» Rozdział 6

Pietro zadowolony wrócił do wieży. Jego radość nie umknęła Wandzie, która z podejrzeniem wpatrywała się w swojego brata. Od wydarzeń w Sokovii nie widziała go, aż tak szczęśliwego. Brunetka powoli przyłożyła kubek do ust i upiła z niego trochę herbaty.

Maximoff posłał jej szeroki uśmiech, po czym udał się w stronę swojego pokoju, nucąc sobie pod nosem jakąś piosenkę. Wanda otworzyła szerzej oczy, w ekspresowym tempie odłożyła kubek na blat i ruszyła za swoim bratem.

— Zapytam wprost — oznajmiła, wchodząc bez pukania do jego sypialni. — Co brałeś? — spytała, widząc niezrozumiały wzrok białowłosego.

— Nic Wandziu — odparł, ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechem.

— Ta jasne — powiedziała, podchodząc do niego. Położyła ręce na policzkach brata i zaczęła sprawdzać mu źrenice.

— No mówię, że nic nie brałem — rzekł rozbawiony.

— Piłeś? — zapytała, patrząc na niego z przymrużonymi oczami i odeszła od niego kilka kroków.

— Jestem czysty — stwierdził, kładąc rękę w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Wanda zmierzyła go wzrokiem, a jej uwagę przykuła plama na koszulce chłopaka.

— A to co? — spytała, wskazując na nią.

— Zabawna sytuacja — oznajmił, śmiejąc się. — Wszystko ze mną w porządku — odparł poważniej.

— Ja tylko się martwię. Nie chce, żebyś popadł w jakiś nałóg i się stoczył — przyznała zmartwiona, po czym usiadła na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Pietro podszedł do swojej siostry i przytulił ją mocno. Wiedział, że ostatnim czasem Wanda przechodzi jakieś załamanie i starał się dodać jej chociaż trochę otuchy...

▼▼▼

— Mogę w czymś pomóc? — zapytała Clara, a czarnowłosa kobieta zmierzyła ją wzrokiem.

— Poszukuję jakiejś starej lampy — oznajmiła spokojnie, kładąc na szklanym blacie rysunek poszukiwanego przedmiotu.

— Myślę, że coś się znajdzie — rzekła brązowowłosa, wychodząc na zaplecze, ówcześnie zabierając od klientki kartkę.

Ciemnooka rozejrzała się po antykwariacie. W pewnym momencie podeszła do jednego z bardziej zakurzonych regałów i włożyła niewielki przedmiot pomiędzy dwie stare figurki. Kiedy usłyszała, zbliżającą cię Clarę od razu wróciła na swoje wcześniejsze miejsce.

— Ta powinna być w sam raz — stwierdziła, a na ustach czarnowłosej pojawił się sztuczny uśmiech.

— Idealna — przyznała, wyciągając odpowiednią sumę pieniędzy. Po załatwieniu formalności zabrała lampę i opuściła zakład.

Gdy znalazła się dwie przecznice dalej, wyrzuciła przedmiot do kosza na śmieci. Odwróciła się i spojrzała na ogromną budowlę należącą do Mścicieli. Oparła się o pobliską ścianę i patrzyła na drwi wejściowe Avengers Tower, przez które wchodziła właśnie rudowłosa kobieta.

Jeszcze was zniszczę — pomyślała ciemnooka, po czym ruszyła w kierunku wynajętego samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top