~ Once in a lifetime ~
Trzy lata później.
Te kilka lat było dla nich jak test. Jak przygotowany przez uparty i złośliwy los, sprawdzian. Sprawdzian, który oboje zdawali na szóstki. Każdy dzień był dla nich jak dar od życia, który wyciskali ze szczęścia i miłości do cna.
Chłopcy skończyli z One Direction, a każdy z nich zajął się własnym życiem. Zielonooki właściciel burzy loków, nie potrafił pożegnać się jednak z tym co kochał równie mocno, co Rosie. Wciąż śpiewał, robiąc solową karierę. Wspierany przez czwórkę przyjaciół i swą ukochaną. Rosie zaś dostała pracę w wytwórni, której prezesem był sam Louis, chłopak, który po zakończonej karierze zajął się wynajdowywaniem nowych talentów. Chłopak, z którym relacje ciemnowłosej zatrzymały się na poziomie przyjaciół na śmierć i życie. któż mógłby się tego spodziewać? Tak jak i tego, że to Liam przychodził do niej zawsze, gdy miał jakiś problem. Tylko dlatego, że pokochał ją jak własną siostrę. Życie jest pełne niespodzianek, nieprawdaż?
Wspólnie wybrali i kupili mieszkanie. Nie potrafili już wytrzymać bez siebie więcej niż było to konieczne. Wspólnie się zrzucili, wspólnie je urządzili i wspólnie świętowali.
Zielonooki nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek spotka osobę, z którą dzielenie każdego dnia będzie dla niego niczym spełnienie marzeń. Że każda chwila będzie jak wyproszony szeptem dar. Ale za każdym razem, gdy patrzył w najpiękniejsze, błyszczące oczy koloru mlecznej czekolady, wiedział jedno. Był tego pewien. Rosie to kobieta, z którą chciałby się zestarzeć. Choć zmieniła się od momentu, w którym się poznali, zmieniła się na jeszcze cudowniejszą istotę. Bo on pomógł jej uwierzyć. Nie tylko w siebie, ale i w ludzi. W końcu zaczęła doceniać swój własny talent, dzieląc się nim z innymi. Nareszcie zrozumiała, że dla niego jest najpiękniejszą dziewczyną stąpającą po ziemi. Bo żadne słowo, które kierował w jej stronę nie było kłamstwem. Wielki Harry Styles wpadł po uszy. Jeszcze nigdy nie kochał tak bardzo. Była jego miłością, przyjaciółką. Była wsparciem, spokojną przystanią w stresującym życiu. Była niebem, słońcem i gwiazdami. Chciał dawać jej wszystko, nie oczekując w zamian niczego prócz miłości. Była jego krytponitem. Tylko ona była jego słabością.
*
Po miesięcznej trasie koncertowej, w końcu wrócił do domu. Był wykończony, ale szczęśliwy. Szczęśliwy, bo w końcu zobaczy tak wytęsknioną dziewczynę. Jej piękny uśmiech, który zawsze rozświetla jego ponure dni i błysk w oczach, dzięki któremu wie, że jest szczęśliwa. I robi wszystko, by te płomyki w czekoladowej parze oczu nigdy nie zgasły.
Leniwie otworzył drzwi trzypokojowego mieszkania na przedmieściach Londynu. Głośne kroki i głos, za którym tak cholernie tęsknił.
- Nareszcie! – Krzyknęła, wskakując na jego ręce. W ostatniej chwili zdążył odrzucić trzymane torby. Oplótł szczelnie jej biodra i przyciągnął bliżej.
- Jesteś ciężka. – Zaśmiał się, gdy trwali w jednej pozycji przez kilka minut.
- Spadaj. – Promienny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy uderzyła zielonookiego w ramię. – Tak cholernie tęskniłam.
- Nie bardziej ode mnie, maleńka. – Wyszeptał, przejeżdżając dłonią po jej pulchnych policzkach. Uśmiechnął się szczerze, ukazując dołeczki. Chwytając w dłonie jej różową twarz, nachylił się i złożył na jej pełnych wargach najczulszy pocałunek na jaki był w tamtym momencie, zdolny.
Ten wieczór miał być tylko dla nich. Chcieli nacieszyć się sobą po tak długiej rozłące. Rosie przygotowała przepyszną kolację, którą zjedli na wielkim tarasie. Ich ulubionym miejscu w całym mieszkaniu. Niebo bardzo powoli przybierało kolory granatu. Pojawiały się na nim małe, świecące punkciki. Rozsiedli się w wiklinowej, wyłożonej ogromną liczbą poduszek, kanapie. Objął ciemnowłosą ramieniem i przyciągnął bliżej. Gdyby tylko mógł, nigdy nie pozwoliłby jej oddalić się choć na krok.
Całował jej skronie, muskał policzki i wtulał twarz w pachnące malinami włosy. Ona łaskotała nosem jego tors, bawiła się jego długimi palcami i mrużyła oczy, czując błogość i spełnienie. Chowając stopy pod zielonym kocem, obserwowali gwiazdy. Skradając sobie słodkie pocałunki, zaciągając wonią perfum. Po prostu będąc przy sobie.
Gdy zrobiło się chłodniej, wrócili do środka. Harry od razu skierował się do wielkiej wieży, wciskając odpowiedni guzik. Z głośników wydobywały się ciche i spokojne dźwięki muzyki. Ukazując rząd białych zębów, przeczesał włosy i podchodząc od tyłu do Rosie, złapał ją za biodra, przyciągając do siebie.
- Co ty wyrabiasz? – Zaśmiała się, gdy jego usta błądziły po jej karku, składając na nim krótkie pocałunki.
- Zatańczysz? – Wyszeptał wyjątkowo niskim głosem, odsuwając się, kłaniając i wyciągając w stronę ciemnowłosej dłoń. Zaśmiała się pod nosem i pewnie oplotła palcami jego rękę.
Znaleźli się na środku wielkiego salonu. Ona wtuliła twarz w jego ciepły tors. On schował nos w jej ciemnych włosach. Poruszali się powoli w spokojny rytm piosenki. Oplotła rękami jego szyję i uniosła głowę, spoglądając na chłopca z dołu. Uśmiechnął się, a jej serce urosło. Robił to tak pięknie. Nachylił się i ucałował delikatnie jej ciepły nos. A ona czuła, że mogłoby tak być już do końca życia.
Skończyli na kanapie. Wciąż wtuleni w siebie, oglądali filmy. Harry przez cały czas czuł w głębi serca swego rodzaju zdenerwowanie. Zaczynał się wiercić i nie potrafił skupić się na oglądaniu. Bo podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu i cholernie bał się odrzucenia.
- Kochanie, wszystko okej? – Rosie spojrzała na chłopca z zaniepokojeniem, splatając ich palce.
- Tak. – Posłał dziewczynie krótki uśmiech, po raz setny poprawiając się na swoim miejscu.
- Oj Harry. – Zaśmiała się, wtulając w jego ramię, a on czuł jak radość wypełnia jego wnętrze. Kochał sposób w jaki wymawiała jego imię. Słodko akcentując ostatnie literki.
Po zaczerpnięciu kilku wyjątkowo głębokich wdechu, podniósł się powoli z łózka. Ciemnowłosa obdarowała go krótkim spojrzeniem, po czym wróciła do oglądania filmu. Zniknął w sypialni. Nachylił się nad walizką i otwierając ją powoli, wsunął dłoń do jednej z kieszonek.
Wolnym krokiem wszedł do salonu, chrząkając cicho. Przeczesał włosy ze zdenerwowaniem i przywołał na twarz uśmiech. Stanął tuż przed zaciekawioną filmem dziewczyną. Spojrzała w górę z niezadowoleniem. Chwycił za pilot leżący na oparciu kanapy. Jednym kliknięciem wyłączył telewizor, a drugim kliknięciem włączył muzykę. Rosie nadęła wargi, zastanawiając się co tak właściwie robi jej zielonooki mężczyzna.
- Rosie Bale, chciałbym cię o coś spytać. – Zaczął poważnym głosem, wsuwając dłoń do kieszeni spodni.
- Co tak oficjalnie? – Wyprostowała się na zajmowanym miejscu, nie odrywając od chłopca wzroku.
Nabrał powietrza do płuc i dodał sobie otuchy. Wyjął z kieszeni małe, granatowe pudełko i uklęknął. Ciemnowłosa uchyliła usta, chcąc coś powiedzieć. nie była jednak w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zielonooki chłopak uśmiechnął się najpiękniej jak potrafił.
- Kochanie, wysłuchaj mnie proszę. – Zaczął. Skinęła głową. – Nigdy nie sądziłem, że spotka mnie w życiu takie szczęście. Że w tym zabieganym, złośliwym świecie odnajdę brakującą cząstkę. Kawałek mej duszy. Początek naszej znajomości był niczym z filmu. Pięknej bajki, której chciałbym nadać piękne zakończenie. Bo stałaś się dla mnie całym światem. Moim wschodem i zachodem słońca. Moim tlenem, moim narkotykiem. Jesteś wszystkim tym, czego od zawsze tak bardzo potrzebowałem. Otworzyłaś mi oczy na wiele spraw. Nauczyłaś mnie tak wielu rzeczy. Pamiętam wszystkie chwile, które spędziliśmy ze sobą. Chciałbym ich jak najwięcej. Chciałbym, by to wszystko nigdy się nie kończyło. Myślę o tym, jak ludzie zakochują się w tajemniczy sposób. Może tylko przez dotyk dłoni. A ja zakochuję się w tobie każdego dnia. I chcę tobie po prostu powiedzieć, że jestem. Kocham cię całym sercem. Sercem, które bije już tylko dla ciebie. – Kolejny głęboki oddech. Jej oczy błyszczały i nie potrafiła dopuścić do siebie jego słów.
- Rosie Alexandro Bale, wyjdziesz za mnie? – Spytał drżącym głosem, uchylając wieczko granatowego pudełka. Pudełka, w którym błyszczał piękny srebrny pierścionek z uroczym, czarnym oczkiem.
- Harry, ja.. – Wyszeptała. Tylko na te dwa słowa była zdolna. Jej serce biło jak szalone, jej wnętrze wypełniała powoli ogromna fala. Fala przyjemnego ciepła. Podniosła się. jego wzrok uniósł się w górę. Wciąż klęczał z wyciągniętym w jej stronę pudełeczkiem. – Wstań. – Pisnęła cicho. Pokręcił przecząco głową. – Harry, proszę. – Odetchnął i spuszczając wzrok, podniósł się powoli. Zrobiła krok w jego stronę. Oplotła rękami jego szyję i stanęła na palcach. Ich usta znalazły się na tej samej wysokości.
- Tak. – Wyszeptała wprost do jego uchylonych warg. Zatrzymał powietrze w płucach, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Najszerszy i najszczerszy. Wyjął z pudełka srebrny krążek i ostrożnie wsunął go na palec dziewczyny. Uniósł jej dłoń i ucałował ją delikatnie, po czym oplótł jej biodra i przyciągnął bliżej.
- Kocham cię Rosie Styles. – Wyszeptał do jej ucha, musnął wargami jej zaczerwienione policzki i ułożył usta na jej pełnych wargach. Przypieczętowując tę chwilę najsłodszym i najczulszym pocałunkiem. Pocałunkiem, który miał być obietnicą. Obietnicą na piękne życie. Bo jedyne czego pragnął to ona. Bo tylko z nią chciał pokonywać wszystkie trudności losu. Tylko z nią chciał się zestarzeć. And we found love right where we are.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top