xvii.
Została sama. Doceniała troskliwość Evy, ale tym razem nie była w stanie siedzieć w towarzystwie choćby swojej najlepszej przyjaciółki. Nie potrafiła zrozumieć jak można pisać w taki sposób o kimś, kogo się w ogóle nie zna. Przecież te pismaki nie znają nawet Harry’ego! A może mają rację? Sama świetnie wiedziała, że musi nieźle odbiegać od kanonu jego piękna. Przecież któregoś wieczoru, całkiem od niechcenia przeglądała Internet. Specjalnie, by zobaczyć z kim się spotykał. Wszystkie dziewczyny były piękne, szczupłe, utalentowane. Zupełne przeciwieństwa szarej Rosie.
Opadła na łóżko, zupełnie zapominając o telefonie. Telefonie, który zaczął ją powoli drażnić. Chwyciła go w dłoń i od niechcenia odczytała wiadomości. Wszystkie były od Harry’ego.
Harry: Wszystko w porządku?
Harry: Dlaczego przestałaś tak nagle odpisywać?
Harry: Rosie, piękna?
Harry: Odezwij się, proszę.
Zdecydowanie przesadzał. Przecież nie odpowiadała mu zaledwie dwie godziny. Odrzuciła telefon, przeciągnęła krzesło pod okno i usiadła na nim, opierając łokcie o parapet. Spoglądała na samotne drzewo rosnące naprzeciwko. Wpatrywała się w nie i zastanawiała czy to wszystko co wydarzyło się przez ostatnie dni było tylko snem. Szczypała się już kilka razy, ale za każdym razem widziała wiadomość od Harry’ego.
A więc to prawda. Prawda, że zielonooki muzyk całował jej usta. Prawda, że jako bożyszcze nastolatek, przytulał ją czule. A czym ona mogła się odwdzięczyć? Zepsuciem reputacji? Oddaniem swojego wielkiego, niedoświadczonego serca? Zaopiekowaniem się nim i wspieraniem za wszelką cenę? Ale czy to na pewno wystarczy? Siedząc w oświetlonym promieniami słonecznymi pokoju, wpatrując się w śpiewającego wesoło skowronka, już wiedziała, że gdyby tylko poprosił – mogłaby oddać mu wszystko. Czy to już miłość czy zakochanie?
Przełknęła głośno ślinę i mrużąc oczy, wzięła kilka głębokich oddechów. Odchyliła się na krześle i gdzieś w pomiętej pościeli odnalazła telefon. Przesunęła palcem po ekranie, odblokowując go i przygryzła wargę. Kolejne trzy wiadomości od chłopaka. Mimo wszystko, gdzieś w głębi duszy cieszyła się jego zainteresowaniem i troską jaką okazywał.
Rosie: Wybacz, miałam wyłączony dźwięk. Wszystko jest w porządku.
Odpowiedź przyszła niezwykle szybko, ciemnooka nie zdążyła nawet odłożyć komórki.
Harry: Nareszcie! Martwiłem się i to poważnie. Co zajęło Ci aż tyle czasu, że o mnie zapomniałaś? ;)
Oj Harry, nawet jakbym chciała, nie potrafiłabym już o tobie zapomnieć. – pomyślała, zakładając kosmyk włosów za ucho i wzdychając ciężko.
*
Nie potrafił znaleźć sobie miejsca przez cały dzień. Wciąż siedział na kanapie lub spacerował do kuchni i z powrotem, wciąż z nosem w telefonie. Jego szczęka już dawno przyzwyczaiła się do takiej ilości uśmiechania. Jednak jego serce wciąż nie potrafiło się przyzwyczaić do tak szybkiego tempa, w jakim musiało pracować. Za każdym razem, gdy czytał wiadomość od niej lub przypominał sobie jej słodki uśmiech.
Ale nagle przestała odpowiadać. Nagle poczuł w sobie niepokój. Wpadając na kaktusa, o którego istnieniu zupełnie zapomniał – w końcu oprzytomniał. Przez ostatnie kilka godzin zachowywał się jak rasowy nastolatek podczas poznania swojej pierwszej sympatii. Zapomniał o całym świecie, a przecież miał tyle spraw do załatwienia. Nie potrafił jednak skupić się na niczym dłużej niż przez dwie minuty. Kończenie piosenki bez Rosie nie miało dla niego najmniejszego sensu. Opadł więc na kanapę i zarzucając nogi na stolik, odchylił głowę, mrużąc oczy i układając dłonie na brzuchu.
Tego popołudnia nie było mu jednak dane spędzić samotnie. W pewnym momencie poczuł jak bardzo powoli ogarnia go senność. Uchylił wargi, poddając się przyjemnemu uczuciu. Uczuciu, które przerwał nagły i natarczywy dzwonek do drzwi. Stęknął z niezadowoleniem i przeklinając pod nosem, podniósł się leniwie z wygodnej kanapy.
Gdy niechętnie otworzył drzwi, przywitały go dwie pary wesołych, niebieskich oczu. Wydął wargi i odwrócił na pięcie, dając przyjaciołom niemy znak zaproszenia. Niall wraz z Louis’em energicznym krokiem weszli do mieszkania Harry’ego. Tomlinson od razu rzucił się na kanapę, łapiąc w dłonie leżącego nieopodal laptopa. Horan zaś, krzyżując ręce za plecami, podążał cicho za wyższym przyjacielem. Niczym ciekawska nastolatka, przyglądał się niczego nieświadomemu zielonookiemu.
- Po co przyszliście? – Wypalił w końcu właściciel mieszkania.
- Miłe powitanie przyjaciół. – Mlasnął Louis, ukazując rząd białych zębów.
- Coś czuję, że te odwiedziny nie są do końca bezinteresowne. – Westchnął zielonooki, siadając obok przyjaciela zajętego przeglądaniem jego komputera.
- Nudziło się nam, to postanowiliśmy wpaść. – Zaczął Niall, siadając na fotelu i zsuwając buty, ułożył stopy na stoliku. – Liam jest z Sophią, Zayn z Perrie. Romantycy.. – Wywrócił oczami, przeczesując włosy dłonią.
- A co z twoją kobietą Tomlinson? - Rzucił z drwiną Harry, przyglądając się przyjacielowi.
- Pojechała do przyjaciół do Kalifornii. – Wzruszył ramionami, wydymając wargi i skupiając się na czymś wyjątkowo ciekawym w Internecie.
- Świetnie. Jestem skazany na dwóch przygłupów. – Zielonooki wyszeptał sam do siebie, widząc jak Horan z wywalonym na wierzch językiem próbuje otworzyć znalezione gdzieś pudełko ciastek.
Chłopcy nie robili nic ciekawego. A już na pewno nic ambitnego. Pomimo głody czy pragnienia, żadnemu z nich nie chciało się sięgnąć po telefon, a co dopiero wyjść z domu. Nie wpadli nawet na pomysł, by zamówić jedzenie przez Internet. Przez cały czas bezsensownego siedzenia, Harry czuł na sobie wzrok blond przyjaciela. Jego głupkowaty uśmieszek i błyszczące oczy krzyczały „Jestem ciekawskich idiotą”, ale zielonooki już dawno przyzwyczaił się do tego widoku.
- No powiesz nam w końcu?! – Niall w końcu nie wytrzymał, prostując się na zajmowanym przez ostatnie godziny, fotelu.
- O czym? – Harry uniósł brwi, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem.
- No o tej dziewczynie! Nie mów, że nie widziałeś dzisiejszych nagłówków.
- Nie czytam..
- A powinieneś zacząć. – Wtrącił się Louis. kliknął kilka razy i podał chłopakowi laptopa. – Spójrz. Czy ty naprawdę tak upadłeś? – Zaśmiał się z drwiną, wskazując palcem artykuł pod wielkim nagłówkiem i zdjęciem Jego i Rosie. Stali tyłem, trzymając się za dłonie. Uśmiechnął się na samo wspomnienie. Dopiero na zdjęciu dostrzegł jak wielka różnica wzrostu jest miedzy nimi. Jego mina zrzedła od razu, gdy spotkał się z podpisem i krótkim, drwiącym artykułem.
Z każdym przeczytanym słowem jego oczy powiększały się, a usta zaciskały tworząc linię prostą. Jak można być takim okropnie niemiłym pismakiem. Harry był przyzwyczajony do przeróżnych słów jakie kierowano w jego stronę, jednak Rosie.. Nie chciał wciągać w to wszystko tej niezwykłej dziewczyny. Dopiero w tamtym momencie uświadomił sobie, dlaczego ciemnowłosa się nie odzywała. Dlaczego pisała do niego w taki sposób. Wcisnął Louis’owi laptopa z powrotem w dłonie i podniósł się gwałtownie.
- A tobie co? – Blondyn uniósł wzrok na zdenerwowanego przyjaciela.
- Gdzie jest ten pieprzony telefon! – Harry rozglądał się po całym salonie.
- W końcu! Jedzenie. – Louis potarł dłonie, uśmiechając się cwaniacko.
- Żadne jedzenie. – Prychnął zielonooki, znajdując w końcu zagubioną rzecz. Zostawiając zdziwionych przyjaciół, zamknął się w sypialni i stając przy oknie, wybrał z listy kontaktów, ten odpowiedni. Nabrał powietrza do płuc i wsłuchał się w sygnał.
Może nie znali się długo, może nie do końca rozumieli co się między nimi dzieje, ale Harry świetnie wiedział jaka jest Rosie. To niezwykła, cholernie delikatna istota. Był pewien, iż widziała ten artykuł. Był pewien, że zaważył on na – już i tak niesamowicie niskiej samoocenie dziewczyny. Ze wszystkich złych rzeczy, najbardziej nie chciał, by płakała. By była smutna i by się bała. Najbardziej – prócz podarowania jej własnego serca, pragnął by w końcu uwierzyła w siebie.
- Słucham? – W słuchawce odezwał się niewyraźny, cichutki głosik, a chłopak poczuł jak jego serce kurczy się do najmniejszych rozmiarów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top