Rozdział ósmy; Chcę żebyśmy poznali się na nowo.

Patrzyłam na Ethan'a w ciszy, zapominając nagle o wszystkim co działo się przed chwilą. Nie obchodziło mnie już, że był świadkiem mojego upokorzenia, ze strony Aidena ani to, że dałam się ponieść emocjom w jego towarzystwie nawet po tak długim czasie. Z uchylonymi ustami nie odrywałam wzroku od jego twarzy cały czas, słysząc brzmienie, jego ostatnich słów.
Chciałam się na niego złościć i jakaś cząstka mnie przekonywała, że to byłaby w pełni uzasadniona reakcja, ale druga część dostrzegła w nim tego chłopaka, który stał się dla mnie bliższy, niż ktokolwiek inny i nie potrafiłam tego zignorować. Jego ciemne tęczówki przepełnione emocjami błądziły po mojej twarzy. Miałam wrażenie, że niemo błagał mnie o jakieś słowa zrozumienia, ale ja nie potrafiłam ich znaleźć.

— Przestań — odezwał się pierwszy, przerywając ciszę, która zaczynała być nieznośna.

— Co takiego? — zapytałam, nie odrywając wzroku od jego twarzy nawet na moment.

— Nie znoszę, kiedy patrzysz na mnie ze współczuciem — skrzywił się na samo słowo, które padło z jego ust — Wtedy czuję, że jestem coś...

— Wart — wtrąciłam, wiedząc, że właśnie to chciał powiedzieć, bo jego oczy stały się lustrzanym odbiciem moich emocji, których nie potrafiłam ukoić.

Chryste, dlaczego byliśmy tak samo zepsuci?

Ethan nie potwierdził, ale również nie zaprzeczył mojej odpowiedzi. Wpatrywał się we mnie z niemożliwym do oczytania wyrazem twarzy.
Objęłam się ramionami, czując nagły nieprzyjemny powiew chłodnego wiatru. W środku nadal cała kipiałam od emocji, których zdecydowanie się dziś nie spodziewałam, ale czułam również, jak zmęczenie brało górę.

Bez słowa podeszłam do drzwi czarnego camaro i usadowiłam się na miejscu pasażera, sięgając po pas. Ethan chwilę później zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, który wydał z siebie głośny warkot. Nie musiałam podawać mu adresu, bo zapamiętał drogę do mojego mieszkania po tym, jak przywiózł tam Luke'a.

Jechaliśmy w milczeniu, pokonując kolejne przecznice, aż w końcu zatrzymaliśmy się pod budynkiem z czerwonej cegły.
Sięgnęłam do zapięcia pasa, zerkając na Ethan'a którego spojrzenie wlepione było w przednią szybę. Jego prawa dłoń z poobijanymi knykciami zaciskała się na boku kierownicy.

— Powinieneś przyłożyć coś do tego — oznajmiłam, zwracając tym jego spojrzenie.

Spojrzał na swoją dłoń, po czym znów na mnie.

— Bywało gorzej — wzruszył ramionami, unosząc lekko kącik ust.

Przewróciłam oczami.

— Powinnam mieć jakiś okład.

Brunet ściągnął brwi na moje słowa.

— Mam wejść? — zapytał, na co skinęłam niepewnie głową.

Nie miałam pojęcia, czy był to dobry pomysł, ale w tamtym momencie nie do końca myślałam trzeźwo. Zdawało mi się, że powinnam zaproponować mu chociaż namiastkę pomocy po tym, co zrobił dla mnie. Nie chciałam nawet myśleć co mogłoby się stać, gdyby nie powstrzymał Aidena. Na samą myśl o nim żołądek ścisnął mi się z nerwów, ale szybko pozbyłam się czarnych scenariuszy z głowy.
Mężczyzna, taki jak Aiden Rowan nie będzie sobie zawracał mną głowy.

Stukot moich szpilek rozniósł się po pogrążonej w ciszy klatce schodowej. Odnalazłam w torebce klucze i zwinnie otworzyłam drzwi mieszkania, w którym na szczęście panował względny porządek.
Zapaliłam światło i ruszyłam w stronę aneksu kuchennego słysząc, jak Ethan podąża za mną. Jego obecność w Nowym Jorku, a szczególnie w moim mieszkaniu nadal wydawała się nieco nierealna. Nie miałam pojęcia, czy to przez dawkę alkoholu, czy jakąś paranoję, której zapewne nabawiłam się przez ostatnie kilka miesięcy, ale obawiałam się, że przy kolejnym mrugnięciu siedzący przy wyspie kuchennej brunet mógłby zniknąć.

Wyjęłam z zamrażarki worek lodu i obróciłam się w stronę Ethan'a wlepiając spojrzenie w jego dłoń, którą położył na blacie. Mimo sporej ilości czarnego tuszu na jego dłoni ciągnącego się od niemal samych opuszków palców po rękawy jego koszuli dostrzegłam zaczerwienione knykcie. Stanęłam, nachylając się lekko w stronę jego dłoni, ale zanim przyłożyłam do niej zimny okład, nie wiedząc, czemu uniosłam drugą rękę i przesunęłam opuszkami po zdartej skórze na jego dłoni. Ciepło jego skóry przyprawiło mnie o dreszcz.
Nie miałam pojęcia, czemu to zrobiłam. Nie wiedziałam nawet, czemu zaprosiłam go do środka, a teraz jeszcze robiłam coś takiego.

— Boli? — zapytałam cicho czując, jak jego dłoń lekko zadrżała pod moimi palcami.

— Nie — odparł niemal od razu.

Zerknęłam na niego skinając lekko głową, a następnie przyłożyłam worek z lodem do jego dłoni. Odległość, jaka nas dzieliła nie pozostawiała za wiele dystansu, jednak z jakiegoś powodu pierwszy raz, odkąd wrócił mi to nie przeszkadzało.W końcu po dziewięciu miesiącach usłyszałam od niego to, co spędzało mi sen z powiek — wyjaśnienia. I, mimo że nie do końca potrafiłam je zrozumieć nie mogłam zaprzeczyć, że nie brzmiały szczerze.
Podniosłam głowę, natrafiając na ciemne tęczówki Ethan'a. Miałam wrażenie, że uchylił lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć, gdy tylko skrzyżowałam z nim spojrzenie.

— Złamało mnie to — odezwałam się jednak pierwsza, czując nagły przypływ chęci szczerej rozmowy. Widząc lekkie zmieszanie na jego twarzy doprecyzowałam myśl — Twój wyjazd.

Mięsień w okolicy jego szczęki drgnął, ale po chwili rozluźnił się i spojrzał na mnie w ten sposób, który zazwyczaj działał mi na nerwy. Ze współczuciem i żalem.

— Scar... — szepnął, pochylając się w moją stronę i wyciągnął drugą dłoń, jakby chciał dotknąć mojej, ale ostatecznie tego nie zrobił.

— Pozwól mi mówić — odparłam głosem nieznoszącym sprzeciwu i wyprostowałam się opierając biodrami o szafki kuchenne. Spojrzenie jego ciemnych tęczówek nabrało na sile — Powiedziałeś mi, czemu wyjechałeś, a ja chciałabym powiedzieć, czemu zostałam.

Brunet wydawał się nieco zaskoczony moimi słowami, ale nie przerwał mi w żaden sposób.

— Wiem, że niczego sobie nie obiecaliśmy, ale w tamtym momencie Cię potrzebowałam, a ty nie rozumiem, czemu uznałeś, że poradzę sobie sama — objęłam się ramionami, czując nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa — To mnie zabolało. Cholernie mocno.

— Nie chciałem tego — odezwał się spuszczając na moment wzrok — Naprawdę myślałem, że wyjeżdżając postępuje słusznie.

Skinęłam głową mimo, że nie nadal tego nie rozumiałam.

— Po twoim wyjeździe było mi ciężko, ale pozbierałam się. Uznałam, że to co mieliśmy przecież i tak miało się skończyć. Miałam iść na Harvard, a ty miałeś wyjechać do Filadelfii. Nie mieliśmy być przecież razem — obróciłam głowę, uciekając wzrokiem za szybę — Naprawdę dobrze mi szło trzymanie się kupy, do czasu, aż nie otrzymałam wyników z Harvardu. Chyba wtedy wszystko zaczęło się sypać — skrzywiłam się lekko na samo wspomnienie tego paskudnego dnia — Rodzice początkowo nie wierzyli, że mogłam się nie dostać i zapewniali mnie, że to tylko jakiś błąd, ale ja wiedziałam, że tak nie było. Gdybyś tylko mógł zobaczyć ich minę, kiedy doszło do nich, że nie będę tam studiować...— ucięłam, przenosząc spojrzenie na bruneta, który słuchał uważnie każdego mojego słowa — Nigdy nie byli mną tak bardzo zawiedzeni.

Ostatnie słowa obiły się echem w moim umyśle, sprawiając, że poczułam nieprzyjemny ścisk w gardle. Nigdy nikomu nie mówiłam o tym, jak zareagowali moi rodzice na wieść, że ich idealna córeczka nie była wcale idealna. Nie była nawet dobra.
Zawsze tylko niewystarczająca.

— Ale nie powinni Cię tutaj zostawiać samą — ton jego głosu zdradzał niepewność.

Uśmiechnęłam się lekko.

— To był mój wybór — położyłam dłonie po obu stronach mojego ciała, zaciskając palce na krawędzi blatu — Nie potrafiłam wyjechać z Nowego Jorku. Uparcie chciałam przekonać samą siebie, że zadbam o swoją przyszłość nawet bez ich pomocy, ale cóż... nie wyszło, jak widać — westchnęłam, wzruszając ramionami — Gdy wyjechali poczułam się, tak cholernie samotna, że miałam wrażenie, że moja beznadzieja rozsadzi mnie od środka. Zaczęłam tracić kontrolę nad sobą i wpadać w jakiś ciemny, beznadziejny wir. Codziennie byłam otoczona ludźmi, ale czułam się, jakby mnie w ogóle nie było.

Ethan milczał, wpatrując się we mnie oczami, w których dostrzegałam tak wiele sprzecznych emocji, że niemożliwe było odgadnięcie jego myśli.
Panująca między nami cisza sprawiła, że zaczęłam opowiadać jeszcze bardziej szczegółowo.

— Kiedy zrozumiałam, że nie radzę sobie sama, zaczęłam szukać innych sposobów na ucieczkę od rzeczywistości — kontynuowałam, czując, jak emocje powoli wyłaniają się na powierzchnię mojego wnętrza — Odkryłam, że alkohol skutecznie zagłusza natrętne myśli.

Poczułam wstyd, przyznając to głośno, ale taka była prawda. Alkohol dawał mi chwilę zapomnienia, choć tylko na krótki czas.
Przełknęłam twardo ślinę, próbując stłumić gorycz, która powracała wraz z każdym słowem. Ethanowi chciałam pokazać, że nadal potrafię być silna, choć wiedziałam, że to będzie trudne. Przez chwilę zastanawiałam się, dlaczego odwiedziłam mu o tym wszystkim, o moich słabościach i wewnętrznym rozpadzie. Może było to spowodowane tym, że patrząc w jego oczy, czułam, że nadal może zrozumieć mnie bardziej niż ktokolwiek inny.

Niepewnie zrobiłam krok w stronę wyspy kuchennej opierając o nią dłonie.

— Miałeś rację mówiąc, że jestem w rozsypce — wyznałam cicho, wątłym głosem — Chciałabym to zmienić, naprawdę. Tylko nie wiem, czy potrafię.

Przez chwilę nasze spojrzenia splatały się w ciszy, aż nagle Ethan położył swoją dłoń na mojej.
Jego dotyk był zadziwiająco delikatny.

— Chcę ci w tym pomóc Scarlett — potarł kciukiem wierzch mojej dłoni — Obiecuję, że tym razem będzie inaczej.

Przechyliłam lekko głowę, szukając w jego oczach czegoś co mogłoby mi pozwolić zaufać mu raz jeszcze.

— Skąd wiesz, że ci się uda? — spytałam, niepewna.

— Nie wiem — przyznał szczerze — Nigdy nie wiadomo, czy uda nam się komuś pomóc, ale to nie znaczy, że mamy przestać próbować, prawda?

Kąciki moich ust mimowolnie poderwały się ku górze.
Miałam świadomość, że mieliśmy wiele rzeczy do przepracowania i wiele do wyjaśnienia, ale od czegoś przecież musieliśmy zacząć.

— Zostaniesz? — zapytałam.

Ethan zastanowił się przez chwilę, a następnie spojrzał na nasze splecione dłonie. Wiedziałam, że to pytanie zadziała na niego jak magnes, przyciągając go do mojej bezsilnej potrzeby towarzystwa.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — powiedział z wyraźnym wahaniem w głosie.

— Nie każ mi znów Cię o to prosić — wydusiłam z siebie szeptem, starając się utrzymać kontrolę nad drżeniem w moim głosie.

Nie chciałam, żeby ujrzał jak moje pełne desperacji oczy, prosiły go, by nie zostawiał mnie w obliczu własnych demonów. Wiedziałam, że to było niewłaściwe, ale było mi wszystko jedno. Potrzebowałam go dziś.
Ethan niemal od razu zrozumiał, do czego nawiązywałam i lekko, niemal nieodczuwalnie, ścisnął moją dłoń. Wiedział, jak ból samotności jest w stanie zniszczyć człowieka.

— Prześpię się na kanapie — oznajmił, na co skinęłam jedynie głową.

Pozwoliłam, żeby ulga przemknęła mi przez ciało, czując, jak napięcie powoli opuszcza moje ramiona. Nie miałam pojęcia, dlaczego zależało mi na tym, żeby został. Może jakaś cząstka mnie naprawdę chciała wierzyć, że uda mi się mu znów zaufać, a może dlatego, że po prostu byłam zmęczona samotnością.
Zmęczona samą sobą. A on, jak nikt inny potrafił to zrozumieć.

***

W ostatnim czasie przerobiłam dziesiątki, jak nie setki skacowanych poranków. Za każdym razem z błogiego stanu wyrywał mnie ból głowy, niemożliwa do opisania suchość w ustach, lub niepokojący skręt żołądka.
Tego dnia było jednak inaczej. Żadna z powyższych rzeczy nie spędziła mi snu z powiek, tak jak zrobił to odgłos tłuczonego szkła roznoszący się po moim mieszkaniu echem.
Zerwałam się z łóżka na równe nogi i niewiele, myśląc ruszyłam w stronę kuchni, skąd rozbrzmiał ten hałas. Lekkie szumienie w głowie przypominało mi, że o spożytej dawce alkoholu.

Stanęłam w salonie, kierując głowę w stronę aneksu kuchennego, a kiedy mój wzrok padł na półnagiego mężczyznę uchyliłam mimowolnie usta.
Widok stojącego w kuchni Ethan'a ubranego jedynie w ciemne garniturowe spodnie sprawił, że wydarzenia z wczorajszego dnia uderzyły we mnie z podwójną siłą. Mimo że nie wypiłam tyle, by w jakimś momencie, chociaż na chwilę urwał mi się film, to do samego końca, czyli do momentu położenia się do łóżka nie miałam pewności, czy przypadkiem moja wyobraźnia nie płatała mi figli.
Teraz jednak miałam pewność, że wczorajszy wieczór był rzeczywisty.

Ethan stał pochylony nad zmywarką, trzymając w dłoniach kawałki szkła. Wyraźnie zirytowany, warknął pod nosem, wyciągając kolejny stłuczony fragment.

— Pieprzone gówno — mruknął ze złością.

Przetarłam twarz dłońmi i zbliżyłam się do niego z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Czym zawinił sobie ten biedny talerz? — zapytałam z wyraźnym rozbawieniem w głosie.

Brunet poderwał głowę i wyprostował się zrównując ze mną spojrzenie.

— Odkupię — oznajmił z powagą, co tylko powiększyło moje rozbawienie.

Przeszłam kilka kroków w jego stronę i usiadłam na jednym z dwóch krzeseł przy wyspie kuchennej nie spuszczając z niego oczu. Moje spojrzenie sunęło po nagiej klatce piersiowej mężczyzny, która była umięśniona i wyrzeźbiona jeszcze bardziej niż ją zapamiętałam. Wędrowałam wzrokiem po konturach jego mięśni, które wyraźnie rysowały się pod skórą i po dobrze znanych mi liniach i wzorach, które splatały się ze sobą, tworząc swoisty obraz.
Tatuaże Ethan'a były różnorodne – od abstrakcyjnych kształtów, które płynnie przechodziły w realistyczne portrety, po delikatne kwiatowe motywy i symbole, których znaczenia nie potrafiłam odgadnąć. Wszystko to było tak precyzyjnie wykonane, że zdawało się, iż tatuaże wibrują własnym życiem, pulsując w rytm jego serca.

— Szukałem jej — odezwał się nagle, na co poniosłam wzrok, krzyżując spojrzenie z jego ciemnymi tęczówki — Koszulki — dodał, przechylając lekko głowę.

Zmrużyłam oczy, po czym spuściłam wzrok, patrząc na czarną bluzkę z małym logiem nike na piersi, którą na sobie miałam.
Och.

— Zawsze wyglądałam w niej lepiej — odparłam, opierając łokcie o blat.

Ethan zaśmiał się, a mi na ten dźwięk serce zabiło mocniej.

— Niech Ci będzie — podszedł bliżej opierając dłonie o blat wyspy kuchennej tuż obok — Zjesz coś?

— Kawę — odparłam.

— To nie śniadanie — spojrzał na mnie wymownie.

— Kto tak powiedział? — uniosłam brew.

— Cała masa ludzi Scar.

Przewróciłam oczami.

— Od kiedy interesuje Cię co mówią inni? — zapytałam, podpierając brodę na dłoni, gdy jego tęczówki przeszywały mnie na wskroś.

Tym razem to on przewrócił oczami.

— Czarna? — westchnął, robiąc krok w stronę ekspresu.

— Czarna — skinęłam głową, uśmiechając się na moje małe zwycięstwo.

Uważnie obserwowałam jego ruchy, gdy zaparzał kawę powstrzymując się od komentarza na temat tego, że z pewnością nie jest zawodowym baristą.
Chociaż... miało to swój urok.

— Tak to będzie teraz wyglądać? — zapytałam, gdy podsunął mi pod nos kubek — Będziemy dla siebie przesadnie mili i pomocni.

Ethan oparł biodra o szafkę kuchenną i założył ramiona na piersi, patrząc na mnie spod wachlarza długich czarnych rzęs.

— Oczywiście, że nie — uśmiechnął się lekko — Będziemy się wzajemnie denerwować i doprowadzać na skraj wytrzymałości, ale zrobimy to, tak jak należy. Bez żadnej umowy, czy wyznaczania granic — wyjaśnił, nie odrywając wzroku od moich oczy nawet na ułamek sekundy — Chcę, żebyśmy poznali się na nowo. Zasługujemy na jeszcze jedną szansę.

Uchyliłam lekko usta zaciskając w dłoniach kubek.
Jakaś cząstka mnie też tego chciała, bo jeśli miałabym odzyskać, chociaż namiastkę tego co, kiedy nas łączyło byłam gotowa zaryzykować. Jednak z drugiej strony przepełnił mnie strach i niepewność, bo, mimo że zdawało się, że przecież Ethan mówił m szczerze nie miałam pewności, czy znów się nie wycofa. Czy znów nie ucieknie przed moimi uczuciami.

— Nie wiem, czy potrafię Ci zaufać raz jeszcze — powiedziałam tonem głosu niewiele głośniejszym od szeptu.

Ku mojemu zdziwieniu w oczach mężczyzny wcale nie dostrzegłam irytacji, czy czegoś co mogłoby wskazywać na to, że moje słowa go uraziły.

— Wiem, ale pozwól mi chociaż spróbować.

Troska w jego głosie sprawiła, że przełknęłam ślinę.
Wygięłam lekko kąciki ust, a on to odwzajemnił. Po krótkiej chwili milczenia skinęłam głową.

— Dobrze, spróbujmy — spuściłam na moment oczy, wlepiając spojrzenie w czarną parująca ciecz w kubku.

Ethan złapał za drugi kubek i również nalał sobie kawy, biorąc niemal od razu kilka małych łyków.

— To, co powiedziałam wtedy o Liamie i Ivy... — zaczęłam niepewnie, zerkając na mężczyznę — Nie powinnam była. Wcale tak nie myślę, po prostu...

— Zasłużyłem — wtrącił, zanim zdążyłam dokończyć.

Ściągnęłam brwi, po czym pokręciłam energicznie głową.

— Nie — zaprzeczyłam — Nie zasłużyłeś na to, co wtedy mówiłam. Wiedziałam, że te słowa Cię zranią i w momencie złości i frustracji nie zdołałam ich powstrzymać.

Przez twarz Ethan'a przemknął cień uśmiechu.

— Ja też powiedziałem wtedy zbyt wiele — mówił cicho, ale stanowczo — Nie zasłużyłaś sobie niczym na to jak Cię potraktowałem. Nie mam do Ciebie żalu o nic — zapewnił mnie.

Skinęłam lekko głową po czym uniosłam kubek do ust i upiłam solidnego łyka. Kawa przyjemnie rozgrzała moje gardło, dając mi chwilę na przemyślenie tego wszystkiego, co wydarzyło się przeze ostatnie dwadzieścia cztery godziny.
Nie sądziłam, że po tym wszystkim co się stało będziemy potrafili przebywać w jednym pomieszczeniu, jednak było to miłe zaskoczenie.

Może jeszcze nie byłam gotowa przyznać tego na głos, ale cholernie za nim tęskniłam.

— Mogę o coś zapytać? — zapytał na co skinęłam głową automatycznie — Ten mężczyzn... kim był?

— Błędem — odparłam bez chwili zastanowienia, próbując uśmiechnąć się lekko — Jednym z większych w ostatnich miesiącach.

***

Siedziałam na miękkiej sofie naprzeciw jednej z wielu przymierzalni wpatrzona w kolejną kreację, którą założyła na siebie Eva.

— I jak? — zapytała, obracając się wokół, by pokazać mi dopasowany biały kombinezon z futerkiem na kołnierzu z każdej strony.

— Ładny — skinęłam głową — Ale pamiętasz, że jedziemy na domek nad jeziorem, a nie do Aspen? — zapytałam, zerkając na dziewczynę.

— Kto wie, gdzie nas poniesie — odparła z uśmiechem, przeglądając się w lustrze — Może się przydać. Wezmę go.

Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem. Eva Harrison, w kwestii zakupów i wielu innych rzeczy do bólu przypominała mi Laylę.
Możliwe, że właśnie dlatego udało nam się od razu złapać wspólny język.

— A ty nie chcesz czegoś przymierzyć? — wychyliła się zza zasłony, krzyżując ze mną spojrzenie.

— Wolałabym skoczyć w ognisko — odparłam z powagą.

— Jesteś jedną z tych, co nienawidzi zakupów, tak? — skrzywiła się, jakbym wyznała jej, że przejechałam komuś kota — Przynajmniej więcej dla mnie.

Zaśmiałam się ponownie, widząc, jak znika za zasłoną zapewne, sięgając po kolejny ciuch.
Kiedy w poniedziałkowy poranek obudził mnie telefon od Evy nie ukrywam, że było to dla mnie zaskoczeniem, bo do tej pory spotykałyśmy się zawsze w grupie. I, mimo że pomysł spędzenia popołudnia w galerii przyprawił mnie o migrenę zgodziłam się chcąc wyjść z domu, w którym spędziłam całą niedzielę po tym, jak Ethan wyszedł tuż po wypiciu ze mną kawy.
Na razie nie miałam pojęcia, jak miała wyglądać jego próba odbudowania mojego zaufania, ale dziś nie chciałam się nad tym rozwodzić.
Pierwszy raz od dawna czułam dziwny spokój; jakby wszystko mogło się jeszcze naprawić.

Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z rozmyśleń. Sięgnęłam po telefon, wlepiając wzrok w wiadomość wyświetloną na ekranie i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Mimo że wykasowałam numer Ethan'a miesiące temu, żeby przypadkiem pod wpływem emocji, czy alkoholu nie wybrać go z kontaktów i tak pamiętałam go na pamięć. Jak mogłam zapomnieć, kiedy wybierałam go tak często.

847 265 8678;.
Ludzie w Nowym Jorku stali się bardziej irytujący, czy ja mniej cierpliwy?

Odblokowałam telefon, wystukując odpowiedź, gdy Eva wyszła z przymierzalni niczym tornado stając przede mną w czerwonej sukience. Poderwałam głowę, krzyżując z nią spojrzenie.

— No to na pewno nie przyda Ci się nad jeziorem — skomentowałam, patrząc na ubranie, które ledwie, co zakrywało jej pośladki.

— Walić jezioro — machnęła dłonią — Myślę już o imprezie walentynkowej. Jest idealna, przyznaj — spojrzała na mnie z zachwytem, wygładzając materiał.

— Cóż... jest bardzo ładna — potaknęłam, uśmiechając się — Zdecydowanie twój kolor.

— Są jeszcze do tego rękawiczki, poczekaj — rzuciła i znów wpadła do przymierzalni, gdzie na stojącej pod lustrem pufie leżała góra ubrań.

Kolejne wibracje telefonu w mojej dłoni przypomniały mi o otrzymanej przed chwilą wiadomości. Korzystając z tego, że Eva znów była zajęta sobą spuściłam wzrok. Tym razem jednak widok numeru na wyświetlaczu nie sprawił, że się uśmiechnęłam. Moje oczy przywarły do ekranu, jak magnes, a dłonie zadrżały, czując nieprzyjemny skręt w żołądku. W milczeniu nacisnęłam na wiadomość, sunąc wzrokiem po ciągu liter formujących dwa zdania, przez które serce podeszło mi do gardła.

Aiden:
Jeśli myślisz, że możesz tak po prostu mnie ośmieszać i nie ponieść konsekwencji to się grubo mylisz myszko.
To jeszcze nie koniec.

XX

Aiden nie odpuści... a wkrótce wróci ktoś jeszcze z przeszłości 🫣

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top