coś zrobić, ale nie ruszyłem się z miejsca, będąc ciekawy co mu wyjdzie.
Po paru minutach, skończył i podał mi dziwnie wyglądające coś.
-Już się boję. - westchnąłem, patrząc na moje cudowne śniadanie.
-H-hej, starałem się! Powinieneś to docenić. - oburzył się Kaito, nagle zupełnie rozbudzony.
Przewracając oczami, zacząłem jeść.
Ledwo włożyłem "coś" do buzi, natychmiastowo wyplułem to na talerz.
-Kaito idioto. - wyksztusiłem z siebie tylko tyle, zanim zacząłem kaszleć.
-Jest tak źle? - zapytał niepewnie, nie wiedząc jeszcze co go czeka.
-Jest tak źle. - odpowiedziałem mu, zabierając swój talerz i wysypując zawartość do kosza. - Jak bardzo doceniam twoje starania, tak bardzo nie jestem w stanie tego przełknąć. - powiedziałem, przestając kaszleć.
-W takim razie, może lepiej nie będę próbował... - westchnął Kaito, również wyrzucając swoje śniadanie.
-Wybacz, ale idę do Himiko, ona ma zawsze dużo jedzenia...i słodyczy. - poinformowałem go wiedząc, że on pewnie i tak miał zamiar pójść męczyć Maki.
-Rób jak uważasz, ale później ty gotujesz...dla naszego bezpieczeństwa.
-To się zobaczy~. - odpowiedziałem mu tylko zanim wypłynąłem z domu i udałem się w stronę mieszkania Himiko.
Kiedy już ją obrabuje ze słodyczy i wszelkiego dobrego jedzenia, miałem zamiar znowu wypłynąć na powierzchnię i popłynąć gdzieś dalej.
Po paru minutach stanąłem przed jej domem i mając nadzieję, że jakimś cudem już się obudziła, zapukałem do drzwi.
Oczywiście nikt mi nie otworzył.
-Himikooo! - zawołałem, rzucając kamykiem w jej okno.
Jednak to nie było wystarczająco dużo aby ją obudzić.
W zasadzie...nie było takiej rzeczy, która by zwlokła ją z łóżka.
Czując, że robię się coraz bardziej głodny, nie mając innego wyboru, wyjąłem ze swoich włosów spinkę (którą zawsze miałem na sobie) i włożyłem ją w dziurkę od klucza. Nie robiłem tego pierwszy raz i choć wiedziałem, że Himiko się to nie spodoba, zacząłem otwierać jej drzwi. Po paru sekundach wyjąłem spinkę z dziurki i bez problemu otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka.
Przez moment stałem w jej przedpokoju zastanawiając się co zrobić dalej. Miałem dwie opcje, iść ją obudzić lub po prostu zrobić sobie śniadanie i uciec.
Oczywiście, że wybrałem drugą opcję.
Tak więc, nie dbając o to czy jestem głośno czy cicho (w końcu sen Himiko był głęboki i nie obudziłbym jej) wszedłem do jej kuchni i zacząłem otwierać jej szafki, w poszukiwaniu słodyczy. Tak jak się spodziewałem, miała ich mnóstwo. Aczkolwiek to nie oznaczało, że sobie z nimi nie poradzę. Takim sposobem, zacząłem z prędkością światła, opróżniać jej kuchnię.
Idealne śniadanie.
W pewnym momencie jednak, zobaczyłem prawdziwy skarb.
Winogronowy napój, inaczej zwany pantą.
Niestety pech chciał, że znajdował się na najwyższej półce.
Normalnie bym tam nie dosięgnął jednak woda dawała mi taką przewagę, że z łatwością mogłem podpłynąć do góry. Nie czekając dłużej, zrobiłem to. Niestety jednak, w pewnym momencie, zahaczyłem ogonem o jedną z misek, zrzucając wszystko z blatu. Choć woda dodaje oporu i nie powinny spaść zbyt szybko to niestety uderzyłem w nie z całej siły i robiąc duży halas uderzyły o podłogę.
Tak duży, że zacząłem wątpić, że Himiko nadal będzie spać.
I niestety jak zwykle miałem rację.
-...Nyeh...co się tu dzieje? - zapytała, wchodząc do kuchni, jednocześnie przecierając ręką swoje zaspane oczy.
-Uh, hej Himiko! - przywitałem ją, patrząc na bałagan jaki zrobiłem.
-...Kokichi..? Co ty tu robisz i czemu zdemolowałeś moją kuchnię? - zapytała ziewając.
-Dłuuuga historia~. Zaczęło się od tego, że Kaito nie umiał gotować i...-zacząłem jej tłumaczyć, jednak przerwała mi.
-Długie historie to ból...sprzątanie tego wszystkiego z resztą też.. - wymamrotała, siadając przy swoim stole i leniwie opierając o niego głowę.
-Uhh...żelka? - zaproponowałem mówiąc to niewinnym głosem, jednocześnie podając jej opakowanie.
-Żelki są męczące do jedzenia, ale okej.. - westchnęła biorąc jednego.
-A co jest dla ciebie niemęczące? - zapytałem przewracając oczami i otwierając puszkę z pantą.
-...spanie. - odpowiedziała krótko, po raz kolejny ziewając.
~
Kiedy oboje zjedliśmy jeszcze trochę zapasów Himiko, zaczęliśmy sprzątać. W zasadzie...ja zacząłem, ponieważ czerwonowłosa zasnęła chwilę po tym gdy odłożyła opakowanie z ciastkami do szafki. Takim sposobem, (choć strasznie mi się nie chciało) posprzątałem resztę rzeczy sam. Jedynym plusem było to, że mogłem jeszcze trochę podjeść, bez zostania zauważonym przez Himiko. W końcu skończyłem robotę i już miałem wychodzić kiedy nagle Himiko się obudziła.
-Nyeh? A ty gdzie idziesz? - zapytała sennym głosem.
-Może do domu, a może i nie~?- wzruszyłem ramionami, zatrzymując się.
-Nigdzie nie idziesz! Włamałeś mi się do domu, zjadłeś słodycze i teraz chcesz wyjść? - zezłościła się Himiko, wstając.
A już myślałem, że była zbyt zaspana aby być na mnie zła.
-Przykro mi to mówić, ale niestety nie możesz mnie tu przetrzymywać wbrew mojej woli~! Poza tym posprzątałem. - zaprotestowałem, chcąc już wypłynąć na powierzchnię.
-Co nie zmienia faktu, że i tak zjadłeś większość moich zapasów...Teraz będę musiała iść do sklepu, a robienie zakupów to ból...- odpowiedziała mi, uspokajając się.
-W takim razie co mam zrobić? - zapytałem, wzdychając.
Choć tego nie pokazywałem, nie chciałem aby była na mnie zła, więc po zrobieniu tego czego chce miałem zamiar od razu wyjść.
-Nyeh daj mi pomyśleć...-zaczęła mówić. - O wiem, potrzebuje twojej pomocy w magii. Robienie eliksirów samej jest męczące. - powiedziała, uśmiechając się lekko.
-Eliksiry? Masz na myśli mieszanie wody z ziemią? Brzmi jak coś, czego nie chciałbym spróbować. - przewróciłem oczami, słysząc co mam zrobić.
-H-huh?! To jest prawdziwa magia, a nie zwykła ziemia i woda! - zezłościła się po raz kolejny, tupiąc nogą.
-Tak, tak. Chodźmy już robić te twoje "magiczne" eliksiry, chcę już iść. - westchnąłem, nie mając ochoty na zabawy dla dzieci.
-Yay! Zaraz zobaczysz prawdziwą magię! - ucieszyła się Himiko, po czym zaczęła szukać składników.
I tak, mieszaliśmy wodę z ziemią.
W końcu, po zrobieniu dziesiątej butelki tego samego błota, skończyliśmy robić "Magię"
-Mogę już iiiiść?- zapytałem jej, mocno znudzony.
-Hmm..tak ale tylko dlatego, że jestem zmęczona i chce iść spać... - odpowiedziała mi Himiko, przecierając oczy.
-Nawet jakbyś mi nie pozwoliła to i tak bym wyszedł~.-zaśmiałem się, po czym kradnąc jej ostatniego żelka, wyszedłem z jej domu zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze.
Kiedy nareszcie byłem wolny, było już popołudnie.
-Nie mogę uwierzyć, że spędziłem tyle czasu na mieszaniu błota. - westchnąłem, mówiąc sam do siebie.
Jedyne co teraz planowałem zrobić to nareszcie wypłynąć na powierzchnię. W końcu miałem zamiar to zrobić już parę godzin temu.
Jednak zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, poczułem, że ktoś na mnie wpadł.
-Woops wybacz. - usłyszałem dziecinny, dziewczęcy głos.
Westchnąłem zirytowany i spojrzałem na osobę, która na mnie wpadła. Była to mała, zielonowłosa dziewczynka. Chciałem coś jej odpowiedzieć kiedy nagle przypłynęła kolejna...i kolejna...i kolejna i kolejna i...Rantaro?
-Oh przepraszam za moje siostry, dzisiaj są...wyjątkowo energiczne. - zaśmiał się Rantaro, próbując je ogarnąć.
-Zawsze wiedziałem, że masz lil awokado siostry, ale że aż tyle?! - odpowiedziałem mu, zszokowany, szybko licząc małe, zielone, wszędzie pływające dziewczynki.
-Hah, jak widzisz aż tyle. - zaśmiał się, po czym próbował złapać jedną z nich, zanim odpłynęła za daleko. - Jeśli to nie problem...mógłbyś pomóc mi odprowadzić je do domu? - zapytał.
Choć chciałem odpowiedzieć nie, wiedziałem, że nie mogłem. Rantaro był dla mnie praktycznie jak rodzina, więc postanowiłem mu pomóc.
-Jaasne! W końcu, mam idealne podejście do dzieci! - powiedziałem uśmiechając się szeroko, zanim nagle poczułem, że jedna z jego sióstr z całej siły ciągnie mnie za rękę. - AHH ZOSTAW MNIE MAŁA GNIDO!
Skończyło się na tym, że zamiast je łapać i odprowadzać do domu, to ja przed nimi uciekałem.
W ten sposób straciliśmy jeszcze więcej czasu i kiedy nareszcie je ogarnęłyśmy, było już późne popołudnie. A jako iż była jesień, słońce zachodziło co raz wcześniej.
-Wybacz, że zajęliśmy ci tyle czasu, ale dzięki za pomoc. - powiedział Rantaro, stając w swoich drzwiach, trzymając jedną z sióstr na ręce.
-Nie ma problemu! Oprócz tego, że od teraz będę miał strach przed małymi dziećmi, to jest świetnie! - odpowiedziałem, wycieńczony.
On tylko się zaśmiał, po czym mówiąc mi krótkie "Pa" zamknął drzwi, ponieważ nagle któraś z jego sióstr zaczęła płakać.
Czując się totalnie wyczerpany zacząłem się zastanawiać czy tego dnia na pewno powinienem iść na powierzchnię. Z drugiej strony...gdybym wrócił do domu, musiałbym użerać się z Kaito, który prawdopodobnie nie pozwoliłby mi odpocząć.
Wybór był prosty.
Nie chcąc stać dłużej w miejscu nic nie robiąc, zacząłem płynąć do góry.
Tak, że wkrótce zobaczyłem rzekę, którą płynąłem poprzedniego dnia.
Wynurzając głowę zobaczyłem - tak jak się spodziewałem- jak powoli zachodzi słońce i niebo przybiera delikatny pomarańczowy odcień. Jednak nie oglądałem go zbyt długo, ponieważ zacząłem płynąć w tą samą stronę co wczoraj.
Po jakimś czasie dopłynąłem do mostu, który widziałem poprzedniego dnia. Ku mojemu zdziwieniu siedział na nim...Shuichi. Znowu.
Przez moment zastanawiałem się czy powinienem go zawołać czy dać mu spokój. W końcu wczoraj, był strasznie małomówny i ogólnie wyglądał jakby chciał uciec. Czy od takiego kogoś udałoby mi się czegokolwiek dowiedzieć? Wątpiłem w to, jednak zanim podjąłem decyzję, moje myśli zostały przerwane.
Otóż nie kto inny jak sam Shuichi Saihara, zauważył moją obecność i z jego ust wydobyło się ciche "Ah!"
-Wow, widzę, że pan emo mnie zauważył. - zaśmiałem się widząc jego reakcję i podpłynąłem do brzegu aby na nim usiąść.
Shuichi przez chwilę nie wiedział co zrobić, jednak w końcu wziął swoje rzeczy i zszedł z mostu po czym nieśmiało usiadł obok mnie.
-M-mówiłem, że nazywam się Shuichi...-powiedział cicho, nasuwając czapkę na oczy.
-Wiem, wiem! Chciałem ci po prostu dokuczyć. - przyznałem się, uśmiechając się szeroko.
-A-ah mogłem się domyślić...- westchnął, odwracając wzrok.
-Tak czy inaczej...Co robiłeś? Znowu pisałeś wiersze? - zapytałem go, patrząc na kartkę, którą mocno trzymał w ręce.
-Huh? A-ah tak. - pokiwał głową, chowając kartkę do kieszeni.
-Jesteś poetą? A może zawodowym pisarzem? - zapytałem ciekawy.
-Ah nie, nie...Piszę dla przyjemności, p-poza tym chodzę do liceum. - zaprzeczył, wciąż unikając kontaktu wzrokowego.
-Liceum? - powtórzyłem, nie wiedząc co to jest.
Nasze światy chyba wyraźnie się różniły.
-Nie ma u was liceum? A...p-podstawówka? - zapytał zdziwiony, na co ja tylko pokręciłem głową. - W takim razie...j-jeśli mogę zapytać oczywiście, jak uczycie się pisać, czytać, liczyć i tak dalej?
-Te umiejętności są u nas wrodzone, nie musimy się uczyć! Wy tak? - odpowiedziałem mu, wyjaśniając wszystko.
-Tak..potem są jeszcze studia i-i na końcu praca. - wytłumaczył do końca.
-Przegrywy z was! Tak czy inaczej, skoro dzisiaj jesteś skłonny do gadania, nie to co wczoraj...-powiedziałem, na co on tylko zarumienił się zawstydzony i po raz kolejny jeszcze bardziej zasłonił twarz czapką. -...jak jest w szkole? - zapytałem.
-..J-jest głośno, jest dużo ludzi...uh lekcje i w zasadzie tyle. - odpowiedział tonem, takim jakby nie przepadał za tym miejscem.
-Dużo osób, dużo okazji do prankowania! - powiedziałem entuzjastycznie, myśląc jak mógłbym zrobić jeden, wielki zbiorowy żart. - A jak wyglądają lekcje? - dodałem.
-Ah um...głównie siedzi się w ławkach, robi notatki i słucha nauczycieli. - wyjaśnił.
Choć nigdy wcześniej nie słyszałem słowa "nauczyciel" domyśliłem się jaką rolę pełni ta osoba.
-Oh brzmi nudno, jednak nie chce tam iść. - mruknąłem niechętnie, tracąc cały entuzjazm.
-N-nie jest tak źle. - uśmiechnął się lekko Shuichi, jednak miałem wrażenie, że sam nie wierzył we własne słowa.
-Taa jasne. - przewróciłem oczami, po czym zmieniłem temat. - Zostawiając 'szkołę' w spokoju, mogę zobaczyć twój wiersz? - zapytałem, ciekawy o czym mógł pisać.
-Uh..moje wiersze nie są dobre i wolę zostawiać je dla siebie.. - wymamrotał, jeszcze głębiej wkładając kartkę w kieszeń swoich spodni.
-Skoro tak mówisz. - wzruszyłem ramionami.
Normalnie, prawdopodobnie zabrałbym mu kartkę i przeczytał nawet wbrew jego woli, ale dopiero się poznaliśmy i nie chciałem aby znowu się mnie 'bał', szczególnie po tym kiedy nareszcie zaczynał normalnie rozmawiać.
-Co jeszcze ludzie robią oprócz pisania wierszy i chodzenia do szkoły? - zadałem kolejne pytanie i nie zdziwiłbym się gdyby Shuichi pomyślał, że jest na jakimś wywiadzie.
-Prawdopodobnie to co ty...mają różne hobby na przykład śpiewanie, rysowanie...i-i uh tym podobne. - odpowiedział.
Niektóre rzeczy się różniły ale część...była dosyć podobna do mojego świata. Może faktycznie nie dzieli nas aż tak dużo? I jeśli faktycznie tak jest to dlaczego aż tak bardzo Kaito nie chciał abym wychodził?
-Um.. - zaczął mówić Shuichi, chcąc przerwać ciszę. - M-mógłbyś może opowiedzieć mi też trochę o tym jak to jest...pod wodą? - zapytał niepewnie, bawiąc się swoimi palcami.
-Hmm...w zasadzie to co robię nie różni się tak bardzo od tego co ty robisz. Z tym, że ja nie piszę wierszy i nie chodzę do szkoły. Za to lubię rysować~! - odpowiedziałem mu entuzjastycznie.
-Też kiedyś lubiłem rysować...a-ale mi nie wychodziło więc przestałem. - westchnął, patrząc na wodę.
-Jakby to powiedziała pewna bardzo irytująca osoba, wystarczy ćwiczyć i na pewno kiedyś by ci się udało. - odpowiedziałem, cytując Kaede. - Mówiąc o rysowaniu...masz jeszcze jedną kartkę i długopis?
-H-huh? Ah tak jasne. - pokiwał szybko głową, po czym podał mi potrzebne rzeczy.
-Patrz jak rysuje świetny i cudowny Kokichi Ouma! - powiedziałem, uzyskując cichy, ledwy do usłyszenia, śmiech Shuichiego.
Nie czekając dłużej, zacząłem rysować pierwszą rzecz jaką przyszła mi do głowy, czyli...kolorowego cosia.
-Gotowe nishi~! - zaśmiałem się, podając Shuichiemu kartkę.
-Hm? O-Oh ładne, ja bym tak nie potrafił. Gdyby nie fakt, że rysowałeś to długopisem t-to wyglądałoby to całkiem realistycznie. - pochwalił mnie, dając mi mały, praktycznie niezauważalny uśmiech.
-Wiem, że ładne! I tak przy okazji, co to? - zapytałem pokazując na rysunek i na najbliższego kolorowego cosia.
-Kwiaty? - odpowiedział mi.
-Ohh czyli niebezpieczne kolorowe-cosie to kwiaty! Zapamiętane! - powiedziałem, posyłając mu duży uśmiech.
-Niebezpieczne? - zapytał niepewnie.
-Oczywiście, że tak! Wczoraj jeden z nich mnie zaatakował, zastanawiam się czemu ludzie się ich jeszcze nie pozbyli. - odpowiedziałem mu, patrząc z obrzydzeniem na "kwiaty".
-Oh um...wątpię aby cię zaatakowały to tylko rośliny...i-i nie pozbywamy się ich, bo ładnie wyglądają i pachną i...tak.- powiedział, starając mi się wytłumaczyć, że nie powinienem się ich bać.
-Ja i tak wiem swoje. - przewróciłem oczami, krzyżując ręce.
-O-okej. - zaśmiał się cicho, patrząc na co raz bardziej wyraźny zachód słońca.
-Tak w ogóle, czemu przyszłeś dzisiaj o tej samej porze, tak jak wczoraj? - zapytałem go, również patrząc na słońce.
-Um...chyba po prostu lubię zachody. - odpowiedział mi, po czym dodał. - A ty?
-Hmm oczywiście, że chciałem spotkać ciebie!...Nah żartowałem to było tylko kłamstwo. - zaśmiałem się po czym na serio odpowiedziałem. - Miałem zamiar tu przyjść już duuużo wcześniej, ale byłem zajęty robieniem błota i zaganianiem małych zielonych potworów do domu.
-...Że co? - powiedział tylko tyle Shuichi, zdziwiony moimi słowami.
Odpowiadając na jego "pytanie" zacząłem opowiadać jak przebiegł mój cały dzień, od czasu do czasu widząc jak się uśmiecha lub śmieje.
-B-brzmi ciekawie, nie to co u mnie. - zaśmiał się cicho, kiedy przestałem mówić.
-Nie dziwię się, gdybym miał codziennie iść do szkoły, to prawdopodobnie nie chciałoby mi się nawet zwlekać z łóżka! - powiedziałem, na co Shuichi, znowu przerwał kontakt wzrokowy i zaczął patrzeć na wodę.
-Łatwo się nudzisz hm? - zapytał, nie odrywając wzroku od rzeki.
-Mhm~! Zgadza się, jestem wymagający co do tego co robię i z kim się spotykam. - odpowiedziałem, po czym dodałem aby mu dokuczyć. - Co oznacza, że muszę już iść, ktoś taki jak ja nie będzie spędzać czasu z takim przegrywem jak ty! - powiedziałem zsuwając się z brzegu i wchodząc do wody.
-Oh... - usłyszałem tylko tyle od Shuichiego, który nawet nie protestował.
-To było kłamstwo! Kiedy mówisz jesteś nawet całkiem ciekawy. - przyznałem, opierając się o brzeg.
-Czyli...nie masz nic przeciwko spotkania się ze mną? - zapytał nieśmiało, patrząc na mnie spod swojej czapki.
-Nuh uh, a co? - pokręciłem głową, uśmiechając się lekko, wiedząc do czego zmierza.
-M-może..j-jeśli chcesz oczywiście..i-i masz czas...moglibyśmy się tu spotykać codziennie..l-lub rzadziej jeśli chcesz! O-o tej samej porze...? - zapytał nieśmiało, jednocześnie jąkając się co drugie słowo.
W takich momentach przypominał mi pewną osobę, która również jąkała się praktycznie...cały czas.
-Aww Shuichi nie chce się mnie pozbywać~! - powiedziałem, dokuczliwym głosem, na co on tylko delikatnie pokiwał głową.
-O-oczywiście n-nie musimy, p-pewnie jesteś zajęty i masz lepsze zajęcia niż spotykanie się z k-kimś takim jak ja. - od razu dodał, wyraźnie bojąc się, że kładzie na mnie za duży nacisk.
-Duh, oczywiście, że mam lepsze zajęcia! - przewróciłem oczami. - Ale nie są ważne, więc mogę poświęcić tobie trochę więcej czasu! - powiedziałem, nie chcąc pokazywać, że zależy mi na spotkaniach.
-O-oh jeśli jesteś zajęty, to nie będę...-zaczął mówić, jednak ja mu przerwałem.
-Głupi Shuichi, to było tylko kłamstwo! Nie mam nic ciekawego do roboty, więc równie dobrze mogę spędzić czas z tobą! - powiedziałem po raz kolejny przewracając oczami, słysząc jak się jąka.
-A-ah okej...w takim razie...jutro o tej samej porze? - zapytał niepewnie, wstając.
-Yup! - pokiwałem głową, po czym zapytałem. - Musisz już iść?
-Niestety tak...u-uh rodzice pewnie będą się o mnie martwić... - odpowiedział, zakładając na ramię swoją torbę.
Słysząc jego słowa, spojrzałem na niebo. Słońce już prawie zaszło, przypominając mi, że również powinienem wracać.
-Oki doki~! Ja też powinienem się zbierać, więc...do jutra Shuichi! - pożegnałem go.
-T-tak, papa.. - powiedział cicho tak jak zwykle, po czym powoli zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku.
Nie mając już po co stać w miejscu, zanurkowałem i zacząłem płynąć do swojego domu. Kiedy dotarłem na miejsce, byłem pewny, że na zewnątrz było już całkowicie ciemno.
Jak gdyby nigdy nic wszedłem do domu, po czym udałem się do kuchni, aby wyjeść trochę jedzenia zanim zrobił to Kaito.
Ledwo do niej wszedłem, zaraz po mnie doszedł Kaito.
-Yo Kokichi! - przywitał się.
-Heej. - powiedziałem krótko, z policzkami pełnymi jedzenia.
-Co robiłeś? - spytał siadając na krześle, myśląc, że podłoże mu coś do zjedzenia pod nos.
-Dużo fascynujących rzeczy! Byłem u Himiko, gdzie...-zacząłem mówić, jednak on mi przerwał swoim praktycznie codziennym simpowaniem nad Maki.
-Oh to fajnie! Ja poszedłem do Maki, która była urocza jak zwykle i zgrywała niedostępną, ale mimo wszystko zrobiła mi śniadanie! Potem...-reszty jego słów już nie słuchałem.
Nie to, żeby mi nie zależało. Jego szczęście to moje szczęście czy coś? Ale mimo wszystko, jeśli od dwóch lat, dzień w dzień, słuchasz wykładu o tym jaka to Maki-roll jest cudowna, zaczyna ci się to nudzić.
-Fascynujące Kaito! A mimo wszystko i tak nawet ani razu ci nie powiedziała, że cię lubi. - dokuczyłem mu, kończąc jeść.
-To nie tak! Z-znaczy, nie powiedziała mi dosłownie, że mnie lubi, ale...jestem pewien, że tak jest! W końcu mnie się nie da nie lubić! - powiedział pewnym siebie tonem głosu.
-Tak, tak, wmawiaj to sobie dalej. - przewróciłem oczami, klepiąc go po ramieniu. - A teraz wybacz, jestem wyyyczerpany, idę spać. - powiedziałem ziewając.
-Okej! Dobranoc! - odpowiedział mi głośno.
Nic już nie mówiąc, wypłynąłem z kuchni i poszedłem do swojego pokoju, gdzie natychmiastowo, wyjąłem ołówek i zacząłem dodawać nowe rysunki na ścianę.
Na początku skreśliłem nazwę "kolorowe-cosie" i napisałem "kwiaty", później skreśliłem wyraz "niebezpieczne", aby po chwili namysłu zastąpić go słowem "sus". Dowiedziałem się również od Shuichiego, że jest coś takiego jak szkoła, jednak nie miałem pojęcia jak ją narysować. W końcu skończyło się na to, że w zwykłym prostokącie napisałem "szkoła" i na ten moment musiało mi to wystarczyć. Postanowiłem również narysować lepszą wersję Shuichiego. Nie znałem go zbyt dobrze, więc nie wiedziałem jak mogę go określić. Jedyne co wiedziałem to to, że był nieśmiały i...emo. Skończyło się na tym, że napisałem właśnie ten wyraz.
-Może z czasem wymyślę jeszcze coś lepszego. - pomyślałem, patrząc na swoje dzieła.
Ostatecznie zadowolony ze swoich rysunków, odłożyłem ołówek na bok i położyłem się wygodniej w łóżku.
Zazwyczaj zaśnięcie zajmowało mi trochę czasu, ponieważ lubiłem rozmyślać na różne tematy, jednak tym razem, zasnąłem gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki.
☆☆☆☆☆☆☆
Dududu oto koniec tego rozdziału. Mam nadzieję, że wam się spodobał i do zobaczenia za dwa dni.
*dostaje nagłego przypływu weny i ma ochotę zacząć pisać jeszcze jakiś ff, mimo iż musi się uczyć matmy*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top