» Rozdział 3
Brunetka siedziała przy stoliku w kawiarni i przeglądała archiwalne strony. Pragnęła dowiedzieć się czegoś o swojej matce. W domu nie znalazła nigdzie nawet zdjęć z nią ani jakichś innych jej rzeczy. Nie było nic związanego z kobietą, tak jakby w ogóle nie istniała.
Znała tylko jej imię, które dziadek przypadkiem zdradził brunetce. Nastolatka wiedziała, że staruszek na pewno wie wiele o kobiecie, ale z jakiegoś powodu nic nie mówił. Swojego ojca nie chciała się pytać o to. Po pierwsze zawsze się denerwował, jak tylko zaczynała ten temat i wychodził, a po drugie, aktualnie nie było go w mieście. Z zawodu był żołnierzem amerykańskiej armii i przebywał na terytorium Iranu, w związku z wyznaczonej mu misji.
Dziewczyna westchnęła cicho, gdy kolejny raz nic nie znalazła. Trwała ciągle w martwym punkcie, odkąd zaczęła szukać kobiety.
— Znowu się tym zadręczasz?— zapytał Thomas, przysiadając się do niej.
Brunetka podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko, widząc swojego przyjaciela. Szatyn trzymał w dłoniach pełno kartek, a o stolik oparł futerał ze swoją gitarą. Razem z Clarą trzymał się razem od dziecka i byli dla siebie jak rodzeństwo.
— Wystarczy ci już — powiedział, zamykając jej laptopa i uśmiechnął się lekko.
— Myślę, że jestem już blisko— oznajmiła, upijając łyk kawy, która już dawno stała na jej stoliku i zrobiła się zimna.
— Od roku się z tym męczysz. Wyluzuj trochę— stwierdził. Wiedział, jak jej trudno, ale nie mógł już patrzeć, jak przyjaciółka się tym kłopotała. Clara westchnęła cicho i uśmiechnęła się lekko.
— No dobrze — odparła i schowała komputer do swojej torby. — Idziemy się przejść?— zapytała zostawiając przy filiżance należytą kwotę za napój.
— No oczywiście, jak co czwartek — uśmiechnął się i pozbierał swoje rzeczy.
Wyszli wspólnie z kawiarni i udali się do parku. Thomas zawsze wiedział, jak ją rozbawić i bardzo dobrze mu to wychodziło. Po chwili szatyn chwycił ją za rękę i pociągnął na ławkę. Clara zaśmiała się głośno i usiadła na ławce, przyglądając się poczynaniom przyjaciela. Chłopak wyciągnął swoją gitarę i zaczął grać na niej. Brunetka uśmiechała się szeroko i wsłuchiwała się w graną muzykę.
W ich kierunku zmierzała dwójka rodzeństwa. Chłopak siedzący na wózku inwalidzkim cały czas wyrażał głośno swoje niezadowolenie, a niektórzy przechodnie dziwnie się na niego patrzyli.
— Nie traktuj mnie jak inwalidę — oburzył się Pietro i założył ręce na piersi.
— Trzeba było myśleć idioto nierozumny — powiedziała bezsilnie Wanda.
— O! A więc teraz bawimy się w wyzywanie — prychnął pod nosem.
— W nic się nie bawimy — odparła rozzłoszczona Maximoff, a białowłosy zamilkł i spuścił wzrok.
Wyjście na świeże powietrze miało mu pomóc i dotlenić ten mózg, którego czasem nie używał. Chłopak siedział cały czas naburmuszony. Upierał się cały czas przy tym, że już z nim dobrze, ale inni nie chcieli tego słuchać.
W pewnym momencie uniósł lekko głowę i spojrzał w stronę śmiejącej się dziewczyny. Od razu ją rozpoznał. Odkąd ją uratował, myślał o niej. A widok uśmiechniętej brunetki, uradował go. Miał teraz pewność, że jest cała i bezpieczna.
▼▼▼
Clara przetarła dłonią oczy i spojrzała na zegar, którego wskazówki wskazywały północ. Odłożyła książki na stolik, po czym opadła na kanapę. Wypita kofeina już na nią nie działała, a zmęczenie dopadło dziewczynę. Przymykając oczy, marzyła tylko o spokojnym śnie...
❝ Oddychała ciężko i przemierzała opuszczoną fabrykę. Była cała ubrudzona, a na rękach miała krew. Przestraszona rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zauważyła. Szła dalej. W pewnym momencie usłyszała szmer, a czarna postać mignęła jej przed oczami. Oddech dziewczyny od razu przyśpieszył, a świat przed oczyma zawirował. Nagle zauważyła przed sobą jakieś przedmioty i ludzi. Zielonooka zakryła dłonią twarz, a z jej oczu popłynęło kilka łez.... Później była już tylko ciemność...❞
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top