26

Wsiadłem do samochodu, zapiąłem pasy i z uśmiechem na twarzy spojrzałem na przyjęciele. Jego mina mówiła wiele ale napewno było to coś w stylu" że co kurwa! Ryb mu się zachowało" tak to było dokładnie coś takiego.
- Coś nie tak
- Yyy... Ale że...
- Ale że co?- włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem silnik
- Ja się nie nadaje do łowienia ryby. Ja nawet nie gdzie to się łapie na ten haczyk! Czy jakoś przed przypadek jak przepływa i ogonem jebnie o ten ostry drut i połyka w całość!
- To ty nigdy z ojcem na rybach nie byłeś- dopytywałem wyjeżdżając z domu
- Nie. Zawsze kupowaliśmy ryby w sklepie
- Człowieku to ty dzieciństwa nie miałeś
- Ale to wiesz jakie emocje są jak się o karpia bijesz w święta z tymi babkami
- Wyobrażam sobie ciebie pośród tych mocherowych beretów z laskami świetlnymi charczącymi jak Vader żeby ci mrożoną rybę oddały

____________
Mamy dziś piękne i przejrzyste niebo. Wiatr wieje od tyłu szybko nas tam zabierze. Będziemy o północy. Niezłe! Dobrze ci idzie. Nie coś się dzieje! Niedobrze, uwaga! Ocean! Niee!? - próbowałem zapanować na helikopter na pilota. Roztrzaskał się na spadając na podłogę. I znowu nie mam nic do roboty. Mój wzrok spoczął na lornetcę od matki. Kusiło mnie żeby trochę poobserwować co dzieje się w sąsiedztwie. Ruszyłem wózkiem w stronę stołu na którym znajdował się prezent od mojej matki. W jednym z okien zauważyłem dziewczynę obściskujacą się z jakims gościem
- Uuu zwolnijcie to nie wyścig! - ruszyli w stronę sypialni i zaczęli zdejmować z siebie niepotrzebny ubiur - może zasuńcie rolety - bawcie się dobrze
Odłożyłem lornetkę i sięgnęłem po telefon wybierając numer Róży

- Cześć David
- Gdzie jesteś?
- W pracy... a co ?
- Mówiłaś że przyniesiesz obiad
- Tak w drodze do domu
- Kiedy wychodzisz?
- Niedługo...
- Czyli?
- Za pół godziny
- Dobra
____________
Byliśmy już prawie na miejscu wjechaliśmy na drogę prowadzącą pod samo jezioro. Ciszę przerwał GD
- Ja nie rozumiem!?
- Czego? - próbowałem odpowiadać i omijać dziury
- Przejmujesz się zasranymi kreskami na masce a nie jest ci teraz żal zawieszenia!? Przecież po tych paryjach nie da się jechać!
- Spokojnie przejdziemy po tej drodze jak po maśle
- Taa coś dziwne to masło
- Jesteśmy na miejscu!
Zaparkowałem i wyszłem z samochodu biorąc głęboki oddech
- Świeże powietrze- po tych słowach z auta wyszedł niezadowolony GD
- Ja tu czuję tylko smród ryb i glonów. Ty nigdy świętości nie wąchałeś!

Odtworzem bagażnik i wziąłem wędki. Podałem jedną kumplowi. Zaczoł wymachiwać nią.
- Ej bo mi oko wydłubiesz
- Dobra to jak to te płetwalungi się łowi?
- Choć pokaże ci - podeszliśmy bliżej jeziora. Dałem przynętę na haczyk i zarzuciłem GD wędkę
- I tyle? - wziął odemnie wędkę zaskoczony
- Tak... Teraz tylko czekać na ryby.
- Oj żeby szybko jakaś jebła ogonem na haczyk.

Już o godziny siedzieliśmy z GD czekając na jakąś zdobycz. Cieszyłem się z całego wyjazdu na ryby. Czekanie na rybę bardzo uspokaja. Ale chyba tylko mnie. GD zdenerwowany wstkał z ziemi i ruszył w stronę samochodu. Odwróciłem się w jego stronę zdziwiony jego zachowaniem pytając
- Co robisz? - gwałtownie otworzył maskę samochodu grzebiąc coś w środku - Ej co ty kombinujesz!
- Nie widać!? Mam dość czekania na te płetwalungi zastane! Złowie to gówno przy pomocy akumulatora. Raz dwa pierdolnie w wodzie i wszystkie wypłuką będziesz garściami zbierać!?
- Chyba sobie żartujesz!
- Nie a jak to nie zadziała to włożę pisaczek do wody pokręce trochę i może ta cholerna woda znikanie i zostaną tylko ryby!?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top