xxix.

       Duże mieszkanie w centrum Londynu. Przez wielkie okna do salonu wpadały ciepłe promienie słońca. Ciemnowłosa dziewczyna stała przy rządku zielonych, wysokich kwiatów, w dłoni trzymając żółtą konewkę. Uśmiechała się pod nosem słuchając zachrypniętego głosu, opowiadającego zadziwiające historie. Głosu, który był dla niej najpiękniejszą melodią. Przechodziła od jednej rośliny do drugiej, czasem śmiejąc się cicho, czasem odpowiadając na zadane pytania. Nagle nastała cisza. Harry podszedł od tyłu i ułożył dłonie na biodrach ciemnookiej. Jego pełne usta znalazły się na rozgrzanym policzku Rosie. Uwielbiał je całować, dotykać jej delikatnej i zawsze ciepłej skóry.

- Harry przestań. – Zaśmiała się, marszcząc nos, gdy przerwa pomiędzy pocałunkami zmalała i chłopiec co chwilę muskał jej skórę. W odpowiedzi usłyszała jedynie cichy pomruk. Nie dawał za wygraną i wcale nie zamierzał przestać. – Daj mi skończyć. – Dodała po chwili, odsuwając się. Odwróciła się w jego stronę i zakładając rękę na biodro, spojrzała znacząco na zielonookiego.

- Nie wiem o co ci chodzi. – Wzruszył od niechcenia ramionami, uśmiechając się pod nosem.

- Albo podlewamy kwiatki, albo bierzemy się już za piosenkę. Wybieraj. – Świetnie wiedziała jak leniwy jest Harry. Przecież już od kilku godzin odkładał pracę, która na nich czekała. Wypuścił z ust powietrze, czemu towarzyszył cichy świst.

       Przez kolejne dwadzieścia minut, chłopiec podążał za Rosie jak cień, słuchając jej opowieści na temat każdej z roślin. Potakiwał, udawał, że wszystko rozumie. Powstrzymywał się przed pocałunkami, o które prosiły jej bladoróżowe usta. Po podlaniu ostatniego zielonego, najwyższego kwiatka, opadli na dwuosobową kanapę. Tego dnia to Rosie była tą energiczną i wiecznie uśmiechniętą, Harry zaś snuł się po swoim mieszkaniu odczuwając w sobie okropnego lenia.

*

       Zasiedli przy pianinie. Ramię w ramię. Ułożyli dłonie na klawiszach prawie w tym samym momencie. Ona miała już w głowie melodię, on przyglądał się jej z zainteresowaniem. Zwilżyła wargi i poruszyła palcami. Chwilę potem z instrumentu wydobywały się przemyślane dźwięki, jakie do tej pory rozbrzmiewały w jej głowie. Utonęła. W swoim własnym, muzycznym świecie. chwyciła zeszyt w kratkę i długopis. Nucąc pod nosem i stukając stopą, zapisywała z zawzięciem wszystko co przyszło jej do głowy.

Wiem, że powiedziałaś, że nie lubisz gdy to się komplikuje,
Że powinniśmy spróbować utrzymać to prostym.
Ale miłość nigdy, przenigdy nie jest prosta, nie.

        Tym razem to jego dłonie poruszały się na białych klawiszach. Uśmiechnęła się, pocierając policzki i przysunęła bliżej. Zakładając długopis za ucho, wolnym ruchem ułożyła swą dłoń na jego dużej ręce. Gdy grał, muskała jego ciepłą skórę. Razem tworzyli coś pięknego.

        Powaga, zapracowanie i abstynencja od pocałunków nie trwała jednak długo. Gdy tylko skończyli drugi wers piosenki, gdy tylko stworzyli całą melodię, z Harry’ego natychmiast ulotniła się wena. Przyciągnął ciemnowłosą i ułożył usta na jej wargach, całując dziewczynę z wytęsknieniem. A przecież jeszcze nigdy nie odczuwał czegoś podobnego. Nigdy nie powstrzymywał się zbytnio przed swoimi pragnieniami. Ale zmieniał się przy niej. Zaczął wszystko postrzegać w zupełnie inny sposób. Na przykład pocałunki. Takie prawdziwe, czułe pocałunki były najlepszą nagrodą po dobrze wykonanej pracy.

        Zielonookiemu udało się w końcu namówić swą ukochaną na dłuższą chwilę przerwy. Niechętnie, ale z uśmiechem zgodziła się i ułożyli się tuż przed otwartym laptopem. Wcześniej zamawiając chińczyka, rozłożyli jedzie wokół siebie i skupili się na wyborze filmu, na jaki mają ochotę.

- Naprawdę? – Przeciągnął chłopiec niezadowolonym głosem, gdy to Rosie dokonała wyboru. – Dlaczego chcesz mnie tak męczyć?

- Pozwoliłeś mi wybrać, to nie narzekaj. – Wysunęła język. Kilka kliknięć i pojawiły się początkowe sceny. Poprawiła się na kanapie, chwytając w dłonie pudełko z makaronem.

- Ale „Prosto w serce”? Za jakie grzechy? – Kontynuował zielonooki, chwytając swoją porcję jedzenia. Dziewczyna nie odwracając nawet głowy, powiedziała coś pod nosem i skupiła się na ekranie laptopa.

- Nie uważasz, że ich historia jest podobna do naszej? – Spytał nagle Harry, wsuwając do ust kolejny kawałek sajgonki. Ciemnowłosa spojrzała na chłopaka ze zdziwieniem. – No wiesz, wypalony muzyk, dziewczyna podlewająca kwiatki.. i takie tam inne. – Zmarszczył czoło, skupiając wzrok na kawałku, który chciał uciec mu z widelca.

- Możliwe. Ale Hugh jest przystojny. – Stwierdziła słodkim głosem, obserwując kątem oka swojego towarzysza. Harry momentalnie podniósł wzrok, a jego mina zrzedła.

- Sugerujesz, że jest przystojniejszy ode mnie?! – Oburzył się, zatrzymując w powietrzu dłoń z trzymanym widelcem.

- Powiedziałam tylko, że jest przystojny. Nic innego. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem. W odpowiedzi usłyszała niezadowolone mruknięcie. Chłopiec odłożył na stół wszystko co miał w rękach i odsunął się na drugi koniec kanapy, krzyżując na torsie ręce. – Harry, czy ty się obraziłeś? – Zaśmiała się, obserwując naburmuszoną minę zielonookiego. Żadnego odzewu. Westchnęła i również odłożyła jedzenie, przysuwając się.

- Harry? Harold? – Im bliżej się przysuwała, tym bardziej wydęte wargi miał chłopiec. – Hazza? Po prostu Harry? – Nic nie pomagało. Chłopak wyglądał jak maluch, któremu odebrano ulubioną zabawkę. Nie zamierzał spojrzeć na dziewczynę, ani się poruszyć. – Kochanie? Przepraszam. – Rosie z trudem zmusiła się do poważnego tonu, muskając dłoń zielonookiego.

      Odwrócił głowę i spojrzał jej głęboko w oczy. Kilka sekund później na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ukazując jednocześnie niezwykle głębokie dołeczki w policzkach. Nie zdążyła się odezwać. Jednym ruchem spowodował, że znalazła się na plecach. Łaskotał ją, całując jednocześnie policzki. Przy akompaniamencie śmiechu i błagania o litość. Tak mijały kolejne godziny, spędzane wspólnie. Z dala od wielkiego świata show biznesu, obiektywów i wścibskich mediów.

       Ale słodki smak życia nie trwa długo. Beztroska i spokój duszy nie mogą przecież wypełniać nas przez cały czas. Los jest zbyt okrutny. Ludzie są zbyt okrutni.

       Harry zniknął za drzwiami łazienki, zostawiając na stoliku swój telefon. Gdy chłopiec długo nie wracał, topiąc się prawdopodobnie w toalecie, jego telefon zawibrował. Ze zwykłej ciekawości Rosie spojrzała na ekran. Jakimś sposobem włączony był Instagram. Zaintrygowana, podniosła telefon, przyglądając się komentarzom, których liczba była niezliczona. Każdy kolejny wbijał w jej serce coraz większą szpilę. Szpilę nienawiści.

To jego nowa dziewczyna? Chyba żartujecie!

Przecież jest brzydka!

Nie pasują do siebie!

Nie sądzicie, że Harry nazbyt obniżył swe standardy?

Kolejna nieudana przykrywka! Larry is real!

A dajcie spokój. To niemożliwe. Pewnie to jego przyjaciółka. Przecież Hazza woli blondynki!

       Wychodząc z toalety usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Ze zdziwioną miną wrócił do salonu. Pokój był pusty, a po ciemnowłosej ani śladu. W pierwszym momencie nie potrafił zrozumieć o co chodzi. Dopiero, gdy jego telefon zawibrował po raz kolejny, a jego wzrok skierował się w odpowiednią stronę, domyślił się. kilka dużych kroków i chwycił komórkę w dłonie. Niedbale przeleciał wzrokiem po komentarzach. Zacisnął palce na telefonie.

- Kurwa.. – Rzucił do siebie i odrzucając sprzęt, ruszył w stronę drzwi.

       Na bosaka, z potarganymi włosami, nie zapiętym paskiem biegł ulicą, nawołując dziewczynę. W ostatniej chwili zauważył jej postać. Przyśpieszył kroku i chwycił ciemnowłosą za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. Poczuł jak jego serce momentalnie się kurczy. Łzy spływały po jej okrągłych policzkach, rozmazując czarny tusz. Przygryzione, bladoróżowe usta i okropny smutek w niegdyś błyszczących źrenicach.

- Rosie, ja..

- Nie. – Przerwała chłopakowi, unosząc dłoń. – Niczego mi nie tłumacz. – Mówiła drżącym głosem.

- Nie przejmuj się tymi głupimi komentarzami, one..

- Łatwo jest powiedzieć „nie przejmuj się”. – Ponownie mu przerwała. – Ale ja nie mogę. Nie potrafię. –Odwróciła się, czując kolejne łzy, napływające do jej oczu. Dopiero, gdy zobaczyła jak wiele jest tych złych słów. Jak wiele ludzi jej nie lubi, poczuła, że to wszystko nie ma sensu. Że ona nie pasuje do tego świata. Nawet, jeśli u swego boku ma zielonooką miłość swojego życia. To bolało. Zbyt mocno bolało.

- Chcę zostać sama. – Wyszeptała i nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie. zaciskając pieści, pociągając nosem i głuchnąc na nawoływania zdezorientowanego chłopaka.

       To przerażające jak kilka słów, osób zupełnie nam obcych, może złamać nam serce. To przykre, gdy starając się z całych sił, by nikomu nie zaleźć za skórę, wchodzi się na języki połowy świata. Języki ostre i pozbawione jakiegokolwiek współczucia.

Mam do Was dwa pytania. Pierwsze: zastanawiam się na którym rozdziale skończyć historię Hosie. 40 czy 50? ;) Drugie: Gdyby coś mi odbiło i zdecydowałabym się na wydanie jednej z moich historii, którą Waszym zdaniem mogłabym wydać? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top