<> III <>

Obudziłam się w łóżku szpitalnym, w przytulnej sali. Wokoło było mnóstwo kojącego błękitu wraz z akcentami bieli.

I wtedy dostrzegam to. Kroplówkę na prawo, podpiętą do mojej prawej ręki. To dziwne uczucie, kiedy widzi się rurkę przymocowaną do twojej ręki. Jakby pierwszy etap zostania robokopem został osiągnięty. Dobra, nie chcę o tym myśleć. Mam dziwaczne skojarzenia. Spojrzeniem sięgam dalej, na dwóch pacjentów leżących na prawo ode mnie.

Pierwszym pacjentem, a właściwie pacjentką, okazała się łysa dziewczyna w moim wieku. Łysa. Do głowy wpada mi tylko jeden pomysł: Przechodzi nowotwór. Oby jej nic się nie stało poważnego. Sama myśl o tym, co ona musi przechodzić zbudza we mnie współczucie. Nawet nie odrazę i wstręt, jak to zazwyczaj bywa. Kiedy człowiek staje się pacjentem inaczej postrzega świat.

Za dziewczyną na prawo leży starsza pani. Po czym rozpoznaję, że starsza? Pani ta posiada nie więcej nie mniej niż trzy większe kępki siwych włosów i brak połysku, zmarszczki na twarzy oraz rzadko się porusza. Kłopoty ze stawami. Typowa oznaka starości.

Odwracam głowę i moje spojrzenie lada na lewo. Jedno puste łóżko. A za nim duże okno, usytuowane na środku ściany. Och, jak dobrze, że ono tutaj jest. Bez niego byłoby tutaj tak ciemno...

Niespodziewanie słyszę czyjś głos, wydobywający się najpierw z korytarza, a potem z każdą chwilą bliższy mnie.

- Bello! Masz gości!

Moje spojrzenie pada w miejsce, skąd prawdopodobnie wydobywa się głos. Stoi tam pielęgniarka, schludnie ubrana... ale ma fałdki na brzuchu! Pracuje w służbie zdrowia i nie potrafi utrzymać diety... nie tak jak ja!

- Dziękuję, proszę pani. A kto ma się zjawić? - odpowiadam nadzwyczaj mile, gdyż czuję się osłabiona i nie mam siły drzeć koty.

- Twoi rodzice.

- Moi rodzice? - jestem w pełni zdumiona. Anna i Daniel przyjadą? Specjalnie dla mnie? Tutaj? Do szpitala? Przecież oni są w pracy, moi biedni pracoholicy... A w tym tygodniu mieli mieć trasę Toruń - Poznań - Gniezno, jak niby mieli zdążyć tutaj przyjechać? W końcu to pół Polski drogi...

- Zgadza się, pani rodzice. O ile dane się zgadzają... Anna i Daniel Porębscy.

- Ow-wszem, z-zgadza s-się. - wyjąkałam, bowiem ledwo doszło do mojej świadomości, że w końcu ujrzę moich rodziców. Adopcyjnych, zastępczych rodziców.

Wkrótce przyszli. Mama wydawała się dziwnie zadowolona, weszła do sali z nieznacznym, choć widocznym uśmiechem. Ubrana była ciekawie, w bordową bluzkę, jeansy rurki oraz jasnobrązowe poncho. Prawą rękę trzymała na brzuchu. Drugą rękę włożyła w zgiętą, prawą rękę męża. On z kolei wystylizował się na swój styl, ubierając zaledwie luźne spodnie oraz elegancką koszulę w kratę.

Obydwoje przywitali mnie uśmiechem, po czym ojciec zelżył uścisk i rozdzielili się. Każdy z nich usiadł na krzesłach po obydwu stronach mego łóżka szpitalnego, tata na lewo, mama na prawo. Kiedy mama usiadła, od razu położyła dłoń na mojej prawej.

- Kochanie, jak się czujesz? - spytała czuło, a ja zauważyłam, że uśmiech jej zszedł z twarzy. Chyba w końcu zainteresowała się moim zdrowiem i przejęła moim upiornym wyglądem...

Wyminęłam jej pytanie, zdając inne:

- Skąd dowiedzieliście się, że tutaj trafiłam?

Nikt nie musi wiedzieć, że burczy mi w brzuchu jak diabli i że głodzę się od końca zeszłego roku szkolnego, kiedy dowiedziałam się, że osoba, w której się podkochuję, nie akceptuje mojego wyglądu.

- Od niezawodnej pani Zalewskiej, twojej wychowawczyni. Mamy z nią stały kontakt... - zaczął mówić tata, podczas gdy nasunęła mi się pewna para słów: "Szkoda, że ze mną go nie utrzymujecie.".
- Powiedziała nam, że zasłabłaś przed wejściem do szkoły i któryś z uczniów zadzwonił po pogotowie. - ciągnął dalej, a ja zaciekawiłam się. Kto z uczniów mógłby zauważyć mnie, tego tłuściocha, i zainteresować się jego losem?
Tato mówił dalej:
- Karetka przyjechała na miejsce ratownicy zdradzili twojej wychowawczyni, gdzie jadą. Od razu potem zadzwoniła do nas. Wspaniała kobieta...

Na te ostatnie słowa mama zareagowała błyskawicznie, spoglądając na niego spode łba. Potem roześmiali się. Dołączyłam do nich.
Co jak co, ale czasami bywają niezawodni...

- Kochanie, chciałam coś ci powiedzieć. A właściwie WAM coś powiedzieć... - przerwała naszą chwilę rozkoszy mama

- Jestem w ciąży.

Niespodziewanie obudziłam się. A jednak to był sen na jawie....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top