iii.

     Usiadła niepewnie w głębokim, skórzanym fotelu. Ułożyła dłonie na kolanach i spojrzała na chłopaka. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, kiedy chwytał w dłonie zeszyt w kratkę i długopis. Sama nie rozumiała dlaczego się zgodziła. Usiadł na fotelu naprzeciwko i przysunął go bliżej wciąż zestresowanej i zdezorientowanej dziewczyny. Ułożył zeszyt na kolanach, na nim dłonie i spojrzał wyczekująco na ciemnowłosą.

- Um.. To od czego zaczynamy? – Odezwała się w końcu, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Przyglądał się jej bez żadnego mrugnięcia, przeszywając głowę. Dostając się do mózgu i serca. Nigdy nie lubiła i nigdy nie potrafiła utrzymywać kontaktu wzrokowego. On potrafił to znakomicie. Właśnie dlatego tak bardzo ją peszył.

- Mam w głowie pewną koncepcję, ale nie potrafię jej zrealizować. – Skrzywił się. – Wiem, że nie czytasz mi w myślach, ale może tobie wpadnie coś do głowy. – Stwierdził, wręczając Rosie trzymany zeszyt.

     Posłała mu krótki uśmiech i zakładając ciemny loczek za ucho, skupiła się na czytaniu pierwszej zwrotki. Uśmiechnęła się nieśmiało pod nosem, widząc wymyślone przez nią słowa, zapisane pochyłym charakterem pisma. Przygryzła wargę, zastanawiając się. nie potrwało to długo. W sekundę, w jej głowie pojawił się pomysł. Krótki, aczkolwiek dobry. Przynajmniej tak jej się wydawało. Chwyciła długopis w dłoń i pochyliła się nad kratkowaną kartką.

Ktoś wymawia moje imię na głos,
To zabrzmiało jak Ty.

Spojrzała na zapisane zdania i uniosła wzrok, wyciągając w stronę chłopaka zeszyt. Zaczęła stukać długopisem w kolano, przyglądając się skupionej minie zielonookiego, na którego twarzy w sekundę pojawił się uśmiech.

- To taki pierwszy rzut. Mam jeszcze pomysł na dalsze.. – Zaczęła, nie mogąc wytrzymać milczenia.

- To jest świetne. – Obdarował dziewczynę promiennym uśmiechem. Przysunął się jeszcze bliżej, opierając na jej fotelu łokciem i oddając Rosie zeszyt. Uniosła nieśmiało jeden kącik ust i zmarszczyła nos. Woń jego perfum zaatakowała jej nozdrza. Nigdy nie czuła podobnego zapachu. Zapachu, który wyjątkowo bardzo jej się spodobał. Każda minuta w jego towarzystwie i każda minuta podczas robienia tego, co naprawdę bardzo lubiła, sprawiały, że czuła się coraz swobodniej. Nigdy nie spodziewała się, że będzie pisać piosenkę z członkiem znanego zespołu. Nigdy również nie spodziewała się, że będzie to tak przyjemne.  

      Skupieni na piosence, wymieniali się pomysłami. Jednak najczęściej inicjatywa i świetne pomysły wypływały ze strony dziewczyny. Harry przypominał sobie przy niej jak niezwykłe i pochłaniające było pisanie za czasów, gdy jeszcze czuł w tym wszystkim sens. Nachylał głowę nad zeszytem, tuż przy jej twarzy. Czuł w nozdrzach przyjemny i intrygujący zapach jej perfum. Czasem zerkał kątem oka na jej skupioną twarz. marszczyła nos, wydymała usta. bardzo często pocierała okrągłe policzki. Policzki, które według niego były niezwykle urocze. Gdy to robiła, nie potrafił się nie uśmiechać.

     Nie zauważyli nawet jak szybko minął czas. Niebo bardzo powoli przybierało odcienie szarości, a nieśmiałe krople deszczu zaczynały uderzać o parapet. Uniosła głowę, wzdychając dyskretnie. Nie powinna jej dziwić pogoda, ale nie miała wcale ochoty wracać w deszcz. Dobrze wiedziała, że te malutkie kropelki zwiastują coś o wiele większego. W końcu mieszkała w tym mieście już od trzech lat. Wróciła wzrokiem do zapisanych na jasnej kartce słów. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Mieli już więcej niż połowę. Uchyliła usta, chcąc coś powiedzieć. Jej uszy dobiegł niecierpliwy dźwięk telefonu. Jęknęła nieco zbyt głośno i oddała trzymany zeszyt, śmiejącemu się chłopakowi. Z trudem wygrzebała z dna torebki komórkę i nie patrząc na ekran, odebrała.

- Słucham? – Odezwała się dalekim od przyjaznego, tonem.

- Roooosie. – Słodki, lekko piskliwy głos przeciągnął jej imię. – Kiedy wracasz? Obiecałaś mi babeczki. – Głos pełen wyrzutu, przypomniał jej o małej obietnicy, którą złożyła wychodząc rano z domu.

- Spokojnie mała, niedługo wracam. Dobrze wiem co ci obiecałam. Lepiej zajmij się ciotką Karen. Niedługo będę. – Westchnęła, słysząc po drugiej stronie niecierpliwy oddech.

     Wrzucając niedbale telefon do bezdennego wnętrza skórzanej torby, wróciła na zajmowane przez ostatnie godziny miejsce. Harry spojrzał na nią pytająco. Machnęła dłonią z uśmiechem i zabrała mu zeszyt, wcześniej wsuwając do ust słonego paluszka. Przeczytała po raz setny wszystko, co udało im się stworzyć do tego momentu. Była zadowolona. Z siebie i z niego. A przede wszystkim z tego jak świetnie im się pisało.

     Cały ten dzień był prawdziwie wyjątkowy. Choć żadne z nich nawet się tego nie domyślało. Nie myśleli, że tak prosta i banalna rzecz, jak wspólne pisanie piosenki może zmienić życie tak różnych osób. Burza mózgów, żarty Harry’ego na rozładowanie czasem napiętej atmosfery, jej cichy i nieśmiały śmiech, często zaczerwienione policzki – wszystko to zbliżało ich do siebie. Wcześniej czująca zakłopotanie, pod koniec dnia nie pytała już cały czas Harry’ego czy na pewno może poczęstować się tym, co postawił na stoliku. On przypominał sobie jak to jest, gdy spędza się czas z osobą, której nie obchodzi ile zer znajduje się na jego kącie. Czuł w kościach, że ona jest zupełnie inna. Że różni się od dziewczyn, które rozmawiają z nim tylko po to, by znaleźć się na pierwszych stronach gazet.

- Muszę już uciekać. – Jej cichy głos wyrwał go z letargu. Zamrugał kilkakrotnie, spoglądając na ubierającą się już dziewczynę.

- Jasne. – Uśmiechnął się, podnosząc z fotela. Pomógł Rosie założyć sweter, w którym – jak zawsze z resztą – trochę się zaplątała. Spojrzała na niego przepraszająco, robiąc głupią minę. Zaśmiał się jedynie, wręczając ciemnowłosej jej torebkę. – To co? Wpadniesz jutro?

- Ale twoje kwiatki nie potrzebują codziennej pielęgnacji. – Rzuciła bez namysłu. Potrząsnął głową, ukazując głębokie dołeczki.

- Ale mój żołądek potrzebuje. – Uśmiechnął się głupio, podążając za dziewczyną w stronę drzwi.  

- Mógłbyś sam nauczyć się gotować. – Stwierdziła, chwytając za klamkę. – Mimo wszystko, chętnie wpadnę i pomogę ci z resztą piosenki. Dobrze wiem, że tylko o to ci chodzi. – Zaśmiała się, odwracając zbyt gwałtownie. Wpadła na chłopaka, odbijając się od jego klatki piersiowej.

- Nieprawda. Dlaczego masz mnie za takiego drania. – Wydął usta, przez co wyglądał jak mały, niezadowolony chłopiec. Widząc zdezorientowaną minę Rosie, zaśmiał się cicho. Obszedł dziewczynę i chwytając za klamkę, otworzył jej drzwi. – Do zobaczenia, Rosie. – Dodał ściszonym głosem. Uśmiechnęła się słodko i machając mu, opuściła mieszkanie.

- Czekaj! – Usłyszała nagle. Odwróciła się ze zdziwieniem. – Nie możesz wyjść w taką pogodę bez żadnego zabezpieczenia. – Harry zaśmiał się donośnie, wręczając zszokowanej dziewczynie czarną parasolkę.

- Ale ja sobie poradzę, dziękuję..

- Bierz i nie gadaj kobieto. – Uśmiechnął się słodko. Westchnęła dyskretnie i skinieniem głowy, podziękowała za parasolkę. Po raz ostatni spojrzała w parę zielonych oczu i opuściła budynek.

*

     Następnego dnia obudziła się z uśmiechem na twarzy. Chyba po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Zsunęła się z łózka i skierowała od razu do łazienki, przeciągając się po drodze. Dopiero, gdy ujrzała swoje odbicie w lustrze, jej mina zrzedła. Jednakże trwało to dosłownie kilka sekund.

     Jeszcze nie do końca rozumiała dlaczego, ale chciała tego dnia wyglądać ładnie. Nigdy nie przywiązywała do swojego wyglądu zbyt dużej wagi. Zawsze kupowała za duże koszulki czy spodnie, wiedząc, że i tak większość tych pięknych ciuchów, które wiszą na manekinach, nie będzie w stanie wsunąć na swój tyłek. Była świadoma swego wyglądu i tego jak niektórzy mogą na nią reagować. Mimo wszystko, nauczyła się puszczać to mimochodem. Wciąż jednak nie potrafiąc całkowicie przestać przejmować się zdaniem innych.

      Ubrała na siebie granatowy, trochę za duży płaszcz, zarzuciła na ramię torebkę i chwyciła w dłonie czarną parasolkę. Pożegnała się z wiecznie roześmianą, siedmioletnią brunetką i opuściła mieszkanie.

      Obudził się wyjątkowo wcześnie. w czarnych bokserkach poczłapał do kuchni. Zaparzył sobie kawę i wsuwając do ust suchą kromkę chleba, skierował się do okna, w dłoniach trzymając parujący kubek. Odkąd uchylił powieki, szeroki uśmiech nie znikał z jego twarzy. Czuł w sobie podekscytowanie, ciekawość i niecierpliwość. I sam nie rozumiał dlaczego.

     Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu. Osobiście, lubię tę historię, a to u mnie prawdziwa rzadkość. ;) Zapraszam Was misie na Jednokierunkowe imaginarium i nowość - Siedem wdechów. Buziaki. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top